zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
Powrót...
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI |
Środa, 2010-02-17
Polski rząd przystępuje
do katyńskiej skargi przeciwko Rosji
Polski rząd przystępuje do skargi skierowanej przeciwko Rosji przez
Witomiłę Wołk-Jezierską i 12 innych krewnych oficerów zamordowanych
przez NKWD - podaje "Rzeczpospolita". W postępowaniu przed Europejskim
Trybunałem Praw Człowieka rząd będzie miał status tzw. strony trzeciej,
mogącej m.in. składać wnioski podczas procesu.
Witomiła Wołk-Jezierska i 12 polskich krewnych ofiar NKWD złożyło skargę
w sierpniu 2009 roku. 27 listopada Trybunał przesłał ją do Rosji, dając
jej rządowi czas do 19 marca 2010 roku na odpowiedź na postawione przez
Polaków zarzuty. Chodzi m.in. o naruszenie prawa do życia i poniżające
traktowanie, o których mówi europejska konwencja praw człowieka.
Krewni ofiar próbowali przez lata dochodzić sprawiedliwości przed
rosyjskimi sądami. Tam jednak odmówiono im nie tylko rehabilitacji ich
bliskich, ale nawet dostępu do materiałów zakończonego w 2004 roku
rosyjskiego śledztwa katyńskiego. Zdaniem strony rosyjskiej część tych
dokumentów nadal stanowi tajemnicę państwową. Dostępu odmówiono także
prokuratorom IPN.
(Rzeczpospolita)
Koledzy zbierają krew dla bohaterskiego strażaka
Strażak, który uratował wędkarza uwięzionego na krze na Sanie w
Przemyślu, utrzymywany jest w śpiące farmakologicznej. Jest już po
jednej operacji, na środę zaplanowana jest druga - powiedział zastępca
Komendanta Miejskiego PSP mł. bryg. Artur Domagalski. Strażacy
zorganizowali akcję oddawania krwi dla swego kolegi.
Jak powiedział rzecznik podkarpackich strażaków st. kpt. Marcin Betleja,
akcja objęła całe Podkarpacie, przyłączyli się do niej także
funkcjonariusze innych służb mundurowych.
- Często zdarza się, że to strażacy ratują osoby potrzebujące pomocy,
teraz jest inna sytuacja i to strażak jej potrzebuje. Dlatego chciałbym,
aby te słowa odwagi i pochwały, jakie widnieją w internecie pod wieloma
artykułami na temat wtorkowej akcji, zamieniły się w czyn i te osoby
poszły oddać krew. Sam też oddałem i liczę, że tak postąpią osoby w
całej Polsce - dodał Betleja.
Przemyski punkt krwiodawstwa w środę nie był w stanie przyjąć wszystkich
chętnych do oddania krwi. Akcja będzie więc kontynuowana w następne dni.
We wtorek po południu mężczyzna, który łowił ryby na Sanie w Przemyślu,
nagle znalazł się na krze. Oderwany lód zniósł go około kilometra, w
okolice mostu kolejowego w Przemyślu. Tam strażak - st. kpt. Daniel
Dryniak - przywiązany liną, pomógł mu wydostać się na brzeg. Niestety,
sam został przyduszony przez lód i - ciężko ranny - został przewieziony
do szpitala. Wędkarzowi nic się nie stało.
(PAP)
"Biały kruk" odzyskany w ostatniej chwili
Policjanci z Zespołu do Walki z Przestępczością przeciwko Zabytkom
Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi odzyskali
unikatowy egzemplarz „Pana Tadeusza”.
Książka wydana w Paryżu została najprawdopodobniej skradziona z łódzkiej
biblioteki w 1983 roku. W minionym tygodniu z łódzkimi policjantami
skontaktował się dyrektor biblioteki i poinformował, że na jednym z
portali aukcyjnych wystawiony jest do sprzedaży unikatowy egzemplarz
epopei Adama Mickiewicza. Z opisu aukcji dyrektor przypuszczał, że może
to być książka skradziona z łódzkiej biblioteki 27 lat temu.
W ciągu kilku dni ustalono, że tom wystawił internauta z Łodzi. We
wtorek policjanci dotarli do sprzedawcy - okazał się nim 32-letni
mieszkaniec dzielnicy Widzew w Łodzi. 32-latek potwierdził, że wystawił
na aukcję „Pana Tadeusza” i stwierdził, że zrobił to na prośbę kolegi.
Cenny egzemplarz zabezpieczono, a łodzianin został przewieziony do
komisariatu.
Następnie policjanci dotarli do rzekomego właściciela książki. 32-letni
mieszkaniec Łodzi potwierdził, że dał książkę swojemu znajomemu i prosił
go o wystawienie na aukcji internetowej. „Pana Tadeusza” odziedziczył
jako pamiątkę po babci i nie miał pojęcia, że książka pochodzi z
kradzieży.
Książka została odzyskana praktycznie w ostatniej chwili, ponieważ - jak
wynika z ustaleń policji - miał się po nią zgłosić kolekcjoner ze Śląska.
Mieszkaniec Katowic był zainteresowany kupnem tego zabytkowego
egzemplarza nawet za 10 tysięcy złotych.
Obaj mieszkańcy Łodzi zostali przesłuchani.
(Policja)
Wtorek, 2010-02-16
Wręczono Świętokrzyskie
Victorie
Busko-Zdrój - za samorządność, Klub Sportowy Vive Targi Kielce - za
przedsiębiorczość i dr Stanisław Góźdź - za osobowość, uhonorowani
zostali w Kielcach statuetką Świętokrzyskiej Victorii - symboliczną,
doroczną nagrodą samorządu województwa.
Świętokrzyska Victoria to nagroda, której przyznawanie ma promować
najbardziej aktywne samorządy, przedsiębiorstwa i zaangażowane
społecznie osoby. Kandydatów do tego prestiżowego wyróżnienia,
kształtującego wizerunek województwa, nominowała kapituła, złożona z
samorządowców, przedstawicieli świata biznesu, nauki, środowisk
twórczych i organizacji pozarządowych.
Ogłaszając laureata w kategorii "samorządność", wiceminister rozwoju
regionalnego Krzysztof Hetman powiedział, że kapituła nagrody doceniła
Busko-Zdrój za "aktywność w pozyskiwaniu środków z UE - dzięki którym
rozwija się miasto i poprawia się jakość życia jego mieszkańców, za
dbałość o rozwój obszarów wiejskich na terenie gminy, a także za
podnoszenie walorów uzdrowiskowych kurortu".
Z kolei Klub Sportowy Vive Targi Kielce zyskał uznanie jurorów za
podjęcie przemyślanej, długofalowej strategii rozwoju, mądrą politykę
kadrową i finansową, która owocuje sukcesami drużyny piłki ręcznej na
arenie krajowej i międzynarodowej oraz za wkład w rozwój kultury
fizycznej dzieci i młodzieży - ogłosił doradca zarządu Polskiej
Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" Jacek Męcina.
O dr. Stanisławie Goździu, dyrektorze Świętokrzyskiego Centrum Onkologii
w Kielcach - laureacie nagrody w kategorii "osobowość", przewodniczący
kapituły, marszałek województwa Adam Jarubas powiedział: rękach dobrego
lekarza i woda staje się lekarstwem.
Świętokrzyskie Victorie przyznane zostały po raz drugi. Przed rokiem
przypadły gminie Bieliny, Sędziszowskiej Fabryce Kotłów "SeFaKo" w
Sędziszowie i ks. Czesławowi Wali - proboszczowi parafii im. św.
Maksymiliana Kolbego w Kałkowie-Godowie.
(PAP)
Ofiara III Rzeszy bez odszkodowania - Polska skazana
Brak sądowej kontroli nad odmową przyznania odszkodowania za pracę
przymusową w III Rzeszy stanowi naruszenie prawa do sądu - uznał
Trybunał w Strasburgu, zasądzając 5 tys. euro mężczyźnie, któremu
odmówiono takiego świadczenia.
O decyzji Trybunał poinformował na swoich stronach internetowych. Skargę
do Trybunału w Strasburgu skierował Stanisław Kostka, któremu w 2003
roku Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie odmówiła świadczenia, uznając,
że wykonywana przez niego praca w czasie II wojny światowej nie była
pracą przymusową, gdyż nazwiska jego rodziców znajdowały się na
volksliście.
Mężczyzna odwoływał się od tej decyzji. Podkreślał, że w czasie II wojny
światowej III Rzesza zajęła gospodarstwo należące do jego rodziców,
natomiast jego rodzice wraz z nim zostali wywiezieni do Niemiec.
Obecność nazwiska na volksliście - jak tłumaczył - wynikała z różnych
form współistnienia między Polakami a Niemcami na Śląsku i Pomorzu.
Mężczyzna zaznaczył też, że otrzymał status kombatanta.
Jednak pierwotna odmowa odszkodowania została utrzymana przez Komisję
Odwoławczą w Fundacji. Mężczyzna skierował sprawę do sądu. Wojewódzki
Sąd Administracyjny odrzucił skargę na decyzję Fundacji, zaznaczając, że
prawo nie przewiduje możliwości sądowej skargi na tę decyzję. Podobnie
uczynił Naczelny Sąd Administracyjny.
W ocenie Trybunału niezależność organów fundacji budzi poważne
wątpliwości. Trybunał przypomniał, że członkowie Komisji Kwalifikacyjnej
oraz Komisji Odwoławczej byli powoływani przez zarząd Fundacji po
konsultacjach z radą fundacji. Członkowie rady byli natomiast powoływani
przez fundatora - ministra Skarbu Państwa.
Jeżeli zaś chodzi o gwarancje proceduralne, to nie było publicznie
dostępnych jasno sprecyzowanych reguł, ani publicznych przesłuchań -
orzekł Trybunał. Ponadto - jak zaznaczył - komisje nie mogą być
traktowane jak sądy. Dlatego też - w ocenie Trybunału - doszło do
naruszenia prawa do sądu, gwarantowanego przez Europejską Konwencję Praw
Człowieka i Podstawowych Wolności.
W ocenie Trybunału w Strasburgu mężczyzna nie został odpowiednio
pouczony, że skargę na odmowę przyznania mu odszkodowania powinien
składać do sądów cywilnych, a nie administracyjnych. Mężczyzna domagał
się 10 tys. euro tytułem zadośćuczynienia za straty moralne i 25 euro
jako zwrot kosztów postępowania przed sądami administracyjnymi. Trybunał
zasądził na jego rzecz 5 tys. euro jako zadośćuczynienie i 25 euro jako
zwrot kosztów postępowania przed polskimi sądami.
Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie w latach 1992-2004 wypłaciła
ofiarom nazizmu mieszkającym w Polsce świadczenia o charakterze pomocy
humanitarnej na sumę przeszło 732 mln zł. Objęły one m.in. byłych
więźniów, przebywających w gettach, w obozach, tzw. Polenlager na Śląsku,
deportowanych do pracy przymusowej na rzecz Trzeciej Rzeszy na okres co
najmniej 6 miesięcy, a także dzieciom deportowanym wraz z rodzicami na
roboty przymusowe.
Po przyjęciu w 2000 roku przez Bundestag ustawy powołującej Fundację
Pamięć, Odpowiedzialność, Fundacja prowadziła od 2001 roku wypłaty
świadczeń dla więźniów obozów koncentracyjnych i gett, więźniów obozów
karnych, więzień, obozów pracy wychowawczej i obozów Polenlager na
Śląsku, robotników deportowanych do III Rzeszy i na tereny okupowane do
pracy w przemyśle, przedsiębiorstwach, zakładach rzemieślniczych i
sektorze publicznym.
W wyniku negocjacji ze stroną niemiecką wypłatami w ramach tzw. klauzuli
otwartości wypłatami objęto robotników deportowanych do III Rzeszy i na
tereny okupowane do pracy w rolnictwie i gospodarstwach domowych, osoby,
które jako dzieci do lat 12 były deportowane z rodzicami lub urodziły
się podczas robót przymusowych rodziców, osoby, które jako dzieci do lat
16 przebywały w obozach przejściowych, osoby, które jako dzieci do lat
16 pracowały w rejonie miejsca zamieszkania w przemyśle ciężkim i
zbrojeniowym.
Ogółem Fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie" przekazała świadczenia ze
środków niemieckiej Fundacji "Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość" dla
blisko 484 tys. osób uprawnionych na kwotę ponad 3,5 mld PLN (975,5 mln
EUR). Wypłaty zostały zakończone 30 września 2006 roku.
(PAP)
Czy Polsce grozi powódź?
Prognozy pogody nie przewidują gwałtownego ocieplenia. Hydrolodzy z
Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej twierdzą, że obecnie nie ma
dużego zagrożenia powodzią w Polsce.
Mimo wielu komunikatów dotyczących zagrożenia powodzią, najnowsze
prognozy pogody Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej mówią jedynie
o lekkim ociepleniu w najbliższych dniach. Delikatna odwilż nastąpi w
czwartek i piątek. Maksymalna temperatura wyniesie około 3 st. C na
południu. W centrum kraju temperatura będzie bliska zera. - Gwałtownej
odwilży nie będzie - tłumaczy Hubert Miszczuk, dyżurny hydrolog IMGW. -
Nie prognozujemy dlatego większych wystąpień powodziowych w najbliższym
czasie - dodaje.
Powodzi można byłoby się spodziewać przy raptownym wzroście temperatury
np. do 15 stopni na plusie, jak wyjaśnia Hubert Miszczuk. Jednak w
najbliższych dniach pokrywa śnieżna będzie się jedynie delikatnie
roztapiała. - Natomiast w nocy proces roztapiania będzie wyhamowany. W
ciągu dnia przy dodatnich temperaturach odpływ zgromadzonej wody będzie
powoli kierował się do różnego rodzaju cieków wodnych - twierdzi Hubert
Miszczuk.
Mimo optymistycznych doniesień, lokalnie występują lekkie podtopienia na
południu kraju. Jednak dyżurny hydrolog IMGW, Hubert Miszczuk uspokaja:
"Obecnie nie ma żadnych prognoz meteorologicznych, które upoważniałyby
do wydania opinii, iż grozi nam powódź".
Według porannych pomiarów stany alarmowe zostały przekroczone dziś na
trzech stacjach wodowskazowych. O 8 cm w Malowej Górze na rzece Krznie w
dorzeczu Bugu, oraz na Odrze: o 59 cm w Gozdowicach i o 10 cm w Bielinku.
Pokrywa lodowa oraz lód brzegowy wciąż utrzymuje się na większości rzek,
zwłaszcza w dorzeczach Wisły i Odry. Występowanie zatorów zostało
zaobserwowane w trzech miejscach przez obserwatorów IMGW. Powodują one
podpiętrzenie stanu wody, jednak Hubert Miszczuk wyjaśnia, że utrzymują
się one już dłuższy czas w tych samych miejscach .
Sytuacja hydrologiczna w kraju jest stabilna.
Monika Szafrańska, Wirtualna Polska (wp.pl)
Poniedziałek,
2010-02-15
Nowy zabieg ratuje życie
pacjentów na Śląsku
To pierwsze tego typu operacje w Polsce i jedne z nielicznych w Europie.
W Ochojcu kardiolodzy zaczęli "naprawiać" zastawki serca. - Specjalnym
cewnikiem przez żyłę dochodzimy do miejsca "awarii" i nakładamy na
przeciek metalowe uszczelki, które swym wyglądem przypominają parasolki
- wyjaśnia dr Grzegorz Smolka, kierownik Oddziału Ostrych Zespołów
Wieńcowych w Górnośląskim Centrum Medycznym.
Do tej pory w katowickim szpitalu kardiologom udało się uratować dzięki
temu zabiegowi troje pacjentów. Najmłodszy miał 50, a najstarszy ponad
70 lat.
- Choć od operacji minęło kilka miesięcy, chwalimy się sukcesem dzisiaj,
bo musieliśmy monitorować stan zdrowia chorych. Z satysfakcją dodam, że
czują się świetnie - mówi prof. Zbigniew Gąsior, kierownik II Katedry i
Kliniki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego GCM w Ochojcu.
Na czym polega wyjątkowość tej metody? Serce ludzkie ma cztery zastawki.
Pracują bez przerwy, kontrolując przepływ krwi w czasie skurczu i
rozkurczu naszego najważniejszego mięśnia - mięśnia sercowego. Bywa, że
po wielu latach takiej harówki, zastawki serca zużywają się albo też
niszczy je choroba wieńcowa. Wtedy nie ma specjalnego wyboru - trzeba je
wymienić.
- Zastępujemy je zwykle albo zastawkami biologicznymi - które mogą
służyć nawet dwanaście lat - albo zastawkami mechanicznymi, które są
jeszcze trwalsze i pracują do lat dwudziestu lub nawet dłużej - tłumaczy
prof. Stanisław Woś, kierownik II Kliniki Kardiochirurgii w Górnośląskim
Centrum Medycznym w Katowicach Ochojcu.
Żeby idealnie dopasować wymienianą zastawkę serca, która u dorosłego
człowieka ma wielkość pięciozłotówki, trzeba precyzyjnie określić
parametry anatomiczne nowej, a potem doszyć ją, wykonując 15-16 szwów.
To zegarmistrzowska praca. - Zabieg wymaga otwarcia klatki piersiowej i
odbywa się w znieczuleniu ogólnym - dodaje prof. Woś.
Niestety, gdy pacjent jest starszy, a jego tkanki osłabione - np. przez
stan zapalny lub zwapnienia - wówczas zdarza się, że szew w zastawce "puści"
i krew zaczyna przeciekać do serca. Nawet ukłucie igły może spowodować
uszkodzenie. Sączącą się krew można zobaczyć, wykonując np. echo serca,
ale po pewnym czasie pacjent sam zaczyna odczuwać problemy.
- Chory odczuwa wówczas duszności, męczy się, ma anemię, a z czasem
dolegliwości stają się coraz większe - wyjaśnia prof. Zbigniew Gąsior. -
Wtedy trzeba zastawkę czym prędzej uszczelnić. To jedyny ratunek, bo
przeciek z czasem może doprowadzić do śmierci chorego, a powtórna
operacja byłaby dla pacjenta zbyt dużym obciążeniem - dodaje.
Wtedy do akcji wkraczają właśnie kardiolodzy, którzy umieją "naprawić"
zastawkę. Przeprowadzenie zabiegu wymaga jednak niezwykłego
profesjonalizmu. Dlatego zreperowania przeciekającej zastawki może się
podjąć tylko bardzo doświadczony zespół specjalistów - w uszczelnianiu
zastawek specjalizuje się m.in. ośrodek w Madrycie.
- Każdy ruch operującego kardiochirurga musi być zaplanowany i pewny, by
nie uszkodzić np. naczyń wieńcowych, co mogłoby dla pacjenta być bardzo
groźne - dodaje dr Smolka. Co ważne, operacja wymaga stałej współpracy
dwóch "sercowych" specjalności, a więc kardiologów i kardiochirurgów.
- W czasie zabiegu kardiochirurg jest obecny, konsultując na bieżąco
wszystkie działania. W tym czasie sala operacyjna czeka w gotowości,
gdyby doszło do jakichś ewentualnych komplikacji. Zabiegi są świetnym
przykładem naszego współdziałania, wyznaczając pewien trend, jaki
pojawił się w leczeniu chorób układu krążenia - mówi docent Marek
Jasiński z II Kliniki Kardiochirurgii GCM.
W kolejce do operacji czeka jeszcze czworo chorych, ale lekarze twierdzą,
że będzie ich przybywać. - Żyjemy coraz dłużej i wymagamy coraz
częstszych napraw - uśmiecha się prof. Gąsior.
Prof. Woś w naprawie zastawek widzi jeszcze jedną korzyść dla pacjentów.
- Chory, który jest już po poważnej operacji wymiany zastawek, nie musi
się obawiać kolejnego zabiegu w znieczuleniu ogólnym, bo uszczelnienie
zastawki odbywa się w pełnej świadomości pacjenta - mówi prof. Woś.
Obecnie na świecie przeprowadza się 180-190 tysięcy wymiany zastawek. W
Polsce liczba pacjentów poddanych temu zabiegowi sięga 3,5 tysiąca.
Przeczytaj więcej na stronie "Polski Dziennika Zachodniego"
(Polska Dziennik Zachodni)
Abp Nycz ogłosił dzień beatyfikacji księdza Popiełuszki
- Ksiądz Jerzy Popiełuszko jako męczennik za wiarę zostanie
beatyfikowany 6 czerwca 2010 roku - ogłosił metropolita warszawski
arcybiskup Kazimierz Nycz. Wyniesienie polskiego duchownego na ołtarze
odbędzie się w Dzień Dziękczynienia. Uroczystość beatyfikacyjna odbędzie
się na placu Piłsudskiego w Warszawie.
Uroczystości przewodniczyć będzie arcybiskup Angelo Amato - prefekt
Kongregacji spraw kanonizacyjnych. Następnie Traktem Królewskim ruszy
procesja z relikwiami beatyfikowanego księdza do Świątyni Opatrzności
Bożej na Wilanowie.
Arcybiskup Amato osobiście zaangażował się w wyniesienie na ołtarze
księdza Popiełuszki. Dwukrotnie w ostatnim czasie modlił się przy jego
grobie - we wrześniu 2008 roku i w maju ubiegłego roku. Za każdym razem
po powrocie do Watykanu wyznawał swoim współpracownikom, że jest
zafascynowany postacią kapelana "Solidarności".
19 grudnia ubiegłego roku arcybiskup Amato z radością przedłożył
Benedyktowi XVI do zatwierdzenia dekret o męczeństwie księdza
Popiełuszki, który zakończył ten proces beatyfikacyjny.
Proces beatyfikacyjny uznanego za męczennika ks. Popiełuszki,
zamordowanego w 1984 roku przez oficerów SB, trwał 12 lat. Sprawcy mordu
zostali skazani. Zakończyli już odbywanie kar. Nieznane wcześniej
okoliczności sprawy do dziś bada IPN.
(IAR)
Drugi pogrzeb Mikołaja Kopernika
W Toruniu trwają przygotowania do ponownego pogrzebu Mikołaja Kopernika.
19 lutego odnalezione niedawno szczątki astronoma przyjadą do jego
rodzinnego miasta. Z tej okazji m.in. zostanie uruchomiony portal
naukowy jego imienia.
- Hołd najwybitniejszemu spośród torunian oddamy w dniu jego urodzin, w
świątyni, w której został ochrzczony, przy chrzcielnicy, której do
chrztu użyto. Uroczystości będą pierwszą stacją ponownego pochówku
Mikołaja Kopernika - powiedział Piotr Całbecki, marszałek województwa
kujawsko-pomorskiego, który patronuje uroczystościom kopernikańskim.
Uroczysta ceremonia sakralna, wpisująca się w wydarzenia związane z
zaplanowanym na maj symbolicznym powtórnym pochówkiem Mikołaja Kopernika
w katedrze we Fromborku, odbędzie się w Kaplicy Kopernikańskiej
toruńskiej katedry świętych Janów. Rozpocznie się w piątek rano
złożeniem urny w kaplicy i mszą świętą pod przewodnictwem metropolity
warmińskiego arcybiskupa Wojciecha Ziemby.
Oprawą wydarzenia religijnego będą między innymi wystawa oryginalnych
rękopisów wielkiego astronoma, przechowywanych w zbiorach archiwum
Archidiecezji Warmińskiej (Kopernik był duchownym katolickim, pełnił
między innymi funkcje kanclerza warmińskiej kapituły katedralnej i
kanonika warmińskiego) oraz kopernikańska konferencja naukowa. Autografy
zostaną wystawione w Sali Królewskiej toruńskiego Ratusza
Staromiejskiego.
Otwarcie wystawy, które zaplanowano na 18 lutego, zostanie połączone z
koncertem muzyki dawnej i projekcją filmu dokumentalnego "Tajemnica kodu
Kopernika", będącego zapisem poszukiwań grobu uczonego, a następnie
zabiegów o identyfikację jego szczątków.
W sobotę odbędzie się otwarta dla publiczności konferencja naukowa
poświęconą Mikołajowi Kopernikowi. Wezmą w niej udział między innymi
wybitny astronom i historyk astronomii, emerytowany profesor
Uniwersytetu Harvarda prof. Owen Gingerich oraz australijski astrofizyk
polskiego pochodzenia, wieloletni szef radioastronomii bońskiego
Instytutu Maxa Plancka prof. Richard Wielebinski, a także prof.
Krzysztof Mikulski z Zakładu Historii Gospodarczej Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika (Kopernik-naukowiec zajmował się także gospodarką, w ekonomii
znane jest prawo Kopernika-Greshama) i dr Jarosław Włodarczyk z
Instytutu Historii Nauki PAN.
Podczas konferencji zostanie po raz pierwszy zaprezentowany szerokiej
publiczności portal naukowy "Nicolaus Copernicus Thorunensis"
przygotowany wspólnie przez toruński uniwersytet i władze miejskie.
Publiczną prezentację poprowadzi redaktor naczelny portalu, dr Michał
Targowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.
Powtórny pogrzeb odnalezionych niedawno szczątków astronoma odbędzie się
22 maja w katedrze we Fromborku. Odbywać się tam wówczas będą
uroczystości 700-lecia warmińskiego grodu i 750-lecia Warmińskiej
Kapituły Katedralnej.
Podczas pochówku Kopernika Toruńska Orkiestra Symfoniczna, Chór
Astrolabium oraz soliści Teatru Wielkiego wykonają "Requiem" Mozarta, a
także "Cosmopolis", okolicznościowy utwór zamówiony przez władze Torunia,
pod batutą kompozytora - Krzesimira Dębskiego. (neska)
(PAP)
Niedziela,
2010-02-14
W niedzielę w Warszawie zmarł Jerzy
Turek jeden z najbardziej lubianych polskich aktorów, odtwórca wielu
niezapomnianych teatralnych i filmowych ról, m.in. trenera Wacława
Jarząbka z "Misia" Stanisława Barei. Informację o śmierci aktora
potwierdził jego syn Piotr. Aktor od lat był związany z warszawskim
Teatrem Kwadrat.
Jerzy Turek urodził się 17 stycznia 1934 r. w miejscowości Tchórzowa. W
1958 r. ukończył studia w warszawskiej PWST. W tym samym roku
zadebiutował jako aktor teatralny rolą Teodora Rousseau w sztuce "Lato w
Nohant" - wg Jarosława Iwaszkiewicza, w reżyserii Mariana Godlewskiego -
wystawionej w Teatrze Ziemi Opolskiej w Opolu.
Pierwszą rolą filmową Jerzego Turka był powstaniec w "Eroice" Andrzeja
Munka (1957). Rok później Turek wystąpił w jednej z głównych ról w "Krzyżu
Walecznych" Kazimierza Kutza, zrealizowanym według scenariusza Józefa
Hena. W 1961 r. zagrał w wojennym "Kwietniu" Witolda Lesiewicza, a w
1963 r. w komedii Tadeusza Chmielewskiego "Gdzie jest generał...",
partnerując Elżbiecie Czyżewskiej.
W latach 60. wystąpił m.in. w serialach "Barbara i Jan" (reż. Jerzy
Ziarnik i Hieronim Przybył), "Kapitan Sowa na tropie" (reż. Stanisław
Bareja) oraz "Czterej pancerni i pies" (reż. Konrad Nałęcki). W latach
70. zagrał m.in. kilka znakomitych ról komediowych, np. zaopatrzeniowca
Zygmunta Bączyka w "Nie lubię poniedziałku" Tadeusza Chmielewskiego
(1971) i milicjanta Frania w "Nie ma mocnych" Sylwestra Chęcińskiego
(1974).
Słynną rolę Wacława Jarząbka, trenera II klasy w klubie sportowym Tęcza,
wykreował w "Misiu" Barei w 1980 r. Wygłosił tam pamiętne przemówienie
do szafy: "Czasem, aż oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza dla naszego
klubu prezes Ochódzki Ryszard, naszego klubu Tęcza. Ciągle pracuje!
Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki.
To nie ludzie - to wilki! To mówiłem ja - Jarząbek Wacław, trener
drugiej klasy. Niech żyje nam prezes sto lat! (...) To jeszcze ja -
Jarząbek Wacław, bo w zeszłym tygodniu nie mówiłem, bo byłem chory. Mam
zwolnienie. Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu!
Niech żyje nam! To śpiewałem ja - Jarząbek".
Pytany o trenera Jarząbka, przyznał w jednym z wywiadów: - Kiedy
dostałem tę rolę, pomyślałem: "głupi Stasiek, wymyślił jakiegoś idiotę
śpiewającego do szafy". Ale prawdą jest, że w życiu takich ludzi spotyka
się mnóstwo.
Do postaci Jarząbka powrócił po latach w "Rozmowach kontrolowanych"
Chęcińskiego (1991) i "Rysiu" Stanisława Tyma (2007).
Do najsłynniejszych filmowych ról Turka należą także: Tadeusz Kubiak -
trzymany "pod pantoflem" mąż śpiewaczki Kolińskiej w serialu Barei "Alternatywy
4" (1983), porywczy Zenon Solski w komediach Romana Załuskiego "Kogel-mogel"
(1988) i "Galimatias czyli Kogel-mogel II" (1989) oraz listonosz Józef
Garliński w serialu "Złotopolscy" (od 1997 r.).
Jerzy Turek wyżej ceni teatr niż film. - Film to lipa, tam nawet amator
może zagrać, jak jest dobry reżyser. Zagrać 200 przedstawień na scenie
tak samo - to jest profesjonalizm - ocenił w jednym z wywiadów.
Kariera teatralna Turka obejmuje m.in. występy na scenach Teatru Ziemi
Opolskiej (1958-1959) i teatrów warszawskich - Syreny (1959-1961),
Polskiego (1961-1969), Narodowego (1969-1974, 1982-1985), Rozmaitości
(1974-1982), Kwadrat (od 1986 r.). Turek był też związany z warszawskim
Kabaretem Owca, założonym w połowie lat 60. przez satyryka i aktora
Jerzego Dobrowolskiego.
Pierwsze lata w teatrach Turek wspominał po latach tak: - Dawniej młodzi
byli traktowani z dużym dystansem. To było coś bardziej przykrego niż
relacja uczeń-mistrz. Raczej: "przynieś, podaj, pozamiataj". Jak
przyszedłem do Syreny, to naprawdę miałem strach w oczach, choć
pracowało tam wielu moich profesorów ze szkoły. A z Dymszą, który mnie
lubił, to nawet na ryby jeździłem. Do dziś mam piękną wędkę, którą mi
podarował. Ale największą szkołę dostałem w Polskim od tuzów polskiego
aktorstwa. Po 15 razy każdemu się przedstawiałem, przemykałem cichutko
po korytarzach. Aż powolutku mnie zaakceptowali - mówił.
We wczesnym okresie swojej kariery bał się publiczności, na scenie
odczuwał silną tremę. - Pierwsze przedstawienia Owcy były dla mnie
koszmarem. Widzowie byli tak blisko, że zdawało mi się, że widzą jak
drżą mi ręce i nogi - opowiadał.
Jerzy Turek wykreował również wiele cenionych ról w Teatrze Telewizji, w
spektaklach reżyserowanych m.in. przez Adama Hanuszkiewicza, Gustawa
Holoubka, Zygmunta Huebnera i Jerzego Antczaka.
W wywiadach podkreślał, że nie znosi nierzetelności i niepunktualności -
u aktorów takie zachowania uważał za przejaw "niezawodowego podejścia do
pracy".
PAP
"Sikorski jest zbyt miękki w polityce wobec Białorusi"
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego skrytykował politykę rządu wobec
Białorusi. Aleksander Szczygło uważa, że szef polskiej dyplomacji
Radosław Sikorski jest w tej kwestii zbyt miękki.
- Ta tak zwana twarda rozmowa ministra Sikorskiego z ministrem spraw
zagranicznych Białorusi, nie była tak twarda, bo okazało się, że po niej
aresztowano wiceprzewodniczącego Związku Polaków na Białorusi. Strach
pomyśleć, co się dzieje, kiedy minister Sikorski nie rozmawia z kimś
twardo, powiedział Aleksander Szczygło.
Zdaniem eurodeputowanego PO Sławomira Nitrasa, Polska powinna
doprowadzić do zmobilizowania instytucji unijnych, by mocno i
zdecydowanie wystąpiły w obronie praw mniejszości na Białorusi.
- My nie powinniśmy być forpocztą walki z reżimem Łukaszenki, bo to się
może odbić na tamtejszych Polakach. My powinniśmy być tym lepszym
policjantem, natomiast instytucje europejskie powinny zrobić wszystko,
by były tym złym policjantem, wtedy będziemy skuteczniejsi, powiedział
Sławomir Nitras.
Szef zespołu do spraw Białorusi w Parlamencie Europejskim również będzie
rekomendował europosłom zaostrzenie stanowiska wobec władz w Mińsku.
Jacek Protasiewicz, który przez dwa dni przebywał na Białorusi,
rozmawiał o sytuacji w tym kraju z liderami opozycji, przedstawicielami
polskiej mniejszości oraz hierarchami Kościoła katolickiego i Cerkwi
prawosławnej.
Eurodeputowany przyznał w rozmowie z Polskim Radiem, że możliwa jest
sytuacja, w której Bruksela całkowicie zamrozi kontakty z Mińskiem.
(IAR)
Sobota, 22010-02-13
"Wizyta Grupy Mędrców
NATO była pouczająca"
Były szef polskiej dyplomacji Adam D. Rotfeld uważa, że to, co "Grupa
Mędrców" NATO usłyszała w czasie wizyty w Moskwie "było pouczające i
zaskakujące".
"Grupa Mędrców" NATO, która przygotowuje propozycje nowej strategii
Sojuszu, gościła w Moskwie od wtorku do piątku. Grupie przewodniczy była
sekretarz stanu USA Madeleine Albright, a wśród 12 członków jest m.in.
Adam D. Rotfeld. "Mędrcy" Sojuszu w trakcie wizyty spotkali się m.in. z
przedstawicielami rosyjskich władz.
- Nasza wizyta miała charakter konsultacyjny i raczej zadawaliśmy
pytania. Nie podejmowaliśmy próby perswazji. To, co usłyszeliśmy było z
wielu względów pouczające i zaskakujące. Pouczające, ponieważ
dowiedzieliśmy się rzeczy, o których żaden z nas nie myślał, że są one w
ten sposób postrzegane w Rosji - powiedział Rotfeld w programie "Studio
Wschód" w TVP Info.
W jego opinii, przy redagowaniu koncepcji strategicznej NATO
postrzeganie Sojuszu przez Rosję powinno być brane pod uwagę. Jak
podkreślił, "z tego punktu widzenia ta wizyta spełniła swoje zadanie".
Pytany o sugestie ze strony Rosji w sprawie nowej strategii NATO,
Rotfeld odparł, że dotyczyły one m.in. wspólnej Rady NATO-Rosja. - Ta
rada powinna być, w rozumieniu Rosji, radą 29 państw, to znaczy
dwudziestu ośmiu państw członkowskich NATO plus Rosja - tłumaczył
Rotfeld, dodając, że Rosjanie woleliby takie wyjście niż sytuację, w
której "28 członków NATO występuje z jednym głosem vis a vis Rosji".
- Innymi słowy: Rosja chciałaby nie tylko mieć prawo wglądu do wpływania
na podejmowanie decyzji, ale również prawo blokowania decyzji -
powiedział Rotfeld.
Odniósł się on również do nowej doktryny wojennej, którą w przededniu
przyjazdu "Grupy Mędrców" Sojuszu prezydent Dmitrij Miedwiediew
zatwierdził.
Za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji uznano "dążenie do
powierzenia siłowemu potencjałowi NATO funkcji globalnych, realizowanych
z naruszeniem norm prawa międzynarodowego, do zbliżenia infrastruktury
wojskowej państw członkowskich NATO ku granicy Federacji Rosyjskiej, w
tym również drogą rozszerzenia bloku". Jako potencjalne zarzewie wojny
wymieniono też m.in. "tworzenie i rozwijanie systemów strategicznej
obrony przeciwrakietowej, zakłócające globalną stabilność i naruszające
istniejący stosunek sił w sferze rakietowo-jądrowej".
Jak zaznaczył Rotfeld, nowa doktryna wojenna Rosji wzbudziła ogromne
zdumienie wśród członków "Grupy Mędrców". - Nasi partnerzy mówili nam,
że błędnie tłumaczymy słowo z rosyjskiego jako +zagrożenie+, że oznacza
ono "niebezpieczeństwo", związane z przesunięciem infrastruktury
wojskowej Sojuszu w pobliże granic Rosji - powiedział.
Jak dodał, "ze strony Sojuszu wielokrotnie powtarzana była odpowiadająca
prawdzie teza, że NATO nie traktuje Rosji jako wroga, więc nie ma
potrzeby, by w Rosji prezentowano Sojusz jako przeciwnika".
(PAP)
Międzynarodowa konferencja Kościołów w Sandomierzu
Międzynarodowa konferencja naukowa z okazji 20. rocznicy ogłoszenia
przez papieża Jana Pawła II Kodeksu Kanonów Kościołów Wschodnich odbyła
się w wigilię Święta Patronów Europy Cyryla i Metodego - w Sandomierzu (Świętokrzyskie).
W konferencji "Sacri canones - dwadzieścia lat doświadczeń"
zorganizowanej przez Diecezję Sandomierską oraz Katedrę Prawa
Katolickich Kościołów Wschodnich Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (KUL),
wzięli udział hierarchowie kościelni oraz duchowni i świeccy naukowcy m.
in. z Bułgarii, Grecji, Ukrainy, Białorusi, Słowacji, Włoch, Stanów
Zjednoczonych i z Polski.
Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich, to zbiór prawa kanonicznego dla 22
Kościołów wschodnich uznających władzę i autorytet papieża. Ma
jednocześnie duże znaczenie w ich relacjach z Kościołem
rzymskokatolickim i z Kościołami prawosławnymi.
W katedrze sandomierskiej odprawiono Liturgię św. Jana Chryzostoma,
której przewodniczył Egzarcha apostolski, bp Dmitrios Salachas - Głowa
Greckiego Katolickiego Kościoła Wschodniego.
W homilii duszpasterz diecezji sandomierskiej bp Krzysztof Nitkiewicz
zwrócił uwagę na rolę dzieła ewangelizacyjnego Patronów Europy. - Święci
Cyryl i Metody poświęcili temu wszystkiemu (głoszeniu Słowa Bożego)
własne życie, dzisiaj wzywają nas byśmy odnowili w tym samym duchu
Europę, poszczególne narody i nas samych - podkreślał biskup.
- Chrześcijaństwo nie jest, jak niektórzy próbują wmówić, rodzajem
kontrkultury czy anty-tożsamości europejskiej. Ono stanowi ich fundament
i trzeba na nim dalej budować, jeśli chcemy zagwarantować sobie
szczęśliwą przyszłość - tę wieczną i tę doczesną - mówił bp Nitkiewicz.
Bp Nitkiewicz podczas oficjalnego otwarcia konferencji zwrócił uwagę na
wspólne korzenie katolików wschodnich i zachodnich. "Nam łacinnikom
wydaje się, że wszyscy zostaliśmy stworzeni z jednego kawałka. Tymczasem
Kościół tworzy całość składającą się z wielu części, ma charakter
uniwersalny. Kościoły lokalne, partykularne mają swoją specyfikę, swój
charakter, jeśli patrzy się na Wschód - to to bogactwo się powiększa" -
podkreślał biskup.
Wykład inauguracyjny o korzeniach wspólnoty katolickiej w Bułgarii,
która jest związana z działalnością świętych Cyryla i Metodego, wygłosił
Egzarcha apostolski, bp Christo Proykov.
O międzykościelnych relacjach duszpastersko-prawnych pomiędzy katolikami
wschodnimi a łacińskimi, mówił bp Salachas. Hierarcha zwrócił m. in.
uwagę na migracje wiernych katolickich Kościołów wschodnich m. in. do
USA i Europy Zachodniej.
Egzarcha podkreślał, iż migracja jest "doskonałym spotkaniem na
płaszczyźnie ekumenicznej i międzyreligijnej". - Kościół w tym dziele ma
opatrznościową okazję ukazania swojej powszechności, swojej katolickości:
może podtrzymywać wyjątkową sieć solidarności i współpracy pastoralnej
pomiędzy krajami pochodzenia i krajami osiedlenia - dodał.
Biskup Salachas zauważył także, iż zachodnie wspólnoty katolickie nie są
zawsze wolne od ksenofobii i podkreślił niebezpieczeństwo ryzyka "alienacji
obrządkowej i asymilacji do Kościoła łacińskiego" dla katolików
pochodzących z Kościołów wschodnich.
- Emigracja stanowi ryzyko nie tylko zubożenia Kościołów wschodnich, ale
ze względu na tragiczny rozwój zjawiska stanowi ryzyko doprowadzenia do
ich zaniku. Dlatego są konieczne nowe struktury kościelne w krajach
zachodnich w celu dania emigrantom katolikom wschodnim możliwości życia
i świadczenie o swojej wierze zgodnie z własna tradycją we własnym
obrządku - dodał.
Referat przybliżający pojęcie, status i tożsamość Kościołów wschodnich
przedstawił ks. prof. George Dmitry Gallaro z USA. Natomiast polscy
prelegenci, ks. prof. Leszek Adamowicz z KUL i ks. dr Eugeniusz Popowicz
z archieparchii przemysko-warszawskiej mówili - odpowiednio - na temat
katolików wschodnich w duszpasterstwie Kościoła łacińskiego w Polsce
oraz o prawie partykularnym Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.
Spotkania "W duchu świętych Cyryla i Metodego" - by pomagały jednoczyć
chrześcijańską Europę środkowo-wschodnią - zapoczątkował pięć lat temu
ówczesny bp sandomierski Andrzej Dzięga - dziś arcybiskup, metropolita
szczecińsko-kamieński.
Mianowany 13 czerwca ub.r. przez Benedykta XVI na biskupa
sandomierskiego ks. Krzysztof Nitkiewicz przez 17 lat pracował w
Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich w Watykanie, od 2002 roku był jej
podsekretarzem. Biskup Nitkiewicz deklarował od początku swej posługi w
diecezji, iż będzie kontynuować tradycję sandomierskich spotkań w duchu
Patronów Europy.
(PAP)
Nowatorskie przeszczepy rogówek w Łodzi
Pani Janina skończyła 22 lata. We wrześniu wychodzi za mąż. Byłaby
najszczęśliwszą na świecie panną młodą, gdyby nie wypadek drogowy w
zeszłym roku, w którym omal nie straciła wzroku. Została poważnie ranna,
ale najgorsze, że lekarze stwierdzili uszkodzenie przedniej części
rogówki prawego oka. Niemal całkowicie straciła wzrok. Lekarze od razu
zdecydowali, że jedynym ratunkiem jest przeszczep.
Podobny problem z rogówką, tyle że z jej tylną częścią, ma pan Leszek.
Wzrok w lewym oku zaczął tracić już jakiś czas temu. Teraz jest bardzo
źle. - Ale ja chcę nadal pracować, jestem zdrowy, nie myślę o
przechodzeniu na emeryturę - mówi Leszek Paradowski, który w tym roku
skończył 65 lat. - Dlatego lekarze postanowili, że zrobią mi przeszczep.
Panią Janinę i pana Leszka zoperowali w piątek lekarze z kliniki
Okulistyki i Rehabilitacji Wzrokowej szpitala im. WAM. Zastosowali
nowatorską metodę warstwową. Na razie potrafi się nią posługiwać tylko
pięć ośrodków w kraju, w tym Łódź. Czym różni się od tradycyjnej? Do tej
pory podczas operacji usuwano choremu całą rogówkę, a w jej miejsce
wszczepiano podobną kształtem, wielkością i grubością tkankę od dawcy.
Jedna rogówka służyła tylko jednemu pacjentowi. W nowej metodzie, "podmienia
się" się tylko warstwy rogówki objęte chorobą.
Ale to nie wszystkie korzyści. Przeszczep warstwowy wykonywany jest w
znieczuleniu miejscowym, pacjent nie zasypia, szybciej dochodzi do
siebie i może wyjść do domu już następnego dnia po zabiegu, znacznie
szybciej może też wrócić do pracy.
Z nowoczesnej metody skorzystało w Łodzi już kilku pacjentów, wszystkim
ostrość widzenia po zabiegu znacznie się poprawiła. Łódzcy okuliści chcą
ją stosować coraz częściej. W piątek postanowili o niej opowiedzieć
dziennikarzom.
Zabiegów transplantacji rogówki wykonuje się w Polsce ciągle zbyt mało.
W łódzkim szpitalu im. WAM zaledwie 40-50 rocznie. Powodem jest mała
liczba dawców. Rogówkę do przeszczepów pobiera się od zmarłych. Zajmują
się tym w Polsce trzy banki organów: w Warszawie, Lublinie i Sosnowcu. A
szpital im. WAM jest jednym z kilku w kraju, gdzie najbardziej
racjonalnie wykorzystuje się tkankę do przeszczepów. Łódzcy specjaliści
z rogówki pobranej z jednego oka dawcy potrafią zrobić przeszczep dwóm
tracącym wzrok pacjentom. Trudno w to uwierzyć, bo rogówka to tkanka,
która ma zaledwie 11 mm średnicy i 0,8 mm grubości. Ma za to do
wykonania bardzo ważne zadanie: przepuszcza do środka oka promienie
światła. Jeśli jest zdrowa, widzimy ostro, jeśli zaatakowana chorobą,
lub uszkodzona, obraz zaczyna się rozmazywać.
Dla pana Leszka i pani Janiny przeszczep oznaczał: widzieć albo nie.
Kiedy dostali telefon ze szpitala, że znalazła się dla nich zdrowa
tkanka, nie posiadali się ze szczęścia. W piątek łódzcy lekarze zrobili
z niej użytek. Na sali operacyjnej rozdzielili rogówkę na dwie części.
Jedną wszczepili panu Leszkowi, drugą pani Janinie.
- W tym samym czasie pobierając rogówkę od jednego dawcy można wyleczyć
dwóch pacjentów - mówi prof. Roman Goś, kierownik Kliniki Okulistyki i
Rehabilitacji Wzrokowej, gdzie od niedawna wykonuje się warstwowe
przeszczepy rogówki. - To w dalszej perspektywie może znacznie skrócić
czas oczekiwania naszych pacjentów na przeszczep.
W Polsce jest 220 tys. osób słabowidzących. Około 40 tys. z nich cierpi
właśnie z powodu uszkodzenia rogówki.
Polecamy wydanie internetowe "Dziennika Łódzkiego".
(Polska Dziennik Łódzki)
Piątek,
2010-02-12
Wiadomość, która
zelektryzowała mieszkańców Warszawy
Co zrobić z pozostałościami po PRL w architekturze Warszawy? Czy ścianę
wschodnią można zburzyć, czy raczej powinno się ją modernizować? Nad tym
zastanawiają się warszawiacy, których zelektryzowała informacja o
planach likwidacji Rotundy PKO BP. Większość jest temu przeciwna.
Pod Rotundą pierwszy raz spotkałem miłość życia i mam wielki sentyment
do tego miejsca w Warszawie… A mnie tu okradli i chcę, żeby Rotunda mi
to przypominała… Byłem pod Rotundą zaraz po wybuchu. Nie zapomnę tego
widoku. Też uważam, że ten gmach powinien pozostać… Takie głosy
przeważają w internecie, gdzie od kilku tygodni trwa dyskusja na temat
przyszłości gmachu Rotundy PKO BP. Zarząd banku ogłosił w styczniu, że
zamierza zburzyć starą Rotundę i wybudować nową. Przedstawił projekt
szklanej budowli, dość odlegle przypominającej obecny gmach, i rozpętał
burzę, w której główną siłą są sentymenty mieszkańców stolicy - takie,
jak cytowane powyżej.
Użytkownicy internetowego portalu Facebook założyli nawet grupę pod
hasłem "Uratujmy Rotundę". Zbierają podpisy pod petycją do prezesa PKO
BP na stronie www.petycje.pl i wysyłają mejle do rzecznika banku i
architektów. Powstała także strona internetowa w serwisie Twitter, gdzie
wypowiadają się zwolennicy zachowania gmachu starej Rotundy(https://twitter.com/uratujmyrotunde).
Czapka generała przekrzywiona na bakier
Przedmiot sporu pojawił się w 1966 roku przy obecnym rondzie Dmowskiego
jako charakterystyczna część ściany wschodniej, wybudowanej w latach
1960-1969. Poszczególne elementy ściany projektowali różni architekci
pod kierownictwem Zbigniewa Karpińskiego. Obecny budynek Rotundy różni
się nieco od wersji pierwotnej, zniszczonej 15 lutego 1979 wybuchem, w
którym zginęło 49 osób, a 110 zostało rannych. Odbudowy - na wyraźne
życzenie mieszkańców Warszawy - dokonano w ekspresowym tempie - już pod
koniec października 1979 roku został ponownie oddany do użytku. Jedną z
głównych zmian w stosunku do pierwowzoru było zastosowanie
przyciemnianego szkła w elewacji.
W siermiężnej epoce Gomułki ściana wschodnia stanowiła powiew Zachodu,
będąc w latach 60. obiektem dumy i podziwu warszawiaków. Dla niektórych
znawców architektury Rotunda była przykładem przysłowiowej polskiej
zawadiackości - proste linie tworzące całą ścianę zostały
skontrapunktowane przy rondzie gmachem fantazyjnie przekrzywionym. Jak
czapka na bakier (zwano Rotundę czasem "czapką generała"). Płaskim
dachom przeciwstawiono "ząbki", bloki skontrastowano niską, pawilonową
formą. No i wreszcie prostopadłościanom przeciwstawiono kształt rotundy.
Nic dziwnego, że niezwykły gmach stał się błyskawicznie kolejnym
symbolem miasta.
Największy słup ogłoszeniowy w mieście
W dobie gospodarki rynkowej Rotunda okazała się wymarzonym miejscem jako
nośnik reklam. Ładna bryła niemal nieustannie była przykrywana reklamami,
przestrzeń przed bu- dynkiem zamieniła się w nielegalny bazar. Wokół
jest brudno, chaotycznie i brzydko. Taki stan rzeczy nie podoba się
warszawiakom, nawet tym, którzy chcą, żeby Rotunda trwała, i według nich
gołym okiem widać potrzebę zmiany. Czy jednak koniecznie ma to być
zmiana przez likwidację? Bank PKO BP planuje rozbiórkę Rotundy i
zastąpienie jej nowym budynkiem. Może najpierw, jako gospodarz terenu,
zadbałby o swoją własność i jej otoczenie.
Bartosz Dominiak, radny Warszawy, który jest jednym z inicjatorów akcji
na rzecz uratowania Rotundy, też uważa, że dziś gmach jest słabo
wykorzystany - ma dużo źle zaaranżowanej przestrzeni i prawdopodobnie
też jest tam sporo problemów natury technicznej, takich jak okablowanie
czy infrastruktura telekomunikacyjna. Jest jednak zdania, że zmiany
obiektu powinny mieć miejsce przede wszystkim wewnątrz - bez zmieniania
bryły, oszklonej formy i charakterystycznego dachu, które wymagają tylko
remontu. Przez ostatnie 20 lat bank nie troszczył się o to, żeby Rotunda
była ładna i błyszcząca.
- Tradycja architektoniczna Warszawy została zaburzona, a nawet zburzona
w czasie wojny - mówi Dominik. - Obecnie, już samodzielnie, niszczymy
tradycję, która pojawiła się po drugiej wojnie światowej. Oczywiście,
wiele budynków nadaje się do wyburzenia, bo są ohydne, ale w okresie PRL-u
powstało parę udanych budowli. Burzenie ich z pobudek ideologicznych nie
ma sensu. Uważam, że powinny być zachowane. Warto zostawiać wartościowe
fragmenty Warszawy, bo jeśli się tego nie robi, traci się obiekty, które
mogą nas wyróżniać. A Rotunda jest według badań trzecim pod względem
rozpoznawalności miejscem w stolicy - po Pałacu Kultury i Zamku
Królewskim. Jeśli zamienimy ją na nowszą, to będzie tylko jednym z wielu
nowoczesnych budynków w Warszawie - dodaje radny.
Co zrobić z pozostałościami po PRL-u?
Blisko 60% internautów, którzy głosowali w sondzie na portalu
Tvnwarszawa.pl, uważa, że wartościowe budynki z czasów PRL należy
chronić. Również supersymbol minionej epoki "podarunek" Stalina dla
Warszawy - Pałac Kultury i Nauki.
Szczepan Wroński z pracowni architektonicznej WXCA pałacu by nie burzył,
a takie głosy podniosły się niedawno po raz kolejny. Uważa, że w każdym
okresie powstaje architektura właściwa dla danego czasu, dla historii. -
Jesteśmy akurat w najgorszym okresie dla minionej epoki - twierdzi
Wroński. - Po dwudziestu latach mamy ochotę pożegnać się z tamtym czasem,
ale część tej architektury się broni. Trzeba ją odnawiać, a nie burzyć.
Burzenie jest rozwiązaniem najgorszym dla obiektów, które wpisują się w
istniejący układ urbanistyczny. Tutaj dobrym przykładem są Niemcy, gdzie
w wielu przypadkach modernizacja spowodowała, że enerdowskie obiekty
stały się bardzo atrakcyjne, niekiedy ciekawsze od tych nowobudowanych…
Wroński jest zwolennikiem modernizacji wszędzie tam, gdzie tylko da się
to przeprowadzić.
W stolicy Niemiec jest rzeczywiście sporo miejsc, które mogłyby służyć
Warszawie za przykład - choćby ogromne, na 60 tys. mieszkańców, osiedle
z wielkiej płyty w północno-wschodniej części miasta zwanej Marzahn,
położone niedaleko placu Helene Weigel. Po zjednoczeniu bloki zaczęły
pustoszeć w szybkim tempie i zanosiło się na to, że osiedle przemieni
się w slumsy. Jednak zainwestowano w gruntowną modernizację - poprawiono
stan techniczny budynków, odnowiono fasady i system wentylacyjny,
przebudowano i zmodernizowano wejścia do budynków, powiększono pokoje i
łazienki oraz zlikwidowano ciemne kuchnie, a w holu wejściowym utworzono
nowoczesne recepcje. Efekt jest taki, że domy zyskały standard nie
gorszy od tego w licznych warszawskich zamkniętych osiedlach.
Nie wysadzono w powietrze, tylko zmodernizowano berliński stadion
olimpijski, na którym Hitler oglądał zmagania sportowców w czasie
igrzysk w 1936 roku, ale enerdowski Pałac Republiki, zwany ze względu na
wielką liczbę kiczowatych żyrandoli "sklepem z lampami Ericha Honeckera",
zburzono dwa lata temu - przede wszystkim dlatego, że był nafaszerowany
azbestem. Doskonałej jakości szwedzką stal z elementów konstrukcyjnych
sprzedano do Dubaju, gdzie powstawał najwyższy budynek świata, oraz
koncernowi Volkswagen, któremu posłużyła do budowy bloków silnika golfa
VI. Znikający punkt - Supersam
- Największym skandalem Warszawy było zburzenie Supersamu - mówi
Wojciech Zabłocki, architekt. - Konstrukcja obiektu jest opisywana w
amerykańskich podręcznikach architektury jako przykład oryginalnych
rozwiązań, a myśmy sami ją rozebrali. Po to, żeby na miejscu Supersamu
mógł powstać biurowiec. Pretekstem była korozja konstrukcji.
Niewątpliwie niektóre części uległy korozji, jednak przy rozbieraniu
dźwigarów okazało się, że większość elementów była w doskonałym stanie.
Ponadto wprowadzono społeczeństwo w błąd, ponieważ do mediów podano
informację, że Supersam zostanie rozebrany i przeniesiony na inne
miejsce. Mówiono o wykorzystaniu przeniesionego Supersamu dla studentów
Politechniki przy ulicy Poleczki, ale to wszystko okazało się nieprawdą.
Supersam został po prostu pocięty i zlikwidowany - dodaje architekt.
Zdaniem Zabłockiego dzieje się tak dlatego, że kolejne władze Warszawy
często zbytnio ulegają naciskowi rynku. Przyznaje jednak, że niektóre
decyzje wymagają zaciśnięcia pasa i są niepopularne, bo władze stolicy
nie mogą się wykazać, ale jest zdecydowanym przeciwnikiem mieszania
polityki z architekturą.
- Budynki politechniki w Warszawie powstały za czasów znienawidzonego
caratu i są dziełem rosyjskich architektów. Czy dlatego mamy je dziś
zburzyć? - pyta retorycznie Zabłocki.
Nie udało się ochronić przed takim losem kina Praha. Dziś w jego miejscu
stoi multipleks, który z dawnego kina zachował jedynie socrealistyczne
płaskorzeźby. Nie ma już kina Moskwa, kino Relaks ktoś przerobił na
sklep, sklep następnie zbankrutował i teraz dawne kino straszy.
Przetrwało kino Atlantic, ale bez kultowego neonu… To następne ofiary
architektonicznej czystki.
Modernizm częścią tożsamości stolicy
- To nie są ślady PRL-u. Ta architektura ma z PRL-em tyle wspólnego, że
powstała w czasie istnienia PRL-u - mówi Jarosław Trybuś, historyk
sztuki z Instytutu Starzyńskiego. - Nie jest to architektura peerelowska,
tylko modernistyczna, która była poza systemami i ze swej natury
ponadnarodowa. Modernizm był stylem międzynarodowym. Architektura
tamtych lat buduje tożsamość Warszawy, która jest miastem nowym i nic
tego nie zmieni - twierdzi Trybuś.
Dlatego, według niego, zamiana starej Rotundy na nową jest złym
rozwiązaniem dla miasta ze względu na historię architektury, również
dlatego, ponieważ ten budynek bez wątpienia wpisał się w krajobraz
stolicy. - A z punktu widzenia inwestora jest to rozwiązanie absurdalne
- po co zastępować oryginał bardzo marną kopią? - pyta Trybuś i wietrzy
w tym drugie dno. Jakie? Od kilkunastu lat bank PKO BP stara się o
wystawienie w tym miejscu biurowca, mogłaby to więc być metoda małych
kroków - najpierw uzyskanie zgody na jedno, a potem na drugie. Nasz
rozmówca nie jest w stanie uwierzyć, że ludzie logicznie myślący są w
stanie zastąpić tę rotundę czymś podobnym, tylko w fatalnej formie.
- Nie wiem, czy miasto może temu zapobiec, bo na przykład nie zapobiegło
likwidacji Supersamu - dodaje Jarosław Trybuś. - A ten nie został
wpisany do rejestru zabytków - co utrudniłoby jego zburzenie - gdyż
konserwator tłumaczył, że modernizm wciąż trwa i nie jest epoką
zamkniętą. Tymczasem jest epoką zamkniętą, choć czasem inspiruje
współczesnych architektów, a poza tym przepisy pozwalają wpisywać do
rejestru budynki i obiekty, które mają znaczenie dla szeroko rozumianej
kultury. Dlatego Rotunda, Supersam, Dworzec Centralny są obiektami,
które do rejestru można by wpisać. Z Pałacem Kultury nie było problemu,
gdyż epoka socrealizmu już z pewnością jest skończona… - uśmiecha się
Trybuś.
Na ratunek przychodzi lista nowych zabytków
Warszawski oddział Stowarzyszenia Architektów Polskich stworzył listę "nowych
zabytków" powojennej Warszawy, czyli obiektów uznanych za tzw. dobro
kultury współczesnej. W stolicy znajduje się aż 130 budynków
pochodzących z czasów PRL, które postanowiono ochronić przed zburzeniem.
Na tej liście znalazły się m.in. Smyk, budynek Najwyższej Izby Kontroli
przy ul. Filtrowej, dawny Dom Partii, a także kawiarnia Rozdroże,
Dworzec Centralny, hala gier i pawilony na AWF zaprojektowane przez
Wojciecha Zabłockiego, most Gdański, garaż na Woronicza 19, Jacht Klub
Polski…
W owych 130 obiektach renowacji i remontów można dokonywać tylko za
zgodą miejskiego architekta. Dla Supersamu, który jest na liście, taka
ochrona przyszła za późno. Może się też okazać, że nie uda się uratować
także Rotundy.
- Na liście nie ma wprawdzie Rotundy - mówi Jolanta Przygońska z
warszawskiego oddziału SARP-u - ale jest cała ściana wschodnia. Mam
nadzieję, że stara Rotunda nie zostanie zastąpiona nową, zupełnie inną,
bo nie wiedzę w tym sensu. To jest jednak dla mnie sprawa drugorzędna.
Sprawą pierwszorzędną jest to, że dobra kultury współczesnej są źle
chronione. W przypadku ściany wschodniej potrzebne jest kompleksowe
rozwiązanie modernizacji tego miejsca, a nie takie wyrywkowe
zastępowanie jednego budynku drugim. To przecież jeden z najważniejszych
fragmentów publicznej przestrzeni miasta, a panuje w nim chaos i brud i
jeszcze nie uchwalono dla niego planu miejscowego. W odniesieniu do
takiego miejsca i obiektu nie powinno się w nim prowadzić procedury
jednostkowej. Tymczasem w Warszawie minęły ponad trzy lata od uchwalenia
Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Warszawy,
a zaledwie około 20% obszaru miasta jest objęte obowiązującymi planami
miejscowymi - dodaje Przygońska.
Rewolucja, kontrrewolucja, ewolucja
Że też niczego nie nauczyły nas rewolucje, które z neoficką gorliwością
niszczyły znienawidzone pozostałości minionych epok. A jeśli coś z
pożogi ocalało, spotykał je los odrobinę tylko łaskawszy. Jak w scenie -
Towarzyszu komisarzu, co z tą starą komodą, spalić? - Zostawcie.
Przybije się gwiazdę, wyprostuje nogi i będzie dobra… Wydawałoby się, że
już poznaliśmy szkodliwość takich działań, a tymczasem one wciąż
powracają. Powodowane ideologią, biznesem czy czystą głupotą. Tymczasem
w Warszawie, która stosunkowo niedawno przeżyła działania dwóch
ekstremalnych burzycieli - Hitlera i Stalina - nie trzeba już rewolucji.
Marzy się warszawiakom mądra ewolucja.
(Polska Metropolia Warszawska)
Czwartek, 2010-02-11
Prezydent gratuluje
Janukowyczowi, zaprasza go do Polski
Prezydent Lech Kaczyński pogratulował Wiktorowi Janukowyczowi wyboru na
prezydenta Ukrainy i zaprosił go do złożenia wizyty w Polsce w
najbliższym możliwym terminie - poinformował prezydencki minister
Mariusz Handzlik.
Lech Kaczyński rozmawiał z Janukowyczem telefonicznie i życzył mu wielu
sukcesów w pełnieniu zaszczytnej funkcji prezydenta Ukrainy - podkreślił
Handzlik.
Podczas rozmowy - jak relacjonował Handzlik - prezydent Kaczyński
podkreślał, że Polska będzie wspierała europejskie i euroatlantyckie
aspiracje Ukrainy oraz zapowiedział, że będzie wspierać ją "na drodze
reform".
- Prezydent zaprosił Wiktora Janukowycza do złożenia wizyty w Polsce w
najbliższym możliwym terminie - powiedział Handzlik. Jak dodał,
Janukowycz podziękował Lechowi Kaczyńskiemu za gratulacje i powiedział,
że Polska pozostaje jednym z najważniejszych partnerów Ukrainy w Europie.
Zgodnie z ogłoszonymi przez Centralną Komisję Wyborczą wciąż
nieoficjalnymi wynikami Janukowycz wygrał wybory prezydenckie i pokonał
w II turze kontrkandydatkę, premier Julię Tymoszenko. Sztab wyborczy
Tymoszenko zapowiedział, że zaskarży rezultaty głosowania.
(PAP)
"To definitywny koniec kariery Leppera"
Wyrok za udział seksaferze oznacza definitywny koniec kariery Andrzeja
Leppera - zgadzają się posłowie PO, PSL, Lewicy i PiS. Andrzej Lepper
został skazany dwa lata i trzy miesiące więzienia. Prokuratura zarzuciła
mu żądanie i przyjmowanie "korzyści o charakterze seksualnym" od
działaczek partii.
Zdaniem posła PO Sebastiana Karpiniuka nawet jeżeli tylko część
doniesień na temat traktowania podwładnych przez Andrzeja Leppera byłaby
prawdą, to jest to prawda druzgocąca dla osoby pełniącej funkcję
publiczną. Poseł Karpiniuk przypomniał, że Andrzej Lepper to nie tylko
szef Samoobrony, ale także były wicemarszałek sejmu i były wicepremier w
rządzie koalicji PiS-Samoobrona-LPR.
Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski uważa, że Lepper był jednym z
symptomów choroby młodej demokracji. W stabilnych demokracjach ludzie,
zanim na kogoś zagłosują, sprawdzają, jak będzie ich reprezentował, a w
młodej demokracji - zdaniem posła Żelichowskiego - wystarczy zwykły
krzykacz i demagog. Posłowi PSL Lepper kojarzy się tylko z postacią
literacką - Nikodemem Dyzmą, który zrobił w powieści Tadeusza
Dołęgi-Mostowicza równie zawrotną karierę.
Były wicepremier Ludwik Dorn nie chce wspominać wspólnego z Andrzejem
Lepperem zasiadania w rządowych ławach, bo jak mówi, w różnych rządach
wyroki się zdarzały.
Rzecznik klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak podkreśla, że
koalicji PiS z Samoobroną nie ma już od 2007 roku, a więc "było, minęło".
Poseł przypomniał, że PiS był przeciwny wybieraniu Leppera na
wicemarszałka sejmu, a kiedy pojawiły się problemy z aferą gruntową i
seksaferą rząd Jarosława Kaczyńskiego podał się do dymisji i odbyły się
przyspieszone wybory. Zdaniem Mariusza Błaszczaka wyrok sądu jest tak
dojmujący, że dalszy udział w życiu politycznym Andrzeja Leppera jest
nieprawdopodobny.
Posłanka Lewicy Izabela Jaruga-Nowacka uważa, że z okazji wyroku w
seksaferze trzeba pogratulować Anecie Krawczyk, która odważyła się
przeciwstawić wicepremierowi Lepperowi i prominentnemu wówczas posłowi
Łyżwińskiemu. Zdaniem posłanki Aneta Krawczyk zrobiła coś bardzo ważnego
dla wszystkich: pokazała, że żadne stanowisko w demokratycznej Polsce
nie chroni przed wymiarem sprawiedliwości.
Partyjny kolega Andrzeja Leppera, Stanisław Łyżwiński otrzymał wyrok 5
lat więzienia. Prokuratura zarzuciła Łyżwińskiemu między innymi
zgwałcenie kobiety i wykorzystywanie seksualne działaczek Samoobrony.
Wysokość wymierzonych kar jest taka, o jakie wnioskowała prokuratura.
(IAR)
W Polsce kochamy je już od XVII wieku
Tradycja jedzenia pączków w Tłusty Czwartek zadomowiła się w Polsce już
w XVII wieku. Zawdzięczamy ją cukiernikom, którzy słynęli z tego rodzaju
wypieków. Była to właściwie specjalność kuchni polskiej - wyjaśniła
Anita Broda z warszawskiego Muzeum Etnograficznego.
Jak powiedziała Anita Broda, Tłusty Czwartek otwiera ostatni,
najbardziej "rozpasany" tydzień karnawału. Był to dzień otwierający tzw.
mięsopust, czyli ostatni przed Wielkim Postem moment spożywania mięsa i
tłustych potraw. - Dawniej w domach arystokratycznych należało jeść w
tym czasie przede wszystkim dobrej jakości mięso. W domach chłopskich
jadano potrawy tłusto kraszone, dlatego i obecnie tłuszcz w tradycji
Tłustego Czwartku jest bardzo ważny - powiedziała.
Obecnie dla nas Tłusty Czwartek to przede wszystkim pączki, czyli
słodycze smażone w głębokim tłuszczu. - Kiedyś prawdziwe tradycyjne
pączki smażono na smalcu, co do dziś praktykuje się w niektórych domach.
Chodziło o to, że powinny być to słodycze bardzo tłuste - wyjaśniła
Broda.
Pączek, którym można oko podbić
Wspomniała o relacjach XVIII-wiecznego polskiego historyka Jędrzeja
Kitowicza, który pisał, że pierwsze polskie pączki były "twarde tak, że
można było nimi oko zasinić". Jednocześnie historyk podkreślał ich
walory smakowe.
Wyjaśniła, że tradycja wypiekania tłustych smakołyków w Polsce wiąże się
m.in. z karnawałowymi wizytami przebierańców, którzy odwiedzali
gospodarzy, składali im życzenia, a w zamian za to dostawali tłuste
smakołyki, tzw. bułki szczedrakowe.
Broda podkreśliła, że z czasem jedzenie pączków stało się w Polsce
powszechnym zwyczajem. - Stało się to dużej mierze dzięki polskim
cukiernikom, którzy już od XVII wieku słynęli ze wspaniałych pączków. W
Warszawie już w tamtym czasie pączki były powszechnie dostępne. Była to
właściwie specjalność kuchni polskiej - mówiła.
Jak powiedziała, do końca nie wiadomo skąd pączki dotarły do Polski. Tak
jak z wieloma tradycjami tego typu był to długotrwały proces. -
Najbardziej prawdopodobna droga "wędrówki" tego przysmaku do Polski, to
trasa z Turcji przez Wiedeń - dodała.
Dzisiaj jedzenie pączków w Tłusty Czwartek jest powszechne we wszystkich
regionach Polski - nie ma znaczenia czy jest to Małopolska, Wielkopolska
czy Pomorze. - Trochę szkoda, że u nas liczą się przede wszystkim pączki
i słodycze, bo w wielu miejscach na świecie obchody końca karnawału są
przecież obchodzone różnorodnie i bardzo ciekawie - podsumowała Anita
Broda.
(PAP)
|
|
INDEX
Powrót..
|