zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
Powrót...
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI |
Środa, 2010-03-10
Trybunał Konstytucyjny
ograniczył przywileje CBA
Użycie środków przymusu bezpośredniego, np. kajdanek, przez CBA może
nastąpić jedynie zgodnie z przesłankami ustawy o Biurze, czyli w
przypadku niepodporządkowania się poleceniom funkcjonariusza - orzekł
Trybunał Konstytucyjny.
Tym samym Trybunał uznał za niekonstytucyjny i niezgodny z ustawą o CBA
jeden z zapisów rozporządzenia dotyczącego stosowania przez CBA środków
przymusu bezpośredniego, który zakwestionował Rzecznik Praw
Obywatelskich. Zapis ten mówił, że kajdanki i prowadnice stosuje się na
polecenie sądu i prokuratora; wobec osób podejrzanych lub oskarżonych o
popełnienie przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu albo skazanych za
takie przestępstwo.
- Zastosowanie kajdanek lub prowadnic może nie być w ogóle potrzebne,
jeśli osoba, do której kierowane jest polecenie podporządkowania się,
poleceniu temu się podporządkuje - uzasadniał sędzia TK Adam Jamróz.
Dodał, że "niepodporządkowanie się poleceniu funkcjonariusza stanowi
podstawową, konieczną przesłankę dla zastosowania wszystkich środków
przymusu bezpośredniego, także kajdanek i prowadnic".
Wniosek o zbadanie konstytucyjności przepisów rozporządzenia skierował
Rzecznik Praw Obywatelskich po zatrzymaniu przez CBA w lutym 2007 roku
ordynatora oddziału kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie dra
Mirosława G. RPO ocenił wówczas, że użycie wobec niego kajdanek podczas
zatrzymania było "nieuzasadnione". Zwracał też uwagę, że Mirosław G. "w
najmniejszym chociaż stopniu nie utrudniał czynności funkcjonariuszom".
Sędzia Jamróz podkreślał jednak, iż orzeczenie TK uchylające zapis
rozporządzenia przywraca stan zgodny z konstytucją, ale "nie
uniemożliwia zastosowania kajdanek i prowadnic zgodnie z przepisami
Ustawy o CBA". - Pozostałe przepisy rozporządzenia nie zostały uchylone,
a więc funkcjonowanie CBA w tym zakresie jest możliwe - dodał.
TK podzielił w większości argumenty RPO. Przedstawiciel Rzecznika
wskazywał wcześniej, że rozporządzenie ma tylko konkretyzować ustawę o
CBA, a nie ją uzupełniać, regulując kwestie pominięte przez ustawodawcę.
- Zestawienie ustawy z rozporządzeniem nasunęło wątpliwości, czy przepis
w rozporządzeniu jest zgodny z zakresem upoważnienia ustawowego - mówił
przed TK reprezentujący RPO Piotr Sobota.
Zdaniem RPO rozporządzenie mówi o obowiązku stosowania kajdanek, gdy
tymczasem ustawa daje tylko taką możliwość. Według zapisów ustawy o CBA
funkcjonariusze "mogą stosować fizyczne, techniczne i chemiczne środki
przymusu bezpośredniego ale w przypadku niepodporządkowania się wydanym
na podstawie ustaw poleceniom służącym realizacji zadań". Jak wskazywał
Rzecznik w swym wniosku, ustawa "nie przewiduje innej możliwości
stosowania jakiegokolwiek środka przymusu bezpośredniego niż następcze -
jako reakcję na niepodporządkowanie się wydawanym zgodnie z prawem
poleceniom funkcjonariuszy". Ponadto zdaniem RPO ustawa nie przewiduje
też, aby decyzja o stosowaniu kajdanek mogła być przeniesiona na inny
organ, a rozporządzenie wspomina o prokuratorze lub sądzie.
TK wskazał, że zakwestionowany przepis rozporządzenia określając krąg
osób, wobec których stosuje się kajdanki i prowadnice "bez upoważnienia
wkroczył w materię ustawową". - Rozporządzenie nie ma charakteru
samoistnego - mówił Jamróz.
Zdaniem Trybunału wprowadzenie w rozporządzeniu stosowania kajdanek w
odniesieniu przestępstw przeciw życiu i zdrowiu stanowi poszerzenie
zakresu zadań CBA określonego w ustawie. - Zaskarżony przepis wkroczył
więc w materię ustawową w sposób niezgodny z konstytucją w kluczowych
kwestiach rzutujących na zakres działania, kompetencje i sposób
działania CBA - powiedział sędzia TK. Dodał też, iż żaden z przepisów
ustawy nie upoważnia do wprowadzenia zapisu, że kajdanki i prowadnice
stosuje się na polecenie sądu lub prokuratora.
Trybunał zasygnalizował też, że "większość przepisów rozporządzenia
dotyczy również bezpośrednio ograniczenia wolności osobistej należącej
do materii ustawowej". Dlatego, według TK, zapisy te powinny znaleźć się
w ustawie. Sygnalizacja Trybunału, jak mówił Jamróz, będzie również
dotyczyć innych rozporządzeń dotyczących środków przymusu bezpośredniego,
a odnoszących się do policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i
Straży Granicznej.
O uznanie przepisu rozporządzenia za zgodny z konstytucją i ustawą
wnosił sekretarz rządowego Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki.
- Zaskarżony przepis trzeba czytać w kontekście innych przepisów
rozporządzenia - mówił przed TK.
Przedstawiciel prokuratora generalnego Andrzej Pogorzelski przyznawał
zaś, iż CBA interpretowało zapis rozporządzenia w sposób nieprawidłowy,
jako "samoistną podstawę prawną". - Wobec wykładni przedstawionej przez
szefa CBA prokuratorowi generalnemu nie pozostaje nic innego jak poprzeć
zarzuty wnioskodawcy - powiedział prok. Pogorzelski.
(PAP)
8 psów husky w zaprzęgu i 160 km ekstremalnej trasy
Grzegorz Linda z Porzecza koło Wejherowa jako pierwszy Polak w historii
ukończył ekstremalny wyścig psich zaprzęgów Polardistans w Szwecji.
Przejechał zaprzęgiem składającym się z ośmiu psów siberian husky 160
kilometrowy odcinek na północy Szwecji w okolicach miejscowości Sarna.
Jest pierwszym Polakiem, któremu się to udało.
Jak powiedział Radiu Gdańsk - w wyścigu brali udział głównie
Skandynawowie, przyzwyczajeni do ekstremalnych warunków i niskich
temperatur. W czasie tegorocznej edycji dochodziły one do minus 30
stopni. - Samo ukończenie wyścigu jest już dla mnie sukcesem - dodał
Grzegorz Linda. Celem wyprawy było sprawdzenie jak psy z polskich
hodowli poradzą sobie na długiej i wyczerpującej trasie.
Polardistans to wyścig przeznaczony dla psów rasowych z rodowodem. W tym
roku wzięło w nim udział kilkudziesięciu zawodników w kilku klasach.
Polak ukończył zmagania w środku stawki.
(IAR)
Rosjanie: Polaków w Katyniu mordowali Niemcy
Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej (KPRF) prezentuje na swojej
stronie internetowej nowy rosyjski film dokumentalny, przekonujący, że
polscy oficerowie wzięci do niewoli w 1939 r. przez Armię Czerwoną
zostali rozstrzelani w 1941 r. przez hitlerowców.
Prawdę o mordzie NKWD na polskich jeńcach w 1940 roku autorzy tego
dzieła, Maciej Mogilewski i Wasilij Mateusz, określają jako "wersję
polsko-goebbelsowską".
Polski krzyż Rosji
Trwający 38 minut film, zatytułowany "Polski krzyż Rosji", dostępny jest
w dziale "KPRF i świat" (Zobacz film na stronie KPRF).
Autorzy wspierają swoje wywody komentarzami m.in. zmarłego w ubiegłym
tygodniu Julija Kwicińskiego, I wiceprzewodniczącego Komisji Spraw
Zagranicznych Dumy Państwowej, a wcześniej wiceministra spraw
zagranicznych ZSRR, oraz Wiktora Iljuchina, jednego z liderów frakcji
KPRF w izbie niższej parlamentu Rosji, b. śledczego Prokuratury
Generalnej ZSRR.
Ten drugi zwraca uwagę, że "Trybunał Norymberski nie uniewinnił Niemców".
- Z nieznanych przyczyn wyłączył tę zbrodnię z aktu oskarżenia. Jednak
nie powiedział też, że to Sowieci rozstrzelali Polaków - zaznacza
Iljuchin.
Ukryty cel Hitlera
- W efekcie pojawiają się dwie oficjalne wersje śmierci polskich jeńców:
niemiecko-polska i radziecka. Obfitość wzajemnie wykluczających się
faktów nie pozwala jednoznacznie powiedzieć, kto jest zabójcą. Konieczne
jest kontynuowanie śledztwa dla wyświetlenia prawdy - postulują autorzy.
Iljuchin przekonuje, że oskarżając Józefa Stalina o mord na polskich
oficerach, Adolf Hitler miał na celu skłócenie koalicji
antyhitlerowskiej.
Natomiast Kwiciński ocenia, że "była to prowokacja skonstruowana przez
Niemców, by zatruć stosunki ZSRR z Polską".
- Chodziło o stworzenie warunków uniemożliwiających rozwój w Polsce
partyzanckiego, proradzieckiego ruchu przeciwko niemieckim okupantom -
wyjaśnia.
Dowody sfabrykował wywiad
Autorzy obrazu sugerują, że dokumenty z archiwów na Kremlu, obwiniające
NKWD o zbrodnię katyńską, zostały sfabrykowane przez polski lub
brytyjski wywiad. Twierdzą też, że sprawa rozstrzelania polskich jeńców
pod koniec lat 80. została wyciągnięta na światło dzienne przez
Amerykanów, aby rozbić blok wschodni.
- W konfrontacji między NATO i Układem Warszawskim nie dało się wyłonić
zwycięzcy. Tylko rozpad jednego bloku mógł dać przewagę jego
przeciwnikowi. USA zdołały znaleźć słabe ogniwo w UW - Polskę. Znalazła
się też przyczyna, z powodu której Polska mogła mieć pretensje do ZSRR -
egzekucja polskich oficerów wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną w
1939 roku - konstatują.
- Nie ma już ZSRR i Układu Warszawskiego. Zimna wojna została
beznadziejnie przegrana (przez Moskwę). Wydawałoby się, że Polska nie
powinna już mieć przyczyn do konfrontacji z Rosją. Jednak problem
Katynia pozostał nierozwiązany. Na tle tradycyjnej polskiej rusofobii
stał się ogromną, gnijącą raną na ciele stosunków rosyjsko-polskich -
wskazują.
Autorzy przypominają, że za zbrodnię katyńską Polskę przepraszał zarówno
prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow, jak i prezydenci Rosji - Borys Jelcyn
i Władimir Putin.
- Polsce przeprosiny naszych prezydentów - jak na to wygląda - nie
wystarczą. Państwo, za wyzwolenie którego życie oddało 600 tys.
radzieckich żołnierzy, nadal zgłasza roszczenia wobec Rosji -
podkreślają.
- Nie bacząc na patologiczną nienawiść Polaków do wszystkiego, co
rosyjskie, pozostajemy sąsiadami. Choć nasze kraje graniczą tylko w
obwodzie kaliningradzkim, dwa narody pozostają sobie bliskie. Po co więc
sztucznie podgrzewać stałe pretensje Polski wobec Rosji? - pytają.
Autorzy dodają, że: Polska nigdy nie uznała swoich zbrodni wobec Rosji,
choć miałaby się za co pokajać - chociażby za śmierć czerwonoarmistów w
latach 1920-21.
Polacy uskarżają się na własny los
- Polacy mówią o sobie, że są dumnym narodem. Historia dowodzi, że ta
duma nie ma wystarczających podstaw. Ciągłe uskarżanie się na własny los
i nieprzyznawanie się do własnych grzechów nie jest godne dumnego narodu
- wskazują.
- Kiedy w stosunkach między naszymi krajami patologiczną antyrosyjską
histerię zamieni rozumienie, że Słowianie nie mają czego dzielić,
wówczas Polska i Rosją drogą wyzerowania rachunków wzajemnych pretensji
znajdą zrozumienie i przyjaźń - konkludują.
W ubiegłym miesiącu frakcja KPRF w Dumie zażądała powołania komisji
parlamentarnej do zbadania okoliczności śmierci polskich oficerów
wziętych do niewoli w 1939 roku przez Armię Czerwoną, czyli - w
rozumieniu komunistów - udowodnienia, że polskich oficerów rozstrzelali
hitlerowcy po zajęciu Smoleńska w 1941 roku, a nie NKWD - w 1940 roku.
Zażądała też, by Główna Prokuratura Wojskowa FR wznowiła śledztwo, jakie
w sprawie mordu na polskich jeńcach prowadziła w latach 1990-2004.
Wystąpiła również o przeprowadzenie dochodzenia parlamentarnego
dotyczącego śmierci czerwonoarmistów, którzy dostali się do polskiej
niewoli w 1920 roku.
Wszystko to - w zamyśle KPRF - ma powstrzymać premiera Putina "przed
powtórzeniem pochopnych i najprawdopodobniej błędnych wniosków w sprawie
śmierci polskich oficerów", gdy w kwietniu pojedzie do Katynia, aby w
70. rocznicę zbrodni katyńskiej wspólnie z premierem Polski Donaldem
Tuskiem uczcić pamięć jej ofiar.
Żaden z pozostałych klubów parlamentarnych nie poparł tej inicjatywy.
Brakuje nam dystansu
Zdaniem Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa, Polacy powinni zachować dystans wobec takich publikacji
rosyjskich.
- Bardzo często brakuje nam dystansu w podejściu do podobnych publikacji,
które pojawiają się na rynku, a dystans jest potrzebny. Trzeba patrzeć,
kto pisze, kto się wypowiada (...) oczywiście trzeba reagować, w różny
sposób, ale reakcja na tego rodzaju publikacje powinna być mądra i
przemyślana - uważa Przewoźnik.
- W Polsce przecież też są osoby, które piszą bzdury o faktach
historycznych, wychodząc pewnie z założenia, że jeśli fakty nie zgadzają
się z ich teorią, to tym gorzej dla faktów. Nie znaczy to jednak, że
tego rodzaju publikacje powinny być traktowane poważnie - zauważył.
W jego opinii, działacze rosyjskiej partii komunistycznej nie są
liczącymi się partnerami w dialogu polsko-rosyjskim.
Według Przwoźnika, w ostatnich kilku latach nastawienie rosyjskich elit
wobec zbrodni komunistycznych zaczyna się zmieniać, czego dowodem jest
decyzja premiera Władimira Putina, by uczestniczyć w obchodach 70.
rocznicy zbrodni katyńskiej i to razem z premierem Polski Donaldem
Tuskiem. - Warto zwrócić uwagę także na bardzo mocne wezwanie Memoriału
o wyjaśnienie sprawy katyńskiej i wystąpienia Cerkwi prawosławnej, w
których otwarcie potępia się Stalina i jego rządy - podkreślił.
Andrzej Przewoźnik odpowiada po stronie polskiej za organizację za
uroczystości rocznicowych w Katyniu.
(PAP)
Wtorek, 2010-03-09
Kielce jako pierwsze ma
mapę ryzyka powodziowego
Kielce jako pierwsze miasto w Polsce ma mapę ryzyka powodziowego. Do jej
opracowania wezwała w specjalnej dyrektywie Unia Europejska.
Dokument pokazuje szczegółowo tereny zagrożone w okolicach Silnicy,
Lubrzanki, Sufragańca i Bobrzy. Zaznaczono obszary, które mogą zostać
podtopione w przypadku podniesienia się poziomu wody i wskazuje na
działania, jakie należy podjąć, aby temu zapobiec. Opracowanie szacuje
także ewentualne straty.
Jolanta Olbrach z firmy przygotowującej mapę mówi, że dla władz miasta
to wskazówka, gdzie warto kierować pieniądze z budżetu na
przeciwdziałanie powodzi.
Jako przykład podaje budowę wału przeciwpowodziowego, której koszt
znacznie przewyższa wartość szkód związanych z zalaniem nieużytków.
Z analizy mapy wynika, że w przypadku powodzi największe zagrożenie może
powodować płynąca przez centrum Kielc - Silnica. Z kolei płynące na
peryferiach miasta Lubrzanka, Sufraganiec czy Bobrza stanowią mniejsze
zagrożenie, ponieważ płyną głównie przez niezagospodarowane obszary.
(IAR)
Wyniki badań DNA - to ciało Olewnika
Znamy wyniki badań DNA - ciało złożone w grobie na płockim cmentarzu to
zwłoki Krzysztofa Olewnika. Wyniki badań DNA przekazał zastępca
prokuratora apelacyjnego w Gdańsku Zbigniew Niemczyk w trakcie
konferencji prasowej, w której uczestniczył także minister
sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. - Ta sprawa to symbol, kładzie
się cieniem na wymiarze sprawiedliwości - przyznał minister.
- Wszystkie nasze nadzieje upadły, chyba trzeba się z tym pogodzić -
powiedziała Danuta Cieplińska-Olewnik, po tym gdy dowiedziała się, że
ekshumowane zwłoki to ciało jej brata Krzysztofa. Jej ojciec przyznał
rację córce.
Jak dodała siostra ofiary, prof. Ryszard Pawłowski (genetyk, który
przeprowadził badania potwierdzające, że ekshumowane ciało to K.Olewnik)
przygotowuje drugą opinię. Ma ona wyjaśnić okoliczności śmierci jej
brata. - Będzie mówić o szczegółach, być może kiedy został zamordowany,
jak, co się z nim działo, jakich doznał urazów - zaznaczyła.
- Wyniki badań ciała Krzysztofa Olewnika nie budziły żadnych wątpliwości
- powiedział genetyk, który prowadził ekspertyzy, prof. Ryszard
Pawłowski.
Pawłowski dodał, że prawdopodobieństwo znacznie przekracza 99%.
Wszystkie analizy przeprowadzono kilka razy, aby uzyskać pewność ich
wyników. Przyznał, że przy poprzednich badaniach, przeprowadzonych przed
4 laty, doszło do uchybień.
Gdańska prokuratura postawiła zarzuty sfałszowania opinii i
niedopełnienia obowiązków biegłemu, który w 2006 r. przeprowadzał
badania zwłok Krzysztofa Olewnika - poinformował jej szef Zbigniew
Niemczyk.
Prokurator wyjaśnił, że ma to związek z zatajeniem w opinii informacji,
iż wyniki badań próbek z różnych kości szczątków Olewnika różniły się. W
takiej sytuacji - jak powiedział - ekspertyzy powinny zostać powtórzone.
Niemczyk dodał, że biegły został zawieszony w czynnościach.
Badania DNA przeprowadził Zakład Medycyny Sądowej Gdańskiej Akademii
Medycznej pod nadzorem prof. Ryszarda Pawłowskiego.
Wyniki badań w pierwszej kolejności poznała rodzina Krzysztofa Olewnika.
Następnie zostały one przekazane ministrowi sprawiedliwości.
Decyzja o ekshumacji i ponownym przeprowadzeniu sekcji zwłok została
podjęta ze względu na wykluczające się wyniki wcześniejszych badań.
Próbki pobrane w 2006 r. różniły się między sobą.
"Badania niezwykle drobiazgowe"
- Badania ekshumowanych szczątków K. Olewnika, były przeprowadzone
niezwykle drobiazgowo, z nadzwyczajną starannością - podkreślił minister
sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.
Jak zaznaczył, ten rodzaj badań daje pewność wyniku 1 do 180 bilionów. -
Dla dobra rodziny potraktujmy ten wynik badań jako ostateczny - dodał
minister.
Kwiatkowski zaznaczył również, że badania zwłok były wyjątkowo trudne,
przede wszystkim ze względu na upływ czasu jak i ich stan. - Badane były
nie tylko kości, ale też inny materiał genetyczny. Badania były
przeprowadzane wielokrotnie, żeby mieć absolutną pewność - zaznaczył.
- Niektóre ze śledztw urastają do rangi symbolu, poprzez ich pryzmat
społeczeństwo dokonuje oceny całego wymiaru sprawiedliwości. (...) Takim
symbolem stała się historia zabójstwa Olewnika - podkreślił.
Śledztwo ws. śmierci Franiewskiego wznowione
Minister sprawiedliwości poinformował, iż podjął decyzję o wznowieniu
umorzonego w 2008 r. śledztwa w sprawie okoliczności śmierci Wojciecha
Franiewskiego - szefa grupy, która porwała Krzysztofa Olewnika.
- Decyzja dotycząca podjęcia na nowo tego śledztwa jest jedyną decyzją
prawidłową, którą w tym zakresie można podjąć - powiedział Kwiatkowski.
Dodał, że o wznowieniu śledztwa zdecydował po informacjach uzyskanych od
gdańskich prokuratorów, mogących wskazywać na nowe okoliczności śmierci
Franiewskiego, "choćby w zakresie jego sytuacji osobistej".
Do śmierci Franiewskiego doszło w czerwcu 2007 r. Szef grupy porywaczy -
Wojciech Franiewski - w czerwcu 2007 r. popełnił samobójstwo w Areszcie
Śledczym w Olsztynie. Prokuratura zamierzała przypisać mu tzw. sprawstwo
kierownicze. Sekcja zwłok Franiewskiego wykazała w jego krwi śladowe
ilości amfetaminy i alkoholu.
Trwają też postępowania w sprawie samobójczych śmierci dwóch innych
porywaczy i zabójców Krzysztof Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta
Pazika, do których także doszło w zakładach karnych.
Ekshumacji zwłok Krzysztofa Olewnika dokonano 26 stycznia 2010r. Od tego
momentu nie milkną spekulacje na temat tego czyje zwłoki zostały
pochowane w grobie młodego biznesmena. Sama procedura ekshumacyjna
trwała około czterech godzin. Samochód z trumną opuścił płocki cmentarz
w eskorcie wozów policyjnych.
Ireneusz Wilk - pełnomocnik rodziny Olewników - mówił niedawno, iż
rodzina chce wierzyć, że są to zwłoki Krzysztofa.
Zabójstwo Krzysztofa Olewnika jest jednym z najgłośniejszych przestępstw
III RP. Błędy w śledztwie porównywalne tylko z popełnionymi w trakcie
sprawy morderstwa Jaroszewiczów, śledczy współpracujący z przestępcami,
czy seria samobójstw osób zamieszanych w zbrodnie zaowocowały m.in.
powołaniem sejmowej komisji śledczej.
Krzysztof Olewnik został porwany w nocy z 26 na 27 października 2001 r.
porywacze zamordowali go 5 września 2003 r. - miesiąc po otrzymaniu
okupu. Ciało zostało odnalezione 28 października 2006 w lesie koło
Różana pod Ostrołęką.
(wp.pl)
W Krośnie koncertują na fortepianie z czasów Chopina
Unikatowy fortepian firmy Pleyel z czasów Fryderyka Chopina można
oglądać w Muzeum Podkarpackim w Krośnie. Jest jedynym czynnym
artystycznie i w pełni oryginalnym instrumentem tej firmy w Polsce.
"Muzyka, która płynie z tego fortepianu jest taka sama jaka była
wykonywana przez samego mistrza" - powiedział we wtorek dyrektor muzeum
Jan Gancarski.
"Fortepian z czasów Chopina ogląda sporo osób. Dwa razy do roku staramy
się także organizować koncerty. Może dzieje się to niezbyt często, ale
brakuje nam pieniędzy na organizowanie koncertów" - podkreślił Gancarski.
Instrument pochodzi z 1860 r., został wyprodukowany w francuskiej firmie
Pleyel. Na takich samych fortepianach grywał Chopin. Jest prawdopodobnie
jedynym w pełni oryginalnym instrumentem, który zachował się w Polsce.
Jego właścicielem jest Muzeum Podkarpackie w Krośnie, gdzie fortepian
trafił w latach 60. ubiegłego wieku. Wartość zabytku odkryto w dopiero w
połowie lat 90. Badania przeprowadzone przez konserwatorów potwierdziły
jego unikatowy charakter.
Był wypożyczany m.in. do Muzeum Zamku Królewskiego w Warszawie na galowy
koncert z okazji Międzynarodowego Roku Chopinowskiego. Utwory Chopina
grywali na nim m.in. francuski artysta polskiego pochodzenia Henryk
Witkowski oraz Lidia Kozubek. Ta ostatnia nagrała nawet płytę.
(PAP)
Poniedziałek,
2010-03-08
Polak laureatem
międzynarodowego konkursu
Mirosław Adamczyk z Poznania został laureatem konkursu "100 najlepszych
plakatów Niemiec, Austrii i Szwajcarii" - poinformowała Joanna Bednarska,
współwłaścicielka Pigasus Polish Poster Gallery w Berlinie. Galeria
zgłosiła plakat artysty do konkursu.
Oszczędny w środkach plakat, który przedstawia profil człowieka z głową
w chmurach, promował autorską wystawę artysty w berlińskiej galerii.
Jak poinformowała Bednarska, konkurs jest najważniejszą tego typu
imprezą w krajach niemieckojęzycznych. Organizowany jest od 1966 roku,
początkowo w NRD, po zjednoczeniu Niemiec rozprzestrzenił się na landy
zachodnie. Po objęciu nad nim pieczy przez Związek Projektantów
Graficznych (Verband der Grafik-Designer) - również na Austrię i
Szwajcarię.
Praca polskiego artysty mogła wziąć udział w konkursie, ponieważ
warunkiem jest, by plakat powstał na zamówienie jednego z krajów
niemieckojęzycznych - wyjaśniła Bednarska. Jak podkreśliła, w konkursie
nie przyznawane są nagrody, nie ma też plakatów wyróżnionych, mimo to
obecność wśród 100 laureatów traktowana jest przez artystów jako
nobilitacja.
Zwycięska "setka" pokazywana jest na serii wystaw "100 beste Plakate
09", z których pierwsza odbędzie się latem 2010 w Kulturforum Potsdamer
Platz w Berlinie, a następnie w Essen, w szwajcarskiej Lucernie oraz we
Wiedniu i w Dornbirn w Austrii.
Mirosław Adamczyk (ur. 1964) studiował na Wydziale Grafiki Państwowej
Wyższej Szkoły sztuk Plastycznych w Poznaniu, dyplom z wyróżnieniem
uzyskał w pracowni plakatu prof. Waldemara Świerzego. Jest wykładowcą w
macierzystej uczelni (obecnie Akademii Sztuk Pięknych). Brał udział w
wielu wystawach, przeglądach i konkursach plakatów w kraju i za granicą.
Jest laureatem krajowych i międzynarodowych konkursów na plakat. Zajmuje
się plakatem, ilustracją, rysunkiem prasowym, projektowaniem wydawnictw,
okładek książkowych i czasopism, znaków firmowych.
Prowadzona przez polskie małżeństwo Joannę i Mariusza Bednarskich
Pigasus Polish Poster Gallery działa w Berlinie od dziewięciu lat.
(PAP)
Niedziela,
2010-03-07
Wyjątkowa wystawa o
Chopinie w Paryżu
W paryskim Muzeum Życia Romantycznego można oglądać od tego tygodnia
wystawę poświęconą Fryderykowi Chopinowi. Na zwiedzających czekają
obrazy, rzeźby i pamiątki po wielkim kompozytorze oraz bliskich mu
artystach. Ekspozycja będzie otwarta do 11 lipca.
Wystawę pt. "Fryderyk Chopin. Błękitna nuta" zorganizowano dla uczczenia
przypadającego w tym roku 200-lecia urodzin Chopina. Ekspozycja mieści
się u stóp Montmartre'u w kameralnym Muzeum Życia Romantycznego (Musee
de la Vie Romantique), w dawnej XIX-wiecznej rezydencji z ogrodem. Na
jej salonach bywała niegdyś śmietanka romantycznego Paryża, w tym
mieszkający "po sąsiedzku" Chopin wraz z ówczesną towarzyszką życia,
George Sand.
Wnętrza muzeum, stylizowane na romantyczne salony, gromadzą około 90
obrazów, rzeźb, rysunków, które przedstawiają kompozytora i wiele
słynnych postaci z kręgu artystycznego: George Sand, Franciszka Liszta,
Niccolo Paganiniego. Autorami tych dzieł są m.in.: Eugene Delacroix,
J.A.D. Ingres, a także Ary Scheffer, ówczesny właściciel domu
mieszczącego obecnie muzeum.
- W atelier Scheffera, które teraz jest częścią naszego muzeum, Chopin,
stały gość piątkowych spotkań artystycznych, siadał do fortepianu i
improwizował, otoczony gromadą gości - muzyków, malarzy, poetów -
powiedziała współkomisarz paryskiej wystawy o Chopinie, Solange Thierry.
Jak podkreśliła, jednym z najcenniejszych obrazów w ekspozycji jest
słynny portret Chopina (pożyczony z Luwru) autorstwa jego bliskiego
przyjaciela Eugene'a Delacroix. Thierry wyjaśniła, że pierwotnie obraz
ten był wspólnym portretem Chopina i Sand. Jednak w końcu XIX wieku
płótno przecięto na pół, wizerunek francuskiej muzy kompozytora został
wywieziony do Danii i znajduje się obecnie w muzeum w Kopenhadze.
Oprócz obrazów na paryskiej wystawie nie brak ciekawych pamiątek po
Chopinie - jak odlew jego ręki wykonany przez Jeana-Baptiste'a
Clesingera. W specjalnej gablotce wystawiono także biżuterię należącą
niegdyś do George Sand.
Zwiedzającym wystawę towarzyszy płynąca z głośników muzyka kompozytora w
wykonaniu francuskiego pianisty Yves'a Henry'ego.
Prezentowane eksponaty pochodzą z wielu francuskich i zagranicznych
instytucji, m.in. Luwru, Biblioteki Narodowej Francji, Metropolitan
Museum of Art w Nowym Jorku oraz kolekcji prywatnych.
Z okazji 200-lecia urodzin polskiego kompozytora paryskie władze
miejskie opracowały specjalną trasę turystyczną po stolicy Francji
śladami Chopina. Składa się ona z 10 miejsc związanych z jego pobytem
nad Sekwaną. Wśród nich są: Biblioteka Polska w Paryżu na wyspie św.
Ludwika, przechowująca wiele pamiątek po słynnym artyście; jedno z jego
paryskich mieszkań - przy placu Orleańskim (square d'Orleans) oraz
kościół La Madelaine, gdzie odbył się jego pogrzeb. Lista wszystkich
miejsc tej "trasy chopinowskiej" jest dostępna na stronie www.paris.fr
po kliknięciu na zakładkę "Culture" po lewej stronie ekranu.
(PAP)
Co 1,5 godz. Polak słyszy "Ma pan białaczkę" - pomóż
W Polsce średnio co 1,5 godziny zostaje zdiagnozowana u kogoś białaczka.
W niedzielę w Warszawie będą mogli zarejestrować się potencjalni dawcy
szpiku. W akcję włączą się m.in. funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu.
Akcja odbędzie się w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej przy ul.
Kasprzaka od godziny 10 do 17. Jej inicjatorami są studenci placówki z
kierunku Bezpieczeństwa Narodowego.
- Dawcę jest bardzo trudno znaleźć. Odbywa się to na podstawie antygenów
zgodności tkankowej HLA. Na całym świecie zarejestrowanych jest w sumie
13 mln potencjalnych dawców i tylko 5% z nich, w ciągu całego swojego
życia, będzie mogło uratować kogoś chorego na białaczkę - powiedziała
Joanna Mejner z Fundacji DKMS Baza Dawców Komórek Macierzystych Polska.
Jak dodała, dlatego tak bardzo ważne jest to, by zgłaszało się jak
najwięcej osób. - Rejestracja nie jest długotrwała. Wypełniany jest
formularz, pobierana krew. W ciągu jednego roku znaleźliśmy 9 osób,
które mogły uratować chorych nie tylko z Polski, ale też z całego świata
- podkreśliła Mejner.
Zarejestrować może się każdy, kto ma od 18 do 55 lat i nie cierpi na
przewlekłe choroby - np. cukrzycę, choroby serca, nowotwory, żółtaczkę.
- Ciąża, przeziębienie, branie antybiotyków - nie są przeciwskazaniami -
zaznaczyła Mejner.
W niedzielną akcję oprócz studentów, włączają się też funkcjonariusze
Biura Ochrony Rządu. Kilkudziesięciu z nich ma zamiar się zarejestrować.
- Chronienie życia i zdrowia jest naszym obowiązkiem. Cieszymy się, że
możemy zrobić coś dla zwykłych ludzi nie tylko dla VIP-ów - powiedział
rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz.
Białaczka zaliczana jest do chorób nowotworowych i polega na rozroście w
całym organizmie leukocytów (białych krwinek) jednego typu.
(PAP)
Sobota, 22010-03-06
Stronnictwo Demokratyczne
poparło Olechowskiego
Rada Naczelna Stronnictwa Demokratycznego jednogłośnie opowiedziała się
za poparciem nieależnego kandydata Andrzeja Olechowskiego w tegorocznych
wyborach prezydenckich.
"Pragniemy wyrazić mu (Olechowskiemu) nasze zdecydowane poparcie w
przekonaniu, że jego dotychczasowe osiągnięcia, mądrość i kompetencje
gwarantują, że będzie głową państwa z prawdziwego zdarzenia, prezydentem
Polski silnej i modernizującej się, gwarantem przestrzegania prawa i
demokracji, stającym ponad partyjnymi rozgrywkami" - napisano w uchwale
przyjętej na sobotnim posiedzeniu.
Politycy Stronnictwa podkreślili także, że wybory prezydenckie są wielką
szansą na rozpoczęcie procesu uzdrawiania polskiej sceny politycznej.
"Prezydent nie musi, a nawet nie powinien być partyjnym nominatem.
Przeciwnie - głowa państwa musi mieć zdolność reprezentowania wszystkich
Polaków, niezależnie od dzielących ich różnic. Musi gwarantować godne i
pozbawione kompleksów reprezentowanie Polski za jej granicami. Musi być
osobą, której autorytet gwarantują jej osobiste przymioty, a nie
wsparcie partyjnych kolegów " - oceniono. Według SD takim człowiekiem
jest Olechowski.
Rada Naczelna zobowiązała w uchwale Zarząd Główny partii do udzielania
aktywnego wsparcia Olechowskiemu oraz do zapewnienia pomocy
organizacyjnej i finansowej w jego kampanii wyborczej.
Politycy SD wyrazili przekonanie, że wizja prezydentury Olechowskiego
zdobędzie szerokie poparcie wśród wyborców i przyniesie sukces jemu oraz
Polsce.
- Przychodzę do państwa, byście poparli ideę, wizję, projekt prezydenta
niezależnego, suwerennego, który ma własną opinię i melduje wykonanie
zadania Polakom, a nie swojej partii - mówił do zgromadzonych działaczy
SD Olechowski.
Podkreślił, że reprezentuje wizję prezydenta zdystansowanego do bieżącej
polityki, który dba o mir społeczny, a nie interesy swojej partii, oraz
który łączy, a nie dzieli.
Zaznaczył, że chce wyrwać Polskę z "koleiny" w której partie polityczne
zajmują się sobą, a nie ludźmi i gdzie troskę o dobro wspólne, kompromis,
współpracę zastąpiły wrogość, wizerunkowe sztuczki, komisje śledcze.
- Chcę zostać niezależnym, suwerennym prezydentem i jak mi Bóg miły
zostanę - mówił.
- Chodźcie państwo ze mną, ponieważ te wybory najbardziej ulubione przez
Polaków to wielkie święto demokracji i Polski. Nie zostawmy tego święta
innym - zwracał się do zgromadzonych Olechowski.
Szef Stronnictwa Paweł Piskorski powiedział, że partia zdecydowała się
poprzeć Olechowskiego, gdyż reprezentuje on rodzaj prezydentury, który
jest im bliski. - Stawiamy na kandydata niepartyjnego i osobę, która nie
będzie liderem partyjnym zamieszanym w kłótnie pomiędzy politykami,
tylko rozjemcą - podkreślił.
W jego ocenie, dużym atutem Olechowskiego są jego kwalifikacje oraz duże
doświadczenie polityczne, co sprawia, że jest on o wiele lepiej
przygotowany do sprawowania urzędu prezydenta niż ktokolwiek inny.
- Olechowski jest tym kandydatem, który jako jedyny może spowodować, że
w Polsce podział na PiS i PO się nie zasklepi i nie będzie jedynym
wyborem, który zostanie Polakom - zaznaczył.
Piskorski, odnosząc się do zobowiązania zawartego w uchwale o pomocy
organizacyjnej dla Olechowskiego powiedział, że SD będzie wspierało go w
organizacji spotkań z mieszkańcami, w zbieraniu podpisów pod jego
kandydaturą.
Powiedział, że nie wie jeszcze ile pieniędzy Stronnictwo przekaże na
kampanię Olechowskiego, bo nie wiadomo, kiedy partii uda się sprzedać
swoje nieruchomości.
Ponadto na sobotnim posiedzeniu Rada Naczelna przyjęła uchwałę, w której
wyraziła pełne zaufanie oraz solidarność z Piskorskim. Działacze SD
wyrazili także wolę kontynuacji działań rozpoczętych przez szefa SD i
zapewnili pełne wsparcie dla jego planów politycznych związanych ze
Stronnictwem.
"Projekt odbudowy silnego SD jest wielką szansą na to, że miliony
Polaków nie będą skazane na negatywny wybór miedzy PiS i PO. Szansą na
to, że głos polskiej inteligencji, rzemieślników, przedsiębiorców będzie
słyszalny w debacie publicznej" - czytamy w uchwale.
(PAP)
Pierwszy taki prokurator od 20 lat zdradza swoje plany
Mam nadzieję, że prokuratura będzie sprawna, niezależna, skuteczna,
wolna od jakichkolwiek nacisków i prowadzącą postępowania w sposób
należyty - powiedział wybrany w piątek przez prezydenta na prokuratora
generalnego Andrzej Seremet. Pierwszy raz od 20 lat stanowisko to nie
będzie połączone z teką ministra sprawiedliwości.
Andrzej Seremet powiedział, że jego pierwszym zadaniem będzie utworzenie
"korpusu Prokuratury Generalnej", czyli powołanie prokuratorów spośród
obecnych prokuratorów Prokuratury Krajowej, prokuratur apelacyjnych i
okręgowych. - To zadanie najpilniejsze. Ma to nastąpić do 31 marca, więc
czasu jest niewiele. Bez tych aktów Prokuratura Generalna nie mogłaby
działać - stwierdził.
Zapowiedział także przegląd szefów jednostek prokuratur apelacyjnych,
okręgowych i rejonowych. To będzie się odbywać w dłuższym czasie,
ponieważ ustawa nie określa terminu.
- Z zadań innego rodzaju wymienię kwestię organizacji
strukturalno-budżetowej Prokuratury Generalnej, a także opiniowanie
projektu rozporządzenia ministra sprawiedliwości, tzw. regulaminu
wewnętrznego urzędowania prokuratury, gdzie określa się bardzo istotne
zagadnienia, przede wszystkim kwestie nadzoru - powiedział nominat.
Pytany, na jakiej grupie osób się oprze, Andrzej Seremet, powiedział, że
będą to na pewno prokuratorzy doświadczeni. - Nie tylko prokuratorzy
krakowscy, jak mnie się podejrzewa, ale także prokuratorzy spoza Krakowa".
- Klucz terytorialny nie będzie miał zastosowania, lecz rzeczywista
wiedza i umiejętności - podkreślił.
Nominowany na Prokuratora Generalnego Andrzej Seremet uważa, że "prokuraturę
uda się oddzielić od polityki, jeżeli prokuratorzy będą tego chcieli". -
Ja na pewno zrobię wszystko, żeby prokuratorzy mieli taki komfort -
zapewnił.
Prezydent Lech Kaczyński zdecydował w piątek, że prokuratorem generalnym
będzie krakowski sędzia Andrzej Seremet. To pierwszy od 20 lat
prokurator generalny niebędący jednocześnie ministrem sprawiedliwości.
Seremet urodził się w 1959 r. w Radłowie (woj. małopolskie). Jest
absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, na studiach był członkiem NZS.
Od połowy lat 80. orzekał w sądzie rejonowym i wojewódzkim w Tarnowie.
Od 1997 r. orzeka w sprawach karnych w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie.
Przez kilka miesięcy w 2008 r. był delegowany do Sądu Najwyższego.
Pełnił też funkcję rzecznika dyscyplinarnego krakowskich sędziów.
Nowy prokurator generalny rozpocznie urzędowanie 31 marca, gdy wejdzie w
życie rozdział funkcji. Będzie ją pełnił przez jedną, sześcioletnią
kadencję. Nominat ma też niezwłocznie przedstawić prezydentowi swego
pierwszego zastępcę, którego powołuje również Lech Kaczyński, przy
kontrasygnacie premiera.
(PAP)
Piątek,
2010-03-05
Zanussi uhonorowany - "spłaciliśmy
dług"
Krzysztof Zanussi odebrał doktorat honoris causa Uniwersytetu Opolskiego.
Reżyser jest 32. wyróżnionym przez opolską uczelnię. Wcześniej honorowe
doktoraty otrzymali w Opolu m.in. Jan Paweł II, abp Alfons Nossol,
Stanisław Lem i Zbigniew Religa.
Opolskie wyróżnienie to siódmy honorowy doktorat Zanussiego. Wcześniej
uhonorowały go m.in. uczelnie w: Moskwie, Bukareszcie, Mińsku,
Sankt-Petersburgu i Lublinie. - Nasz doktorat jest najbardziej zachodni
- żartował ks. dr hab. Marek Lis, laudator Zanussiego.
- Wybór dokonany przez Wydział Teologiczny nie jest konformistycznym
gestem wpisania się na długą listę instytucji i osób wręczających
dyplomy, ordery i odznaczenia za pojedyncze filmy czy - od niedawna -
również za całokształt imponującej twórczości. Krzysztof Zanussi jest
przecież twórcą stawiającym pytania związane z duchowością, światem
wartości i wiarą, zarówno w sposób ukryty, jak i jawny - argumentował w
laudacji ks. Lis.
Podkreślił, że opolski doktorat dla Zanussiego jest spłatą długu, jaki
przez dziesięciolecia zaciągali widzowie jego filmów - głęboko
humanistycznych i prowadzących do refleksji nad ludzką duchowością.
- Jest wyrazem uznania za wszechstronne zaangażowanie - artystyczne i
naukowe - wdzięczności za chrześcijańską i ekumeniczną obecność w
świecie kinematografii, za uporczywe przypominanie o wartościach, które
czynią świat bardziej ludzkim - podsumował Lis.
Zanussi w swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, że siódmy doktorat h.c.
przypada w siódmym dziesięcioleciu jego życia. - Może te siódemki to
znak - zastanawiał się. Tłumaczył, że w jego subiektywnym odczuciu każde
akademickie wyróżnienie przynosi "błysk nadziei", że to, co robi, ma
sens. - W obliczu obojętności, a często wrogości świata błysk ten czasem
rozpływa się w mroku, i wtedy przychodzi zwątpienie, wierny towarzysz
każdego twórcy. Dziękuję za błysk nadziei - powiedział Zanussi.
Reżyser mówił też o ciężarze, jaki stanowi dla niego etykieta
twórcy-katolika, która przylgnęła do niego po zrealizowaniu filmu o
Janie Pawle II. - Z etykietką twórcy-katolika jest mi w życiu bardzo
niewygodnie. Zbieram razy nie zawsze za siebie, a co najgorsze - dźwigam
odpowiedzialność za to, że każde moje potknięcie rzutować będzie na
moich współwyznawców. Wolałbym, żeby moje prace oceniano jako
chrześcijańskie, a mnie oszczędzono etykiety do czasu, kiedy stanę na
Sądzie Ostatecznym - powiedział Zanussi.
Krzysztof Zanussi - reżyser filmów fabularnych i dokumentalnych,
scenarzysta i producent, reżyser teatralny, profesor Uniwersytetu
Śląskiego w Katowicach, laureat wielu nagród w kraju i za granicą - jest
członkiem polskich i zagranicznych instytucji zrzeszających ludzi filmu
- w tym Europejskiej Akademii Filmowej i Papieskiej Akademii Sztuk
Pięknych i Literatury.
(PAP)
Wrocławski Indeks startuje już we wtorek
24 wrocławskie uczelnie przez dwa dni od wtorku będą prezentować swoją
ofertę przyszłym studentom.
Wszystko w ramach Wrocławskiego Indeksu - pierwszych targów edukacyjnych,
przygotowanych wyłącznie przez uczelnie. Organizatorzy wzięli sobie za
cel, by jak najlepiej zaprezentować kierunki, na które będą przyjmować
studentów. Z ofertą będzie można zapoznać się w hali IASE przy ul.
Wystawowej.
Na targach uczelnie będą także promowały Wrocław jako ośrodek akademicki
atrakcyjny dla młodych ludzi. Wszystkie nasze szkoły wyższe mają się
prezentować wspólnie, chociaż oczywiście przy zachowaniu swojej
symboliki. Organizatorzy zapewniają, że każdy młody człowiek bez trudu i
zbędnego błądzenia (hala nie jest duża) trafi do poszukiwanego stoiska.
Do tej pory w marcu odbywały się we Wrocławiu inne targi edukacyjne -
Tared w Hali Ludowej. Ale przedstawicielom uczelni nie podobało się to,
że na targi jest zapraszanych coraz więcej wystawców i w tym wszystkim
ginie oferta szkół wyższych. Stąd decyzja 24 naszych uczelni, by
zorganizować w tym samym czasie swoje własne targi, na których będą
tylko (z małym wyjątkiem Politechniki Opolskiej) wrocławskie szkoły.
Dodatkowo na Wrocławskim Indeksie mają się pojawić przedstawiciele
dużych firm inwestujących we Wrocławiu, którzy będą mówili o rynku pracy
w mieście po 2015 roku.
- Młody człowiek usłyszy od 11 wielkich pracodawców związanych między
innymi z nowymi technologiami, jak zamierzają się rozwijać, ile chcą
zainwestować, ilu będą potrzebowali ekonomistów, informatyków czy
filologów - wylicza Marek Zimnak, rzecznik prasowy targów Wrocławski
Indeks.
Całe przedsięwzięcie ma charakter non profit, co oznacza także, że wstęp
będzie bezpłatny.
Zobacz wydanie internetowe: Wrocław internetem stoi
Zobacz stronę Wrocławski Indeks. (Polska Gazeta Wrocławska)
Studenci z AGH zbudują satelitę i wyślą go na Księżyc
Ministerstwo Nauki sfinansuje kosmiczny projekt. W misji bierze udział
13 osób z Krakowa.
Krakowscy studenci z Akademii Górniczo-Hutniczej zbudują satelitę, który
będzie orbitował wokół Księżyca! Wczoraj dostali gwarancję Ministerstwa
Nauki, które sfinansuje to międzynarodowe przedsięwzięcie.
- Ostatnim znanym osiągnięciem polskiej myśli technicznej był samochód...
Polonez - śmieje się Łukasz Chmiel, koordynator projektu. - A teraz
budujemy statki kosmiczne i wysyłamy je na orbitę. Polska dołączyła do
grona najlepszych.
Europejska Agencja Kosmiczna zaprosiła do budowy satelity studentów
najlepszych technicznych uczelni Europy. Z Polski są to cztery zespoły:
dwa z Politechniki Warszawskiej i po jednym z Politechniki Wrocławskiej
i krakowskiej AGH. Wrocław zbuduje transmiter i cały system komunikacji.
Warszawa przeprowadzi analizy termiczne, a krakowianie będą
odpowiedzialni za bezpieczeństwo sondy.
- Analizujemy środowisko kosmiczne - wyjaśnia Chmiel. - Musimy tak
wyznaczyć trajektorię lotu sondy, aby zabezpieczyć ją przed negatywnym
wpływem promieniowania czy zderzeniem z kosmicznymi śmieciami. Studenci
muszą też sprawdzić, czy elektronika wytrzyma . Większość testów robi
się w komputerach.
- Mamy dostęp do systemów satelitarnych NASA i Departamentu Obrony -
mówi Chmiel. - Ale będziemy też bombardować elektronikę prawdziwymi
promieniowaniem. Jak siądzie, potrzebne będą mocniejsze osłony. Start
satelity zapowiadany jest na 2014 r. Specjalna kamera zrobi zdjęcia
powierzchni Księżyca, a radiometr zbada jej skład chemiczny. Planowane
są też eksperymenty. Na orbitę zostaną wysłane zahibernowane bakterie.
- Pierwszy raz w historii spróbujemy połączyć się z Ziemią za pomocą
internetu. Taki system komunikacji z kosmosem byłby dużo prostszy -
stwierdza Chmiel. Zdradza, że od dziecka interesował się kosmonautyką i
astronautyką. - Już w szkole podstawowej miałem teleskop - opowiada. -
Fizyka na AGH była bardzo trudna, jednak jak się przejdzie studia, to
pewne rzeczy stają się oczywiste. Dzięki projektowi mamy nie tylko
wiedzę książkową. Bierzemy udział w prawdziwej misji - podkreśla.
Każdy kraj uczestniczy w kosztach startu. Wkład Polski to 135 tys. euro.
W grudniu studenci wysłali list z prośbą o wsparcie do Ministerstwa
Nauki i wczoraj otrzymali gwarancję, że resort sfinansuje ich udział w
projekcie.
- Dopiero na środowym spotkaniu poznaliśmy szczegóły - mówi Bartosz Loba,
rzecznik ministerstwa. - Wcześniej znaliśmy tylko ogólny zarys sprawy.
Przekonało nas zaangażowanie studentów, ich dotychczasowe osiągnięcia i
ambitne plany. To bardzo ważny projekt i na ile możemy, postaramy się
pomóc.
Bartosz Dembiński, rzecznik AGH, przyznaje, że to dla uczelni ważne
wydarzenie.
Polecamy oficjalne wydanie internetowe www.polskatimes.pl/GazetaKrakowska
(Polska Gazeta Krakowska)
Czwartek, 2010-03-04
Złota Taśma dla filmu
"Dom zły"
Nagrody polskich krytyków filmowych za 2009 rok - Złote Taśmy - wręczono
w Warszawie. Za najlepszy film polski pokazywany w naszych kinach w
minionym roku krytycy uznali "Dom zły", a za najlepszy film zagraniczny
- "Białą wstążkę" Michaela Hanekego.
Złote Taśmy są przyznawane corocznie - od 1985 r. - przez krytyków ze
Stowarzyszenia Filmowców Polskich, zrzeszonych ponadto w Międzynarodowej
Federacji Prasy Filmowej FIPRESCI (Federation Internationale de la
Presse Cinematographique).
Jak ocenił odbierając swoją statuetkę podczas gali w stołecznym kinie
Kultura Wojciech Smarzowski, reżyser "Domu złego", w tym filmie
najbardziej może podobać się to, "że on nie jest do podobania".
Filmoznawca prof. Andrzej Werner przyznał w komentarzu, że gdy krytycy
naradzali się, za jaki polski film przyznać nagrodę, "Dom zły" "budził
kontrowersje". - Nie było wątpliwości, że jest to film wspaniale
zrobiony, bogaty jako wizja. Jednak stopień kondensacji zła oraz chęci
dostrzeżenia tego zła był w nim tak duży, że niekiedy budził opory -
opowiadał profesor.
Uznany przez krytyków za najlepszy film zagraniczny pokazywany w kinach
w Polsce w minionym roku dramat "Biała wstążka" Michaela Hanekego
również dotyczy zła - to poruszająca opowieść o psychologicznym podłożu
faszyzmu.
Prof. Werner przyznał, że "zło ma swoją atrakcyjność w kinie". - Dla
mnie obrzydliwe jest wykorzystywanie atrakcyjności zła, które bardzo
często się w filmach zdarza. Jednak twórcy "Domu złego" i "Białej
wstążki" odkrywają zło inaczej - z przerażeniem - zauważył krytyk.
W imieniu reżysera "Białej wstążki" - będącej wspólną produkcją Austrii,
Niemiec, Francji i Włoch - nagrodę odebrał podczas gali przedstawiciel
polskiego dystrybutora tego filmu, firmy Monolith.
Krytycy przyznali ponadto wyróżnienia za rok 2009 dla dwóch filmów:
izraelskiego "Walca z Baszirem" w reżyserii Ariego Folmana i rosyjskiego
"Papierowego żołnierza" w reżyserii Aleksieja Germana-młodszego.
Po zakończeniu gali, krytyk Andrzej Werner, proszony przez dziennikarzy
o ocenę kondycji polskiego kina, odparł z optymizmem, że miniony rok
rozbudził duże nadzieje na przyszłość, szczególnie za sprawą młodych
twórców. "Młodzi pokazali sporo nowych idei, wprowadzili dużo świeżości
do polskiego kina, nie cechowała ich rutyna" - uważa profesor.
(PAP)
Coraz mniej Polaków obawia się o swoją przyszłość
"Dziennik Gazeta Prawna" pisze, że coraz mniej jest Polaków, którzy
obawiają się pogorszenia swojej sytuacji. Według gazety jest to dowód na
to, iż kryzys nauczył Polaków zdroworozsądkowego podejścia do życia.
Dziennik powołując się na oparty na sondażu raport MoneyTrack podaje, że
ponad jedna trzecia naszych rodaków jest zadowolona z tego, co ma.
Rośnie też znacząco liczba osób, które uważają, że ich dochody będą
stabilne mimo wciąż nie najlepszej sytuacji w gospodarce.
Tylko niespełna 14% badanych obawia się pogorszenia swojej sytuacji - to
o sześć punktów procentowych mniej niż przed rokiem. Według gazety jest
to dowód tego, iż kryzys nauczył Polaków zdroworozsądkowego podejścia do
życia. Tylko ludzie, którzy dorobili się wcześniej, obawiają się utraty
majątku i pogorszenia poziomu życia - czytamy w "Dzienniku Gazecie
Prawnej".
(IAR)
Znany polarnik chce zimą przepłynąć Wisłę
Polarnik Marek Kamiński pragnie być pierwszym, który zimą przepłynie
kajakiem Wisłę. Chce w ten sposób udowodnić, że rzeka jest atrakcyjna -
informuje "Życie Warszawy". Podróżnik wyrusza w piątek i zamierza
przepłynąć Wisłę od źródeł do ujścia. To ponad tysiąc kilometrów.
Natomiast w tym roku władze stolicy nie oferują mieszkańcom wielu
atrakcji. 19 czerwca podczas Wianków ma wystąpić zespół Europe, a 4
lipca w okolicach Centrum Olimpijskiego odbędzie się gigantyczna
rekonstrukcja bitwy pod Kłuszynem. Nie ma jeszcze scenariusza Święta
Wisły, znany jest tylko termin (22 i 23 maja). Wiadomo, że impreza
będzie miała mniejszy niż rok temu budżet. Podobnie festiwal Przemiany -
cykl imprez kulturalnych nad rzeką. Zamiast 3,5 mln zł tak jak w roku
ubiegłym będzie tylko 2 mln zł.
Kulturalnie może być nieźle, gorzej jest z infrastrukturą. Opóźnia się
ogłoszenie konkursu na zagospodarowanie rejonu Portu Czerniakowskiego (miało
się to stać do końca 2009 roku).W tym roku ma być wydane pozwolenie na
budowę lewobrzeżnego bulwaru od Powiśla do Podzamcza (ma być gotowy w
2013 r.). Natomiast po praskiej stronie po wycięciu krzaków większa
będzie plaża. Niestety, nie ma co liczyć na porządne toalety. Tak jak w
ubiegłym będą tylko przenośne kabiny.
(PAP)
|
|
INDEX
Powrót..
|