zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
Powrót...
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI |
Środa, 2010-02-24
Znany scenarzysta
nagrodzony Orłem
Wybitny scenarzysta filmowy Jerzy Stefan Stawiński, autor tekstów, na
podstawie których powstały m.in. "Kanał" Andrzeja Wajdy oraz "Eroica" i
"Zezowate szczęście" Andrzeja Munka, otrzymał Polską Nagrodę Filmową
Orzeł 2010 za Osiągnięcia Życia.
Statuetki Orłów przyznawane są corocznie - w różnych kategoriach - przez
liczącą ponad 500 członków Polską Akademię Filmową.
Nazwisko tegorocznego laureata Orła za Osiągnięcia Życia ogłoszono w
środę na konferencji prasowej w Warszawie. Wziął w niej udział minister
kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski, który chwalił
kondycję rodzimej kinematografii.
- Miniony 2009 rok był dobry dla polskiego kina. Powstały znakomite
filmy, chętnie oglądane przez publiczność. Podziwialiśmy bardzo dobrą
reżyserię, bardzo dobre aktorstwo, scenografię, pracę polskich
operatorów - mówił Zdrojewski na konferencji.
Minister powiedział też, że bardzo cieszy go nagroda Orła dla
Stawińskiego - scenarzysty niezwykle zasłużonego, współtwórcy polskiej
szkoły filmowej.
88-letni Jerzy Stefan Stawiński (ur. w miejscowości Zakręt k. Otwocka)
ma w dorobku m.in. scenariusze do filmów: Andrzeja Munka - "Człowiek na
torze" (1956), "Eroica" (1957) i "Zezowate szczęście" (1960), do "Kanału"
Andrzeja Wajdy (1956), "Krzyżaków" Aleksandra Forda (1960), "Zamachu"
Jerzego Passendorfera (1958), "Akcji pod Arsenałem" Jana Łomnickiego
(1977), "Godziny W" Janusza Morgensterna (1979), "Pułkownika
Kwiatkowskiego" Kazimierza Kutza (1995), "Jutro idziemy do kina" Michała
Kwiecińskiego (2007) oraz "Rozwodów nie będzie" (1963, we własnej
reżyserii).
Stawiński był jednym z inicjatorów buntu scenarzystów, który wybuchł w
Polsce w latach 60., a wynikał z niezgody na deprecjonowanie ich pozycji
zawodowej. Na fali buntu Stawiński wyreżyserował samodzielnie m.in. film
"Rozwodów nie będzie", ze Zbigniewem Cybulskim i Magdaleną Zawadzką w
obsadzie.
W czasie wojny Jerzy Stefan Stawiński działał w konspiracji - od marca
1940 r., posługując się pseudonimami: Łącki, Lucjan. Był żołnierzem
pułku AK "Baszta". Dowodził plutonem, a następnie kompanią łączności o
kryptonimie "K-4". Walczył w Powstaniu Warszawskim, odpowiadał za
łączność pułku "Baszta". 27 września wraz z innymi powstańcami ewakuował
się kanałami z Mokotowa do Śródmieścia. Na bazie wspomnień o tych
chwilach napisał scenariusz "Kanału".
Statuetkę za osiągnięcia życia Stawiński odbierze 1 marca podczas gali
Orłów w Teatrze Polskim w Warszawie.
Podczas marcowej ceremonii wręczone zostaną również Orły 2010 w
pozostałych kategoriach, m.in.: najlepszy polski film, reżyser, autor
zdjęć, autor muzyki, aktor w roli głównej, aktorka w roli głównej.
Wśród nominowanych są m.in.: reżyserzy Borys Lankosz (za "Rewers"),
Wojciech Smarzowski (za "Dom zły") i Katarzyna Rosłaniec (w kategorii
Odkrycie Roku - za "Galerianki"), aktorzy Janusz Gajos (za rolę ojca
głównego bohatera w filmie "Mniejsze zło"), Adam Woronowicz (za rolę
księgowego starającego się o rękę Sabiny w "Rewersie") i Agata Buzek (za
rolę Sabiny w "Rewersie"), a także kompozytorzy Wojciech Kilar (za
muzykę do "Rewizyty" Krzysztofa Zanussiego), Włodek Pawlik (za muzykę do
"Rewersu") i Paweł Mykietyn (za muzykę do "Tataraku" Andrzeja Wajdy).
Wśród laureatów Orła za Osiągnięcia Życia w latach poprzednich byli m.in.:
Andrzej Wajda (2000), Roman Polański (2003), Jerzy Hoffman (2006) i
Janusz Morgenstern (2008).
(PAP)
Szukają śladów nieznanego brata Kopernika
Według naukowców badających drzewo genealogiczne Mikołaja Kopernika
wiele wskazuje na to, że astronom miał jeszcze jednego brata, o którym
wiedza nie dotrwała do naszych czasów. Prawdopodobnie ów najstarszy z
braci nosił imię Łukasz - twierdzą genealodzy.
Powszechnie wiadomo, że Mikołaj Kopernik miał starszego brata - Andrzeja
i dwie siostry: Barbarę i Katarzynę. Po śmierci ojca (również noszącego
imię Mikołaj) Barbara wstąpiła do zakonu benedyktynek i przeniosła się
do klasztoru w Chełmnie, gdzie została ksienią. Prawdopodobnie w
klasztorze tym znalazła na starość schronienie także matka Kopernika.
Druga siostra astronoma - Katarzyna wyszła za mąż za osiadłego w Toruniu
kupca z Krakowa. Natomiast bracia Andrzej i Mikołaj wyruszyli na studia
do Krakowa.
O najstarszym, domniemanym bracie, nie wiadomo nic, prócz tego, że
powinien mieć na imię Łukasz, bo taka była tradycja w rodzinie
Koperników. - Najstarszy syn zawsze otrzymywał imię po swoim ojczystym
dziadku - w tym przypadku po Łukaszu - wyjaśniła Joanna Jendrzejewska z
UMK w Toruniu na konferencji naukowej w Krakowie "Tajemnica grobu
Mikołaja Kopernika".
- W rodzinie Mikołaja Kopernika brakuje nam tego Łukasza. Imię
najstarszego brata Mikołaja, a więc "Andrzej", wywodzi się z rodziny
matki. We wcześniejszych liniach genealogicznych tej rodziny ewidentnie
widać, że najstarszy syn otrzymuje imię po dziadku. Podobnie jest w
przypadku córek - tam mamy następujące po sobie: Barbary, Krystyny i
Barbary. Można założyć z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że ten
jeszcze starszy syn był, ale być może zmarł w bardzo wczesnym wieku -
podsumowała badaczka.
Jendrzejewska wraz z Anną Stachowską od kilku lat śledzą drzewo
genealogiczne rodziny Mikołaja Kopernika, aby odnaleźć jego krewnych.
Chodzi o znalezienie materiału genetycznego, który można by porównać z
kodem DNA wyodrębnionym z czaszki znalezionej w 2005 r. w katedrze we
Fromborku, która jak przypuszczają naukowcy należała do wielkiego
astronoma. Takie porównanie mogłoby ostatecznie rozstrzygnąć, czy
czaszka należała do Kopernika, czy - jak twierdzą oponenci - do innej
osoby.
Jendrzejewska i Stachowska prowadzą badania genealogiczne pod
kierownictwem prof. Krzysztofa Mikulskiego z UMK, który postać
zapomnianego brata Kopernika przywołał w referacie przygotowanym na
konferencję w Krakowie. Badaczki zaprezentowały ten referat w Krakowie w
zastępstwie nieobecnego profesora.
Mikołaj Kopernik urodził się 19 lutego 1473 r. w Toruniu. Zmarł 24 maja
1543 r. we Fromborku i został pochowany w podziemiach tamtejszej katedry.
W tym samym roku ukazało się drukiem w Norymberdze jego przełomowe dla
nauki dzieło "O obrotach sfer niebieskich".
(PAP)
Kolejni polscy żołnierze lecą na wojnę
Prawie 200 żołnierzy, którzy mają wzmocnić dwutysięczny polski
kontyngent w misji ISAF w Afganistanie, jest już gotowych do wyjazdu. Na
krótko przed odlotem odbędzie się symboliczne pożegnanie wojskowych.
W ceremonii w podwarszawskiej 1 Brygadzie Pancernej w Wesołej
uczestniczyć będą m.in. wiceszef MON Stanisław Komorowski oraz dowódca
operacyjny Sił Zbrojnych gen. Bronisław Kwiatkowski i dowódca Wojsk
Lądowych gen. Tadeusz Buk.
Wysłanie żołnierzy ze strategicznego odwodu na przełomie lutego i marca
- w ramach trwającej obecnie szóstej zmiany kontyngentu - kierownictwo
resortu obrony zapowiadało kilka miesięcy temu. Decyzję uzasadniano
zwiększającą się wraz z nadejściem wiosny aktywnością rebeliantów. Plany
zakładają, że kolejna siódma zmiana ma być zwiększona do 2600 żołnierzy
na misji i 400 w odwodzie.
Więcej żołnierzy - szybsze wycofanie?
Przedstawiając pod koniec grudnia w Sejmie informację na temat misji w
Afganistanie, szef MON Bogdan Klich przekonywał, że planowane
zwiększenie polskiego kontyngentu pozwoli szybciej osiągnąć zakładane
cele operacji i tym samym wcześniej wycofać się z tego kraju.
Klich argumentował wtedy, że wzmocnienie kontynentu zapewni większą "swobodę
operacyjną" wojsku, dzięki czemu łatwiej mu będzie stabilizować sytuację
w prowincji Ghazni. Gdy uda się to osiągnąć, misja ma zmienić charakter
ze stabilizacyjnej na stabilizacyjno-szkoleniową, a poszczególne
dystrykty mają być stopniowo przekazywane władzom afgańskim.
Ostatnim etapem będzie przeorientowanie wysiłku na szkoleniowo-doradczy
i dalsza redukcja kontyngentu - aż do całkowitego wycofania go.
Przeczytaj wywiad z ministrem Klichem: "Polski żołnierz gra na kilku
fortepianach jednocześnie"
"Polska" prowincja
Eksperci przewidują, że w najbliższych miesiącach w Afganistanie znów
może dojść do ciężkich walk wojsk NATO z talibami oraz do zwiększonej
liczby ataków i zamachów. Pełnomocnik polskiego ministra obrony do spraw
Afganistanu pułkownik Piotr Łukasiewicz uważa, że taka sytuacja będzie
dotyczyła głównie południa kraju. W leżącej na wschodzie Afganistanu
prowincji Ghazni, gdzie stacjonują Polacy, powinno być spokojniej.
- Ghazni jest prowincją drugiej kategorii, jeśli chodzi o intensywność
działań. To jest prowincja, która dla rebeliantów jest terenem przerzutu
broni i ludzi. W przeszłości nie dochodziło do poważniejszych działań
zbrojnych. Spodziewamy się, że ta tendencja się utrzyma, ale jesteśmy
przygotowani do tego, że sytuacja będzie napięta - powiedział pułkownik
Łukasiewicz.
Jednym z najważniejszych zadań polskich żołnierzy w Afganistanie będzie
zapewnienie bezpieczeństwa w Ghazni podczas zaplanowanych na wrzesień
wyborów parlamentarnych.
(PAP)
Wtorek, 2010-02-23
Czy to na pewno Kopernik?
Są poważne wątpliwości
Istnieje wiele wątpliwości, czy szczątki odkryte w 2005 r. we
fromborskiej katedrze rzeczywiście należały do Kopernika - twierdzi
część uczestników konferencji naukowej "Tajemnica grobu Mikołaja
Kopernika".
W dwudniowej konferencji uczestniczyli m.in. archeolodzy, antropolodzy,
genetycy, historycy, genealodzy, a także astronomowie. Niektórzy z nich
byli krytyczni wobec odkrycia we fromborskiej katedrze, część zarzuciła
zespołowi badawczemu niedociągnięcia i błędy.
Dr Arkadiusz Sołtysiak z Zakładu Bioarcheologii UW zakwestionował m.in.
hipotezę zespołu badawczego, mówiącą o tym, że skoro istnieje zgodność
kodu DNA włosa znalezionego w tzw. księdze Stoefflera z DNA czaszki z
katedry we Fromborku, to zarówno włos, jak i czaszka należały do
Kopernika.
Przechowywane od najazdu szwedzkiego w Uppsali "Calendarium romanum
magnum" Johannesa Stoefflera przez prawie ćwierć wieku było używane
przez Kopernika. Włos znaleziony w tej księdze miał kod DNA zgodny z DNA
czaszki odkopanej pod jednym z bocznych ołtarzy katedry we Fromborku.
Pod ołtarzem tym, przypisywanym kanonikowi Kopernikowi, znaleziono
jednak kilkanaście różnych pochówków.
"To może być inny kanonik"
- Jeśli cranium nr 13 (czyli domniemana czaszka Kopernika, oznaczona
jako pochówek nr 13/2005) i włos z "Calendarium romanum magnum" należały
do jednej osoby, to nie musiał to być akurat Mikołaj Kopernik. Mógł to
być inny czytelnik tej książki - zauważył Sołtysiak.
Według naukowca, księga ta cieszyła się wówczas dużą popularnością.
Należała do Kopernika, ale z pewnością korzystały z niej też inne osoby.
Mógł to być np. inny kanonik z Fromborka, który zgubił w księdze włos i
podobnie jak Kopernik został pochowany w podziemiach katedry.
Sołtysiak podkreślił też, że na dostępnych mu zdjęciach czaszki z
Fromborka nie widać śladów złamania kości nosa, opisywanych przez zespół
badający szczątki i uwidocznionych m.in. w rekonstrukcji twarzy,
wykonanej przez policyjnych specjalistów. Naukowiec, odpowiadając na
pytania z sali, przyznał jednak, że nie może wykluczać, iż podczas
bezpośrednich oględzin czaszki dopatrzyłby się śladów złamania.
"Metoda przestarzała"
Według dra Jarosława Bednarka z Zakładu Genetyki Molekularnej i Sądowej
Collegium Medicum UMK, zespół badający czaszkę z Fromborka popełnił błąd
posługując się metodą typologii antropologicznej. Według niego, jest to
metoda przestarzała, kwestionowana już w latach 60. XX w. jako
bezpodstawna genetycznie i abiologiczna. Naukowiec przyznał jednak, że
nie przesądza to o tym, czy czaszka należała do Kopernika, czy nie.
Dr Tomasz Kozłowski z Zakładu Antropologii UMK w Toruniu ocenił, że
rzekomy ślad po urazie, który badacze stwierdzili na czole czaszki z
Fromborka, jest tzw. rowkiem tętniczym, czyli wyciskiem naczynia
krwionośnego w kości czołowej czaszki. Według Kozłowskiego, takie ślady
nosi na czaszkach wiele osób, które nigdy nie doznały urazu głowy.
Niektórzy badacze dopatrywali się związku tego śladu z blizną, której
doszukiwano się na portretach Kopernika. Niestety, najwcześniejszy z
zachowanych portretów astronoma powstał 37 lat po jego śmierci.
- Nie kwestionuję dorobku kolegów badających DNA. Problemem jest dla
mnie, czy możemy przyjąć, że fragment mitochondrialnego DNA z włosa
niezidentyfikowanej osoby plus szczątki niezidentyfikowanej osoby dają w
rezultacie Mikołaja Kopernika - podsumował Kozłowski.
"Nadal nie mam podstaw, by wątpić"
Na konferencji zabrakło dwóch najważniejszych autorów odkrycia -
kierującego projektem profesora archeologii Jerzego Gąssowskiego, który
nie skorzystał z zaproszenia, oraz olsztyńskiego historyka dr. Jerzego
Sikorskiego, będącego autorem hipotezy, dzięki której udało się
zlokalizować pochówek. Ten ostatni przesłał tekst referatu, który
odczytano w pierwszym dniu konferencji.
Na obradach pojawił się natomiast bp Jacek Jezierski, prepozyt
archikatedry fromborskiej, który był pomysłodawcą poszukiwań. - Nadal
nie mam podstaw, żeby wątpić w to odkrycie - powiedział ksiądz biskup po
wysłuchaniu referatów.
W podobnym tonie wypowiadała się w dyskusji spora część słuchaczy i
prelegentów, według których prawdopodobieństwo, że odnaleziona we
Fromborku czaszka należała do astronoma, jest w świetle poczynionych
badań duże lub bardzo duże. W sali zaznaczył się wyraźny podział.
Krytykującym odkrycie także wytknięto szereg błędów. Dr Tomasz
Grzybowski z Zakładu Genetyki Molekularnej CM UMK stwierdził, że ogromna
większość krytycznych uwag z zakresu genetyki poczynionych przez
kierownika konferencji dr. Michała Kokowskiego powstała w wyniku
nieporozumień i nieumiejętnego posługiwania się bazami danych DNA. Dr
Tomasz Kupiec z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie zauważył, że
niektóre krytyczne referaty oparto na zdjęciach i lekturze
popularnonaukowych gazet, a nie analizie naukowych materiałów.
Uczestnicy konferencji byli zgodni, że dopiero odnalezienie krewnych
Kopernika lub ich szczątków, a następnie porównanie ich DNA z kodem
czaszki z Fromborka mogłoby posunąć badania identyfikacyjne ku
rozstrzygnięciu.
(PAP)
Lech Kaczyński dostał odpowiedź od Łukaszenki
Lech Kaczyński otrzymał odpowiedź od Aleksandra Łukaszenki na list w
sprawie szykanowania Polaków na Białorusi. Prezydencki minister Paweł
Wypych poinformował, że Lech Kaczyński odniesie się do niego jutro, bo
musi mieć czas na przeanalizowanie go. Zaznaczył, że pismo, poprzez
polski MSZ, trafiło do Kancelarii Prezydenta dziś po południu.
Wcześniej ambasada Białorusi w Warszawie, w przesłanym komunikacie
wyjaśniła, że Łukaszenka odpowiedział na wszystkie postawione przez
polskiego prezydenta pytania i wyraził nadzieję na wyważony dialog
między obu narodami. Treści listu, który wysłano 20 lutego jednak nie
ujawniono.
W ubiegłym tygodniu Lech Kaczyński wystosował list do Aleksandra
Łukaszenki, w którym wyraził "swój niepokój i zdecydowany sprzeciw wobec
nasilających się represji wymierzonych w Związek Polaków na Białorusi".
(IAR)
Wirtualny spacer z tą, która uratowała 2,5 tys. dzieci
Galerię licznych odznaczeń Ireny Sendlerowej i spacer jej śladami po
Warszawie można znaleźć na stronie
www.irenasendler.pl Portal powstał z okazji stulecia urodzin
bohaterki odznaczonej medalem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata.
Na stronie internetowej znajdziemy biografię Ireny Sendlerowej, która
urodziła się i zmarła w stolicy, a także galerię jej zdjęć. Wypisane są
tu najważniejsze daty z życia bohaterki i nazwiska kilku osób, które
ocaliła w czasie okupacji hitlerowskiej (łącznie udało jej się ocalić
przed zagładą 2,5 tys. dzieci). Jednak największą atrakcją są dwa działy
opisane słowem "wirtualne".
Pierwszy to wystawa pamiątek. Wśród licznych odznaczeń można znaleźć
przyznany Irenie Sendlerowej Krzyż Komandorski z gwiazdą Orderu
Odrodzenia Polski, Order Orła Białego czy Order Uśmiechu. Drugi dział to
fragment mapy Google'a z zaznaczonymi punktami związanymi z bohaterką.
Kilkanaście lokalizacji znajdujących się głównie w ścisłym centrum
Warszawy. Opisany jest Szpital św. Ducha przy ul. Elektoralnej 12, w
którym pracował ojciec Ireny Sendlerowej Stanisław Krzyżanowski.
Zobaczymy również miejsce, gdzie bohaterka zakopywała słoik, w którym
chowała bibułki z nazwiskami ratowanych dzieci.
Już nie w internecie, ale przy ul. Pawińskiego 2 na Ochocie można
znaleźć tablicę upamiętniającą Irenę Sendlerową. Żyła ona w latach
1910-2008. Za swoje działania na rzecz ratowania dzieci była torturowana
przez gestapo, ale prześladował ją również komunistyczny urząd
bezpieczeństwa. W 2009 r. powstał film "Dzieci Ireny Sendlerowej" oparty
na jej historii.
(Polska Metropolia Warszawska)
Poniedziałek,
2010-02-22
Start Roku Chopina
Wczoraj w bazylice św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu o godzinie 13
odbyła się msza, która zainaugurowała cykl wydarzeń artystycznych w
Warszawie poświęconych Chopinowi w 200. rocznicę jego urodzin. Koncert
fortepianowy f-moll Fryderyka Chopina zagrał laureat Międzynarodowego
Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina z 1985 roku Marca Laforeta
z towarzyszeniem jednej z najsłynniejszych polskich orkiestr Sinfonii
Varsovii pod dyrekcją Wojciecha Rodka.
Mszę koncelebrował Prymas Polski arcybiskup Henryk Muszyński. W
uroczystości wzięli udział prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką,
premier Donald Tusk, marszałkowie Sejmu i Senatu, prezydent m.st.
Warszawy Hanna Gronkie-wicz-Waltz oraz przedstawiciele rządu, parlamentu
i środowisk twórczych.
Kościół - w którym znajduje się złożona przez siostrę Fryderyka Chopina,
Ludwikę Jędrzejowiczową, urna z sercem kompozytora - wypełnili także
przybyli licznie warszawiacy. Dokładna data urodzin Chopina nie jest
znana, muzykolodzy zajmujący się życiem i twórczością kompozytora wciąż
spierają się, czy jest to 22 lutego czy 1 marca. Daty te stały się
jednak pretekstem do zorganizowania szeregu koncertów związanych z tzw.
tygodniem urodzinowym.
Od poniedziałku w Filharmonii Narodowej rozbrzmiewać będą dźwięki muzyki
Chopina i bliskich mu kompozytorów, Bacha, Beethovena, Schu-manna, tych
którzy stanowili źródło inspiracji dla wybitnego Polaka.
Zaproszeni do udziału w koncertach zostali najwybitniejsi współcześni
pianiści. W poniedziałek w Filharmonii będziemy mieli szansę posłuchać
Rafała Blechacza, laureata ostatniego konkursu chopinowskiego, z
towarzyszeniem orkiestry Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Antoniego
Wita. Wtorek zapowiada się równie interesująco, wystąpi bowiem artysta,
którego udział w X Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w 1980
roku zakończył się skandalem. Interpretacje utworów Chopina Ivo
Pogorelicha podzieliła jury. Martha Argerich po niedopuszczeniu
jugosłowiańskiego pianisty do finału zrezygnowała nawet z udziału w
jury.
W środę z kolei zagrają na dwóch koncertach Amerykanin Murray Perahia
oraz Piotr Andreszewski. W czwartek 25 lutego prawdziwa uczta dla
melomanów, w recitalu fortepianowym wystąpi bowiem Amerykanin Garrick
Ohlsson, laureat I nagrody VIII chopinowskiego konkursu z 1970 roku. W
programie oczywiście utwory Chopina.
Podczas kolejnych koncertów wystąpią m.in. Janusz Olejniczak, Amerykanin
Kevin Kenner (26 lutego) i Rosjannin Nicolai Demidenko. Zwieńczeniem
tygodnia urodzinowego będzie występ pianisty Daniela Barenboim (w
niedzielę 28 lutego).
Od 22 lutego do 1 marca trwać będzie także maraton chopinowski: "
Najdłuższe urodziny" w Domu Polonii na Krakowskim Przedmieściu. Tu
zagrają zarówno profesjonalni muzycy, jak i amatorzy. Każdy, komu bliska
jest muzyka Chopina, może zmierzyć się z mazurkami, nokturnami, sonatami
czy etiudami wielkiego kompozytora. Będzie klasycznie, jak i na jazzowo.
Swój udział zapowiedzieli zarówno Janusz Olejniczak, jak i Andrzej
Jagodziński. Początek maratonu jutro o 19.00.
(Polska Metropolia Warszawska)
Człowiek, który się w życiu nie nudził
"Życie trudne, lecz nie nudne" - to nowo wydany tom wspomnień Władysława
Bartoszewskiego. - Ten życiorys streszcza los polskiej inteligencji w XX
wieku - powiedział Andrzej Friszke, który spisał wspomnienia historyka.
Władysław Bartoszewski, więzień Auschwitz, świadek upadku Powstania
Warszawskiego, który sześć lat spędził w komunistycznych więzieniach,
mówi o sobie, że jest optymistą. "Czy było łatwo? Nie. Ale, w jakim
moralnym, historycznym lub społecznym kodeksie jest powiedziane, że
życie człowieka, narodu, a nawet ludzkiego gatunku ma być łatwe? Otóż
życie nie musi być łatwe. Gorzej, jeśli jest nudne" - powiedział
Bartoszewski.
W nowej książce Bartoszewski opowiada o okresie swego życia od
dzieciństwa po początek lat 80.
Andrzej Friszke, który pomagał Bartoszewskiemu uporządkować wspomnienia,
pisze w przedmowie do książki, że rozmowy przeprowadzał według pewnego
planu, posuwając się chronologicznie od czasów dzieciństwa i wczesnej
młodości w przedwojennej Warszawie, poprzez wspomnienie września, potem
opisanie warunków niemieckiej okupacji i strasznego doświadczenia
Auschwitz.
- Dalej były równolegle rozwijające się wątki prac w podziemiu: komórka
więzienna Delegatury Rządu, Front Odrodzenia Polski, Biuro Informacji i
Propagandy Komendy Głównej AK, Rada Pomocy Żydom. Potem Powstanie
Warszawskie, trudny okres popowstaniowy, zderzenie z nową
rzeczywistością powojenną. I tak dalej. Poprzez PSL, więzienie, aż do
lat sześćdziesiątych. Miałem wrażenie, że powstał zapis będący kopalnią
wiedzy i jedyną w swoim rodzaju opowieścią o niezwykłych doświadczeniach.
Bartoszewski był w niemal wszystkich miejscach, gdzie w ciągu ostatnich
80 lat działo się w Polsce coś ciekawego. Z jego wspomnień wyłania się
los polskiego inteligenta w trudnym XX wieku - mówił Andrzej Friszke
podczas promocji książki na Uniwersytecie Warszawskim.
"Tytuł wymyśliłem sam"
- Nudno nie było na pewno. Nudzą się tylko ludzie bezmyślni. Znajomi
pytali się mnie, jak wytrzymałem więzienie w pojedynczej celi, a ja im
odpowiadałem, że byłem przecież w bardzo dobrym towarzystwie - samego
siebie. Tytuł tej książki wymyśliłem sam i uważam, że oddaje on ducha
epoki, w której przyszło mi żyć. Jak sięgam pamięcią, ciągle działo się
coś ważnego - powiedział Bartoszewski.
Andrzej Friszke, historyk, uważa, że wspomnienia Bartoszewskiego rzucają
nowe światło na wiele historycznych faktów. - Szczególnie nasza wiedza o
tym, co działo się w Polsce zaraz po wojnie w kontekście wspomnień
Bartoszewskiego wydaje się nikła. Nawet, jeżeli znałem fakty, to
Bartoszewski wzbogacił je o klimat, wspomnienia o ludziach, anegdotę.
Poza tym ze wspomnień Bartoszewskiego wyłania się rzeczywistość
wielowymiarowa, wykraczająca poza czarno-białe schematy. Szczególnie
ciekawe okazały się informacje o powojennym PSL-u, partii, do której
Bartoszewski należał. Pełniła ona w latach powojennych rolę opozycji, a,
jak się okazuje, niewiele o niej wiedzieliśmy. Także fragmenty o AK-owcach
mogą się okazać dla historyków nieocenionym źródłem wiedzy o ludziach -
mówił Friszke.
Władysław Bartoszewski, pisarz i historyk dziejów najnowszych, ekspert
od stosunków polsko-niemieckich i polsko-żydowskich, urodził się w 1922
r. w Warszawie. Podczas II wojny światowej należał do AK, brał udział w
Powstaniu Warszawskim i był więźniem Auschwitz (od września 1940 r. do
kwietnia 1941 r.) oraz współzałożycielem Rady Pomocy Żydom "Żegota". Po
wojnie był współpracownikiem Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich
w Polsce, a także członkiem PSL "Mikołajczykowskiego". Ponad sześć lat
spędził w komunistycznych więzieniach, od 1957 r. był współpracownikiem,
potem członkiem redakcji "Tygodnika Powszechnego".
W 1980 r. współtworzył Komitet Obrony Prześladowanych za Przekonania
przy KK NSZZ "Solidarność". W czasie stanu wojennego został internowany
- w Jaworzu wybrano go starszym obozu. Władysław Bartoszewski był
wykładowcą nauk politycznych na uniwersytetach w Monachium, Eichstaett i
Augsburgu (1983-1990). W uznaniu jego zasług jerozolimski Instytut
Pamięci Holokaustu (Yad Vashem) uhonorował go w 1963 r. tytułem "Sprawiedliwy
wśród Narodów Świata". Od listopada 2007 Bartoszewski pełni funkcję
sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnika ds.
relacji międzynarodowych.
W 2007 roku głosami Internautów Bartoszewski zdobył tytuł Człowieka Roku
Wirtualnej Polski.
Książka "Życie trudne, lecz nie nudne" ukazała się nakładem wydawnictwa
Znak.
(PAP)
Niedziela,
2010-02-21
Zmarł wynalazca
pierwszego polskiego komputera PC
We wrocławskim szpitalu zmarł polski inżynier, elektronik i informatyk,
twórca pierwszego polskiego mikrokomputera K-202 Jacek Karpiński. Miał
83 lata.
- Chorował, od dłuższego czasu był bardzo słaby - powiedział syn
zmarłego Daniel Karpiński. Informatyk cierpiał na zanik mięśni.
Jacek Karpiński urodził się w Turynie. W czasie okupacji był żołnierzem
batalionu "Zośka", w jednym pododdziale z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim.
Ciężko ranny przeżył powstanie w Warszawie, a za bohaterstwo na polu
walki został trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych.
Po wojnie studiował elektronikę na politechnikach w Łodzi i Warszawie.
Po studiach, z uwagi na swą przeszłość okupacyjną, miał problem ze
znalezieniem stałej pracy poza uczelnią. Jako adiunkt w Polskiej
Akademii Nauk w 1957 roku zbudował swój pierwszy duży wynalazek -
maszynę elektronową AAH do automatycznego prognozowania pogody w
Państwowym Instytucie Hydrologiczno-Meteorologicznym.
W 1960 roku Karpiński znalazł się wśród sześciu finalistów światowego
konkursu UNESCO, co zapewniło mu możliwość studiów na uniwersytetach
Harvard i Massachusetts Institute of Technology. Po dwóch latach
wynalazca odrzucił propozycję pozostania na stałe w USA i powrócił do
kraju.
Efektem studiów było zbudowanie w połowie lat 60. Erceptronu - maszyny
do szybkiego uczenia się: identyfikującej obrazki, teksty pisane i wzory,
pomagającej szybko przyswajać materiał na zasadzie skojarzeń.Był to
pierwszy tego typu w Europie i drugi na świecie wynalazek.
Po przejściu do Zakładu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego
Karpiński zaprojektował i zbudował KAR-65, uniwersalny komputer do
obliczeń. Urządzenie zbudowane na polskich tranzystorach i diodach
wykonywało 100 tys. operacji na sekundę - trzy razy więcej niż
gigantycznych rozmiarów komputer "Odra", wrocławskich zakładów Elwro.
KAR-65 kosztował 6 mln ówczesnych złotych, podczas gdy komputer z
Wrocławia - prawie 200 milionów zł.
Komputer nie został wdrożony do produkcji, ale Karpiński wkrótce
stworzył doskonalsze urządzenie K-202, prototyp współczesnych komputerów
klasy PC. - Powstał minikomputer na elementach elektronicznych czwartej
generacji, stanowiący w swojej klasie najbardziej uniwersalną maszynę
świata. Liczy z szybkością miliona operacji na sekundę i w tym dorównują
mu tylko amerykański minikomputer Super-Nova i angielski Modular One (najnowsza
Odra-1304 liczy 20 razy wolniej) - relacjonowała ówczesna prasa.
Urządzenie zostało entuzjastycznie ocenione za granicą i wkrótce jego
produkcją miała się zająć powołana do tego celu "spółka"
polsko-brytyjska. Mimo ogromnych zamówień i oficjalnego poparcia Edwarda
Gierka powstało zaledwie 30 egzemplarzy komputera. Produkcję jednak
szybko przerwano, zespół konstrukcyjny rozwiązano, a Karpiński został
zwolniony.
W latach 70. konstruktor nie mógł znaleźć pracy zgodnej ze swymi
kwalifikacjami i doświadczeniem, a wyjazdu za granicę mu zabroniono. W
proteście przeciw takiemu traktowaniu, w 1978 roku wynajął zrujnowane
gospodarstwo pod Olsztynem i zajął się hodowlą świń.
Gdy w 1980 roku zablokowano jego nominację na dyrektora fabryki
komputerów "Era" wyjechał do Szwajcarii, gdzie zatrudnił się u Stefana
Kudelskiego, producenta profesjonalnych magnetofonów NAGRA.
Do kraju powrócił w 1990 roku, by doradzać w dziedzinie informatyki
Leszkowi Balcerowiczowi.
PAP
Spór wokół listu Lecha Kaczyńskiego do ambasadora Rosji
Narasta spór wokół listu Lecha Kaczyńskiego do rosyjskiej ambasady.
Kancelaria Prezydenta utrzymuje, że wysłała do ambasadora Rosji w Polsce
list, w którym głowa państwa deklaruje chęć udziału w uroczystościach w
Katyniu. Natomiast przedstawiciel rosyjskiej placówki w Polsce Vladimir
Grinin twierdzi, że takiej korespondencji nie otrzymał.
W sobotę Ambasador Rosji w Polsce Władimir Grinin mówił dziennikarzom,
że jego placówka nie otrzymała z Kancelarii Prezydenta RP informacji o
tym, że Lech Kaczyński chce wziąć udział w uroczystościach w Katyniu.
Według służb prasowych ambasady w swojej odpowiedzi na pytanie
dziennikarzy Grinin powiedział, że Ambasada nie otrzymała żadnych
konkretnych propozycji w sprawie udziału Prezydenta Polski w
uroczystościach w Katyniu. "Jak również nie było ich w piśmie Kancelarii
Prezydenta Polski. Co dotyczy zamiaru L. Kaczyńskiego do złożenia wizyty
w Katyniu, o tym oczywiście wiemy" - napisano na stronie rosyjskiej
placówki.
"Wszystkie inne komentarze są wolną i nieodpowiedzialną interpretacją
słów ambasadora Rosji w Polsce. Ubolewamy nad tym, że te komentarze są
powodem do ogłoszenia dalekosiężnych i nieuzasadnionych oświadczeń" -
podkreślono.
Szef BBN Aleksander Szczygło zapewnia, że Kancelaria Prezydenta 27
stycznia wysłała jednobrzmiące pismo o tym, że Lech Kaczyński pragnie
wziąć udział w uroczystościach w Katyniu do: ambasady rosyjskiej, MSZ
oraz sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
Andrzeja Przewoźnika. Według Szczygły rosyjska ambasada wprowadza opinię
publiczną w błąd. Jego zdaniem w placówce tej może panować nieporządek.
Szef BBN dodał, że jeżeli trzeba będzie, to Kancelaria wyśle ponownie
pismo do ambasady Rosji.
Z kolei minister w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik powiedział, że
sprawę pisma uważa za zamkniętą. Pytany, czy Lech Kaczyński oczekuje
jakiejś odpowiedzi podkreślił, że list był jedynie kurtuazyjną formą
przekazania informacji o tym, że głowa polskiego państwa weźmie udział w
obchodach katyńskich.
Jak zaznaczył Handzlik, w piśmie do ambasadora podkreślono również, że
udział prezydenta w obchodach będzie okazją, by spotkać się z szefem
rosyjskiego państwa Dmitrijem Miedwiediewem.
- Prezydent weźmie udział w obchodach 70. rocznicy mordu na polskich
oficerach NKWD w Katyniu. Pragnieniem pana prezydenta jest, żeby ten
dzień był dniem jedności Polaków, wolą prezydenta jest by uczestniczyli
w nim wszyscy przedstawiciele władzy: pan premier, marszałkowie sejmu i
senatu - podkreślił Handzlik.
Jak dodał, głowa państwa uważa za bardzo ważną decyzję władz Rosji o
udziale w uroczystościach premiera Władimira Putina. - Prezydent jako
głowa państwa, jako zwierzchnik sił zbrojnych będzie w Katyniu. Cieszymy
się, że w tych uroczystościach wezmą udział władze Federacji Rosyjskiej
- zaznaczył Handzlik.
"Nieporozumienia będą wyjaśnione"
Rzecznik rządu Paweł Graś ma nadzieję, że nieporozumienia dotyczące
korespondencji pomiędzy pałacem prezydenckim, a rosyjską ambasadą
zostaną wyjaśnione. Zaznaczył, że rządowi zależy na tym, by uroczystości
przebiegły godnie, z udziałem premiera i prezydenta, i by stały się
przełomem w relacjach polsko-rosyjskich.
Tymczasem wicemarszałek sejmu Jerzy Szmajdziński uważa, że roztrząsanie
publiczne przygotowań do tak ważnych uroczystości jakimi jest 70.
rocznica zbrodni katyńskiej, jest nie na miejscu. - Zostawmy to
politykom i apelujmy do nich, by nie epatowali opinii publicznej
informacjami, które nie mają żadnego znaczenia dla przygotowania godnych
obchodów - zaznaczył polityk.
W podobnym tonie wypowiada się szef klubu PSL Stanisław Żelichowski.
Jego zdaniem na uroczystych obchodach powinni być obecni prezydent i
premier, którzy uczczą pamięć pomordowanych. Przypomniał, że według
protokołu dyplomatycznego, premiera innego kraju na daną uroczystość
zaprasza premier, a prezydenta - prezydent. Strona polska powinna
poinformować rosyjską, że w składzie naszej delegacji będzie również
prezydent - uważa polityk ludowców.
Premier Donald Tusk na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej został
zaproszony przez Władimira Putina na początku lutego. Wówczas
prezydencki minister Paweł Wypych zapewniał, że jeszcze w styczniu
Kancelaria Prezydenta informowała zarówno nasz MSZ, jak i ambasadę Rosji
o możliwości udziału Lecha Kaczyńskiego w uroczystościach katyńskich.
(IAR)
Sobota, 22010-02-20
Rosyjski samolot
szpiegował polskie wojsko
Latem ubiegłego roku rosyjski samolot szpiegowski podpatrywał ćwiczenia
polskiego wojska, informuje "Gazeta Wyborcza", która zdobyła film z
lotem intruza.
MON nie ujawniło tego incydentu, który miał miejsce w pobliżu Wicka
Morskiego koło Ustki.
Nagranie z radaru termowizyjnego przeanalizowały nasze służby wywiadu i
kontrwywiadu. Są przekonane, że to maszyna rosyjska - niemal na pewno
szpiegowski Su-24MR.
MON przyznaje, że w ciągu ostatniego 1,5 roku zwiększyła się aktywność
Rosjan w obserwowaniu naszego kraju.
(PAP)
Łódź i Poznań się ratują, a Warszawie grozi powódź?
Po intensywnych opadach śniegu w wielu miastach Polski zalegają zwały
śniegu. Część miast, jak Łódź, Wrocław, Szczecin i Poznań wywozi śnieg
na specjalne składowisko. Ale nie wszędzie jest tak dobrze. Hałdy śniegu
zalegają między innymi na wielu ulicach Warszawy.
Spokojnie czekają na wiosnę
W Łodzi śnieg z centrum miasta zaczęto wywozić w połowie stycznia. Wywóz
śniegu to dość kosztowna dla miasta inwestycja, bo jeden metr sześcienny
kosztuje ponad 20 zł. Dotychczas Łódź wydała na ten cel ponad milion
złotych. Miasto szczególnie dba o reprezentatywną dla Łodzi ulicę
Piotrkowską, gdzie śnieg jest codziennie wywożony. - Nie obawiamy się
zalania w przypadku nagłego ocieplenia, bo miejsc, w których składujemy
śnieg jest kilka i są to dobrze zabezpieczone tereny – mówi Aleksandra
Kaczorowska, rzecznik prasowa Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi.
W Szczecinie od stycznia wywieziono już ponad siedem tysięcy ton śniegu
z centrum miasta. Urząd miasta przeznaczył na ten cel do tej pory ok.
500 tysięcy zł. Jak twierdzi Marta Kwiecień-Zwierzyńska z Zarządu Dróg i
Transportu Miejskiego (ZDiTM) Szczecin nie musi obawiać się roztopów, bo
śnieg w mieście rozpuszcza się sukcesywnie, a meteorologowie nie
zapowiadali w mieście nagłego ocieplenia. – Od dłuższego czasu nie
mieliśmy tak intensywnych i obfitych opadów śniegu. Dlatego w tym roku
zdecydowaliśmy się na wywóz śniegu. Wcześniej nie mieliśmy takiej
potrzeby – mówi Marta Kwiecień-Zwierzyńska z ZDiTM.
W Poznaniu podjęto decyzję o wywozie śniegu i błota pośniegowego z
centrum miasta. Oczyszczane są płatne miejsca postojowe oraz ciągi o
największym natężeniu ruchu pieszych. Śnieg składowany jest na
nieczynnym dla ruchu kołowego fragmencie ulicy Nowe Zawady. Od brzegu
rzeki Cybiny oddziela go kilkaset metrów. - Nie ma zagrożenia
powodziowego. W pobliżu znajduje się również wał przeciwpowodziowy oraz
zbiornik retencyjny – zapewnia Tomasz Libich, specjalista ds. informacji
publicznej Zarządu Dróg Miejskich w Poznaniu. Do tej pory koszt wywozu
śniegu kosztował miasto ponad 250 tys. złotych. Zarząd Dróg Miejskich w
Poznaniu na zimowe utrzymanie ulic przeznaczył 20 milionów złotych.
Zgodnie z przewidywaniem władz miasta nie zabraknie środków finansowych
na zimowe utrzymanie ulic miasta.
Śnieg jest wywożony ze ścisłego centrum Wrocławia oraz z 50 przystanków.
Zima kosztowała miasto do tej pory 12 milionów 300 tysięcy zł. Łączny
budżet na walkę ze skutkami zimy we Wrocławiu wynosi 19 mln 300 tysięcy
zł. Wywiezienie jednego metra sześciennego śniegu kosztuje tu 33 zł.
Wiele studzienek ściekowych było w ostatnich dniach skutych lodem, więc
dopiero w chwili odwilży miasto zadba o ich udrożnienie.
- Jeden metr sześcienny lodu to 800 litrów wody. Studzienka ściekowa
może przyjąć na sekundę ok. trzech litrów wody, więc miejscami może stać
woda, która sukcesywnie będzie spływać od kanałów – mówi Ewa Mazur z
Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta we Wrocławiu. Takie opady śniegu, jakie
są w tym roku we Wrocławiu widziano ostatnio 10 lat temu.
– Sytuację w całym kraju można nazwać mini-klęską żywiołową – mówi Ewa
Mazur. We Wrocławiu wiele ulic osiedlowych było nieprzejezdnych ze
względu na grubość pokrywy śnieżnej. W związku z ciężką sytuacją na
drogach miasto pojęło decyzję o odśnieżaniu również mniejszych ulic. Ewa
Mazur zwraca uwagę na odśnieżanie dachów, łącznie z usuwaniem sopli,
które we Wrocławiu już poczyniły szkody, szczególnie właścicielom
samochodów. W kilku przypadkach spadający z dachu sopel przebił dach
samochodu i rozciął tapicerkę. - Właściciele, zarządcy i administratorzy
powinni również pamiętać o odśnieżaniu chodników wokół kamienic, domów
lub posesji. Warto również posypać powierzchnię chodnika solą i piaskiem
- apeluje Ewa Mazur.
Stolica pod śniegiem
Warszawa nie zdecydowała się na wywożenie śniegu z centrum miasta, bo
jak twierdzi Zakład Oczyszczania Miasta (ZOM) stolica nie ma na ten cel
pieniędzy. Śnieg jest usuwany z niektórych terenów w Warszawie, jak na
przykład z okolic pogotowia ratunkowego, wąskich przejść, Starego Miasta
czy odcinków Traktu Królewskiego.
Jak twierdzi dyrektor ZOM nie ma możliwości na to, by śnieg został
usunięty ze wszystkich miejsc. - Koszty zimy w stolicy są już na tyle
duże, że dużym nierozsądkiem, a nawet nadużyciem zaufania publicznego,
byłoby wydawanie pieniędzy naszych mieszkańców na wywóz śniegu - mówi
Tadeusz Jaszczołt, dyrektor ZOM. Jednocześnie dyrektor ZOM proponuje, by
pieniądze, które można by wydać na wywóz śniegu spożytkować w inny
sposób - na remonty dróg czy nowe żłobki. Tylko czy stolica wyda
zaoszczędzone na zimie pieniądze na ten właśnie cel? Czas pokaże.
- W sezonie zimowym 2006/7 śnieg usuwany był ze skrzyżowań i chodników.
Po półtora tygodnia przyszła odwilż i stopiły się grube miliony – mówi
Iwona Fryczyńska, rzecznik prasowa Zarządu Oczyszczania Miasta w
Warszawie.
W Warszawie o 21 mln zł zwiększono budżet na odśnieżanie miasta. Ciężkie
warunki zimowe sprawiły jednak, że zaplanowane w budżecie Zarządu
Oczyszczania Miasta 100 mln zł może okazać się niewystarczające. Sezon
zimowy kosztował stolicę do tej pory ponad 80 mln zł.
Obecna zima zgodnie z klasyfikacją IMGW jest bardzo śnieżna. W
najbardziej uciążliwe dla mieszkańców i najtrudniejsze dla służb
oczyszczania dni od 8 do 11 stycznia napadało 19 cm śniegu, zaś przez
cały styczeń 44 cm. Dla porównania w styczniu 2009 roku napadało tylko 9
cm śniegu.
Obecna pogoda oraz prognozy meteorologów dają podstawy do wniosku, że
odśnieżanie miasta kosztować będzie więcej niż zarezerwowane 100 mln zł.
Dlatego ZOM wystąpił do władz miasta z wnioskiem o przyznanie
dodatkowych pieniędzy. Decyzją ratusza budżet wzrósł w sumie o ponad 21
mln złotych.
- Nawet przy decyzji o niewywożeniu śniegu z miasta nie musimy się bać,
że zostaniemy zalani. Jeśli nie nastąpi nagłe ocieplenie, to nie mamy
powodów do obaw - przekonuje Bartosz Milczarczyk z Miejskiego
Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji (MPWiK) w Warszawie. MPWiK od
około dwóch tygodni dba o odśnieżanie kratek spustowych do studzienek
ściekowych. Do pracy przy odśnieżaniu spustów studzienek zaangażowano 60
osób. Bartosz Milczarczyk z MPWiK zapewnia, że sytuacji ze spływającą z
rozmarzającego śniegu wodą nie można porównać do ulewnych deszczy, które
doprowadziły do lokalnych podtopień w mieście. Z takim problemem
borykała się Warszawa w czasie minionych wakacji.
- Sprawdzamy zarówno przepustowość studzienek, jak i działanie pomp –
jesteśmy gotowi na odwilż. Nie traktujmy ocieplenia jak Armagedonu –
zapewnia Bartosz Milczarczyk
MPWiK dba o stan 22 tysięcy 250 studzienek ściekowych, podczas gdy ok.
4-5 tysięcy studzienek, czyli blisko jedna piąta, należy do prywatnych
administratorów i pozostałych właścicieli. – Jeśli wszyscy będą działać
tak jak my, czyli przed roztopami udrażniać spusty, to nic nam nie grozi
– mówi Bartosz Milczarczyk z MPWiK. Poleca również, by zadbać o to, by
śnieg nie zalegał na kratkach spustowych i w trakcie roztopów
kontrolować sytuację. – Spływające do kratek kamienie i liście z jesieni
mogą blokować odpływ wody, więc warto monitorować sytuację – poleca
Bartosz Milczarczyk.
Sylwia Mróz, Wirtualna Polska
Piątek,
2010-02-19
Sejm uczcił 100. rocznicę
urodzin Ireny Sendlerowej
Sejm uczcił 100. rocznicę urodzin Ireny Sendlerowej, która - jak
podkreślono w specjalnej uchwale - była "dobra, skromna i skoncentrowana
wyłącznie na pomocy bliźnim", a całe życie poświęciła dzieciom.
W przyjętej przez aklamację uchwale przypomniano, że Irena Sendlerowa
była uhonorowana jako Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, otrzymała Order
Orła Białego, honorowe obywatelstwo Izraela, honorowe obywatelstwo
Warszawy, była też laureatką przyznawanego przez dzieci Orderu Uśmiechu,
a także została nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla.
- Całe życie poświęciła dzieciom. Podczas okupacji kierowała referatem
dziecięcym Rady Pomocy Żydom "Żegota". Ocaliła od śmierci 2,5 tys.
dzieci, wyprowadzając je z warszawskiego getta. Była dobra, skromna i
skoncentrowana wyłącznie na pomocy bliźnim. Własną odwagę i heroizm
uważała za naturalny obowiązek każdego człowieka. Jej życie jest pięknym
przykładem zachowania Polaków wobec Żydów w mrocznych czasach okupacji
niemieckiej - napisano w uchwale.
- Sejm przypomina tę niezwykłą postać, oddaje hołd jej bohaterstwu i
zasługom oraz pragnie, by postawa Ireny Sendlerowej stała się
drogowskazem dla obecnego i przyszłych pokoleń w nieustannej walce o
lepszy świat - podkreślono.
Przedstawiając uchwałę w imieniu sejmowej komisji kultury Iwona
Śledzińska-Katarasińska (PO) podkreśliła, że Irena Sendlerowa była -
niezwykła w swoim bohaterstwie i niezwykła w swojej skromności. "Kłaniamy
się Irenie Sendlerowej - powiedziała.
Obradom Sejmu w tej części przysłuchiwała się córka Ireny Sendlerowej -
Janina Zgrzembska oraz nauczyciele i uczniowie warszawskiego gimnazjum
im. Ireny Sendlerowej.
Irena Stanisława Sendler, z domu Krzyżanowska, urodziła się w 1910 roku,
a zmarła 2008 roku. W grudniu 1942 roku świeżo utworzona Rada Pomocy
Żydom "Żegota" mianowała ją szefową wydziału dziecięcego. Jako pracownik
ośrodka pomocy społecznej miała przepustkę do getta. Za swoją
działalność Sendlerowa została aresztowana w 1943 roku przez Gestapo,
była torturowana i skazana na śmierć. "Żegota" zdołała ją uratować,
przekupując niemieckich strażników. W ukryciu pracowała dalej nad
ocaleniem żydowskich dzieci.
Po wojnie pracowała na rzecz dzieci, m.in. tworzyła domy sierot,
powołała Ośrodek Opieki nad Matką i Dzieckiem. Związana była z ruchem
socjalistycznym i PPS. W latach 1948-1968 należała do PZPR. Wystąpiła z
partii po wydarzeniach z marca 1968 roku.
Na podstawie jej życiorysu w USA powstała sztuka teatralna "Życie w
butelce". Tytuł nawiązywał do sposobu, w jaki zachowały się informacje o
pochodzeniu uratowanych dzieci: nazwiska rodziców i nowe, przybrane
personalia Sendler zakopywała w słoiku, w ogrodzie - tylko dzięki tym
notatkom, dzieci, które przeżyły wojnę, dowiedziały się o swoich
rodzinach.
(PAP)
Kopernik wrócił do Torunia
Pierwszą mszę za duszę Mikołaja Kopernika, przed powtórnym jego
pochówkiem, odprawiono w toruńskiej katedrze Świętych Janów. W dniu 537
urodzin astronoma urna z jego szczątkami na jeden dzień powróciła do
kaplicy, w której był chrzczony.
Uroczysta ceremonia sakralna, wpisująca się w wydarzenia związane z
zaplanowanym na maj powtórnym pochówkiem Mikołaja Kopernika w katedrze
we Fromborku, odbyła się w Kaplicy Kopernikańskiej toruńskiej katedry
świętych Janów. Mszę świętą, której przewodniczył metropolita warmiński,
arcybiskup Wojciech Ziemba, poprzedziło złożenie urny w kaplicy i
zaciągnięcie przy niej wart honorowych.
Ordynariusz toruński bp Andrzej Suski w kazaniu przypomniał słowa
Kopernika z jego dzieła "De revolutionibus...", kierowane do papieża
Pawła III: "Zadaniem uczonego jest dochodzić prawdy we wszystkich
rzeczach, o ile Bóg na to zezwoli rozumowi ludzkiemu".
"W tych słowach Mikołaj Kopernik wyraził też osobiste przeświadczenie,
że człowiek ma prawo do prawdy. Niech to osobiste przekonanie wielkiego
astronoma przekazane nam w jego wiekopomnym dziele (...) zajaśnieje na
nowo w naszych umysłach i sercach jako szczególny dar i pamiątka
dzisiejszej uroczystości" - podkreślił bp Suski.
W uroczystościach w katedrze wzięli udział rektorzy największych
publicznych wyższych uczelni z całego kraju. - Dzisiejsza uroczystość,
to pierwsza stacja pogrzebowa Mikołaja Kopernika. Drugą będzie
nabożeństwo 21 maja w olsztyńskiej archikatedrze poprzedzające,
wyznaczony na 22 maja, pogrzeb we Fromborku - zaznaczył bp Wojciech
Ziemba.
Szczątki Mikołaja Kopernika zostały odnalezione w 2005 r. w katedrze
fromborskiej, a ich poszukiwanie zainicjował bp Jacek Jezierski prepozyt
Kapituły Warmińskiej. W środę złożono je do trumny w Kurii
Metropolitalnej Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie, gdzie były
przechowywane od zakończenia badań naukowych.
Miejsce pochówku astronoma, na podstawie wyników wieloletnich badań,
wskazał historyk dr Jerzy Sikorski. Nad wydobyciem i identyfikacją
szczątków pracował przez kilka lat zespół pod kierunkiem prof. Jerzego
Gąsowskiego z Akademii Humanistycznej im. prof. Aleksandra Gieysztora w
Pułtusku. W skład zespołu badawczego powołano archeologów, antropologów,
kryminologa, biologów i historyków.
Według ustaleń zespołu, Mikołaja Kopernika pochowano katedrze we
Fromborku, obok ołtarza św. Krzyża, którym jako kanonik opiekował się.
Było to zgodne z ówczesną tradycją i przyjętym zwyczajem.
- Po odnalezieniu grobu i identyfikacji Kapituła Katedralna postanowiła
urządzić powtórny pochówek swojego sławnego przedstawiciela. Została
wyznaczona data tej uroczystości na 22 maja 2010 roku - poinformował bp
Jacek Jezierski.
Złożenie szczątków do trumny to według tradycji pierwszy etap pogrzebu
chrześcijańskiego. Przygotowano dwie trumny: metalową i drewnianą (z
drzewa sandałowego), ufundowane przez Urząd Marszałkowski Województwa
Kujawsko-Pomorskiego.
Odnalezienie i przebadanie szczątków Mikołaja Kopernika nie zakończyło
dyskusji naukowców na temat ich autentyczności. O prawdziwości
znaleziska miały świadczyć przede wszystkim: wiek pochowanej osoby (znaleziono
70-latka, a w tym wieku zmarł Kopernik), lokalizacja grobu zgodna z
tradycją oraz rekonstrukcja twarzy wykonana przez policję. Także
fragmenty DNA zęba z odnalezionej czaszki są zbieżne z fragmentami DNA
dwóch włosów znalezionych w książce astronoma.
Dotychczasowe ustalenia podważyli ostatnio: dr Arkadiusz Sołtysiak,
bioarcheolog z Uniwersytetu Warszawskiego i dr Tomasz Kozłowski,
antropolog z UMK w publikacji przygotowanej dla "Archeologii Polski".
Zdaniem naukowców, stan uzębienia odnalezionej czaszki wskazuje, że
szczątki należały do osoby najwyżej 50-letniej, a wiarygodność metody
portretowania na podstawie czaszki jest wątpliwa.
Prof. Krzysztof Mikulski, historyk z UMK biorący udział w identyfikacji
szczątków astronoma, bagatelizuje argumenty sceptyków, uznając je za
dyskusję o metodach naukowych, a nie efektach badań. Jego zdaniem,
autentyczność znaleziska z Fromborka jest "pewna na 90%", a resztę
wątpliwości mogłoby jedynie rozwiać odnalezienie szczątków babki i matki
Kopernika, które prawdopodobnie pochowano w Chełmnie.
Ustalenia zespołu naukowców z Pułtuska przekonują także bp. Jezierskiego,
który jest przekonany, że pochówku astronoma należy dokonać zgodnie z
planem. - Rodzina Kopernika, czyli Kapituła Katedralna we Fromborku musi
podjąć tę decyzję i podjęliśmy ją: pochowamy szczątki - podkreślił
biskup.
(PAP)
Czwartek, 2010-02-18
Autografy Mikołaja
Kopernika na wystawie w Toruniu
Trzy oryginalne dokumenty, napisane przez Mikołaja Kopernika, można
oglądać w toruńskim Ratuszu Staromiejskim. W polskich zbiorach zachowało
się zaledwie dziesięć autografów astronoma i pokazywane są publicznie
niezwykle rzadko.
Dokumenty prezentowane w Toruniu pochodzą ze zbiorów Archiwum
Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie. Oglądać je można będzie tylko do
niedzieli, ponieważ ze względów konserwatorskich są chronione przed
zabójczym dla papieru i atramentu światłem dziennym.
Najobszerniejszy z dokumentów, i jedyny w całości spisany przez
Kopernika, to list adresowany do Kapituły Warmińskiej, wysłany z
Pieniężna 22 października 1518 roku. Astronom informuje w swym piśmie
kapitułę o tym, jakie informacje otrzymał w rozmowie z biskupem Fabianem
Luizjańskim.
Drugi z autografów, to dokument spisany w związku z elekcją nowego
biskupa Maurycego Ferbera we Fromborku 13 kwietnia 1523 roku. Podpisali
się pod nim członkowie Kapituły Warmińskiej: dziekan Jan Ferber, kustosz
Maurycy Ferber, archidiakon Jan Sculteti oraz kanonicy: Albert Bischoff,
Mikołaj Kopernik, Henryk Snellenberg, Jan Zimmermann i Achacy Freundt.
Ostatni z autografów to unikalny dowód, świadczący o funkcjach Kopernika
- sporządzony przez niego inwentarz dokumentów gromadzonych w skarbcu w
zamku w Olsztynie, będący źródłem dla badaczy życia astronoma.
Jak podkreślił Marek Rubnikowicz, dyrektor toruńskiego Muzeum Kręgowego,
na świecie zachowało się niewiele własnoręcznie wykonanych przez
Kopernika rękopisów. W Polsce jest ich około dziesięciu.
Otwarciu ekspozycji autografów towarzyszyła prelekcja prof. Andrzeja
Strobla Pt "Jan Heweliusz - badacz Księżyca" oraz koncert muzyki dawnej
w wykonaniu toruńskiej Orkiestry Salonowej.
Goście wernisażu obejrzeli także film "Tajemnica kodu Kopernika". Wziął
w niej udział autor obrazu, Michał Juszczakiewicz, który towarzyszył z
kamerą uczonym szukającym grobu uczonego.
(PAP)
"Polska przyłączyła się do kolejnej skargi na Rosję"
Polski rząd przyłączył się do kolejnej skargi na Rosję, złożonej w
Trybunale w Strasburgu przez bliskich ofiar Zbrodni Katyńskiej -
potwierdził rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.
"Rzeczpospolita" podała, że Polska przystąpiła do skargi Witomiły
Wołk-Jezierskiej i 12 innych krewnych oficerów zamordowanych w 1940 r.
przez NKWD. W postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka
rząd będzie miał status tzw. strony trzeciej i może m.in. składać swe
wnioski. W listopadzie 2009 r. Trybunał przesłał tę skargę Rosji, dając
jej czas do 19 marca br. na odpowiedź.
Wcześniej Trybunał wydał decyzję o dopuszczalności sprawy Jerzego
Janowca i Antoniego Trybowskiego - potomków jeńców Starobielska.
Trybunał zakomunikował rządowi rosyjskiemu tę skargę i poprosił m.in. o
przedłożenie mu postanowienia rosyjskiej prokuratury wojskowej z 2004 r.
o umorzeniu śledztwa w sprawie Zbrodni Katyńskiej.
W 2009 r. Polska przystąpiła do skargi Janowca i Trybowskiego w
charakterze strony trzeciej i przedłożyła stanowisko rządu. Adwokaci,
reprezentujący rodziny ofiar przed Trybunałem w Strasburgu, chcą, by
sprawy takie były przez Trybunał rozpatrywane łącznie i w trybie
przyśpieszonym.
Skargi dotyczą naruszenia Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw
Człowieka i Podstawowych Wolności. Podnoszone jest w nich naruszenie
wielu przepisów Konwencji, w tym m.in. zarzut naruszenia prawa do życia
oraz prawa do poznania pełnej informacji o losie i okolicznościach
śmierci ofiar zbrodni katyńskiej przez ich bliskich.
Na podstawie decyzji władz ZSRR, w tym Stalina, z 5 marca 1940 r.,
wiosną tego roku zamordowano 22 tys. polskich oficerów i cywilów. Wśród
nich 15 tys. stanowili więźniowie obozów w Kozielsku, Starobielsku i
Ostaszkowie. NKWD rozstrzeliwało ich w Katyniu, Charkowie i Twerze. W
2000 r. otwarto trzy cmentarze wojskowe upamiętniające ofiary zbrodni -
w Katyniu, Charkowie i Miednoje pod Twerem.
Trwające 14 lat śledztwo w sprawie katyńskiej, prowadzone przez rosyjską
prokuraturę wojskową, zakończyło się umorzeniem w 2004 r. Nikomu nie
postawiono zarzutów, nie zostało też przedstawione uzasadnienie decyzji
o umorzeniu śledztwa. Rosjanie nie uznają zbrodni katyńskiej za
ludobójstwo, ale za zbrodnię, która ulega przedawnieniu.
Polskie śledztwo w tej sprawie, na wniosek Komitetu Katyńskiego, od
grudnia 2004 r. prowadzi pion śledczy Instytut Pamięci Narodowej. Jest w
nie zaangażowanych 16 prokuratorów. Rosja, wbrew wcześniejszym
zapowiedziom, nie przekazała stronie polskiej akt sprawy.
(PAP)
Pierwszy taki gabinet ginekologiczny w Polsce
Darmowe badania ginekologiczne, testy na obecność chorób wenerycznych,
prowadzenie ciąży, opieka psychologa i edukacja - to oferta pierwszego w
Polsce i Warszawie gabinetu ginekologii dziecięcej w Szpitalu Bielańskim.
Codziennie w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia wyszkolone w dziedzinie
ginekologii dziecięcej lekarki będą zajmować się ciążą, wadami
rozwojowymi i patologiami ginekologicznymi nastolatek. - Każdego dnia
będziemy przyjmować dziewczęta w wieku do 18 lat, które często wymagają
nie tylko ginekologicznej opieki - mówi Anna Włodarczak, ginekolog w
Szpitalu Bielańskim. - Nastolatki, wyedukowane na pismach takich jak
"Bravo", często nie do końca wiedzą, skąd się biorą dzieci. Konieczne
jest więc inne podejście do dziewczynki niż do dorosłej pacjentki.
Przy ciążach w bardzo młodym wieku czasem pojawiają się patologie, więc
oprócz ginekologa często konieczny jest także psycholog czy endokrynolog.
W nowym gabinecie młode pacjentki będzie przyjmować pięć lekarek, ale w
razie potrzeby do konsultacji zapraszani będą także inni specjaliści.
Młode dziewczęta są także informowane o niebezpieczeństwach, związanych
z chorobami przenoszonymi drogą płciową i za darmo badane na ich
obecność.
Do tej pory nastolatki trafiały do poradni ginekologicznych, gdzie były
leczone razem z dorosłymi kobietami. - To nie były dobre warunki dla
bardzo młodych pacjentek, dla których ciąża to często traumatyczne
przeżycie - mówi dr Włodarczak. - Dwadzieścia lat walczyłam o utworzenie
osobnego oddziału dla młodych dziewcząt. Niestety w Polsce wciąż brakuje
specjalistów ginekologii dziecięcej - dodaje.
Nowo otwarty gabinet w Szpitalu Bielańskim to kropla w morzu potrzeb, bo
każdego roku w Polsce na 1000 rodzących kobiet 14 to nastolatki. -
Okazuje się, że edukacja w rodzinie, szkole czy w Kościele jest marna.
By uchronić młode dziewczyny przed nieodpowiedzialnymi decyzjami i ich
konsekwencjami, takich oddziałów powinno być więcej - mówi Renata
Nazaruk, ginekolog.
Na świecie gabinety ginekologii dziecięcej działają w
interdyscyplinarnych centrach medycznych. W Polsce jest kilka oddziałów
ginekologiczno-położniczych, gdzie przyjmowane są nastolatki, ale nie
specjalizują się one w opiece nad niepełnoletnimi dziewczętami. W
Centrum Zdrowia Dziecka młode pacjentki zostaną przyjęte i zbadane, ale
rodzić muszą gdzie indziej.
Polecamy w wydaniu internetowym: Warszawa przegrywa walkę ze srogą zimą
(Polska Metropolia Warszawska)
|
|
INDEX
Powrót..
|