Środa, 2010-05-05
11 nowych posłów złożyło ślubowanie
11 nowych posłów złożyło po południu ślubowanie w sejmie. Zastąpili
parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie samolotu prezydenckiego pod
Smoleńskiem, m.in. Krzysztofa Putrę (PiS) i Arkadiusza Rybickiego (PO).
Wybory do sejmu w Polsce są proporcjonalne, więc następcami tragicznie
zmarłych posłanek i posłów są osoby z tej samej listy wyborczej, które w
wyborach parlamentarnych w 2007 roku znalazły się na kolejnych miejscach pod
względem liczby zdobytych głosów.
Bartłomiej Dorywalski, burmistrz Włoszczowy (Świętokrzyskie) objął mandat po
Przemysławie Gosiewskim (PiS), Wiesław Kilian - pracownik Urzędu Miasta we
Wrocławiu - po Aleksandrze Natalli-Świat (PiS).
Jolantę Szymanek-Deresz (SLD) zastąpił rektor Szkoły Wyższej im. Pawła
Włodkowica w Płocku Zbigniew Kruszewski, a posła PO Arkadiusza Rybickiego -
wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski. Miejsce posła PSL Leszka Deptuły objął
Wiesław Rygiel, a mandat po Zbigniewie Wassermannie (PiS) przypadł
nauczycielce historii w krakowskim liceum Monice Ryniak.
Prawnik Kazimierz Smoliński wszedł do sejmu na miejsce Macieja Płażyńskiego
(niezrzeszony), a przewodniczący rady miejskiej w Szczecinku Wiesław
Suchowiejko - na miejsce posła PO Sebastiana Karpiniuka.
Posła PSL Wiesława Wodę zastąpił przewodniczący sejmiku województwa
małopolskiego Andrzej Sztorc, a Krzysztofa Putrę (PiS) - były wicemarszałek
województwa podlaskiego Krzysztof Tołwiński. Mandat po Grażynie Gęsickiej (PiS)
objął zastępca wójta gminy Dębica Jan Warzecha.
W piątek ślubowanie złoży radna sejmiku województwa dolnośląskiego oraz
dyrektor szpitala specjalistycznego MSWiA w Jeleniej Górze Elżbieta
Zakrzewska, która zajmie miejsce posła Jerzego Szmajdzińskiego (Lewica).
Kolejna osoba złoży ślubowanie na następnym posiedzeniu sejmu.
Marszałek Bronisław Komorowski życzył nowym posłankom i posłom dobrej pracy.
Jak podkreślił, pomimo, że okoliczności objęcia przez nich mandatów są
ciężkie, dziękował im za "gotowość wspólnej pracy".
(TVN24/wp.pl/PAP)
Po 25 latach wróciła na maturę
We wtorek maturzyści pisali egzamin z języka polskiego, zaś dziś zmierzą się
z zadaniami z matematyki. Ostatni raz egzamin z tego przedmiotu jako
obowiązkowy zdawali maturzyści 25 lat temu. Do matury z matematyki
abiturienci przystąpili o godzinie 9.00.
Maturzyści po godz. 9 przystąpili do drugiego obowiązkowego egzaminu
pisemnego - egzaminu z matematyki na poziomie podstawowym. Po południu - o
godzinie 14 rozpocznie się egzamin z matematyki na poziomie rozszerzonym dla
chętnych.
Chęć zdawania egzaminu na tym poziomie zadeklarowało około 14% maturzystów.
Egzamin na poziomie podstawowym potrwa 170 minut, a na poziomie rozszerzonym
- 180 minut. Aby maturzystom było łatwiej zdać egzamin, będą mogli korzystać
podczas niego ze specjalnych tablic matematycznych z wzorami, które
przygotowała Centralna Komisja Egzaminacyjna.
Jak powiedział wicedyrektor CKE Mirosław Sawicki, do wszystkich szkół
dotarły na czas arkusze egzaminacyjne. - Nie mamy żadnych niepokojących
sygnałów, wszystko przebiega dobrze, tak jak powinno - zapewnił.
Maturzyści z IV Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza na
warszawskiej Saskiej Kępie, z którymi rozmawiała PAP przed egzaminem, mówili,
że nie boją się egzaminu. - I tak zdawałbym egzamin z matematyki, matematyka
jest fajna i nie jest trudna - powiedział Bartosz, który chce studiować na
Politechnice Warszawskiej na Wydziale Budownictwa Lądowego. Dlatego też po
południu przystąpi także do egzaminu na poziomie rozszerzonym.
Egzaminu nie boją się też Ania i Natalia, które gdyby nie musiały nie
zdawałyby tego egzaminu. - Dobrze się przygotowałam, przez cały rok
chodziłam na korki - powiedziała Ania, która chce zdawać na Uniwersytet
Warszawski na dziennikarstwo lub kulturoznawstwo, a za rok spróbować dostać
się na Akademię Sztuk Pięknych. - Gdyby nie wprowadzenie obowiązkowej
matematyki, czas i pieniądze poświęciłabym na przygotowanie się do innych
egzaminów - dodała.
W latach ubiegłych, gdy matematyka na maturze nie była obowiązkowa i
znajdowała się na liście przedmiotów do wyboru, była ona czwartym
najchętniej wybieranym przedmiotem - po geografii, wiedzy o społeczeństwie i
biologii. Wybierał ją co piąty abiturient.
W ubiegłym roku egzamin z matematyki na poziomie podstawowym zdało 81 proc.
maturzystów (średni wynik - 49 proc. możliwych do uzyskania punktów), na
poziomie rozszerzonym - 97 proc. (średni wynik - 58 proc.). Podczas
ubiegłorocznej jesiennej próbnej matury z matematyki na poziomie podstawowym
(egzamin próbny był przeprowadzany tylko na tym poziomie) minimum punktów
gwarantujących zdanie egzaminu uzyskało 76 proc. przystępujących do niej.
Średni wynik uzyskany przez nich to 23,31 pkt na 50 możliwych.
W kolejnych dniach maturzyści będą musieli przystąpić obowiązkowo do dwóch
innych egzaminów pisemnych - z wybranego języka obcego nowożytnego oraz z
jednego wybranego przedmiotu (lub kilku przedmiotów - maksymalnie do sześciu).
Maturzyści muszą jeszcze zdać dwa obowiązkowe egzaminy ustne - z języka
polskiego i języka obcego nowożytnego. Przeprowadzane są one w szkołach
przez tamtejszych nauczycieli. Egzaminy ustne odbywać się będą równolegle do
egzaminów pisemnych.
W sondzie Wirtualnej Polski na pytanie czy egzamin z matematyki powinien być
obowiązkowy na maturze aż 58% ankietowanych odpowiedziało "tak". Przeciwnego
zdania jest 41% osób. Podobne wyniki uzyskała "Rzeczpospolita". W sondażu
przeprowadzonym przez GfK Polonia na zlecenie gazety 59% maturzystów
odpowiedziało, że popiera obowiązkowy egzamin z matematyki. Większość
ankietowanych uważa, że nauka ta uczy logicznego myślenia i przydaje się w
życiu codziennym. Osoby, które są przeciwne wprowadzeniu matematyki jako
przedmiotu obowiązkowego na maturze jako główny powód podają problemy ze
zrozumieniem tej nauki oraz fakt, że wynik z tego egzaminu nie jest im
potrzebny, by dostać się na studia.
Krzysztof Cywiński, który był gościem Sygnałów Dnia w Programie Pierwszym
Polskiego Radia powiedział, że w PRL-u, gdy matematyka była obowiązkowa,
obejmowała jedynie niewielki zakres przedmiotu. Tegoroczny egzamin natomiast
obejmuje cały zakres przedmiotu, choć na minimalnym poziomie.
Zdaniem Krzysztofa Cywińskiego, poznanie matematyki na poziomie obecnej
matury pozwoli maturzystom - przyszłym pracownikom, na szybkie
przekwalifikowanie się. Zdaniem gościa Sygnałów Dnia, takich możliwości
wcześniej nie było.
W najbliższych dniach maturzyści przystąpią do obowiązkowych egzaminów
pisemnych z: wybranego języka obcego nowożytnego oraz jednego wybranego
przedmiotu (lub kilku przedmiotów - do sześciu).
Z danych Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, wynika, że najczęściej
wybieranym przez maturzystów językiem obcym jest angielski - chce go zdawać
4/5 przystępujących do egzaminu, a wśród przedmiotów do wyboru - geografia -
do egzaminu z niej przystępuje niemal co czwarty abiturient. Na następnych
miejscach znalazły się: biologia i wiedza o społeczeństwie.
Maturzyści będą w najbliższym czasie zdawać dwa obowiązkowe egzaminy ustne -
z języka polskiego i języka obcego nowożytnego. Przeprowadzane są one w
szkołach przez miejscowych nauczycieli. Egzaminy ustne odbywać się będą
równolegle do egzaminów pisemnych.
Pisemna sesja maturalna potrwa do 22 maja, zaś ustna do 28 maja. By zdać
egzamin maturalny w części ustnej i części pisemnej z każdego przedmiotu
obowiązkowego trzeba otrzymać co najmniej 30% punktów możliwych do uzyskania
z egzaminu z danego przedmiotu. Maturzysta, który nie zda jednego z
egzaminów, ma prawo do poprawki jesienią. Niezależnie od tego, niezadowoleni
z wyniku egzaminu mogą do niego przystąpić w kolejnych sesjach
egzaminacyjnych w ciągu pięciu lat.
(wp.pl)
Komisja pyta co służby zrobiły w związku z katastrofą
- Sejmowa komisja ds. służb specjalnych zapozna się z działaniami ABW, a
później także innych służb, dotyczącymi katastrofy lotniczej w Smoleńsku -
powiedział przewodniczący komisji Konstanty Miodowicz (PO).
- W ubiegłym tygodniu zwróciliśmy się do ABW o dostarczenie wszelkich
raportów i analiz wytworzonych przez Agencję i przekazanych instytucjom
państwowym w związku z ustaleniami ABW w zakresie jej zadań w odniesieniu do
katastrofy - powiedział Miodowicz. - Na następnym posiedzeniu sejmu, gdy
wszyscy członkowie komisji będą już znali te materiały, informacji o
działaniach Agencji udzieli szef ABW - dodał.
Poinformował, że w dalszej kolejności komisja spotka się z sekretarzem
Kolegium do spraw Służb Specjalnych Jackiem Cichockim, "który rozszerzy
informację o działania innych służb rozpoznawane przez jego urząd".
- Poprosiłem Agencję, by przedstawiła nie tyle suche informacje, ile wstępne
wnioski i rekomendacje dotyczące doskonalenia systemu bezpieczeństwa państwa
- dodał przewodniczący speckomisji.
Zastrzegł, że komisja ma inne zadania niż instytucje powołane do zbadania
okoliczności katastrofy. - Nasze rozpoznanie problemu ma charakter wycinkowy.
Zamierzamy pozyskać informacje, a nie dokonywać daleko idących ustaleń czy
wyjaśnień - zaznaczył.
Badaniem przyczyn i okoliczności katastrofy zajmują się prokuratury polska i
rosyjska, Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych i Międzypaństwowy
Komitet Lotniczy (MAK). Polscy i rosyjscy eksperci udali się do Stanów
Zjednoczonych, gdzie mają zostać zbadane wyprodukowane w USA urządzenia
systemów ostrzegania przed zderzeniem z ziemią EGWPS i nawigacji
satelitarnej GPS. Jak powiedział specjalizujący się w tematyce lotniczej
Piotr Abraszek z miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa", jest częstą praktyką
wysyłanie elementów takich systemów do producenta lub zaproszenie jego
przedstawiciela do badań na miejscu w razie wypadku samolotu, który był w
nie wyposażony.
Rządowy samolot Tu-154 rozbił się 10 kwietnia w Smoleńsku. W katastrofie
zginęło 96 osób udających się na uroczystości do Katynia, w tym prezydent
Lech Kaczyński, parlamentarzyści i najwyżsi dowódcy wojska.
(PAP)
Wtorek, 2010-05-04
Miller jedzie do Moskwy
Szef MSWiA Jerzy Miller, stojący na czele polskiej komisji wyjaśniającej
okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, jedzie do
Moskwy - poinformowała rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak.
Jak wyjaśniła, minister ma się spotkać z Tatianą Anodiną, szefową
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, która nadzoruje rosyjską komisję
cywilną, badającą przyczyny tragedii.
Także w środę do Rosji wyjeżdża prokurator generalny Andrzej Seremet. Celem
jego wizyty ma być "uzyskanie zapewnienia o jak najszybszym przekazaniu
Polsce całości materiałów" dotyczących katastrofy.
Samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się
10 kwietnia pod Smoleńskiem przy próbie lądowania. W katastrofie zginęło 96
osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści,
najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich
obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.
Obecnie sprawę katastrofy bada prokuratura rosyjska. Przy postępowaniu tym
działają polscy prokuratorzy, którzy współdziałają w gromadzeniu materiału
dowodowego. Prokuratorzy rosyjscy analizują dwie czarne skrzynki wydobyte z
rozbitego samolotu.
Odrębne śledztwo prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie - w
sprawie nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku
której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154. Usterki
techniczne samolotu, zachowanie załogi, zła organizacja i zabezpieczenie
lotu oraz "zachowania osób trzecich" (np. zamach terrorystyczny, sugestie i
oczekiwania od załogi określonego postępowania) - takie wersje przyczyn
tragedii bada prokuratura.
Okoliczności katastrofy badają także dwie komisje działające niezależnie od
pracy prokuratorów i powołane specjalnie do wyjaśnienia przyczyn tragedii.
Nadzór nad rosyjską sprawuje Anodina. Przy tej komisji akredytowany jest
polski obserwator Edmund Klich, przewodniczący Państwowej Komisji Badania
Wypadków Lotniczych.
Na czele polskiej komisji stoi Miller. Początkowo prace jej nadzorował E.
Klich, jednak w ubiegłym tygodniu poprosił premiera o zwolnienie go z tej
funkcji.
Szef MSWiA zapowiadał w ubiegły czwartek w Sejmie, że prace nadzorowanej
przez niego komisji będą wielomiesięczne. Poinformował również, że w skład
zespołu wyjaśniającego okoliczności katastrofy i opracowującego działania
zapobiegające podobnym tragediom, wejdą nie tylko polscy ale też zagraniczni
eksperci.
(PAP)
Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej
Spektakle 21 teatrów z 15 krajów obejrzy publiczność podczas 24. edycji
Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej, który rozpocznie się 22 maja
w Bielsku-Białej - poinformował bielski Teatr Lalek "Banialuka", który
organizuje festiwal.
Przez pięć dni trwania imprezy publiczność obejrzy 24 spektakle teatrów z
Białorusi, Ukrainy, Czech, Słowacji, Niemiec, Francji, Austrii, Belgii,
Holandii, Hiszpanii, Węgier, Izraela, Iranu, Hongkongu i Polski.
- Polskę reprezentować będą cztery teatry: Teatr Lalka z Warszawy, Teatr
Lalki i Aktora z Opola, Teatr Figur Kraków i Grupa Coincidentia z Wasilkowa.
Wystąpią także studenci wydziałów lalkarskich wrocławskiej filii PWST w
Krakowie oraz białostockiego wydziału Akademii Teatralnej w Warszawie -
poinformowała konsultantka programowa "Banialuki" Anita Pala.
Pala dodała, że gospodarz festiwalu - bielski teatr "Banialuka" - pokaże
cztery widowiska. - Będzie to nagrodzony dwoma najważniejszymi nagrodami
teatralnymi województwa śląskiego, "Złotą Maską" i "Laurem Dembowskiego",
spektakl "Król umiera", dwie ostatnie premiery: "Tristan i Izolda" oraz "Stój!
Nie ruszaj się!", a także przygotowane specjalnie dla festiwalowej
publiczności widowisko plenerowe "Carpe Diem" - powiedziała.
Międzynarodowemu Festiwalowi Sztuki Lalkarskiej towarzyszyć będą wystawy,
koncerty, seminaria, a także prezentacje filmowe, w tym projekcja
pełnometrażowego filmu "Ostatnia Maringotka" o ostatnich potomkach znanych
rodów lalkarskich Europy Środkowej.
Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej jest jedną z
najbardziej prestiżowych tego typu imprez na świecie. Organizowany jest co
dwa lata. Ma charakter konkursu.
(PAP)
Animacja o historii Polski przebojem na Expo
Gwoździem polskiego pawilonu na wystawie Expo w Szanghaju jest wyświetlane
tam dzieło Tomasza Bagińskiego zatytułowane "Historia Polski" - informuje "Polska
The Times".
Pogmatwane dzieje naszego kraju zostały zawarte w ośmiominutowym,
trójwymiarowym filmie animowanym. Nie lada sztuką jest w ciągu kilku minut
przedstawić bogatą historię Polski. Widzowie oglądają m.in. pierwszych
Piastów, Grunwald, rozbiory, marszałka Piłsudskiego i naszą walkę o
niepodległość. Pojawia się również postać Fryderyka Chopina - najbardziej
znanego Polaka w Chinach.
Doskonałym uzupełnieniem trójwymiarowego obrazu jest sugestywna muzyka. Film
jest tak dobrze zrobiony, że nie potrzebuje żadnych dialogów lub komentarza.
Trwające na okrągło do północy każdego dnia pokazy, wywołują zachwyt wśród
zwiedzających nasz pawilon - pisze "Polska The Times".
(PAP)
Pniedziałek,
2010-05-03
Poczuj się jak poseł - dzień otwarty w sejmie
Sala plenarna, gdzie odbywają się obrady sejmu, gabinety marszałków sejmu i
senatu oraz Sala Kolumnowa znana z posiedzeń sejmowych komisji śledczych -
cieszyły się największym zainteresowaniem wśród tych, którzy 3 maja
skorzystali z dnia otwartego w polskim parlamencie.
Już o godz. 8.30 przed wejściem na teren parlamentu ustawiła się
kilkudziesięciometrowa kolejka oczekujących. Zainteresowanych nie
zniechęciła pochmurna pogoda.
Wiele osób zanim weszło do sejmu, zatrzymywało się przed portretami
parlamentarzystów tragicznie zmarłych w katastrofie lotniczej pod
Smoleńskiem. Śmierć poniosło w niej 15 posłów i trzech senatorów. Niektórzy
ze zwiedzających robili zdjęcia; inni przyklękali i modlili się.
- Największe wrażenie zrobiła na mnie sala plenarna, zwłaszcza bukiety
kwiatów, które leżą na miejscach zmarłych pod Smoleńskiem posłów - mówiła
Asia. Według niej, wizyta w sejmie to wspaniałe przeżycie i każdy Polak
powinien chociaż raz w życiu odwiedzić mury polskiego parlamentu.
Jej zdaniem zarówno korytarze sejmowe, jak i sale posiedzeń, w telewizji
wydają się dużo większe. - Mam wrażenie, że jest tutaj o wiele bardziej
kameralnie, niż to jest pokazywane w mediach - mówiła o swych wrażeniach z
wizyty w sejmie Asia.
Dla Marcina budynek na ul. Wiejskiej nie był czymś nowym, ponieważ jako
przewodnik po Warszawie, bardzo często opowiadał turystom o historii jego
powstania, a także stylu w jakim jest wykonany. - W środku obiektu mam
okazję być po raz pierwszy i przyznam, że jest to bardzo ciekawe móc
skonfrontować zewnętrzną architekturę kompleksu z wyposażeniem wnętrza -
mówił.
Według niego, najcenniejszym miejscem z punktu widzenia architektury jest
sala plenarna, pochodząca jeszcze z okresu międzywojennego. Najciekawsze
jest to - jak mówił - że większość elementów z tamtego okresu udało się
zachować oraz odrestaurować. - Warto to zobaczyć - dodał.
Pawła i Kacpra, uczniów gimnazjum, którzy na dni otwarte przyjechali z
Krakowa, najbardziej zaciekawiła sala posiedzeń. - Mamy do napisania referat
na temat najciekawszych miejsc w Warszawie i ta wizyta w sejmie na pewno nam
w tym pomoże - mówili.
Pod wielkim wrażeniem całego obiektu był Tomek, który parlament zwiedzał ze
swoimi znajomymi. Chwalił kompetencję oraz wiedzę przewodników, którzy
oprowadzali zwiedzających korytarzami sejmowymi. - Nie pierwszy raz tu
jesteśmy i na pewno nie ostatni - powiedział.
Agnieszkę, która w sejmie była po raz pierwszy, zaciekawiła Sala Kolumnowa,
w której bardzo często odbywają się posiedzenia sejmowych komisji śledczych.
- Oglądam czasami obrady z komisji śledczych, zwłaszcza tej powołanej
ostatnio, czyli hazardowej i zobaczenie sali, gdzie przepytywani są
świadkowie było dla mnie dużym przeżyciem - mówiła.
Łucja Iwaniec, jedna przewodniczek, która pokazywała zwiedzającym sejm,
powiedziała, że zainteresowanie zarówno historią jak tym, gdzie np. siedzą
poszczególni posłowie było duże. - Odwiedzający pytali m.in. o to, gdzie
jest miejsce dla marszałka, rządu, posłów z poszczególnych klubów i kół
parlamentarnych - mówiła. Zdarzały się pytania - choć zastrzegła, że
znacznie rzadziej - o architekturę.
Po godzinie 13 w swoim gabinecie zwiedzających przywitał marszałek sejmu
Bronisław Komorowski. Podziękował wszystkim za obecność. Nawiązał
jednocześnie do wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku, kiedy w katastrofie
lotniczej pod Smoleńskiem zginęło 96 osób w tym m.in. para prezydencka Lech
i Maria Kaczyńscy, przedstawiciele parlamentu, wojska, Rodzin Katyńskich. -
To jest gigantyczna strata i jestem pewien, że państwo odnajdują ślady tego
dramatu (w sejmie), który przeżył cały polski parlament - mówił.
Komorowski powiedział, że parlament będzie chciał na stałe upamiętnić 15
tragicznie zmarłych posłów w podobny sposób, jak to miało miejsce z
parlamentarzystami, którzy ponieśli śmierć podczas II wojny światowej.
Tablica z nazwiskami osób zabitych podczas II wojny światowej wisi w holu
głównym na I piętrze.
Po opowieści o miejscu, gdzie marszałek pracuje, Komorowski usiadł przy swym
biurku i rozdawał autografy oraz fotografował się ze zwiedzającymi.
Żeby pamięć o wizycie w parlamencie szybko nie przeminęła zwiedzający
kręcili filmy, a także robili bardzo wiele zdjęć zarówno na tle sali
plenarnej, jak i przed drzwiami klubów sejmowych. Najmłodsi mieli okazję
dostać drobne upominki w postaci: biało-czerwonych flag, puzzli, broszurek
edukacyjnych.
(PAP)
"Demokracja to coś więcej niż polityczny eksperyment"
Z udziałem ok. 10 tys. wiernych na Jasnej Górze odbyły się uroczystości
święta Najświętszej Marii Panny Królowej Polski, głównej patronki kraju.
Biskupi ponowili Milenijny Akt Oddania Matce Bożej, powierzając Polskę i
Polaków jej opiece. - Demokracja to coś więcej aniżeli polityczny
eksperyment. Jest to przedsięwzięcie duchowe i moralne, którego sukces
zależy od cnót obywateli - podkreślił wiceprzewodniczący Konferencji
Episkopatu Polski, metropolita poznański abp Stanisław Gądecki.
Uroczystej sumie pontyfikalnej z udziałem wielu biskupów z całej Polski
przewodniczył prymas Polski, abp Henryk Muszyński. Podczas mszy nie
brakowało odwołań do kwietniowej katastrofy prezydenckiego samolotu pod
Smoleńskiem, która okryła Polskę żałobą. Modlono się m.in. za ofiary tej
narodowej tragedii.
Wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, metropolita poznański abp
Stanisław Gądecki, wskazał, że śmierć ofiar smoleńskiej katastrofy
uświadomiła nam, "że Polacy różnych rodowodów, różnych zawodów, pochodzący z
odmiennych formacji politycznych, mogą być złączeni podobną miłością
ojczyzny i wierną pamięcią o dramatach polskiej historii, których symbolem
pozostaje Katyń".
- Tragedia z 10 kwietnia, a także cały ciąg wydarzeń, które po niej
nastąpiły, pokazują, że Kościół jest głęboko wpisany w życie narodu i naszej
ojczyzny. Tragedia po raz kolejny uświadomiła nam, że jedynym wspólnym
językiem symbolicznym, jaki posiadamy, jest język Kościoła - wskazał abp
Gądecki, przytaczając opinię publicysty, Tomasza Terlikowskiego.
Do smoleńskiej tragedii nawiązał także w swoim powitaniu generał zakonu
paulinów - gospodarzy częstochowskiego klasztoru - o. Izydor Matuszewski.
Wezwał do modlitwy o "mądrość, tak potrzebną naszej przyszłości", zachowanie
narodu "od załamania i poddawania się zakłamaniu, jakiemu niekiedy często
ulegają elity polityczne" oraz o "otwarte oczy, serca i światło rozumu na
najbliższe dni i miesiące leczenia ran narodu".
W homilii abp Gądecki mówił m.in. o współczesnym rozumieniu wolności,
demokracji oraz roli Kościoła i religii w budowaniu świata opartego na
prawdzie i wartościach. Wskazał, że budowanie dobra wspólnego w oparciu o
wartości i sumienie jest zadaniem trudnym, bo dokonującym się pośród
poważnych zmian w mentalności Polaków. Nawiązał też do przypadającej w
poniedziałek rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja.
- Dzisiaj, 219 lat po tamtej konstytucji, nasza wiara winna dalej ujawniać
swoją płodność, przenikając nasze życie osobiste i społeczne, pobudzając nas
do większej sprawiedliwości i miłości. Nie może być mowy o rozdzieleniu
życia religijnego od życia zawodowego czy społecznego. Mamy przepajać duchem
Ewangelii całą rzeczywistość doczesną, wnosząc w ten sposób własny,
specyficzny wkład w pomnażanie dobra wspólnego. I nie jest to rzecz
bagatelna - jest to obowiązek sumienia, wynikający z naszego
chrześcijańskiego powołania; a sumienie mają przecież wszyscy, którzy chcą
je mieć - powiedział metropolita poznański.
Mówiąc o współczesnym społeczeństwie, hierarcha przywołał esej Benjamina
Barkera "Skonsumowani", wskazując, że dziś "głównym i jedynym wychowawcą
stał się rynek, który dokonał przewartościowania wartości. W miejsce
myślenia postawił pragnienie. Zamiast: myślę, więc jestem, postawił: chcę,
więc jestem. Na pierwszym miejscu zostało postawione nienasycone posiadanie
nowości, które bezmyślnym przynosi wrażenie rozwoju" - podkreślił arcybiskup,
według którego "spojrzenie na supermarkety w niedzielę stanowi
przygnębiający przykład postępującej degeneracji dzisiejszej kultury Polaków".
Jako alternatywę dla takiego pojmowania świata postawił pielęgnowanie
wartości rzeczywistej wolności jednostki - nie tylko tej - jak mówił - "na
poziomie zwierzęcym", która oznacza brak ograniczeń fizycznych, ale przede
wszystkim tej na poziomie ludzkim, "która opiera się na braku przymusów
wewnętrznych; która oznacza umiejętność panowania nad sobą we wszystkim. Ona
nie polega na tym, że robi się to, co się chce, lecz że się czyni to, co się
czynić powinno" - wskazał abp Gądecki.
Jak mówił, "wielu z nas żyje jedynie według czysto pragmatycznych zasad,
dążąc do przyjemności, do bogactwa lub do władzy - dlatego grozi nam utrata
samych podstaw, na których opiera się wolność". - Żeby ją utrzymać,
potrzebna jest zgoda oparta na prawdzie - powiedział metropolia, według
którego "nie jest to wcale opinia większości, która to większość zazwyczaj
kieruje się modą, namiętnościami, ideologią albo grupowym interesem".
- Jest to raczej zgoda o dobro moralne, które zyskuje publiczne przyzwolenie.
Tak, demokracja to coś więcej aniżeli polityczny eksperyment. Jest to
przedsięwzięcie duchowe i moralne, którego sukces zależy od cnót obywateli -
podkreślił abp Gądecki.
Metropolita przywołał postać jednego z męczenników Kościoła, ks. Jerzego
Popiełuszki, którego beatyfikacja odbędzie się 6 czerwca w Warszawie. Jak
mówił, ten kapłan był dowodem na to, że wolność duchową można zachować,
tylko żyjąc w prawdzie. Przypomniał zasady, jakie głosił zamordowany kapelan
Solidarności.
- Mówił: życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie
się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna.
Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na
tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że
go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciwko niemu na co dzień. Nie
prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w
zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do
wolności - przypomniał arcybiskup.
Mówiąc o współczesnym Kościele, metropolita wskazał, że "jest on nowoczesny
nie wtedy, kiedy idzie za ludzkimi zachciankami, ale kiedy coraz bardziej
upodabnia się do Chrystusa, kiedy idzie za Chrystusem". - Zadaniem Kościoła
nie jest bowiem nic innego jak czynienie Boga widzialnym na ziemi -
powiedział abp Gądecki, wskazując, że Kościół "cierpi ból z powodu grzechów
i niewierności swoich dzieci; w jego łonie toczy się walka sprawiedliwości i
grzechu, nawrócenia i zatwardziałości w złym".
- W tym Kościele istnieje pierwiastek ludzki i boski; element ludzki nie
uchodzi niczyjej uwagi. Nasz rozum dostrzega przede wszystkim element ludzki;
dostrzega Kościół złożony z ludzi i dla ludzi, z możliwością wielkości i
małostkowości, bohaterstwa i wielkich upadków, jakie niesie za sobą ludzka
wolność. Ale na tym Kościół się bynajmniej nie kończy ani tym bardziej z tym
się nie utożsamia - podkreślił abp Gądecki, według którego Maryja pozwala
Kościołowi zrozumieć, że "jego życie będzie zawsze związane z bolesnym
zmaganiem między dobrem i złem, niekończącą się walką o prawdę".
Uroczystość Najświętszej Marii Panny Królowej Polski to jedno z
najważniejszych w Polsce świąt maryjnych. Nawiązuje do obrony Jasnej Góry
przed Szwedami w 1655 r. i ślubów króla Jana Kazimierza, w których powierzył
on Polskę opiece Matki Bożej. Święto odnosi się również do Konstytucji 3
maja, która realizowała część lwowskich ślubów Jana Kazimierza. Zostało
ustanowione na prośbę polskich biskupów po odzyskaniu niepodległości po I
wojnie światowej. Oficjalnie zostało zatwierdzone w 1920 r. przez papieża
Benedykta XV. Obchodzone jest od 1923 r. Po reformie liturgicznej w 1969 r.
zostało podniesione do rangi uroczystości.
(PAP) Niedziela,
2010-05-02
Rozpoczęły się uroczyste obchody Dnia Flagi
RP
Od uroczystego podniesienia flagi państwowej na wieży zegarowej Zamku
Królewskiego w Warszawie rozpoczęły się obchody Dnia Flagi RP. Podniesieniu
flagi towarzyszyło odegranie hymnu państwowego.
W uroczystości uczestniczy m.in. marszałek sejmu, pełniący obowiązki
prezydenta Bronisław Komorowski, szef BBN Stanisław Koziej oraz prezydent
Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Dzień Flagi RP obchodzony jest w Polsce od 2004 roku. Święto zostało
wprowadzone nowelą ustawy z 20 lutego 2004 roku o godle, barwach i hymnie
RP. Jednocześnie 2 maja jest obchodzony jako Dzień Polonii i Polaków za
Granicą.
Historycznie polskie barwy narodowe wywodzą się z barw herbu Królestwa
Polskiego i herbu Wielkiego Księstwa Litewskiego. W symbolice polskiej flagi
biel pochodzi od bieli orła, będącego godłem Polski, i bieli Pogoni -
rycerza galopującego na koniu, będącego godłem Litwy. Oba te godła znajdują
się na czerwonych tłach tarcz herbowych. Dlatego też na fladze biel znalazła
się u góry, ponieważ w polskiej heraldyce ważniejszy jest kolor godła niż
tła.
(PAP)
Odnaleziono ślady średniowiecznej ludwisarni
Pozostałości średniowiecznego warsztatu odlewania dzwonów znaleźli
archeolodzy w Wągrowcu. Odkrycia średniowiecznych ludwisarni są rzadkością -
to dopiero ósmy obiekt tego typu w Polsce. Naukowcy szacują, że warsztat
pochodzi z końca XIV w. lub pierwszej połowy XV w.
Na ludwisarnię natrafili archeolodzy z Muzeum Regionalnego w Wągrowcu -
Małgorzata Kranca i Tomasz Podzerek oraz współpracujący z nimi Marcin
Krzepkowski z Pracowni Dokumentacji Archeologicznej, podczas wykopalisk
prowadzonych przy Alei Jana Pawła II.
- Odkryliśmy relikty glinianego pieca szybowego służącego do topienia brązu.
Wewnątrz niego częściowo zachował się gliniany tygiel wypełniony brązowym
żużlem i węglem drzewnym. Tygiel udało się wydobyć w całości i
przetransportować do Muzeum Regionalnego. Zostanie on poddany zabiegom
konserwacyjnym oraz specjalistycznym badaniom metaloznawczym i być może
udostępniony będzie zwiedzającym wągrowieckie muzeum - tłumaczy Krzepkowski.
Niewielka odległość odkrytej pracowni ludwisarskiej od wągrowieckiej fary
pozwala przypuszczać, że odlany tu dzwon przeznaczony był dla tej świątyni.
Naukowcy nie wykluczają jednak, że służył cystersom, którzy w latach 90. XIV
wieku rozpoczęli przenoszenie konwentu z Łekna do Wągrowca.
- Doskonały stan w jakim zachowały się relikty ludwisarni pozwolił na
zrekonstruowanie wymiarów instrumentu, którego dźwięk rozbrzmiewał nad
średniowiecznym Wągrowcem. Miał on średnicę około 60 cm, a jego wysokość
wraz z koroną (uchwytem do zawieszenia) mogła dochodzić do 90 cm - opisuje
Krzepkowski.
Na podstawie dokonanych odkryć i wiedzy czerpanej z dzieła Mnicha Teofila
żyjącego w XI lub XII wieku, archeolodzy potrafią dokładnie zrekonstruować
proces odlewu wągrowieckiego dzwonu.
Jak wyjaśnia Krzepkowski, w początkowym etapie wykonywano rdzeń formy dzwonu
- tzw. dzwon fałszywy, na który nakładano łój zwierzęcy, odwzorowujący
kształt przyszłego instrumentu. Wymodelowaną powierzchnię pokrywano kilkoma
warstwami gliny wymieszanej z końskim nawozem pilnując, aby każda kolejna
warstwa odpowiednio podeschła, a następnie formę wzmacniano żelaznymi
obręczami.
Kolejnym etapem była budowa glinianego pieca zaopatrzonego w miechy -
fragment dyszy od miecha odkryto w trakcie wykopalisk w Wągrowcu.
We wnętrzu pieca umieszczono gliniany tygiel wypełniony miedzią i węglem
drzewnym. Obok pieca wykopano jamę, której ściany i dno wylepiono gliną, a
następnie umieszczono w niej przygotowaną uprzednio formę. Po wypaleniu
formy w jamie, zasypywano ją, a ziemię dokładnie ubijano drewnianymi
stemplami, co miało uchronić od rozsadzenia modelu przez roztopiony brąz.
Po rozpaleniu pieca dodawano w odpowiednim momencie cynę, a po jej dokładnym
wymieszaniu z miedzią i osiągnięciu wymaganej temperatury odtykano otwór w
piecu i za pomocą specjalnej rynienki spuszczano płynny stop metalu do
zakopanej formy.
Według licznych legend, wytwórcy dzwonów dodawali do brązu odrobinę srebra
lub złota, by zapewnić dzwonowi lepsze, czystsze brzmienie. Zdaniem badaczy,
zapewne podobnie było w przypadku dzwonów wyrabianych w ludwisarni w
Wągrowcu.
Kiedy metal stężał w formie, odkopywano ją i za pomocą specjalnych narzędzi
rozbijano odsłaniając odlew, którego powierzchnię wykańczano za pomocą
pilników i szlifowano. Po zamontowaniu serca, wykutego zapewne z żelaza,
dzwon był gotów do transportu i zawieszenia w miejscu przeznaczenia.
Pozostałe pracownie w których odlewano dzwony znane są z pobliskiego Łekna,
dwie z terenu Poznania, Stargardu Szczecińskiego, Płocka, Malborka i
Wrocławia.
(PAP)
Sobota, 22010-05-01
Święto Pracy - obchody skromniejsze przez
katastrofę
Kilka tysięcy osób uczestniczyło w uroczystościach i pochodach
pierwszomajowych. Tegoroczne obchody święta pracy były skromniejsze niż w
latach ubiegłych, ze względu na katastrofę prezydenckiego samolotu pod
Smoleńskiem.
Jak poinformował sekretarz Rady Dolnośląskiej SLD Radosław Mołoń, w tym roku
obchody 1 maja mają mieć przede wszystkim formę integracji, bez masowych
imprez. - Z jednej strony chcemy spotkać się w ludźmi w atmosferze
piknikowej, z drugiej zaś nie chcieliśmy krzykliwych obchodów ze względu na
tragedię, jaka wydarzyła się pod Smoleńskiem - mówił Mołoń.
Przedstawiciele dolnośląskich środowisk lewicowych jeszcze w piątek złożyli
kwiaty na grobie twórcy socjaldemokracji Ferdynanda Lassalla, który
pochowany jest na starym cmentarzu żydowskim we Wrocławiu. W dolnośląskich
miastach odbyły się spotkania z politykami SLD. W Jeleniej Górze z
mieszkańcami spotkał się m.in. poseł i przewodniczący Rady Dolnośląskiej SLD
Janusz Krasoń, w Lubinie wystąpienie miał poseł i przewodniczący Związku
Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego Ryszard Zbrzyzny. Podobne
spotkania odbyły się m.in. w Ząbkowicach, Kłodzku czy Strzelinie.
W Bolesławcu z kolei odbył się Bieg Memoriałowy Jerzego Szmajdzińskiego,
który zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem.
Klasyczny pochód pierwszomajowy odbył się w Rudzie Śląskiej.
Szczecin
Skromną oprawę miały także uroczystości w Szczecinie. Na Jasnych Błoniach w
pierwszomajowym wiecu zorganizowanym przez członków zachodniopomorskiego SLD
i OPZZ wzięło udział kilkaset osób - głównie z organizacji lewicowych,
kombatanckich i związków zawodowych. Pod Pomnikiem Czynu Polaków złożono
kwiaty, wysłuchano przemówień; odbył się też koncert utworów Chopina.
Poznań
Zdecydowanie skromniejsze niż w poprzednich latach były obchody święta pracy
poznańskich środowisk lewicowych. W sobotę przed południem członkowie i
sympatycy "Solidarności" modlili się w intencji ludzi pracy oraz za ofiary
katastrofy pod Smoleńskiem. Po mszy św. złożyli kwiaty pod Pomnikiem Ofiar
Katynia i Sybiru oraz pod Pomnikiem Poznańskiego Czerwca 1956 r.
Jak powiedział Tomasz Lewandowski, Przewodniczący Rady Miejskiej SLD w
Poznaniu, w związku ze szczególną atmosferą dni po katastrofie samolotu
prezydenckiego Sojusz Lewicy Demokratycznej nie zdecydował się na
organizowanie manifestacji ani festynu. W centrum miasta działacze
młodzieżówki SLD rozdawali ulotki informujące o pochodzeniu święta pracy.
Z tradycyjnego, pierwszomajowego happeningu zrezygnowała także Akcja
Alternatywna "Naszość". Jej członkowie co roku zakłócali obchody
organizowane przez poznańską lewicę. Jak powiedział jej lider, Piotr
Lisiewicz, powodem jest nie tylko atmosfera po niedawnej katastrofie
prezydenckiego samolotu, ale także fakt, że środowiska lewicowe również
straciły w tej katastrofie swoich liderów.
Kielce
Kilkuset mieszkańców Kielc przemaszerowało w pierwszomajowym pochodzie przez
centrum miasta. Na wiecu w parku miejskim lider świętokrzyskiego SLD poseł
Sławomir Kopyciński zachęcał do poparcia Grzegorza Napieralskiego w
czerwcowych wyborach prezydenckich. Apelował też o oddanie głosu na
kandydata SLD w jesiennych wyborach na prezydenta Kielc.
Przedstawiciele ugrupowań prawicowych tradycyjnie spotkali się w sobotę na
mszy w intencji ludzi pracy i bezrobotnych w kieleckim kościele św. Józefa
Robotnika. Po mszy, delegacja zarządu regionu świętokrzyskiego NSZZ "Solidarność"
złożyła kwiaty pod obeliskiem upamiętniającym powstanie w Kielcach
pierwszego ogniwa związku "S" we wrześniu 1980 roku.
Lublin
Środowiska lewicowe w Lublinie uczciły święto pracy wiecem w centrum miasta.
Wiec rozpoczął się od odegrania hymnu narodowego przez orkiestrę górniczą i
uczczenia minutą ciszy ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu pod
Smoleńskiem.
- Dziś manifestujemy jak zwykle naszą obecność i mówimy, jakie jest nasze
credo polityczne - wolność równość i niepodległość. Pamiętamy o przeszłości,
o historii, ale mówimy o przyszłości, o lepszej Polsce. SLD prezentuje wizję
Polski wolnej od ksenofobii, otwartej i sprawiedliwej - powiedział
przewodniczący SLD na Lubelszczyźnie, Jacek Czerniak.
Przedstawiciele partii politycznych, związków zawodowych i kombatantów
złożyli wieńce i kwiaty na pamiątkowej płycie Pomnika Nieznanego Żołnierza.
Na zakończenie wiecu orkiestra odegrała Międzynarodówkę.
Przed południem kwiaty złożono na Zamku Lubelskim, w byłej katowni gestapo
"Pod Zegarem", a także na grobach: ks. Piotra Ściegiennego, Władysława
Kunickiego, gen. Pawła Dąbka. Obchody zakończyła majówka w lubelskim
skansenie.
Kraków
W Krakowie członkowie i sympatycy SLD oraz OPZZ obchodzili święto pracy oraz
6. rocznicę wstąpienia Polski do UE pod hasłem "O demokrację i
sprawiedliwość społeczną". Uczestnicy obchodów złożyli kwiaty pod pomnikiem
upamiętniającym robotników poległych w starciu z policją w 1936 r. podczas
manifestacji zorganizowanej przez związki zawodowe. Kwiaty złożono też przy
pomniku Ignacego Daszyńskiego na Cmentarzu Rakowickim oraz pod krakowskim
pomnikiem Czynu Rewolucyjnego.
Rzeszów
W Rzeszowie przed południem po wiecu na placu Ofiar Getta ok. 200 osób
przeszło pod Pomnik Czynu Rewolucyjnego. Podczas obchodów lider Sojuszu
Lewicy Demokratycznej na Podkarpaciu, poseł Tomasz Kamiński zaapelował o
poparcie kandydata Lewicy w zbliżających się wyborach prezydenckich.
(PAP)
. Piątek,
2010-04-30
Siedmioro Polaków wystąpi w Konkursie
Chopinowskim
Siedmioro Polaków pozytywnie przeszło eliminacje do XVI Międzynarodowego
Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina - poinformowało Biuro Prasowe
Chopin 2010. W wyniku eliminacji do konkursu zakwalifikowało się 81
pianistów.
W konkursie Polskę reprezentować będą: Fares Marek Basmadji, Marek Bracha,
Jacek Kortus, Marcin Koziak, Joanna Różewska, Gracjan Szymczak i Paweł
Wakarecy.
Chęć udziału w tegorocznym Konkursie Chopinowskim wyraziło 353 pianistów.
Jury zapoznało się z nagraniami wideo przesyłanymi w formacie DVD. Jak się
jednak okazało ten sposób oceniania kandydatów miał swoje wady. Trudność w
ocenie filmów DVD z zarejestrowanymi nagraniami polegała m.in. na tym, że
niektórzy przysłali doskonałe technicznie nagrania pochodzące z koncertów,
inni - nagrania w studio, jeszcze inni - nagrania amatorskie i kiepskie
technicznie.
Dlatego postanowiono 209 pianistów, których średnia ocen punktowych komisji
kwalifikacyjnej przekroczyła 50% poddać dodatkowym eliminacjom w Warszawie.
Zwolnionych z eliminacji zostało trzech artystów, którzy po ocenie
nadesłanych nagrań DVD, ze względu na swój wysoki poziom, od razu zostało
zakwalifikowanych do konkursu. Pozostałe kandydatury jury odrzuciło.
W eliminacjach wzięło udział 25 polskich młodych pianistów. Obok nich
wystąpili muzycy z 37 krajów m.in. z Armenii, Białorusi, Chile, Chin,
Chorwacji, Finlandii, Francji, Japonii, Kanady, Polski, Rosji, USA i Włoch.
Najmłodszy z kandydatów miał 17 lat.
Eliminacje odbywały się w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Oprócz jury grę
kandydatów mogła słuchać także publiczność.
Przesłuchania trwały dwa tygodnie i miały zakończyć się w ubiegłą sobotę.
Narodowy Instytut Fryderyka Chopina podjął decyzję o zorganizowaniu
dodatkowych dwóch dni przesłuchań, gdyż w powodu erupcji wulkanu na Islandii
i chmury pyłu odwołano wiele lotów i część uczestników eliminacji nie
dotarła na czas do Warszawy. XVI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im.
Fryderyka Chopina odbędzie się w Warszawie w dniach 2-23 października. To
jeden z najstarszych konkursów muzycznych na świecie, o wielkim prestiżu i
światowym rozgłosie. Inicjatorem Konkursów Pianistycznych imienia Fryderyka
Chopina był prof. Jerzy Żurawlew (1887-1980), wybitny polski pianista,
pedagog i kompozytor.
Pierwszy Konkurs Chopinowski odbył się w dniach 23-30 stycznia 1927 roku w
udostępnionej na ten cel sali Filharmonii Warszawskiej. Od 1957 roku
Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina należy do
Światowej Federacji Międzynarodowych Konkursów Muzycznych z siedzibą w
Genewie.
Obok nagród regulaminowych, które przyznaje jury konkursu, istnieje tradycja
przyznawania tzw. nagród pozaregulaminowych. Nagrody pieniężne i rzeczowe
fundowane i przekazywane są przez osoby prywatne, krajowe i zagraniczne
instytucje oraz stowarzyszenia. W 2010 roku dodatkowym wyróżnieniem dla
laureata pierwszej nagrody będą występy z Filharmonikami Nowojorskimi w
Warszawie i Nowym Jorku.
Konkurs odbywa się co pięć lat. Laureatem ostatniego konkursu w 2005 roku
został Polak, Rafał Blechacz.
(PAP)
Trwa wyścig o podpisy - trzy komitety już na mecie
Trzy komitety wyborcze mają już 100 tysięcy podpisów z poparciem ich
kandydatów. Podpisy zebrali już: Bronisław Komorowski, Jarosław Kaczyński i
Waldemar Pawlak. Muszą je złożyć w Państwowej Komisji Wyborczej do 6 maja.
Pod poparciem dla kandydata SLD na prezydenta, Grzegorza Napieralskiego
zebrano 90 tysięcy podpisów.
Kandydaci głównych ugrupowań politycznych rozpoczęli kampanię prezydencką.
Sztaby zapowiadają, że będzie ona merytoryczna i pozbawiona elementów
kampanii negatywnej.
PO: "Nie przekroczymy 15 mln zł"
Kandydat PO na prezydenta Bronisław Komorowski liczy w kampanii na
wyrozumiałość wyborców. Jak tłumaczy trudno mu będzie jeździć po kraju i
spotykać się z obywatelami ze względu na obowiązki marszałka sejmu i głowy
państwa. Stąd możliwości poruszania się po Polsce będą ograniczone.
Bronisław Komorowski liczy na inne formy kontaktu z wyborcami - za
pośrednictwem mediów , a także poprzez internet .
Mimo, że Platforma zebrała już 100 tysięcy podpisów, akcja zbierania głosów
poparcia będzie kontynuowana. Na razie procedura gromadzenia podpisów miała
raczej kameralny charakter, stąd pomysł, aby w najbliższy weekend zbierać
podpisy również na ulicach miast - zapowiada szef klubu Grzegorz Schetyna.
Szef sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego zapewnia, że nie będzie w
tej kampanii billboardów. Nie ukrywa także rozczarowania tym, że innym
klubom parlamentarnym ten pomysł nie przypadł go gustu. Sławomir Nowak
odpowiedział też na propozycję SLD o ograniczeniu wydatków na kampanię do 5
milionów złotych. Jego zdaniem na razie za wcześnie na takie deklaracje.
Zapewnia jedynie, że nie zostanie przekroczony limit wydatków, który wynosi
15 milionów złotych.
Nowak odniósł się też niechętnie do korzystania ze wsparcia członków rodzin
ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Chodzi o córkę tragicznie zmarłego
prezydenta Martę Kaczyńską, która chce się włączyć w kampanię PiS, oraz
wdowę po wicemarszałku Jerzym Szmajdzińskim, która wesprze kampanię SLD. Te
zapowiedzi - według Sławomira Nowaka - wskazują na kampanię mniej
merytoryczną, a bardziej emocjonalną. Dodał, że "jest coś niedobrego w tym"
i zadeklarował, że PO nie zamierza wykorzystywać rodzin i przyjaciół
zmarłych w katastrofie.
PiS: "Tragedia siłą rzeczy wisi nad nami"
PiS też zapowiada, że będzie zbierał podpisy - do 4 lub 5 maja. Jak
podkreślił wiceprezes PiS Adam Lipiński, zbieranie podpisów to kontakt z
wyborcami i też jedna z form prowadzenia kampanii.
Wcześniejsze plany dotyczące prowadzenia kampanii uległy, jak mówi Adam
Lipiński "dekompozycji", i w związku z katastrofą wszystko będzie wyglądało
inaczej.
PiS nie zrezygnuje z billboardów i zastanowi się nad debatami. W kampanię
prezydencką ma się włączyć Marta Kaczyńska, córka tragicznie zmarłej pary
prezydenckiej. Adam Lipiński nie zgodził się z zarzutami, że PiS chce
wykorzystać smoleńską tragedię w kampanii. Powiedział, że kampania
rozpoczęła się zaraz po pogrzebach, traumie smoleńskiej i siłą rzeczy "to
wszystko wisi nad nami".
Wiceprezes PiS podkreślił, że w tej sytuacji należy unikać pochopnego
wydawania sądów i opinii. Adam Lipiński zaapelował też by bardzo szybko
przekazywać opinii publiczne fakty dotyczące przyczyn katastrofy.
PSL: "Mamy już 208 tysięcy podpisów"
Polskie Stronnictwo Ludowe w najbliższych dniach zarejestruje wicepremiera i
ministra gospodarki Waldemara Pawlaka jako swojego kandydata na prezydenta.
Szef klubu parlamentarnego PSL Stanisław Żelichowski poinformował, że
zebrano około 208 tysięcy podpisów. Teraz są one weryfikowane.
Stanisław Żelichowski zaznaczył, że ludowcy wolą sami skreślić te podpisy,
które są wątpliwe, niż przekazywać je do Państwowej Komisji Wyborczej.
SLD: "Spotykamy się z wyborcami"
Główny punkt strategii wyborczej Grzegorza Napieralskiego to spotkania z
wyborcami. Jak powiedział szef sztabu kandydata lewicy Marek Wikiński
kalendarz Napieralskiego obejmuje minimum 16 wizyt we wszystkich
województwach. Marek Wikiński zaproponował, by wszystkie komitety wyborcze
określiły górny pułap wydatków na kampanię. Jego zdaniem powinno to być
około 5 milionów złotych.
Sztab honorowy kandydata Lewicy, któremu ma przewodniczyć Aleksander
Kwaśniewski, będzie wspierała wdowa Jerzym Szmajdzińskim - pani Małgorzata.
W wyborach prezydenckich 20 czerwca zamierza wystartować 17 kandydatów.
(IAR)
Czwartek, 2010-04-29
700. rocznica urodzin ostatniego z
Piastów
Pierwsza od blisko 40 lat msza trydencka zostanie odprawiona po południu
w zabytkowym kościele Świętej Trójcy w Będzinie. Będzie to główny punkt
będzińskich obchodów przypadającej w tym roku 700. rocznicy urodzin
króla Kazimierza Wielkiego.
Temu ostatniemu królowi z dynastii Piastów poświęcono w Będzinie cykl
imprez, przypominających jego związki z miastem. Będzin zawdzięcza mu
przede wszystkim nadanie w 1358 r. praw miejskich. Obok kościoła Świętej
Trójcy, Kazimierz Wielki był również budowniczym będzińskiego zamku
warownego, zaliczanego do "orlich gniazd" - systemu średniowiecznych
budowli pomagających strzec granic królestwa.
Jak poinformował wikariusz parafii Świętej Trójcy ks. Paweł
Rozpiątkowski, msza zostanie odprawiona w wigilię urodzin króla,
przypadających 30 kwietnia. Celebransem będzie były kanclerz Kurii
Biskupiej w Sosnowcu ks. dr Czesław Tomczyk.
Dla wiernych przygotowano specjalne książeczki z łacińskimi tekstami i
ich polskim tłumaczeniem, które mają pomóc im w głębszym przeżyciu mszy
trydenckiej. Po jej zakończeniu poświęcony zostanie nowy witraż dla
świątyni - poświęcony królowi Kazimierzowi Wielkiemu i jego związkowi z
Będzinem.
Obchody rocznicy królewskich urodzin organizuje stowarzyszenie "Ratujmy
kościół na Górce", które na początku marca zorganizowało już m.in. mszę
dla wszystkich Kazimierzy i Kazimier - w królewskie imieniny. Kolejnymi
punktami obchodów mają być konkursy dla dzieci i młodzieży, spektakl
teatralny i książka o związkach Kazimierza Wielkiego z Będzinem.
Członkowie stowarzyszenia liczą, że obchody Roku Kazimierzowskiego
pomogą zwrócić uwagę na pilną potrzebę renowacji będzińskiego kościoła
św. Trójcy. Pierwsza w tym mieście murowana świątynia, zbudowana w
drugiej połowie XIV wieku z polecenia Kazimierza Wielkiego, jest w
fatalnym stanie.
Podłoże na wzgórzu zamkowym, na którym zbudowano kościół, jest
niestabilne, przez co na murach budynku pojawiają się nawet
dwucentymetrowe pęknięcia. Zdaniem specjalistów, remont może kosztować
nawet 5 mln zł.
Msza łacińska, nazywana też trydencką, która zostanie odprawiona w
Będzinie różni się od zwyczajnej m.in. językiem i miejscem odprawiania.
Kapłan stoi twarzą do ołtarza, a nie do wiernych, odmawia m.in. kanon i
niektóre inne modlitwy po cichu. Ryt trydencki wyróżnia też bogata
liturgia, pełna gestów i znaków.
Zgodę na odprawianie tradycyjnej mszy łacińskiej, bez konieczności
wcześniejszego ubiegania się o zgodę biskupa, wyraził w lipcu 2007 r.
papież Benedykt XVI. Historyczną decyzję, przywracającą prawo do
korzystania z ostatniej wersji Mszału Piusa V z 1962 r. papież ogłosił w
dokumencie w formie tak zwanego "Motu proprio".
Postanowienia dokumentu pod tytułem "Summorum Pontificum" weszły w życie
14 września 2007 r. i od tego dnia obowiązują w Kościele katolickim dwa
mszały - zwyczajny, obowiązujący, po Soborze Watykańskim II, od czasu
reformy liturgii w 1970 r., przeprowadzonej za pontyfikatu Pawła VI i
nadzwyczajny, przedsoborowy, zwany też trydenckim.
Określenie "msza trydencka", "ryt trydencki" pochodzi od Soboru
Trydenckiego (1545-1563), na polecenie którego papież św. Pius V
wprowadził jednolity obrzęd mszy dla całego Kościoła rzymskiego.
(PAP)
Tusk ws. katastrofy: teraz nie wyjaśnimy przyczyn
Donald Tusk przedstawiając informacje ws. działań podjętych po
katastrofie pod Smoleńskiem stwierdził, że "na dzisiaj nie jest jeszcze
możliwe wyjaśnienie przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem oraz
zakresu odpowiedzialności za tę tragedię". - Nie możemy robić sobie
złudzeń - powiedział szef rządu, podkreślając, że trzeba zdać się na
kompetencje i determinację polskiej prokuratury. Po wystąpieniu premiera
padły pytania posłów. Dlaczego nie wystąpiono do Rosji o przejęcie
śledztwa ws. katastrofy? Czy dowódcy wojskowi występowali do szefa MON-u
o zgodę na lot prezydenckim samolotem? Czy takim dużym problemem jest
ustalenie dokładnej godziny katastrofy? - brzmiały niektóre z pytań.
- Jestem przekonany, że służby działające po katastrofie w Smoleńsku,
sprawdziły się. Tuż po katastrofie najważniejszym zadaniem było
utrzymanie stabilności państwa, zapewnienie opieki rodzinom ofiar oraz
zabezpieczenie postępowania na miejscu katastrofy. Kolejnym zadaniem
jest ustalenie zakresu odpowiedzialności za tragedię - powiedział Donald
Tusk.
Premier tłumaczył, że największym problemem po katastrofie było
znalezienie podstawy prawnej, na podstawie której można by prowadzić
postępowanie. Jak podkreślił, przepisy są różne w Polsce i Rosji.
Dlatego przyjęto międzynarodową konwencję jako podstawę prowadzenia
śledztwa.
- Staraliśmy się przez te trzy tygodnie uciekać od jakichkolwiek
politycznych kontekstów i fakt, że atmosfera odpowiedzialnej powagi
towarzyszyła prawie wszystkim uczestnikom tych działań, umożliwił pełne
zabezpieczenie rodzin, sprawne przeprowadzenia identyfikacji i
sprowadzenie ciał. Myślę, że mamy poczucie, tu na tej sali, że wszyscy
ten egzamin zdali - mówił premier.
"Wyjaśnienie przyczyn katastrofy na razie niemożliwe"
Tusk powiedział, że na dzisiaj nie jest jeszcze możliwe wyjaśnienie
przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem oraz zakresu
odpowiedzialności za tę tragedię. - Nie możemy robić sobie złudzeń -
stwierdził szef rządu, podkreślając, że trzeba zdać się na kompetencje i
determinację polskiej prokuratury w wyjaśnieniu przyczyn tragedii. -
Jestem przekonany - i wynika to także z moich rozmów z urzędnikami,
którzy w tym procesie wyjaśniania uczestniczą - że wszyscy bez wyjątku
zdają sobie sprawę, jak szczególne jest to śledztwo, jak szczególna
katastrofa, jak wielka jest to strata - zaznaczył.
Jak dodał, nie ma wątpliwości, co do obiektywizmu, politycznej
neutralności osób i instytucji, które uczestniczą w procesie wyjaśniania
przyczyn tragedii. Tusk przypomniał, że zgodnie z Konwencją chicagowską,
państwo polskie wysłało do Rosji tzw. akredytowanego (Edmunda Klicha),
którego zadaniem i prawem jest uczestniczyć we wszystkich postępowaniach
po stronie rosyjskiej.
- Ze strony polskiej kluczową instytucją, jeśli chodzi o ustalenie
okoliczności przyczyn katastrofy i opisanie zakresu odpowiedzialności
lub winy, jest prokuratura. (...) Prokuratura Generalna będzie
prowadziła równolegle do działań prokuratury rosyjskiej niezależne
dochodzenie, pracując w warunkach pełnej niezależności od rządu -
zapewnił Tusk.
"Raport sporządzą Rosjanie"
- W przypadku postępowania komisyjnego, raport sporządzi strona rosyjska,
ale projekt tego raportu będzie oceniany przez akredytowanego
przedstawiciela państwa polskiego - pod kątem zgodności tego, co on
obserwuje na co dzień w pracach komisji. Polska strona będzie mogła do
projektu raportu wnosić uwagi, które formułować będzie tzw. akredytowany
- na podstawie swojego doświadczenia, wynikającego z uczestniczenia we
wszystkich pracach ze strony komisji rosyjskiej - powiedział premier.
Szef rządu zapewnił, że od pierwszych godzin po katastrofie jest w
kontakcie ze stroną rosyjską, także z najwyższymi przedstawicielami,
czyli premierem i prezydentem Rosji. Tusk podkreślił, że zarówno ze
strony polskiej prokuratury, jak i ze strony akredytowanego
przedstawiciela Polski przy pracach rosyjskiej komisji badającej
okoliczności katastrofy Edmunda Klicha, uzyskał "zapewnienie i
informację, że do tej pory nie zdarzyło się nic, co mogłoby
zakwestionować dobrą wolę i gotowość do pełnej współpracy ze strony
rosyjskiej".
- Nie zrzuca z nas to obowiązku ciągłej koncentracji i egzekwowania
uprawnień strony polskiej, wynikających z przepisów i zasad, jakie ze
stroną rosyjską ustaliliśmy - mówił premier.
Jak dodał, obecnie zarówno Polska jak i Rosja stoją przed "najtrudniejszym
zadaniem, polegającym na wyjaśnieniu okoliczności, przyczyn, a później
określeniu zakresu odpowiedzialności, ewentualnie winy". - Ważne jest
także, aby zweryfikować i wykluczyć niektóre te najbardziej drastyczne,
radykalne, czasami zdumiewające hipotezy, pojawiające się w przestrzeni
publicznej - zaznaczył szef rządu.
"Wszyscy potrafili wspiąć się ponad urazy"
Według szefa rządu, wielkie znaczenie, także dla prac rządu, miała
postawa ludzi, instytucji, urzędników i polityków w okresie po
katastrofie lotniczej. Jak zaznaczył, "jest nie do przecenienia fakt, że
przy takiej tragedii i w tak feralnym momencie politycznym, wszyscy
potrafili wspiąć się ponad urazy".
Tusk wyraził przekonanie, że dalsze postępowanie w sprawie wyjaśnienia
okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu, "będzie tym
skuteczniejsze im dłużej uda się utrzymać atmosferę odpowiedzialnej
powagi i elementarnego wzajemnego zaufania, które udało się zaobserwować
w dniach żałoby w relacji obywatele-państwo polskie". - Wszyscy jesteśmy
zbudowani jak Polacy zidentyfikowali się w żalu z rodzinami ofiar i z
własnym państwem, kiedy ono znalazło się w tak dramatycznej potrzebie.
Za to chciałem wszystkim podziękować - dodał premier.
Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki zapewnił w
sejmie, że przy zabezpieczaniu przedmiotów osobistych ofiar katastrofy
pod Smoleńskiem, obecni byli przedstawiciele Żandarmerii Wojskowej oraz
funkcjonariusze ABW. - Wszystkie rzeczy osobiste ofiar katastrofy
samolotu pod Smoleńskiem są już w Polsce - podkreślił minister w
kancelarii premiera Michał Boni. Jak dodał, na życzenie rodzin
sprowadzona została także ziemia z miejsca tragedii.
Pytania posłów
Jako pierwszy po wystąpieniu premiera głos zabrał Michał Szczerba z PO.
Podziękował Radzie Ministrów za sprawną organizację ws. pomocy rodzinom,
które straciły najbliższych w katastrofie i jednocześnie poprosił
ministra obrony Bogdana Klicha, by opinia publiczna poznała szczegóły na
temat procesu szkolenia personelu lotniczego przeprowadzonego przez
dowództwo sił powietrznych.
Następnie głos zabrał poseł Adam Lipiński z PiS. - Dlaczego w momencie
poinformowania o katastrofie premier polskiego rządu nie wystąpił do
władz rosyjskich o przejęcia śledztwa w tej sprawie przez władze polskie?
- zapytał. Poseł pytał także, dlaczego tej decyzji nie podjął marszałek
sejmu Bronisław Komorowski. Podkreślił, że obowiązujące regulacje prawne
w pełni uzasadniają takie stanowisko, zwłaszcza gdy giną prezydent i
wojskowi.
Lipiński chciał też wiedzieć, dlaczego nie zwrócono się o pomoc do NATO.
- Warunkiem wszczęcia odpowiednich działań związanych z wysłaniem NATO-wskich
ekspertów jest zwrócenie się z tą inicjatywą przez rząd RP. Dlaczego
tego nie zrobiono, a nawet nie zwrócono się o przekazanie zdjęć
satelitarnych (z miejsca katastrofy) oraz innych materiałów dostępnych
jedynie dla członków do NATO? - pytał Lipiński.
Stanisław Wziątek (Lewica) zapytał, dlaczego mamy tak mało informacji
nt. tragedii. - Dlaczego my o tej tragedii narodowej mamy tak mało
informacji i tak późno te informacje uzyskujemy? - pytał Wziątek.
Postulował powołanie "instytucji bezstronnego obserwatora", którą
mieliby tworzyć przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych.
Otrzymaliby oni wgląd w tok postępowania dotyczącego wydarzeń związanych
z wyjaśnieniem katastrofy.
Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski chce wiedzieć, co działo się przed
katastrofą. - Dlaczego samolot miał opóźnienie? Czy była wiedza, że na
tego typu lotniskach jak w Smoleńsku, stworzonych na bagnach, w
określonych porach roku, w określonych porach dnia jest mgła? Czy było
przygotowane inne rozwiązanie: zapasowe lotnisko, transport z niego? -
pytał. - Nie oczekuję teraz na informację o przyczynach katastrofy pod
Smoleńskiem, wolę, żeby była podana później, ale zawierała fakty
prawdziwe, rzeczywiste - mówił Żelichowski.
Zdzisława Janowska (Lewica) zadając pytanie oceniła, że "pewną plamą" na
sejmie pozostanie to, że koledzy i koleżanki parlamentarzyści, którzy
wówczas zginęli, nie zostali godnie pożegnani. Jak mówiła, chodzi o to,
że trumny z lotniska wojskowego Okęcie nie były przewiezione na Wiejską,
tylko czekała je "niegodna przejażdżka" do hali Torwar.
- Czy rzeczywiście tak musiało być? Czy nasze koleżanki posłanki i
posłowie, nasze koleżanki i koledzy z Senatu nie powinni znaleźć się w
tym miejscu, tak jak zadbano o to w kancelarii prezydenta, gdzie można
było oddawać cześć wszystkim pracownikom i parze prezydenckiej? - pytała
posłanka. Przypomniała, że zgłaszana była taka prośba do marszałka, aby
przewieźć te trumny do parlamentu, ale wówczas odpowiedź padła, że nie
ma do tego "fizycznych warunków".
Poseł Jarosław Zieliński z PiS odnosząc się do wypowiedzi posłanki
Janowskiej, zapytał, czy zwrócono się do rodzin ofiar z pytaniem, czy
można w jakiś inny jeszcze sposób uczcić pamięć zmarłych? Zarzucił także
marszałkowi sejmu, że temat tragedii smoleńskiej nie jest głównym
punktem tego posiedzenia izby, a tylko informacją bieżącą.
Odpowiadając posłom opozycji Komorowski podkreślił, że sejm pierwszy
pożegnał "w stopniu maksymalnie możliwym" wszystkich parlamentarzystów.
Dodał, że każdej rodzinie osobiście składał on kondolencje i że żadna
rodzina nie wyraziła zainteresowania, aby tworzyć w parlamencie
dodatkowego pobytu trumien. Jak podkreślił, wręcz odwrotnie - część
rodzin prosiła, żeby jak najszybciej te trumny mogły znaleźć się w
dyspozycji rodziny we własnych miejscowościach.
Stanisław Stec z Lewicy zapytał, czy dowódcy występowali do szefa MON-u
o zgodę na lot prezydenckim samolotem. - Czy takim wielkim problemem
jest ustalenie dokładnej godziny katastrofy samolotu z polskim
prezydentem? - pytała z kolei Jadwiga Wiśniewska z PiS.
Szef MON odpowiadając na pytania posłów, mówił m.in. że nie był
poinformowany, że na pokładzie prezydenckiego samolotu będzie tylu
dowódców wojskowych. - Dowódcy nie prosili mnie o pozwolenie na lot. To
kancelarie są organizatorami, natomiast wojsko tylko realizuje
zamówienie na lot. Odbywa się to poza MON - tłumaczył. Dodał, że załoga
miała wiedzę, że lotniska zapasowe, z których mogła korzystać, były w
Witebsku i Mińsku. Bogdan Klich mówił te z, że po katastrofie samolotu
CASA w 2008 r. zostały wdrożone nowe procedury bezpieczeństwa. Łącznie
było to kilkadziesiąt zaleceń. - Załoga samolotu, który rozbił się pod
Smoleńskiem, przygotowując się do lotu określiła dwa zapasowe lotniska
na Białorusi: w Mińsku i Witebsku - poinformował w sejmie szef MON
Bogdan Klich.
- Chciałbym państwu powiedzieć, że lotniska zapasowe zostały jak w
każdym przypadku lotu VIP-owskiego określone przez załogę i zostały
wskazane dwa lotniska: Mińsk białoruski oraz docelowo także Witebsk -
mówił szef resortu obrony.
Poinformował, że zamówienie z Kancelarii Prezydenta, na podstawie
którego rozpoczęto wstępne planowanie i przygotowywanie lotu do
Smoleńska 10 kwietnia, wpłynęło do 36. pułku lotniczego 3 marca.
- Potem po odpowiednich korektach, które się bardzo często zdarzają i po
otrzymaniu 30 marca kolejnej korekty zamówienia, te dwa lotniska zostały
wytypowane. Załoga w dniach 8 i 9 kwietnia, a zatem w przeddzień i dwa
dni przed lotem, dopracowywała szczegóły, planowała lądowanie, także na
lotniskach zapasowych - mówił Klich.
Powiedział, że w myśl porozumienia między czterema kancelariami:
prezydenta, premiera, sejmu i senatu z 2004 r., organizatorem
konkretnego lotu jest właśnie jedna z tych kancelarii. Tłumaczył, że
zgodnie z procedurą organizator lotu kontaktuje się bezpośrednio z
wojskiem za pośrednictwem dowództwa sił powietrznych. - W każdym takim
locie to kancelarie są dysponentami i organizatorami, natomiast wojsko,
36. pułk realizuje takie zamówienie. Odbywa się to poza ministrem obrony
narodowej i poza urzędem ministra - mówił Klich.
Zaznaczył, że do tej pory nie było praktyki, by o konkretnych lotach
byli informowani szefowie resortu. Potwierdził, że Kancelaria Prezydenta
poinformowała go, że głowa państwa zamierza zaprosić do wzięcia udziału
w uroczystościach 10 kwietnia w Katyniu dowódców sił zbrojnych.
Podkreślił, że informacja o locie tych dowódców na pokładzie jednego
samolotu nie została mu dostarczona, ale - jak zaznaczył - nie musiała
być mu przekazana. Przyznał jednak, że wiedział o tym, że szef sztabu
generalnego gen. Franciszek Gągor udaje się wspólnie z prezydentem do
Katynia, ale dowiedział się o tym bezpośrednio od niego.
Klich zaznaczył również, że nie ma procedur dotyczących przelotów VIP-ów
obowiązujących wszystkie kraje należące do NATO. Podkreślił jednak, że
zwyczajem jest to, że na pokładzie jednego samolotu nie lecą
najważniejsze osobistości.
Raporty potrzebne ze względu na "głód informacji"
Szef MSWiA Jerzy Miller, który przewodniczy Państwowej Komisji Badania
Wypadków Lotniczych, wyjaśniającej przebieg katastrofy prezydenckiego
samolotu, podkreślił, że jej prace będą wielomiesięczne. Dodał, że w jej
skład wejdą polscy i zagraniczni eksperci.
- Państwo muszą uwierzyć, że postępowanie komisji badającej przebieg
zdarzeń będzie uczciwe, pełne i prowadzone przez najlepszy zespół, jaki
można skompletować - mówił zwracając się do parlamentarzystów.
Jak dodał, będą to też prace niejawne, ponieważ w ich trakcie "będą
stawiane mniej lub bardziej prawdopodobne hipotezy, które będzie można
skojarzyć z konkretnymi osobami".
- Z szacunku dla tych osób nie można prowadzić prac komisji przy
podniesionej kurtynie. To nie jest kwestia ukrycia czegokolwiek, to jest
kwestia szacunku dla tych, którzy już nie żyją - zaznaczył.
Dodał, że do zespołu zaproszono już ekspertów zagranicznych, m.in.
członków międzynarodowych organizacji. Poinformował także, że
prawdopodobnie każdy etap pracy komisji będzie kończył raport. Jak
wyjaśnił, jest to konieczne, ze względu na "głód informacji".
(wp.pl)
Dziennikarze z USA zachwycają się
Wrocławiem
Amerykańska gazeta "New York Times" zachęca, by zwiedzać Wrocław. "Polskie
miasto, które czuje, że nadeszła jego przyszłość" - brzmi tytuł artykułu.
Przetłumaczony na język polski tekst można przeczytać na stronie urzędu
miasta.
Artykuł ukazał się w USA 24 kwietnia. "Po jednej stronie mostu Tumskiego
we Wrocławiu, na południowym zachodzie Polski, gotycka katedra św. Jana
Chrzciciela poprzez wieki wznosi się ponad Ostrowem Tumskim, najstarszą
częścią miasta". Tak zaczyna się tekst o Wrocławiu w "New York Times".
Tłumaczenie artykułu umieścili na swojej stronie internetowej pracownicy
wrocławskiego ratusza. Nic dziwnego - amerykański dziennikarz poleca
Wrocław (radzi wymawiać VROTZ-waf) jako "miasto sprzeczności i rzeczy
niezwykłych, kiedyś niemieckie Breslau", które "musi dopiero wpisać
swoje imię na europejskie szlaki podróży". A Rafała Dutkiewicza określa
jako "charyzmatycznego i popularnego prezydenta".
- To miła opinia, ale nie zamówiliśmy tego artykułu i nikt z urzędu nie
był ostatnio w Stanach - śmieje się Paweł Czuma, dyrektor biura
prasowego w ratuszu.
Autor artykułu zachwyca się krasnalami rozsianymi po całym mieście (jego
zdaniem na pamiątkę Pomarańczowej Alternatywy), ul. Włodkowica i okolicą
synagogi Pod Białym Bocianem i Jatkami. Podoba mu się życie kawiarniane
we Wrocławiu, choć zżyma się na niedostępność dobrej i taniej kuchni
polskiej. "Część z najatrakcyjniejszych rzeczy, jakie ma do zaoferowania
Wrocław, można znaleźć tylko w pobocznych, nieco zapuszczonych zakątkach".
Na przykład "w ciągu zaciemnionych seksszopów" przy ul. Bogusławskiego
wyrasta ormiański lokal Armine (błędnie nazwany w artykule gruzińskim),
gdzie ponoć lubi jadać Rafał Dutkiewicz. - Na pewno raz tam był, bo lubi
odwiedzać nowe lokale - przyznaje Czuma. - Ale od dawna już przestał
nadążać, tak wiele ich powstaje.
Podróż ze Stanów do Wrocławia powinna się zamknąć w 970 dolarach
amerykańskich - kończy dziennikarz.
W listopadzie brytyjski dziennikarz "The Guardian" też polecał wycieczkę
do Wrocławia. Zobaczył je jako miasto duchów: spowite we mgle i pełne
tajemniczej aury.
- Wypada się tylko cieszyć, że zagraniczne gazety interesują się
Wrocławiem, bo w ślad za tym będzie więcej turystów - ocenia Wiesław
Gałązka, wrocławski medioznawca. Jego zdaniem, to żniwo wieloletniej
polityki promocyjnej miasta, którą rozpoczął jeszcze Bogdan Zdrojewski,
a której obecnie twarzą w Polsce i za granicą jest Rafał Dutkiewicz.
- Szkoda tylko, że urzędnicy nie umieli uhonorować odpowiednio Majora
Frydrycha, bo jestem przekonany, że we Wrocławiu krasnale wzięły się
przez Pomarańczową Alternatywę - uważa Gałązka. - Gdyby było inaczej,
szybciej pojawiłyby się w Suwałkach, gdzie urodziła się Konopnicka.
- Krasnale od wieków znajdują się w europejskich baśniach, nikt nie może
mieć na nie monopolu. Choć Pomarańczowa Alternatywa też miała wpływ na
ten pomysł - wyjaśnia Czuma.
O Wrocławiu piszą szacowne gazety
"The New York Times" wychodzi w Stanach Zjednoczonych (w Nowym Jorku), a
"The Guardian" - w Wielkiej Brytanii.
"The New York Times"- jeden z najważniejszych amerykańskich dzienników o
profilu liberalno-lewicowym. Jest trzecią pod względem nakładu gazetą w
Stanach Zjednoczonych, po "USA Today" i "The Wall Street Journal". "The
New York Times" został założony 1851 roku.
"The Guardian" to gazeta brytyjska o poglądach liberalno-lewicowych,
zbliżona do Partii Pracy. Założona w 1821 r. w Manchesterze (jako
tygodnik "Manchester Guardian"), od 1961 r. również w Londynie. Wychodzi
od poniedziałku do soboty.
(Polska Gazeta Wrocławska)
.
|