Środa, 2010-06-09
Pracownicy biblioteki uratowali bezcenny księgozbiór
Pracownicy Biblioteki Jagiellońskiej uratowali unikatowy na skalę światową
księgozbiór Klasztoru Kamedułów na Bielanach. Kolekcja ponad 11 tysięcy
woluminów w całości trafiła do Jagiellonki, gdzie konserwatorzy oczyścili
druki z wilgoci, kurzu i owadów.
Dyrektor Biblioteki Jagiellońskiej Zdzisław Pietrzyk obiecuje, że biblioteka
zrobi wszystko, by zabezpieczyć cenny księgozbiór. Na razie starodruki są
katalogowane. Biblioteka będzie też starać się o odzyskanie starodruków,
które skradziono kilka lat temu. Specjaliści będą monitorować rynek
antykwaryczny i blokować sprzedaż egzemplarzy, które pochodzą ze zbiorów
kamedułów.
Jeden siedemnastowieczny druk wart jest ponad 40 tysięcy złotych. Jednak
dopiero po całkowitym skatalogowaniu woluminów, które zakończy się pod
koniec przyszłego roku, pracownicy biblioteki będą mogli oszacować pełną
wartość krakowskiej kolekcji.
(IAR)
Nie ukarzą pilota Jaka-40 za lądowanie w Smoleńsku
Nie będzie kary dla pilota samolotu Jak-40, który lądował w Smoleńsku tuż
przed prezydencką maszyną - podaje TVN24. Rosyjscy kontrolerzy zeznali, że
wydali pilotowi komendę przerwania lądowania. Mimo to samolot lądował. Pilot
twierdzi, że nie usłyszał komendy. Komisja, która badała sprawę nie
dopatrzyła się w tym złamania przepisów.
Samolot Jak-40 m.in. z dziennikarzami na pokładzie lądował w Smoleńsku tuż
przed tym, jak na tym samym lotnisku usiąść miała prezydencka maszyna. Jaka
pilotował por. Artur Wosztyl. Mówił, że kilka razy zwracał uwagę załodze
Tu-154M na gęstą mgłę. W stenogramach znajdują się jego słowa dosadnie
opisujące sytuację oraz to, że jemu udało się wylądować "w ostatniej chwili".
Po ich publikacji pojawiły się opinie, że załoga Jaka-40 lądowała w
Smoleńsku poniżej minimalnych dopuszczalnych warunków.
Wewnętrzna komisja sił powietrznych RP, która zajmowała się incydentem, nie
dopatrzyła się w nim złamania Regulaminu Lotów.
(TVN24)
Polska walczy z wodą: wały nie wytrzymują naporu
Rzeki wciąż są groźne, w kilku miejscach wały przeciwpowodziowe nie
wytrzymały. Jak mówił szef Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej
Mieczysław Ostojski fala kulminacyjna na Wiśle i Odrze mija właśnie
centralną Polskę i za kilka dni wielka woda wpłynie do Bałtyku. - Nie możemy
jednak jeszcze mówić, że najgorsze minęło - powiedział. Meteorolog zwrócił
uwagę, że druga fala powodziowa jest często bardziej niebezpieczna niż ta z
maja.
Mazowsze: wały przesiąkają
W Świniarach w gminie Gąbin na Mazowszu woda Wisły przelewa się przez opaskę
z piasku, usypaną przez żołnierzy i strażaków. Nurt jest bardzo szybki i
przedostają się duże ilości wody, która zagraża okolicznym miejscowościom.
W pobliskiej gminie Słubice woda nadal przybiera. Przez powiat płocki
przechodzi druga fala powodziowa, która ponownie zalała miejscowości i
tereny zniszczone wcześniej. Zalane bądź częściowo zalane są wsie: Nowy
Wiączemin, Wiączemin Polski, Świniary, Sady, Nowosiadło, Zyck Polski, Nowy
Zyck, Leonów, Nowy Troszyn, Troszyn Polski, Dobrzyków, Korzeniówka Stara,
Borki, Piaski i Nowe Wymyśle. W Płocku na bieżąco monitorowane i
uszczelniane są wały przeciwpowodziowe, sytuacja jest stabilna.
W gminach Chotcza i Solec na południu Mazowsza przesiąknięcia w wałach są na
bieżąco zabezpieczane. Aktualnie sytuacja jest tam stabilna. Rozlewisko z
przerwanego wału w sąsiednim województwie świętokrzyskim zagraża
miejscowości Wola Pawłowska. Wyłączona jest przepompownia i 3 stacje
transformatorowe. Woda zalała część wsi, ewakuowano 15 osób.
W powiecie zwoleńskim podtopionych zostało 19 domostw w miejscowości Lucimia
i 5 w Borowcu. Sytuacja jest stabilna, a woda stopniowo opada.
W Warszawie na bieżąco monitorowane i uszczelniane są wały przeciwpowodziowe.
Sytuacja jest stabilna. Zakończono działania ratownicze na wale Zawadowskim
w okolicach ulic Korzennej i Spiralnej. Wał Miedzeszyński pozostanie
zamknięty dla ruchu również jutro. Poziom Wisły w Warszawie od kilku godzin
utrzymuje się na poziomie ok. 745 cm i przekracza stan alarmowy o prawie
jeden metr. Wały wzdłuż rzeki są patrolowane i w razie konieczności
umacniane. Fala kulminacyjna ma jutro opuścić stolicę.
W okolicy Gusina i Kępy Nadbrzeskiej na południe od Warszawy stwierdzono
niewielkie przesiąknięcia w wale. W powiecie otwockim stwierdzono
uszkodzenia wału w miejscowościach: Kosumce, Ostrówek, Glinki, Kępa
Nadbrzeska i Nadbrzeż. Wały są na bieżąco uszczelniane, prowadzony jest
stały monitoring i kontrola miejsc zagrożonych.
Lubelskie: 4 tysiące ludzi bez dachu nad głową
Opada poziom Wisły na Lubelszczyźnie. Nie wiadomo jednak, jak pozbyć się
wody, która zalała niemal całą gminę Wilków. Druga fala powodziowa zalała
dużo większy obszar od pierwszej, majowej.
Bez dachu nad głową pozostaje około 4 tysięcy osób. Woda na zalanych
terenach w niektórych miejscach ma głębokość trzech metrów. Dla powodzian w
Wilkowie brakuje chleba. Kończą się też zapasy wody pitnej. Żywność można
dostarczać do Rogowa, gdzie powstało tymczasowe centrum zarządzania
kryzysowego gminy Wilków.
Podkarpacie: ewakuowano pół tysiąca ludzi
Na Podkarpaciu opadają wody Wisły. W Tarnobrzegu nadal jednak zalane są
osiedla Wielowieś, Sobów, Sielec, Dzików i Zakrzów.
W pobliskiej gminie Gorzyce zalane są: Zalesie Gorzyckie, Trześń, Sokolniki,
Orliska i Furmany. Większość osób z zalanych terenów pozostała w swoich
domach. Ewakuowano 596 ludzi.
W gminie Padew Narodowa trudna sytuacja utrzymuje się w sołectwie Zaduszniki.
Trwa wypompowywanie wody z zalanych terenów. Ratownicy wypompowują też wodę
z domów, piwnic i rozlewisk w powiecie dębickim i mieleckim.
Zablokowany jest ruch kolejowy między stacjami Jasło i Stróże. Na długości
około 500 metrów podmyty został nasyp kolejowy.
Świętokrzyskie: Wisła wciąż zalewa Sandomierz
Wisła nadal zalewają prawobrzeżną część Sandomierza. Woda przedostaje się
przez wyrwę w wale.
W pobliskiej gminie Tarłów w Świętokrzyskiem woda wlewa się do miejscowości:
Ciszyca Przewozowa, Ciszyca Dolna, Leśne Chałupy i częściowo Ciszyca Górna.
Trwa ewakuacja z podtopionych terenów.
W gminie Dwikozy udało się zagrodzić wyrwę w wale nad rzeką Opatówką.
Podtopieniu bądź zalaniu uległy miejscowości Szczytniki i Bożydar, trwa
walka o uratowanie miejscowości Mściów. W rejonie Winiar wody Wisły zalały
częściowo wsie: Słupcza, Winiary, Winiarki, Kępa Chwałowska i Dwikozy.
Ewakuowano 150 osób. W gminie Zawichost częściowo zalana jest miejscowość
Podgórze.
Śląsk: osuwa się ziemia
Na Śląsku główny problem stanowią osuwiska. Obowiązuje bezwzględny zakaz
wstępu w miejsca, w których możliwe jest osuwanie się ziemi.
Pomorze: stan wód wciąż rośnie
Zgodnie z wcześniejszymi prognozami wzrósł poziom wody w Tczewie i ujściowym
odcinku Wisły. Stany alarmowe przekroczone są obecnie w Gdańskiej Głowie o 2
centymetry i w Przegalinie o 21 centymetrów.
W ciągu najbliższej doby spodziewany jest dalszy wzrost stanów Wisły.
Jeszcze dzisiaj poziom alarmowy może zostać przekroczony w Tczewie, do
którego fala kulminacyjna powinna dotrzeć w weekend.
(IAR)
120 koncertów Chopina w Warszawie
120 koncertów, podczas których wykonane zostaną wszystkie dzieła Fryderyka
Chopina, odbędzie się podczas festiwalu "La Folle Journee - Chopin Open".
Festiwal odbywa się od 15 lat we Francji, w czwartek w Warszawie rozpocznie
się jego pierwsza polska edycja.
"La Folle Journee" to festiwal muzyczny wymyślony i prowadzony przez
francuskiego muzykologa Rene Martina. Festiwal po raz pierwszy odbył się we
francuskim Nantes w 1995 roku. Wkrótce potem edycje festiwalu przeniosły się
do Lizbony (2000 r.), Bilbao (2002 r.), Tokio (2005 r.), Rio de Janeiro
(2007 r.), a w tym roku do Warszawy.
Co roku wybierani są muzyczni patroni festiwalu - w roku 2010 jest to
Fryderyk Chopin. Dlatego warszawski festiwal, który potrwa do niedzieli,
nosi tytuł ""La Folle Journee - Chopin Open".
Dyrektor artystyczny festiwalu Rene Martin przypomniał na konferencji
prasowej ideę festiwalu. - Przez kilka festiwalowych dni muzyka klasyczna ma
stać się dostępna dla każdego. Dlatego koncerty odbywają się od rana do
wieczora w kilku salach, w tym samym budynku i w tym samym czasie. Każdy z
nich trwa nie dłużej niż godzinę, zazwyczaj ok. 45 minut i kosztuje kilka,
czasem kilkanaście euro. Dzięki temu koncerty cieszą się ogromną
popularnością, nie tylko wśród melomanów - zaznaczył Rene Martin. Dodał, że
dla wielu gości jest to pierwszy kontakt z muzyką poważną.
- Chciałbym, aby "La Folle Journee" w Warszawie było prawdziwym świętem
muzyki, podczas którego wszyscy, bez ograniczeń wiekowych i społecznych,
mogą się spotkać i wspólnie cieszyć muzyką - dodał Martin.
Podczas festiwalu zostaną zaprezentowane wszystkie dzieła Fryderyka Chopina.
Dzieła na fortepian solo zostaną wykonane podczas 14 koncertów przez sześciu
pianistów w porządku chronologicznym powstawania utworów, poczynając od
pierwszego poloneza - Poloneza g-moll op. 2 - aż po ostatniego mazurka,
którym jest Mazurek f-moll op.68 nr 4. Będzie można usłyszeć także wszystkie
Etiudy i Preludia w interpretacji pianistów różnych pokoleń, wszystkie
dzieła na fortepian i orkiestrę - m.in. oba Koncerty fortepianowe, Rondo
a'la Krakowiak, Andante spianato i Polonez Es-dur i wszystkie utwory
kameralne.
Specjalnie na zamówienie festiwalu powstały dwie kompozycje napisane ku czci
Chopina z okazji trwającego Roku Chopinowskiego. Światowa premiera dwóch
utworów na chór i instrumenty autorstwa Zygmunta Krauze i Regis Campo
odbędzie się w sobotę wieczorem. Artyści wykorzystali w swoich utworach
fragmenty listów Chopina pisanych na emigracji i w ostatnich latach życia do
rodziny i przyjaciół.
Bilety w Warszawie kosztują 5, 7 i 10 zł, a więc wielokrotnie mniej niż na
tradycyjne koncerty muzyki klasycznej. Festiwalowe wydarzenia będą
skoncentrowane wokół pl. Teatralnego. Koncerty będą odbywać się w salach
Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, Teatru Narodowego oraz w namiocie
ustawionym na placu Teatralnym. Sale koncertowe obu teatrów będą nosiły
nazwę nawiązujące do wydarzeń i znajomości z życia Chopina - będzie sala
Fontana, sala Delacroix, sala George Sand, Pleyel, Nohant.
Jak podkreślił Rene Martin, Chopin darzył odwzajemnioną przyjaźnią
przebywających wówczas we francuskiej stolicy innych wielkich kompozytorów
epoki romantyzmu - Hectora Berlioza i Franciszka Liszta, których dzieł
często słuchał. - Pasjonowała go też muzyka operowa, szczególnie włoskie bel
canto. Był wielkim admiratorem oper Rossiniego, Donizettiego i Belliniego,
które w Paryżu święciły wówczas triumfy. Cały ten świat muzyczny, w którego
życiu Chopin podczas swojego paryskiego pobytu uczestniczył, ukazany
zostanie w ramach "Chopin Open" - podkreślił dyrektor festiwalu.
Zaprezentowane zostaną m.in. dzieła twórców współczesnych Chopinowi, w tym
Symfonie Mendelssohna, Koncert fortepianowy, Walc Mefisto, Rapsodie Liszta
oraz Symfonię, Koncert fortepianowy i uwertury Schumanna. Publiczność
usłyszy też fragmenty ulubionych włoskich oper Chopina.
Organizatorami Festiwalu są Orkiestra Sinfonia Varsovia, m.st. Warszawa,
Fundacja Ogrody Muzyczne przy współpracy Teatru Wielkiego - Opery Narodowej
i Teatru Narodowego.
(PAP)
Wtorek, 2010-06-08
MON podpisało umowę na samoloty dla VIP-ów
Ministerstwo Obrony Narodowej i EuroLOT podpisały umowę w sprawie czarteru
dwóch samolotów Embraer 175 dla najważniejszych osób w państwie - podał
EuroLOT.
Samoloty będą pilotowane i obsługiwane przez załogi PLL LOT (piloci i
personel pokładowy). Maszyny, zgodnie z postanowieniami umowy, będą
wykonywały operacje pomalowane na kolory biały i czerwony, z napisem "Rzeczpospolita
Polska" po jednej stronie i "Republic of Poland" po drugiej stronie samolotu.
Umowa została podpisana do końca 2013 roku, z możliwością jej skrócenia lub
wydłużenia.
EuroLOT to regionalny przewoźnik należący do Skarbu Państwa i Polskich Linii
Lotniczych LOT.
Embraer 175 to nowoczesny samolot pasażerski, o napędzie odrzutowym,
wyposażony m.in. w najnowsze urządzenia radio-nawigacyjne i spełniający
najwyższe wymagania także w zakresie komfortu podróży. Może nim lecieć 82
pasażerów. Zasięg Embraera 175 to, w zależności od obciążenia, do 3 500 km.
Obecnie, we flocie PLL LOT latają dwadzieścia dwa samoloty typu Embraer 170
i Embarer 175.
Koncepcja "zagospodarowania" dwóch samolotów brazylijskiej produkcji
Embraer-175 - zamówionych przez PLL LOT, a wobec kryzysu niepotrzebnych
przewoźnikowi - pojawiła się latem ubiegłego roku. Początkowo mówiono o
leasingu maszyn, potem o dzierżawie; ostatecznie zdecydowano się na ich
wyczarterowanie.
(PAP)
Sikorski: Polska ma szansę stać się drugą Norwegią
Szef MSZ Radosław Sikorski ocenił, że eksploatacja gazu łupkowego w Polsce
daje szansę, aby za 10-15 lat nasz kraj stał się drugą Norwegią. Dodał, że w
przyszłym tygodniu rozpoczną się pierwsze wiercenia, które pozwolą ocenić,
ile tego gazu posiadamy.
Sikorski był pytany w TVN24 o wypowiedź kandydata PO na prezydenta
Bronisława Komorowskiego w sprawie gazu łupkowego, a także amerykańskich wiz
dla Polaków.
Wstępne, niepotwierdzone opracowania amerykańskich firm szacują nasze zasoby
gazu łupkowego na minimum 1,5 bln m sześciennych. Główny geolog kraju Henryk
Jezierski uważa, że dopiero za pięć lat dowiemy się, czy i ile mamy gazu
łupkowego w Polsce, a przygotowania do eksploatacji rozpoczną się
najwcześniej za 10 do 15 lat. W ciągu ostatnich dwóch lat resort środowiska
wydał ok. 60 koncesji na poszukiwanie gazu łupkowego w naszym kraju, głównie
amerykańskim firmom - m.in. Exxon Mobil, Chevron, ConocoPhillips, Lane
Energy. 11 koncesji ma też Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo.
Szef polskiej dyplomacji powiedział, że w przyszłym tygodniu będziemy mieli
pierwsze wiercenia, które dadzą nam lepsze pojęcie o tym, jak duże są te
zasoby i jakim kosztem można je wydobywać, bo to będzie kluczowe. - Ale gaz
łupkowy już rewolucjonizuje globalny rynek gazowy - ocenił Sikorski.
Pytany o słowa Komorowskiego odparł, że prezydent nie jest władzą wykonawczą
w sensie rządzenia, więc nie musi się znać na wszystkim. - A akurat jestem
jednym z lepiej poinformowanych osób w Polsce na ten temat - dodał Sikorski,
gdyż - jak tłumaczył - rozmawiał z szefami największych firm energetycznych,
które szukają tego gazu w Polsce.
- To jest szansa na to, aby Polska stała się - nie chcę przesadzać - ale za
10-15 lat taką drugą Norwegią. To jest też szansa, aby Rosja stała się drugą
Norwegią, to znaczy krajem, który jest zamożnym dzięki handlowi ropą i gazem,
ale który nie używa tego do celów politycznych - mówił szef MSZ. Podkreślił,
że Gazprom właśnie podjął decyzję o zakupie jednej z firm, która dysponuje
technologią wydobycia gazu łupkowego. - Więc sądzę, że Gazprom też to będzie
robił, a co za tym idzie, trudno mu będzie protestować - zaznaczył Sikorski.
Kandydat PO na prezydenta mówił o eksploatacji gazu łupkowego w środę
podczas przedwyborczej wizyty w Londynie. Według Komorowskiego, decyzja w
tej sprawie wymaga przemyślenia argumentów zarówno "za", jak i "przeciw".
Ocenił też, że eksploatacja gazu łupkowego musiałaby oznaczać zastosowanie
metod odkrywkowych, jak w przypadku węgla brunatnego, a zatem byłaby to "dewastacja
obszarów krajobrazowych Polski".
Pytany o kwestię wiz dla Polaków do USA Sikorski przyznał, że w tej sprawie
próbowaliśmy już wszystkiego "i prośby, i groźby". Zaapelował do Polaków,
aby przestrzegali prawa amerykańskiego.
- I wydaje mi się, że coraz większa proporcja (Polaków) jeździ tam w celu
zdeklarowanym. Jeśli ktoś już musi pracować za granicą, to znacznie lepiej
to można robić w Europie, gdzie płacimy podatki, ale też mamy ochronę
socjalną, robimy to legalnie, łatwiej utrzymać kontakt z rodziną, z krajem.
Stany Zjednoczone nie dotrzymały umowy, jaką z nami zawarły w latach 90. My
znieśliśmy wizy, oni mieli mieć wizy za darmo. Wizy faktycznie są za darmo,
ale trzeba płacić za przywilej złożenia podania - mówił Sikorski.
Jego zdaniem, Amerykanie prowadzą niezrozumiałą politykę w tej sprawie. -
Faktycznie tolerują wielomilionową imigrację z Ameryki Łacińskiej, a z
jakiegoś powodu boją się nas. To jest nie fair, że jesteśmy ostatnim krajem
strefy Schengen, który nie ma ruchu bezwizowego ze Stanami Zjednoczonymi. I
ja liczę na umowę konsularną między UE a Stanami Zjednoczonymi, aby to
wreszcie wymusić - podkreślił szef MSZ.
(PAP)
Miller o śledztwie: nie jest łatwo mówić o paragrafach
Szef MSWiA Jerzy Miller przedstawia w senacie informację rządu na temat
badania przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu 10 kwietnia pod
Smoleńskiem. W senacie obecny jest także m.in. naczelny prokurator wojskowy
płk Krzysztof Parulski.
- Nie jest łatwo mówić teraz o paragrafach, artykułach konwencjach. Rząd
polski przyjął zasadę, że po pierwsze mamy się zaopiekować rodzinami (...),
chcę podziękować za atmosferę tamtych dni - powiedział Miller, który kieruje
polską komisją badającą okoliczności katastrofy.
O przedstawienie informacji rządu ws. katastrofy smoleńskiej wystąpił klub
PiS już podczas poprzedniego posiedzenia senatu, pod koniec maja. Wówczas
senatorowie PiS chcieli zdjęcia z porządku obrad punktu dotyczącego
sprawozdania z działalności KRRiT w 2009 roku i wprowadzenie informacji
rządu na temat katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Wnioski
zostały odrzucone głosami senatorów PO, co doprowadziło do sporu,
uniemożliwiającego prowadzenie dalszych obrad.
(PAP)
Pniedziałek,
2010-06-07
Prezydencki samolot nie miał zgody na lądowanie?
Prezydencki Tupolew nie miał ostatecznej zgody na lądowanie w Smoleńsku - to
ustalenia "Faktów" TVN. Samolot dostał jedynie wstępną zgodę, a jego załoga
mogła nie zrozumieć rosyjskich komend. Zdaniem pytanych przez "Fakty"
pilotów, kluczowe było pojawiające się w stenogramach rosyjskie słowo "dodatkowo".
Ostatecznej zgody piloci prezydenckiego tupolewa nie dostali nigdy - a
przynajmniej nie pojawia się to w odcyfrowanym zapisie z czarnej skrzynki.
Kpt. Jerzy Polański, były pilot Tu-154 tłumaczył, że we frazeologii
lotniczej słowo "dodatkowo" oznacza, że dodatkowo zgodę na lądowanie piloci
otrzymają później.
- W całym tym stenogramie nie padła komenda, która oznacza zgodę na
lądowanie - mówił w "Faktach" były dowódca eskadry samolotów Tu-154 kpt.
Stefan Gruszczyk. Dodał, że załoga powinna była wiedzieć, że nie ma
pozwolenia.
Słów "lądowanie dodatkowo" używa się - tłumaczyli piloci - zanim jeszcze
samolot doleci do pasa. Dopiero wtedy kontroler lotu wydaje ostateczną zgodę
po sprawdzeniu, czy poprzednio lądujący samolot skończył kołowanie i pas
jest wolny.
Piloci nie wykluczają, że załoga mogła źle zrozumieć specyficzne rosyjskie
komunikaty. Podziękowanie kapitana po udzieleniu wstępnej zgody - trudno
zrozumieć - twierdzą rozmówcy "Faktów" - bo za wstępną zgodę nikt nie
dziękuje.
(wp.pl)
Organizacja lokali wyborczych na zalanych terenach
Niektóre lokale wyborcze na terenach dotkniętych przez powódź zmienią
dotychczasowe siedziby; inne lokale wymagają renowacji oraz dokupienia
nowego sprzętu zniszczonego przez wodę; nie przeszkodzi to jednak
organizacji głosowania - wynika z informacji zebranych przez Polską Agencję
Prasową.
Wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski powiedział na konferencji prasowej, że
na terenie województwa mazowieckiego przeprowadzenie wyborów zagrożone jest
tylko w jednej z dotychczasowych siedzib obwodowej komisji wyborczej, która
mieściła się w szkole podstawowej w Świniarach. Dodał jednak, że już zostało
wyznaczone miejsce zapasowe.
- Burmistrz Gąbina i wójt Słubic zostali zobowiązani przeze mnie do ścisłej
współpracy z delegaturą Krajowego Biura Wyborczego w Płocku do przygotowania
dla wszystkich wyborców z terenów zalanych, którzy zostali ewakuowani,
informacji o tym w jaki sposób można głosować poza własną obwodową komisją
wyborczą - powiedział Kozłowski.
Dodał, że obecnie nie są znane przypadki osób, które na terenach zalanych
przez powódź utraciły swoje dokumenty. - Nikt dotąd takiej sytuacji nie
zgłaszał - zaznaczył wojewoda.
Zwrócił uwagę, że gdyby takie osoby się znalazły to wydział spraw
obywatelskich urzędu wojewódzkiego pomoże urzędowi stanu cywilnego w szybkim
wydaniu tymczasowych dokumentów potwierdzających tożsamość. Zapewnił, że są
w stanie zrobić to w ciągu 24 godzin.
W Małopolsce udało się powołać składy wszystkich komisji wyborczych; nie ma
też niebezpieczeństwa, że w którejś z zalanych gmin głosowanie się nie
odbędzie. Na terenie podlegającym delegaturze Krajowego Biura Wyborczego w
Tarnowie podtopione zostały 34 lokale wyborcze. Wszystkie - według zapewnień
władz gmin - mają 20 czerwca działać.
- Na 95% przeniesiony zostanie lokal z Woli Rogowskiej w gm. Wietrzychowice
do sąsiedniej miejscowości Demblin. Z kolei w Woli Przemykowskiej w gm.
Szczurowa lokal trzeba będzie urządzić na piętrze, a nie na parterze budynku
- powiedział dyrektor delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Tarnowie
Andrzej Cyz. Dodał, że 10 gmin zgłosiło w związku z powodzią zniszczenia
pomieszczeń i wyposażenie lokali wyborczych na kwotę ok. 137 tys. zł.
Nie ma kłopotów z organizacją lokali wyborczych na terenie podległym
krakowskiej delegaturze Krajowego Biura Wyborczego. Jedynie w miejscowości
Broszkowice w gm. Oświęcim trzeba będzie osuszyć pomieszczenia, w których
znajdzie się jedna komisja.
- Z ośmiu gmin otrzymaliśmy informacje o uszkodzeniu wyposażenia w 16
lokalach. Straty oszacowano na blisko 20 tys. zł - powiedziała dyrektor
delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Krakowie Zdzisława Romańska.
Według Janusza Blachury dyrektora delegatury Krajowego Biura wyborczego w
Nowym Sączu, żadna z gmin, w których doszło do podtopień, osuwisk, zerwania
dróg i mostów, nie zgłosiła na razie konieczności zamknięcia bądź
przeniesienia lokali wyborczych.
- W Kłodnem na drugiej kondygnacji budynku w związku z osuwiskiem wystąpiło
niewielkie pękniecie, ale według władz gminy nie stanowi ono zagrożenia dla
przebywających tam osób i do wyborów ma być zabezpieczone. Zniszczony lokal
w Uściu Gorlickim władze gminy chcą wyremontować własnym sumptem -
powiedział Blachura. Dodał, że z 12 gmin otrzymał informację o zniszczeniach
w lokalach wyborczych na sumę ok. 50 tys. zł.
Jak mówił Blachura zgodnie z przepisami, jeśli zaszłaby taka potrzeba,
możliwe jest urządzenie lokalu wyborczego w mieszkaniu prywatnym np. w domu
sołtysa. Ewakuowanym, którzy do 20 czerwca nie wrócą do domów, gminy będą
wydawać zaświadczenia uprawniające do głosowania w miejscu pobytu. Na Dolnym
Śląsku żaden z lokali wyborczych nie zmieni swojej siedziby z powodu powodzi
i ewentualnych lokalnych podtopień. Jedynie dwie gminy - jak poinformowała
Małgorzata Brach z KBW we Wrocławiu - poprosiły o dofinansowanie, ponieważ
zniszczone zostało wyposażenie w lokalach wyborczych. Chodzi o gminę Oława i
Prusice. - Nigdzie jednak nie planujemy zmieniać siedziby lokalu wyborczego
- mówiła Brach.
Jej zdaniem, powódź na Dolnym Śląsku nigdzie nie wyrządziła takich szkód,
aby miało to wpłynąć niekorzystnie na organizację wyborów.
Na terenie katowickiej i częstochowskiej delegatury Krajowego Biura
Wyborczego ani jedna gmina nie zgłosiła dotąd zniszczeń w lokalach komisji
wyborczych, które uniemożliwiłyby przeprowadzenie tam 20 czerwca wyborów. W
kilku miejscach lokale wymagają jedynie odmalowania; środki na to dostał już
m.in. burmistrz Lublińca.
Pełniący obowiązki dyrektora delegatury KBW w Kielcach Adam Michcik
poinformował, że obecnie nie ma sygnałów, aby gdzieś w województwie
świętokrzyskim - z powodu powodzi - konieczna była zmiana siedziby obwodowej
komisji wyborczej, ale w poniedziałek woda zalewa kolejne miejscowości.
W zalanej ponownie części Sandomierza ucierpiał jeden lokal wyborczy, ale
nie ma jeszcze decyzji, czy konieczny będzie lokal zastępczy. Do delegatury
nie dotarły sygnały o wyborcach, którzy w powodzi stracili dokumenty.
Według dyrektora delegatury KBW w Rzeszowie Romana Ryniewicza, nie ma
zagrożenia, że gdzieś nie zostanie uruchomiony lokal obwodowej komisji
wyborczej.
- Mamy sygnały, że lokale gdzie przewidywane są siedziby obwodowych komisji
wyborczych uległy zalaniu, podtopieniu, bądź jak w Pstrągowej k. Strzyżowa
osuwisko spowodowało, że Dom Strażaka nie nadaje się do użytkowania, ale w
tych przypadkach będą zmiany siedzib obwodowych komisji wyborczych -
powiedział Ryniewicz.
Podkreślił, że wyznaczenie nowego miejsca to czynność
techniczno-organizacyjna wójta, która nie wymaga zgody rady. Dodał, że nowa
siedziba będzie położona w "odpowiedniej bliskości".
Na terenie rzeszowskiej delegatury KBW po pierwszej fali powodziowej takich
przypadków było dwa, a po przejściu kolejnej fali jest sześć. Z kolei na
obszarze działania delegatury tarnobrzeskiej w ubiegłym tygodniu był jeden
przypadek, a obecnie może być nawet 10.
- Na tych terenach, gdzie siedziby obwodowych komisji zostały zalane
wójtowie lub burmistrzowie wyznaczają lokale zastępcze. Nie ma zagrożenia
dla przeprowadzenia wyborów - dodał dyrektor delegatury PKW w Tarnobrzegu
Zbigniew Kantorowicz.
Nie wiadomo jeszcze, jak zostaną zorganizowane wybory w gminie Wilków na
Lubelszczyźnie. Większość gminy ponownie została zalana po przejściu drugiej
fali powodziowej na Wiśle.
Dyrektor lubelskiej delegatury KBW Teresa Bichta powiedziała, że jest
jeszcze za wcześnie na ustalenia w tej sprawie. Nie wiadomo, jak szybko woda
będzie opadać i w których lokalach wyborczych na terenie gminy można będzie
przeprowadzić wybory. - Na pewno umożliwimy mieszkańcom tej gminy głosowanie
- zapewniła.
Po ustąpieniu pierwszej fali powodziowej w gminie Wilków ustalono, że wybory
odbędą się tam normalnie, tylko jeden lokal wyborczy miał być przeniesiony w
inne miejsce. Teraz, kiedy gmina znów została zalana, te plany stały się
nieaktualne.
W pozostałych zalanych lub podtopionych gminach - m.in. Łaziska i Annopol -
wybory mają odbywać się normalnie; powódź nie dotknęła miejsc, w których
będą lokale wyborcze.
(PAP)
Polska prokuratura zwróciła się do Rosjan o pomoc prawną
Będzie kolejny wniosek o pomoc prawną dotyczący informacji, czy w sprawie
kradzieży kart kredytowych należących do Andrzeja Przewoźnika jest
prowadzone przez Rosjan postępowanie karne - poinformowała rzeczniczka
Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska.
Z karty kredytowej należącej do Andrzeja Przewoźnika w dniach 10 -12
kwietnia (czyli już po katastrofie Tu-154) dokonano 11 wypłat
Jak powiedziała Lewandowska, polscy prokuratorzy przygotowali wniosek, w
którym zwracają się do strony rosyjskiej z prośbą o udzielenie informacji,
czy rosyjska prokuratura prowadzi postępowanie karne dotyczące kradzieży i
wykorzystania kart kredytowych. We wniosku - jak dodała - polska prokuratura
będzie chciała uzyskać też informacje na temat ewentualnego postawienia
zarzutów osobom podejrzanym. Wniosek trafi do Rosjan za pośrednictwem
polskiej Prokuratury Generalnej.
Lewandowska odała, iż z karty tej pobrano w sumie około 6 tys. zł.
Jednocześnie, jak informuje prokuratura, podjęto też sześć nieudanych prób
wypłaty pieniędzy z innej karty należącej do sekretarza generalnego Rady
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który zginął w katastrofie prezydenckiego
samolotu 10 kwietnia.
Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski powiedział natomiast, iż ma
nadzieję, że sprawa zakończy się przedstawieniem zarzutów osobom, które
dokonały kradzieży kart i ich użyły. - Mam nadzieję, że ta sprawa zostanie
jak najszybciej wyjaśniona i to w sposób niebudzący absolutnie żadnych
wątpliwości; zdajemy sobie wszyscy sprawę jak ona jest wyjątkowo delikatną i
bulwersującą - zaznaczył Kwiatkowski. Minister dodał, że uprawniona do
informowania o szczegółach jest prokuratura prowadząca sprawę.
W niedzielę warszawska prokuratura okręgowa informowała, że śledztwo w
sprawie kradzieży kart kredytowych i ograbienia zwłok prowadzi od 14 maja.
Jak dotąd prokuratura nie ma procesowych informacji o zatrzymaniu sprawców
tego czynu.
Prok. Lewandowska powiedziała także, iż - za pośrednictwem Prokuratury
Generalnej - został skierowany do strony rosyjskiej wniosek o pomoc prawną.
- Zwróciliśmy się o zapis z monitoringu miejsc, w których realizowane były
wypłaty - powiedziała prokurator. Dodała, że wniosek ten został sformułowany
jeszcze w maju i prokuratura czeka na jego realizację.
Jednocześnie warszawska prokuratura okręgowa zwróciła się o informacje do
szefa ABW. Ponadto prokuratorzy przesłuchali już żonę i córkę Przewoźnika i
przejrzeli akta sprawy katastrofy smoleńskiej. Jak podaje prokuratura,
trwają także procedury mające na celu zwolnienie z tajemnicy bankowej i
uzyskanie przez śledczych informacji na temat dokonywanych operacji
finansowych.
Lewandowska zaznaczyła, że śledztwo dotyczy wyłącznie wypłat dokonywanych z
kart kredytowych Przewoźnika.
Rzecznik rządu RP Paweł Graś poinformował w niedzielę o aresztowaniu trzech
funkcjonariuszy smoleńskiego OMON-u, oddziału specjalnego milicji, którzy
bezpośrednio po katastrofie polskiego Tu-154M okradli konto Przewoźnika,
posługując się jego kartami kredytowymi.
Z kolei w niedzielę po południu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego
informowała, że w sprawie kradzieży kart kredytowych Rosjanie zatrzymali
czterech żołnierzy jednostek zabezpieczających miejsce katastrofy polskiego
samolotu pod Smoleńskiem. Rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska
powiedziała, że Agencja tuż po tragedii otrzymała informację o tym, że ktoś
korzysta z kart Przewoźnika. ABW zawiadomiła o tym polską prokuraturę oraz
Rosjan.
MSW Rosji już w niedzielę kategorycznie zaprzeczyło, by smoleńscy milicjanci
ograbili ciało Przewoźnika. MSW FR określiło te doniesienia jako "bluźniercze"
i "cyniczne". W poniedziałek Dowództwo Wojsk Wewnętrznych Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych Rosji zaprzeczyło, jakoby żołnierze tej formacji okradli
Przewoźnika, wykorzystując jego karty kredytowe. - Doniesienia te są
niezgodne z rzeczywistością - przytoczyło radio Echo Moskwy oświadczenie
dowództwa Wojsk Wewnętrznych MSW Federacji Rosyjskiej.
(PAP)
Co przez rok zrobili Polacy w Parlamencie Europejskim?
Dyskusja o mordzie w Katyniu w Parlamencie Europejskim, nazwanie Katynia
zbrodnią o charakterze ludobójstwa oraz zabiegi o solidarność energetyczną -
to osiągnięcia polskich europosłów w tej kadencji. W poniedziałek mija rok
od wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Parlament Europejski to pierwsza unijna instytucja, w której padło słowo "ludobójstwo"
w odniesieniu do katyńskiej zbrodni sprzed 70 lat. Autorem oświadczenia był
Marek Migalski z Prawa i Sprawiedliwości, który musiał pokonać między innymi
opór szefostwa delegacji parlamentarnej do spraw Rosji. Deklarację o
ludobójstwie w Katyniu poparli wszyscy polscy europosłowie - od prawej
strony do lewej. - Przekaz, czym był Katyń, przebił się w Parlamencie
Europejskim - przyznaje europoseł Bogusław Sonik z Platformy Obywatelskiej,
który zorganizował też wystawę upamiętniającą 70. rocznicę zbrodni.
Poza tym polskim europosłom w kilku komisjach udało się dopilnować, by w
projekcie unijnych przepisów zagwarantowano solidarność energetyczną. Jeśli
dwa kraje będą miały problemy w dostawach gazu, to w Unii Europejskiej
będzie ogłaszany stan nadzwyczajny i państwa członkowskie mają spieszyć z
pomocą.
Prace nad przepisami jeszcze się nie zakończyły, bo zajmują się nimi teraz
unijne rządy, ale uzgodnienia w Parlamencie Europejskim są dla Polski
korzystne.
Mimo różnic politycznych Parlament Europejski zjednoczył polskich europosłów
w kwestiach narodowych. Dzieli ich jednak wizja relacji zagranicznych Unii
Europejskiej na przykład z krajami zza wschodniej granicy.
Polscy europosłowie, niezależnie od przynależności partyjnej, zabiegają o
korzystne dla Polski rezolucje czy projekty przepisów. - W Parlamencie
Europejskim istnieje inna atmosfera niż w polskim sejmie czy senacie. Tutaj
ponad podziałami politycznymi udaje nam się znaleźć wspólny mianownik -
powiedział Polskiemu Radiu Ryszard Czarnecki z Prawa i Sprawiedliwości. A
Marek Siwiec z SLD dodał, że może wskazać wiele przykładów, gdzie różne
partie, czując wspólnotę interesu, dobrze ze sobą współpracują.
Polscy europosłowie wspólnie pracowali na przykład nad unijnymi przepisami
dotyczącymi bezpieczeństwa energetycznego. Teraz szykują się do obrony w
nowym, unijnym budżecie pieniędzy na wsparcie biednych regionów - tym
bardziej, że już pojawiają się pomysły cięć w wydatkach. - Jak się
natychmiast nie zareaguje, to potem nic już nie można zrobić - podkreśla
Danuta Huebner z Platformy Obywatelskiej.
Nie ma jednak zgody polskich deputowanych w sprawie współpracy z białoruskim
parlamentem. Europosłowie z Platformy i PiS- chcą rozmawiać tylko z opozycją
pozaparlamentarną, bo ostatnie wybory nie spełniły demokratycznych
standardów. Europosłowie z SLD uważają zaś, że skoro Unia Europejska
rozmawia z rządem w Mińsku, to należy zapraszać też białoruskich
deputowanych.
(IAR)
Niedziela,
2010-06-06
Rosjanie oburzeni zarzutami ws. Przewoźnika
Jako "bluźniercze" i "cyniczne" określiło MSW Rosji oskarżenia o ograbienie
Andrzeja Przewoźnika, jednej z ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, wysunięte
wobec funkcjonariuszy smoleńskiego OMON-u, oddziału specjalnego milicji.
"Informacje o tym, rozpowszechnione przez niektóre media, nie odpowiadają
rzeczywistości. Nikt z pracowników smoleńskiej milicji nie został zatrzymany
w związku z opisanymi czynami" - oświadczyło MSW Federacji Rosyjskiej.
Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował rano, że aresztowano trzech
funkcjonariuszy smoleńskiego OMON-u, którzy bezpośrednio po katastrofie
polskiego Tu-154M okradli konto Przewoźnika, posługując się jego kartami
kredytowymi. - Błyskawicznie, także dzięki współpracy Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego i służb specjalnych Rosji, zostali zatrzymani trzej
funkcjonariusze OMON-u, którzy tego haniebnego czynu się dopuścili -
oznajmił Graś w Radiu Zet. Dodał, że sprawcy czekają już w areszcie na
proces i wyrok.
Wypowiedź rzecznika polskiego rządu przytoczyły m.in. agencja RIA-Nowosti i
radio Echo Moskwy.
MSW Rosji podkreśliło, że "funkcjonariusze smoleńskiej milicji byli wśród
pierwszych, którzy przybyli na miejsce tragedii, a także od samego początku
brali aktywny udział w usuwaniu skutków katastrofy i zapewnianiu
bezpieczeństwa w miejscu wypadku".
Rosyjskie ministerstwo podało, że na miejscu katastrofy w pierwszych dniach
pracowało około 1 tys. milicjantów, w tym 400 funkcjonariuszy smoleńskiego
Urzędu Spraw Wewnętrznych, służby patrolowo-prewencyjnej, OMON-u i OMSN-u (innego
oddziału specjalnego milicji), a także GIBDD (milicji drogowej).
W zabezpieczaniu miejsc katastrof zwykle uczestniczą też żołnierze wojsk
wewnętrznych MSW Rosji.
"Działania smoleńskiej milicji na każdym powierzonym jej odcinku doczekały
się pozytywnych ocen. Z postawionymi zadaniami funkcjonarisze poradzili
sobie godnie. Uwag pod ich adresem nie było" - oznajmiło MSW FR.
Przypomniało, że pełniący obowiązki prezydenta Polski, marszałek sejmu
Bronisław Komorowski, nadał czterem smoleńskim milicjantom wysokie
odznaczenia państwowe za ich pracę przy likwidowaniu następstw katastrofy i
wyjaśnianiu jej okoliczności. "W związku z tym oskarżenia wysunięte wobec
smoleńskich milicjantów wyglądają tym bardziej bluźnierczo i cynicznie" -
oceniło MSW FR.
Wcześniej zarzutom pod adresem funkcjonariuszy smoleńskiego OMON-u
zaprzeczył Urząd Spraw Wewnętrznych w Smoleńsku. Cytowany przez radio Echo
Moskwy zastępca szefa tamtejszego USW Nikołaj Turbowiec oświadczył, że
nieprawdą jest zarówno to, że milicjanci zostali zatrzymani, jak i to, że
pracownicy organów ochrony prawa dopuścili się jakichkolwiek przestępstw,
związanych z ich pracą na miejscu katastrofy.
Warszawska prokuratura okręgowa prowadzi śledztwo w sprawie kradzieży kart
Przewoźnika na podstawie materiałów wyłączonych przez prokuraturę wojskową
ze śledztwa dotyczącego katastrofy pod Smoleńskiem. Wynikało z nich, że
skradziono dwie karty kredytowe Przewoźnika, a z jednej z nich wypłacono ok.
6 tys. zł już 2 - 3 godziny po katastrofie.
Rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska poinformowała, że Rosjanie
zatrzymali w sprawie kradzieży kart kredytowych czterech żołnierzy
zabezpieczających miejsce katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem.
Jerzy Malczyk (PAP)
Brat ks. Popiełuszki: mam raka, żyję dzięki Jerzemu
Ciągle czujemy jego obecność, bardzo pomaga nam w przezwyciężaniu chorób –
opowiadają najbliżsi ks. Jerzego Popiełuszki. Rodzina zamordowanego w PRL
duchownego wybiera się do Warszawy na uroczystości związane z beatyfikacją
księdza i wspomina go w rozmowie z Wirtualną Polską.
Gdyby żył, we wrześniu skończyłby 67 lat. Przyjaciele wspominają go jako
dobrego, serdecznego, wesołego. Lubił żartować, przebywać z młodzieżą i
ścigać się samochodem. Choć za życia był prześladowany przez funkcjonariuszy
Służby Bezpieczeństwa to zawsze starał się być o krok przed nimi. – Gdy do
nas dzwonił ostrzegał: „Uważajcie, bo wrona siedzi na drucie” – wspomina
Alfreda Popiełuszko, bratowa ks. Jerzego.
Józef Popiełuszko ciągle wspomina brata. Mówi o nim „ksiądz Jerzy”. Dlaczego
nie po imieniu, tak jak dawniej? – Kiedyś zwracaliśmy się do niego normalnie:
„Jurek”, ale po jego śmierci wszystko się zmieniło. Od tamtej pory mówimy z
szacunkiem „ksiądz Jerzy”. Inaczej już nie potrafimy – opowiada pan Józef.
Żyjący brat ma ciągle w głowie slajdy z dzieciństwa. – To był normalny brat
i kolega, niczym się nie wyróżniał. Dzieliła nas niewielka różnica wieku,
więc mieliśmy wspólnych znajomych i zabawy. Pamiętam, że interesował się
samochodami. Zanim jednak ciocia mu kupiła auto, upłynęło wiele lat. W
dzieciństwie ścigaliśmy się na rowerach – opowiada Józef.
Oprócz Boga i Kościoła, księdzu Jerzemu zawsze najbliżsi byli ludzie, to
była jego największa pasja - przyznają bliscy ks. Popiełuszki. – Miał
charyzmę, potrafił pociągać za sobą tłumy. Opiekował się prześladowanymi
przez system. To było niewiarygodne – opowiada brat. Jaka była tajemnica
doskonałych relacji ks. Jerzego z ludźmi? – Mówił prawdę i zawsze był blisko
nich. Na jego Msze za Ojczyznę przyjeżdżały tysiące ludzi z całej Polski.
Nazwali go nawet „małym papieżem” – wspomina bratowa.
Przyjaciele i znajomi nieodstępowali na krok „Popiełucha” – jak się do niego
często zwracali. – Rzadko go odwiedzaliśmy, bo mieszkaliśmy na Podlasiu,
daleko od Warszawy. Gdy jednak nadarzyła się okazja i udało nam się, ksiądz
Jerzy musiał wypraszać znajomych z domu, bo nie pomieścilibyśmy się wszyscy.
A gdy nas odwiedzał, to zawsze na krótko, bo spieszył się do „swoich” –
dodaje bratowa.
Alfreda Popiełuszko pierwszy raz zobaczyła ks. Jerzego na swoim ślubie w
1968 roku. - Ks. Jerzy służył wówczas w wojsku. Mój przyszły mąż pojechał
zapytać czy dostanie przepustkę. Powiedzieli, że jeśli ślub odbędzie się w
Wielkanoc to go puszczą. Szybko więc załatwiliśmy formalności i udało się
zorganizować przyjęcie w wyznaczonym terminie. Jak go zobaczyłam w kościele
pomyślałam, że jest skromny i... strasznie chudy w tym wojskowym ubraniu.
Nie wyglądał mi na przyszłego kapłana – śmieje się pani Alfreda.
Ks. Popiełuszko uwielbiał dzieci. – Po ślubie urodziłam dwójkę dzieci.
Ksiądz Jerzy przepadał za nimi, zawsze gdy przyjeżdżał przywoził im słodycze
i brał na ręce – opowiada pani Alfreda. Ksiądz Jerzy przepadał też za
kuchnią mamy Marianny a szczególnie za plackami ziemniaczanymi i chlebem,
który piekła. Nie zawsze jednak miał okazję zjeść choć kawałek - wolał
podzielić się nim w warszawskimi przyjaciółmi lub rozdać potrzebującym.
Choć funkcjonariusze SB nie odstępowali go na krok, starał się nie okazywać
zniecierpliwienia i niepokoju. – Nigdy nie uskarżał się na los, raczej śmiał
się z funkcjonariuszy, którzy go śledzili. Często mówił: „ Z kim oni walczą,
z Bogiem? Mogą mnie zabić, ale nie zniewolą mojej duszy” – wspomina bratowa
tragicznie zmarłego księdza.
Ks. Popiełuszko był znany z oryginalnych przebrań, które pozwalały mu zmylić
śledzących go funkcjonariuszy. – Ciągle miał nowe ubrania i peruki. Pamiętam
jak ostatni raz, gdy byliśmy u niego w sierpniu 1984 ro'ku, powiedział: „Teraz
jesteśmy razem, ale po mszy jedźcie, bo muszę się ukryć. Zawsze
zastanawialiśmy skąd była w nim siła, aby ciągle uciekać – mówi pani Alfreda.
27-letnia Agnieszka Boguszewska, siostrzenica ks. Popiełuszki miała zaledwie
rok, kiedy zamordowano jej wuja. O tym, jakim był człowiekiem dowiadywała
się od rodziny, z książek i filmów. Już będąc dzieckiem ks. Jerzego
przedstawiano Agnieszce za wzór. – Członkowie rodziny modlą się do niego,
powierzają w trudnych, związanych z cierpieniem życiowych doświadczeniach -
mówi Agnieszka. Jego beatyfikacja dla nas wszystkich jest wielkim przeżyciem.
To radość i duma mieć w rodzinie taką osobę. To również zobowiązanie do
wypełniania jego dewizy życiowej „zło dobrem zwyciężaj”.
Bliscy księdza Jerzego mówią, że cały czas czują obecność ks. Jerzego i
wiele mu zawdzięczają. – On się nami opiekuje, a my doświadczamy jego cudów
– mówi Alfreda Popiełuszko.
Na dowód tego, że od momentu śmierci ks. Jerzego, dzieją się cuda, pan Józef
opowiada o swojej chorobie. – Od 11 lat walczę z rakiem złośliwym języka.
Mam narośl wielkości orzecha włoskiego, ale przerzutów na szczęście nie mam.
Od momentu diagnozy cały czas się modlę. Lekarze dziwią się, że jeszcze żyję...
– opowiada Józef Popiełuszko. Brat zmarłego księdza wspomina też historię
swojej mamy – Marianny. - Mama, jeszcze za życia Jerzego miała wodę w
kolanie i ledwo chodził. Chcieli ją operować, ale się nie zgodziła. Po
śmierci uklękła przy grobie mojego brata i nagle kolano pękło. Od tamtego
momentu nie ma śladu po wodzie, więc chyba coś, w tym jest – przekonuje
Józef.
Rodzina zmarłego jest przekonana, że pamięć o księdzu będzie utrwalana przez
kolejne pokolenia. – On był wyjątkowy, Polacy zapamiętają go na zawsze –
podsumowuje Józef.
Ks. Jerzy Popiełuszko został zamordowany 19 października 1984 roku. Gdy
wracał wraz z kierowcą z Bydgoszczy do Warszawy został napadnięty i
uprowadzony przez funkcjonariuszy Samodzielnej Grupy "D" Departamentu IV MSW.
Kierowca zdołał uciec, a księdza Jerzego wrzucono do bagażnika i wywieziono.
Jak się później okazało był torturowany, a ciało wyłowiono z Wisły niedaleko
Włocławka dopiero 30 października.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska; współpraca: Anna Kalocińska,
Wirtualna Polska (wp.pl)
Relikwie ks. Popiełuszki złożone w Świątyni Opatrzności
Relikwie błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki zostały złożone w
Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Spoczęły w Panteonie Wielkich
Polaków w podziemiach świątyni.
Złożenie relikwii poprzedziło nabożeństwo, podczas którego po raz pierwszy
odśpiewano litanie do błogosławionego ks. Popiełuszki. "() Błogosławiony
Jerzy Męczenniku módl się za nami, Odważny wyznawco Chrystusa módl się za
nami; () Wrażliwy na los pokrzywdzonych módl się za nami; Dobry pasterzu
ludzi pracy módl się za nami; Uczący zło dobrem zwyciężać módl się za nami;
Wzywający do męstwa i solidarności módl się za nami; Broniący wartości
ewangelicznych módl się za nami" - mówili zgromadzeni.
Relikwie ks. Jerzego dotarły do Wilanowa w procesji, która przeszła ulicami
miasta dwunastokilometrową trasę z pl. Piłsudskiego. Prowadzili ją kolejno -
bp Piotr Jarecki, bp Tadeusz Pikus, ks. Maciej Zieliński i abp Kazimierz
Nycz. Na poszczególnych odcinkach relikwie, złożone w szklanej szkatule, i
obraz beatyfikacyjny namalowany przez lubelskiego artystę Zbigniewa Kotyłłę
niosły osoby reprezentujące różne środowiska i parafie.
W procesji szły dziesiątki pocztów sztandarowych, m.in. organizacji
związkowych, zakładów pracy - w tym górnicy i hutnicy, samorządów oraz
drużyn harcerskich. W kolumnie podążała orkiestra, za nią ulicą i chodnikami
po obu stronach jezdni postępowali wierni. Wielu uczestników spontanicznie
śpiewało pieśni religijne i modliło się. We wszystkich kościołach mijanych
przez procesję biły dzwony.
W Wilanowie procesję przywitano oklaskami. Metropolita warszawski abp
Kazimierz Nycz porównał ją do powrotu do stolicy relikwi św. Andrzeja
Boboli, przed II wojną światową (w czerwcu 1938) r. Abp Nycz ocenił, że
liczba osób, które wytrwale szły w procesji, świadczy o ich wierze. -
Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko chwycił nas za serca - mówił.
Według szacunków Centrum Opatrzności Bożej, w procesji z placu Piłsudskiego
wyruszyło ok. 100 tys. osób, na Pola Wilanowskie dotarło ok. 15 tys.
wiernych. - Chciałbym was prosić, żebyście byli przywiązani do osoby nowego
błogosławionego, ale także do tego miejsca, do wotum narodu - Świątyni
Opatrzności Bożej - wzywał abp Nycz.
Prymas-senior kard. Józef Glemp przypomniał, że ks. Popiełuszko bronił
Kościoła "przed ówczesnymi naciskami przeciwko wolności". Jak podkreślał,
jego relikwie spoczną wśród innych, którzy "rozsławili imię Polski".
Panteon Wielkich Polaków znajduje się w dolnej części Świątyni Opatrzności.
Umieszczono w nim symboliczny grób papieża Jana Pawła II. Pochowani są tam
m.in.: ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, pierwszy po
1989 r. minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski, poeta ks. Jan
Twardowski.
W przyszłości relikwie ks. Jerzego będą umieszczone w jednej z czterech
kaplic górnego kościoła - w kaplicy męczenników. W kolejce do miejsca, gdzie
spoczęły relikwie, ustawiła się wieczorem kilkusetosobowa kolejka.
Przed procesją, na pl. Piłsudskiego odbyła się uroczysta msza święta,
podczas której ogłoszono ks. Jerzego Popiełuszkę błogosławionym.
"Spełniając życzenie naszego brata Kazimierza Nycza, arcybiskupa
warszawskiego, jak również wielu innych braci w biskupstwie oraz licznych
wiernych, za radą Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, naszą władzą apostolską
zezwalamy, aby odtąd czcigodnemu słudze bożemu Jerzemu Popiełuszce,
prezbiterowi i męczennikowi, wytrwałemu i niestrudzonemu świadkowi Chrystusa,
który zwyciężył zło dobrem aż do przelania krwi, przysługiwał tytuł
błogosławionego" - napisał papież Benedykt XVI w liście apostolskim, który w
języku włoskim odczytał przewodniczący uroczystościom prefekt Kongregacji
Spraw Kanonizacyjnych, abp Angelo Amato.
List został także odczytany w języku polskim przez abp. Nycza. Zgodnie z
postanowieniem papieża, święto błogosławionego ks. Popiełuszki będzie
obchodzone corocznie 19 października, czyli w dniu jego śmierci.
Następnie homilię wygłosił arcybiskup Angelo Amato. Polskie tłumaczenie jego
homilii odczytał sekretarz KEP bp Stanisław Budzik.
- Beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki, to wielki dar dla wielkiego narodu,
którego księga świętości wzbogaca się o kolejną szczególną kartę -
podkreślił abp Angelo Amato. - Poprzez wyniesienie do chwały ołtarzy
błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki Ojciec Święty Benedykt XVI mówi do
Kościoła w Polsce: "Patrz, oto syn twój żyje" - dodał. Jak przypomniał
watykański hierarcha, ks. Jerzy zachęcał robotników, aby nie uciekali się do
nienawiści i zemsty, ale dążyli do zgody i pokoju. - Módlmy się, byśmy byli
wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy
- cytował słowa ks. Popiełuszki. Abp Amato zaznaczył też, że ofiara nowego
błogosławionego "nie była porażką", gdyż przyczyniła się do nawrócenia wielu
osób.
- Bardzo wzruszające jest świadectwo mamy naszego błogosławionego, pani
Marianny Popiełuszko: "Mój syn, ks. Jerzy, był przez całe życie człowiekiem
głęboko wierzącym. Kiedy służył w wojsku, odmawiał różaniec pomimo zakazu
dowódcy. Nigdy nie słyszałam, by żalił się na Pana Boga. Starał się
przyjmować wyrządzane nieprzyjemności w duchu wiary i z miłości do Pana Boga"
- dodał.
Wysłannik Benedykta XVI podkreślił również, że ks. Popiełuszko nie wykazywał
wrogości wobec swoich przeciwników i oprawców. - W kazaniach wzywał do zgody.
Jego dewizą były słowa św. Pawła: "Zło dobrem zwyciężaj" - zaznaczył
arcybiskup.
Ustroje polityczne przemijają, pozostawiając jedynie zniszczenia, podczas
gdy Kościół wraz ze swoimi synami pozostaje, aby wspomagać ludzkość - dodał
abp Amato. Duchowny podkreślił, że prawdy ewangeliczne były wiernie
realizowane przez ks. Jerzego, mimo że "zadawano gwałt jego kapłańskiemu
sumieniu i prześladowano go aż do kresu jego życia".
- W obliczu odradzających się prześladowań skierowanych przeciwko Ewangelii
i Kościołowi, ponadczasowym przesłaniem, jakie musi rozbrzmiewać dzisiaj w
naszych sercach, jest to, które wyraził Ojciec Święty Benedykt XVI,
przedstawiając syntezę męczeńskiego świadectwa błogosławionego Jerzego
Popiełuszki. Papież mówi, że nowy błogosławiony był kapłanem i męczennikiem,
wytrwałym oraz niestrudzonym świadkiem Chrystusa: on zło dobrem zwyciężył,
aż do przelania krwi - przypomniał watykański hierarcha.
Uroczystą mszę świętą na pl. Piłsudskiego w Warszawie koncelebrowało około
100 biskupów i 1600 kapłanów z kapłanów z kraju i zagranicy. Obecna była
matka ks. Jerzego Marianna Popiełuszko, która przed rozpoczęciem mszy św.
poprowadziła modlitwę różańcową. Na uroczystości przyjechało ponad 3000
księży, obecny jest kard. Wiliam Levada prefekt Kongregacji Nauki Wiary. W
mszy beatyfikacyjnej brało udział ok. 140 tys. wiernych - wynika z danych
policji. Pogotowie udzieliło pomocy ponad 30 osobom. W kolejce do miejsca,
gdzie spoczęły relikwie nowego błogosławionego, ustawiła się w niedzielę
wieczorem kilkusetosobowa kolejka.
Na mszę przybyli m.in. premier Donald Tusk, marszałkowie: Sejmu Bronisław
Komorowski i Senatu Bogdan Borusewicz, b. prezydent Lech Wałęsa, b. premier
Tadeusz Mazowiecki, prezes PiS Jarosław Kaczyński, przewodniczący PE Jerzy
Buzek.
Ks. Jerzy Popiełuszko, kapelan Solidarności i duszpasterz służby zdrowia
został zamordowany przez SB 19 października 1984 roku. Na mszę
beatyfikacyjną diecezje z całej Polski zamówiły 200 tysięcy kart wstępu;
wielu pielgrzymów przybyło też bez takich kart.
(PAP)
Sobota, 22010-06-05
Polski robot prowadzi w konkursie na pustyni Utah
Białostocko-toruński łazik marsjański wysunął się na prowadzenie. Po
pierwszym dniu konkursu University Rover Challenge rozgrywanego na pustyni
Utah, robot "Magma" zdeklasował rywali ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i
Włoch. 11 drużyn konstruktorskich rywalizuje o to, który robot lepiej
spisałby się na Marsie.
W konstrukcji polskiego łazika sprawdziło się wykorzystanie lekkich, jasnych
elementów, odbijających światło. Kiedy pozostałe łaziki miały problemy z
przegrzewającymi się mechanizmami, polski łazik doskonale poradził sobie w
ekstremalnym pustynnym terenie i zakończył wykonanie zadania 19 minut przed
czasem. Dodatkowo, podczas pierwszego etapu konkursu, który polegał na
rozpoznaniu terenu, dość dobrze sprawdziło się wykorzystanie kolejnego
polskiego wynalazku - algorytmu RODM, czyli specjalnego kodu, który
dwuwymiarowe fotografie potrafi przełożyć na trójwymiarowy obraz.
Podczas drugiego etapu konkursu, zadaniem robotów będzie pomoc rannemu
astronaucie. Rezultatom bacznie przyglądają się naukowcy z NASA, bo
zwycięska konstrukcja być może zostanie wykorzystana podczas prawdziwej,
załogowej misji na Czerwoną Planetę.
Konstruktorami "Magmy" są studenci z Politechniki Białostockiej i
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pomysłodawcą i głównym
projektantem robota jest białostoczanin Wojciech Głażewski.
(IAR)
Kandydaci na wiecach, spotkaniach, konwencjach
Wiece kandydatów na prezydenta dwóch największych partii odbyły się w
województwie lubuskim i na Mazurach. Pozostali kandydaci także spędzili
dzień na spotkaniach wyborczych w różnych miejscach Polski.
Jarosław Kaczyński na granicy polsko-niemieckiej
Jarosław Kaczyński przypomniał w Słubicach na granicy polsko-niemieckiej, że
za rządów Prawa i Sprawiedliwości Polska przystąpiła do strefy Schengen.
Kandydat PiS na prezydenta powiedział, że nasza obecność w Unii zmieniła tez
relacje polsko-niemieckie. Przypomniał, że były one trudne, szczególnie w XX
wieku. - Ale to jest przeszłość i musimy o tym pamiętać, ale musimy przede
wszystkim budować przyszłość" - powiedział. Jarosław Kaczyński podkreślił,
że budowa przyszłości z naszymi zachodnimi sąsiadami to przede wszystkim
nawiązywanie kontaktów miedzy ludźmi. Zdaniem kandydata PiS na prezydenta
szczególnie ważne kontakty są pomiędzy młodzieżą. Chodzi o obalanie
stereotypów i budowanie nowego wizerunku obu narodów.
Jarosław Kaczyński powiedział też, że Niemcy są największym partnerem
gospodarczym Polski w tej części Europy. Podkreślił, że w naszym interesie
jest, aby zacieśniać dwustronne stosunki. Leży to - jego zdaniem - również w
interesie Niemiec.
Jarosław Kaczyński mówił również o sukcesach gospodarczych Niemiec. - To był
wynik przede wszystkim przyjęcia przez mądre władze mądrej polityki rynkowej
- powiedział. Dodał, że tego typu sukces gospodarczy możliwy jest również w
Polsce. - Musimy wiedzieć, że w sposób przemyślany możemy odnieść sukces, ja
wierze w polski sukces - mówił Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS zaapelował do rządu o znowelizowanie budżetu i uwzględnienie w
nim środków na pokrycie strat powodzi. Według PiS, rząd nie dysponuje
odpowiednimi kwotami, a na pokrycie strat potrzeba co najmniej 5 miliardów
złotych. PiS nie chce jednak zwiększenia deficytu budżetowego.
Kaczyński mówił, że należy pomóc tym, których zalała woda tym, którzy tracą
domy z powodu osuwisk i tym, co tracą plony. Przypomniał, że w 1997 roku za
rządów SLD w tej fazie powodzi budżet był już znowelizowany.
Jarosław Kaczyński domaga się również przywrócenia inwestycji
przeciwpowodziowych, które były już przygotowane i zatwierdzone przez Unie
Europejska. Chodzi o listę projektów przygotowanych w 2007 roku przez
minister rozwoju regionalnego w rządzie Jarosława Kaczyńskiego Grażynę
Gęsicką. Większość z tych propozycji została wykreślona przez rząd PO-PSL.
Komentując ten fakt prezes PiS-u powiedział, odnosząc się do rządu Donalda
Tuska, ze trzeba się przyznać do błędnych decyzji i je zmienić.
Bronisław Komorowski na Rajdzie Polski w Mikołajkach
Odnosząc się do wypowiedzi swojego konkurenta, kandydat PO Bronisław
Komorowski oświadczył, że nie ma potrzeby nowelizacji budżetu w związku z
powodzią. Marszałek podkreślił, że inicjatywa w sprawie takich działań
należy do rządu. Zdaniem Bronisława Komorowskiego, takie wypowiedzi jak
wezwania do nowelizacji budżetu "osłabiają morale w państwie", zmagającym
się z powodzią. Marszałek Sejmu zapowiedział, że w przyszłym tygodniu zgłosi
projekt specjalnej ustawy przeciwpowodziowej. Ma ona pozwolić na
uproszczenie przepisów, dotyczących wykupu gruntów pod budowy
hydrotechniczne.
Zdaniem Komorowskiego, projekty ustaw autorstwa PiS maja charakter
propagandowy i są w rzeczywistości luźnymi propozycjami pewnych rozwiązań.
Kandydat PO był gościem 67. Rajdu Polski w Mikołajkach, gdzie spotkał się z
ratownikami WOPR i mieszkańcami miasta.
Nawiązując do słów Jarosława Kaczyńskiego, który apelował o zakończenie
wojny polsko-polskiej, Bronisław Komorowski podkreślił, ze teraz nadszedł
czas na czyny. Marszałek przyznał, ze Polsce jest potrzebny okres spokoju i
współpracy po sporach "o samolot, o krzesło".
Marszałek Sejmu wierzy w polityczne porozumienie, które pozwoli jak
najszybciej wybrać prezesa banku centralnego.
Bronisław Komorowski kolejny raz potwierdził, ze nie będzie zwlekał z
decyzją dotyczącą sprawozdania KRRiTV. Zapowiedział, że jeśli odrzuci je
Sejm, nie widzi powodów, dla których miałby przedłużać działalność Rady.
Małgorzata Kidawa-Błońska z Platformy Obywatelskiej nie jest zaniepokojona
najniższym od dwóch miesięcy wynikiem Bronisława Komorowskiego w sondażach
poparcia. Rzeczniczka prasowa kampanii Komorowskiego wierzy, że marszałek
Sejmu może wygrać wybory w pierwszej turze.
Zdaniem posłanki PO, sondaże pokazują jedynie tendencje, którym ulegają
wyborcy. Małgorzata Kidawa-Błońska odnosząc się do wyników poparcia swojej
partii powiedziała, że Platforma, jak na ugrupowanie, które rządzi trzy lata,
ma świetne wyniki.
Waldemar Pawlak w zalanym przez powódź Dobrzykowie
Kandydat PSL na prezydenta Waldemar Pawlak odwiedził Dobrzyków koło Płocka
zalany przez powódź w maju. Uważa on, że należy skupić się na ratowaniu
dobytku osób z terenów zagrożonych powodzią, a nie dyskutować nad
nowelizacja budżetu. Pawlak powiedział, że nawet jeśli doszłoby do zmian w
ustawie budżetowej, to i tak zaczną one obowiązywać za jakiś czas. Tymczasem
ludziom potrzebna jest pomoc jak najszybciej - podkreśla wicepremier.
Marek Jurek na konwencji wyborczej w Kielcach
W Kielcach odbyła się świętokrzyska konwencja wyborcza Marka Jurka. Kandydat
Prawicy Rzeczypospolitej na prezydenta uważa, ze nie można rezygnować z
programu IV Rzeczypospolitej. Jego zdaniem, nadzieja 2005 roku jest
potrzebna tysiącom Polaków. Fakt, że takie instytucje, jak CBA czy IPN są
dziś atakowane to nie jest powód , by wycofywać się z projektu IV RP. To
raczej powinna być zachęta, aby jej bronic - powiedział Marek Jurek.
Zaznaczył, ze trzeba budować silną pozycje Polski w Europie i dążyć do
stworzenia prawdziwie partnerskich stosunków z sąsiadami. Europa potrzebuje
Polski jako rzecznika solidarności - oświadczył kandydat Prawicy
Rzeczypospolitej na prezydenta. W tym kontekście skrytykował gabinet Donalda
Tuska za brak poparcia dla Włoch, które stanęły w obronie krzyża.
Marek Jurek wezwał do debaty wyborczej lidera Sojuszu Lewicy Demokratycznej
Grzegorza Napieralskiego. Sztaby obu kandydatów mają rozmawiać w tej sprawie
za kilka dni - kiedy uspokoi się sytuacja powodziowa.
Konrad Morawiecki w siedzibie Naczelnej Organizacji Technicznej Warszawie
Kornel Morawiecki na swej konwencji wyborczej wezwał do obalenia porządku
wynikającego z umowy "okrągłego stołu".Spotkanie odbyło się w warszawskiej
siedzibie Naczelnej Organizacji Technicznej.
Wypowiedzi kandydata na prezydenta mówiącego o tym, ze Polska jest
demokracja bez demokracji, a elity służą partyjniactwu i kolesiostwu,
towarzyszył huk przewracanego, rzeczywistego okrągłego stołu. Happening
został owacyjnie przyjęty przez zebranych.
Kornel Morawiecki, nawiązując do hasła wyborczego Jarosława Kaczyńskiego "Najważniejsza
jest Polska", pytał retorycznie, czy tak jest naprawdę. Wyjaśniał, że są
rzeczy większe - Europa i świat - ale i od świata są rzeczy większe i
ważniejsze: dobro, prawda, Bóg.
Tomasz Sokolewicz z Konfederacji Polski Niepodległej ogłosił poparcie KPN-u
dla kandydatury Kornela Morawieckiego. Poparcia Kornelowi Morawieckiemu
udzieliła tez Balli Marzec ze Stowarzyszenia Polsko-Kazachskiego.
Janusz Korwin-Mikke przed Sądem Najwyższym w Warszawie
Janusz Korwin-Mikke powiedział, że polski wymiar sprawiedliwości wymaga
głębokiej naprawy. Zdaniem kandydata na prezydenta, przede wszystkim należy
wyeliminować korupcję, korzystając przy tym z rozwiązań sprawdzonych - jego
zdaniem - już przed kilkoma wiekami. W myśl tych założeń, sędziowie powinni
sądzić w miastach, z którymi nie są stale związani, a sprawy powinny być
przez nich losowane.
Te rozwiązania Janusz Korwin-Mikke chce zawrzeć w projekcie ustawy, który
zostanie przedstawiony w Sejmie. Projekt będzie nawiązywał do podobnego aktu
prawnego, który trafił już do parlamentu w 1993 roku.
Kandydat na prezydenta jest tez przekonany, ze reformy wymaga system
świadczenia usług prawniczych. Są one bardzo drogie, a przez to niedostępne
dla wielu Polaków. W tym celu - jak podkreśla Janusz Korwin-Mikke- trzeba
zlikwidować przywileje klasy adwokackiej, zwiększając liczbę prawników i
czyniąc ich usługi tańszymi dla przeciętnego obywatela.
W opinii Janusza Korwina-Mikkego, uzdrowieniu wymiaru sprawiedliwości służyć
tez będzie praktyka ścigania przestępstw w większym stopniu z oskarżenia
prywatnego niż publicznego.
(IAR)
Premier: na razie nie ogłaszamy stanu klęski żywiołowej
Po zakończeniu posiedzenia rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego premier
Donald Tusk oświadczył, że choć w niektórych rejonach kraju woda przybiera
szybciej niż się spodziewano, nie zostanie na razie ogłoszony stan klęski
żywiołowej.
- Dzisiaj ja bym takiej decyzji nie rekomendował Radzie Ministrów, tym
bardziej, że stan klęski żywiołowej jest potrzebny po to, żeby de facto
zabrać władzę samorządom i żeby przejęła ją administracja rządowa np.
dlatego, że są problemy ewakuacyjne - powiedział Tusk.
- Chociaż mamy klęskę żywiołową, nie ma potrzeby wprowadzania takich
parawojskowych rządów w tej chwili - zaznaczył. Szef rządu zwrócił też uwagę,
że ogłoszenie takiego stanu wiązałoby się z koniecznością przełożenia
wyborów prezydenckich.
Jak zauważył, gotowość do ewakuacji jest obecnie znacznie większa niż to
miało miejsce przy pierwszej fali powodziowej. - Ludzie na tych terenach w
dużo większym stopniu rozumieją stan zagrożenia. Także wszystkie służby
szybciej działają, chociaż mamy do czynienia ze zmęczeniem materiału
ludzkiego - powiedział.
Premier przyznał jednak, że obecna sytuacja jest bardzo trudna. Dotyczy to
zwłaszcza okolic Sandomierza. Poinformował, że woda podeszła do samej
krawędzi opaski wałowej, która miała ochronić prawobrzeżny Sandomierz,
Tarnobrzeg od strony Sandomierza oraz miejscową hutę szkła.
- Jeśli ta opaska nie wytrzyma, to jeszcze nie dotyczy bezpośrednio huty.
Natomiast jej przerwanie może spowodować, że szybkiemu podmywaniu będzie
ulegać prowizoryczna tama, która jest zabezpieczeniem huty przed Wisłą. To
może oznaczać dla huty poważny problem - powiedział Tusk pytany o los
sandomierskiego zakładu.
- Niewykluczone, że trzeba będzie tam skoncentrować jeszcze większe siły i
być może pracować całą noc, bo sytuacja jest graniczna - zapowiedział
premier.
Dodał, że sytuacja w innych województwach jest wyraźnie lepsza, chociaż na
Podkarpaciu osuwiska zasypują drogi. - Podejmiemy decyzje wspólnie z rządem
Słowacji w sprawie objazdów, ponieważ m.in. droga, która prowadzi do
Rzeszowa ze Słowacji jest zablokowana - powiedział.
Tusk poinformował, że prognozy pogody wskazują na możliwość ulewnych deszczy
na południu kraju także w przyszłym tygodniu. - Nikt z ekspertów nie
odnotował w historii tak mokrej drugiej połowy maja i początku czerwca -
podkreślił.
(PAP)
Specjalna pomoc rządu dla największych ofiar powodzi
Co najmniej 13 gmin, które najbardziej ucierpiały w powodzi, zostanie
objętych specjalnym rządowym programem pomocy - zapowiedział w Sandomierzu
premier Donald Tusk.
- Będziemy budowali odrębne projekty dla tych gmin, by każdy jak najszybciej
miał znowu gdzie mieszkać - dodał szef rządu.
Premier podkreślił, że pomoc będzie skierowana do miejsc, gdzie duża pomoc -
do 100 tys. zł - na odbudowę domu nie wystarczy. - Wydzielamy te gminy -
miejsca osuwiskowe, czy te dotknięte wielotygodniową, totalną klęską,
zatopieniem wielu domów - mówił Tusk.
- Ci, którzy stracili domostwa i trzeba ich np. przenieść lub wybudować całą
część osiedla czy osady - tam rządowe środki będą większe - mówił premier.
Dodał, że do tak "dużej ruiny" doszło m.in. w prawobrzeżnej części
Sandomierza.
Tusk ustosunkował się do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził,
że gdyby on był premierem, odszkodowania dla poszkodowanych byłyby wyższe. -
Niektórzy narzekają, że pomoc jest za duża, niektórzy, że za szybka.
Wolałbym żeby ludzie, którzy są zaangażowani - co szanuję - we własne cele
polityczne nie wtrącali się wtedy, kiedy nie potrafią pomóc. Niektórym się
wydaje - i mam wrażenie, że to też problem pana Kaczyńskiego - że można
wyremontować wał jak woda jeszcze stoi - mówił.
Wg premiera takie wypowiedzi bardzo dotykają ludzi, którzy ciężko pracują na
zagrożonych terenach. - Oni reprezentują tu, w tym miejscu państwo polskie,
bo: straż, wojewoda, samorząd to państwo polskie. Jestem o tym przekonany,
że robimy to, co jest możliwe w tych bardzo trudnych warunkach - podkreślał
Tusk.
Szef rządu zwrócił uwagę, że każdy ma własny pogląd na sprawy pomocowe. -
Każdy jest mądry, a widać w tych miejscach jak choćby tu w Sandomierzu, że
trzeba przede wszystkim ludzi do pracy, dobrej woli i odwagi, a nie
licytowania się i gadaniny - mówił premier.
W opinii Tuska, pracujący na zalanych terenach robią "wszystko co absolutnie
niezbędne". - Jak atakuje żywioł, a wtedy (podczas pierwszej fazy powodzi)
to naprawdę była niespotykana fala powodziowa, to nie dziwcie się, że ludzie,
instytucje nie działają jak w szwajcarskim zegarku, nigdzie na świecie tak
nie jest - zauważył.
- Mam pełne zaufanie do wszystkich, szczególnie do strażaków, do wojskowych
do policji, do wojewodów, samorządowców, bo nawet jeśli pierwsze godziny
były bardzo trudne, to oni dzisiaj stają absolutnie na wysokości zadania.
Prosiłbym tylko wszystkich, żeby nie przeszkadzali - mówił premier. Dodał,
że ma "pełne przekonanie", że pomoc jest tak duża i szybka jak to tylko
możliwe.
Wg Tuska nigdzie w Europie nie było tak szybkiej i tak dużej pomocy jak w
Polsce, szczególnie w postaci podstawowego zasiłku do 6 tys. zł.
Podkreślał, że jeździ w miejsca poszkodowane przez powódź razem z szefem
MSWiA Jerzym Millerem, szefem Państwowej Straży Pożarnej Wiesławem
Leśniakiewiczem i wojewodami po to, żeby dyscyplinować ludzi w terenie.
Tusk zapewniał też, że rzeczoznawcy, którzy maja decydować o większych
zasiłkach - do 100 tys. zł - na odbudowę zniszczonych domów, dotrą do
każdego z poszkodowanych. Każdy kto ma zrujnowany, dom otrzyma pieniądze.
- Uruchomiliśmy wszystkich rzeczoznawców, którzy są w dyspozycji rządu, ale
pracują w siedmiu województwach. W terenie rozproszonym - bo przede
wszystkim to teren wiejski. Rozumiem niecierpliwość, bardzo proszę o
elementarna wyrozumiałość. Pamiętajmy, że rzeczoznawca nie zawsze dotrze do
zalanego domu - mówił Tusk.
Podkreślił, że można sprzątać posesje nie czekając na rzeczoznawcę. - Jeżeli
mówimy o remoncie powyżej 20 tys., zł to rzeczoznawca będzie miał jasność
nawet wtedy, jeśli dom będzie wysprzątany, jeżeli taka strata jest -
zauważył.
Szef rządu stwierdził, że wójtowie, po wstępnym oszacowaniu strat, bez
żadnej dokumentacji np. fotograficznej ze strony poszkodowanych, powinni
wypłacać zapomogi do 6 tys zł. Nie jest potrzebna do tego pełna dokumentacja.
- Złe przyzwyczajenia niektórych wójtów czy pracowników ośrodków opieki
społecznej staramy się każdego dnia eliminować. Z tego co wiem postępuje to
coraz lepiej. Wójtowie obawiali się kontroli np. ze strony NIK, że
nieprawidłowo wydają pieniądze. Łamiemy to przyzwyczajenie, ten strach i
namawiamy do odpowiedzialności. My na pewno nie będziemy nikogo nasyłać z
tego tytułu, że podjął samodzielną decyzję o przyznaniu tego zasiłku -
podkreślił premier.
Tusk zapowiedział, że rząd na forum Unii Europejskiej będzie zabiegał o
zmiany dotyczące obszarów chronionych. - Jak będę jechał do Brukseli, to
będę już nie perswadował, tylko głośno krzyczał na temat obszarów
chronionych. Gdyby nie było drzew w międzywalu jak tutaj, które są chronione,
to woda byłaby niższa. Tak jest w całej Polsce - powiedział.
- Mam nadzieję, że ci najbardziej radykalni ekolodzy nie powariują w tej
kwestii, bo trzeba będzie bardzo solidarnie wytłumaczyć w Europie, że my w
międzywalach nie możemy mieć rezerwatów. Bo człowiek to też jest środowisko
naturalne - mówił Tusk
Premier odwiedził w Sandomierzu hutę szkła oraz strażaków, wojskowych i
pracowników zakładu, którzy od kilku dni umacniają wały na Wiśle przed
przejściem kolejnej fali kulminacyjnej na rzece. Umocnienia mają zapobiec
zalaniu przedsiębiorstwa - największego pracodawcy w mieście i dalszemu
zalewaniu prawobrzeżnej części Sandomierza.
(PAP) Piątek,
2010-06-04 "Możliwe,
że Rosjanie wiedzą więcej"
Kopie nagrań z czarnych skrzynek polskiego Tu-154, analizują równolegle dwa
zespoły ekspertów z Krakowa i Warszawy - powiedział szef MSWiA Jerzy Miller.
Odnosząc się do doniesień rosyjskich mediów, że polscy piloci zdecydowali
się na próbę lądowania, ponieważ byli pod "bezpośrednią presją", Miller
powiedział, iż możliwe jest, że Rosjanie wiedzą więcej, ale trzeba
cierpliwie poczekać na polski odczyt.
Przyznał, że takie rozwiązanie ma m.in. umożliwić specjalistom
skonfrontowanie ewentualnych wątpliwości. - To nie jest problem techniczny.
To nie jest tak, że te taśmy można włożyć do komputera i komputer będzie
przez jakiś czas nad nimi pracować. To jest żmudna praca, która jest sztuką
- podkreślił Miller, przewodniczący polskiej komisji wyjaśniającej przyczyny
katastrofy.
Jak dodał, specjaliści z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych i
Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w Warszawie otrzymali już kopie
nagrań. - Prace trwają, tu żadna zwłoka nie może mieć miejsca - powiedział.
W miniony poniedziałek szef MSWiA przywiózł z Rosji stenogram z rozmów
załogi, przygotowany przez tamtejszych ekspertów, a także kopie nagrań z
czarnych skrzynek samolotu, na podstawie których polscy specjaliści będę
mogli przygotować własne odczyty. Stenogram z Rosji został upubliczniony we
wtorek.
W rozmowie Miller powiedział, że na razie nie potrafi określić, kiedy
ujawnione zostaną pozostałe nagrania.
- Dlaczego jeden udostępniliśmy, a pozostałe nie? Pozostałe są po prostu dla
nas nieczytelne. Tylko fachowcy na razie potrafią wysupłać z tego to, co
jest treścią. To musi potrwać - zaznaczył.
Pytany, czy nagrania będą analizowane przez psychologa, podkreślił, że w
zespole, który je bada, "są osoby reprezentujące wiele branż". - W związku z
czym wszyscy, którzy są potrzebni do właściwego ich odczytania, będą do tego
włączeni - dodał.
Odnosząc się do doniesień rosyjskich mediów, że polscy piloci zdecydowali
się na próbę lądowania, ponieważ byli pod "bezpośrednią presją", powiedział,
że "tego nie da się odczytać ze stenogramu". - Trzeba słyszeć słowa, a nie
tylko znać ich treść. Możliwe, że Rosjanie wiedzą więcej, ale ja bym
cierpliwie poczekał na polski odczyt - dodał.
Przyznał też, że na razie trudno stwierdzić, czy eksperci zdołają odczytać
wszystkie informacje zawarte w nagraniach. - Chciałbym odpowiedzieć tak, ale
chce poczekać, ile uda się odczytać. Możliwe, że na początek mniej, a
później, swoją żmudną pracą, będą uzupełniali to pierwsze rozpoznanie -
powiedział Miller.
Zaznaczył, że chociaż w opublikowanym stenogramie przy niektórych
wypowiedziach jest adnotacja, że to głos szefa protokołu MSZ Mariusza Kazany,
jest to tylko poszlaka. Dodał, że rosyjscy eksperci uznali, iż może chodzić
o szefa protokołu MSZ po przeanalizowaniu listy pasażerów.
- Porównali z nią wypowiedź, w której pada słowo "dyrektor" i stwierdzili,
że w ten sposób powinno się zwracać do dyrektora Kazany. Ale jest to
poszlaka, a nie rozpoznanie. Poproszono dwóch polskich ekspertów, by to
potwierdzili i żaden tego nie zrobił - powiedział minister.
Dodał, że polscy specjaliści zajmą się również identyfikacją tego głosu.
Pytany, czy uczestniczyć w tym będą bliscy Kazany, podkreślił, że na razie
jest za wcześnie, by stwierdzić, kto będzie poproszony do współpracy.
Miller powiedział również, że osobiście rozmawiał z szefową rosyjskiego
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) Tatianą Anodiną o tym, w jakim
zakresie zostanie opublikowany przekazany Polsce stenogram. - Nie dlatego,
że tego wymaga prawo, ale dlatego, że tego wymaga dobre wychowanie. My
chcemy udowadniać, że warto było nam przekazać te materiały. Strony, które
nie szanują się wzajemnie, zazwyczaj dobrze nie pracują. My chcemy wspólnie
z Rosjanami wyjaśnić wszystkie okoliczności tego wypadku, dla uszanowania
pamięci tych, którzy w nim zginęli - podkreślił.
Ocenił, że współpraca z Rosjanami "jest dobra od samego początku". Jak
zaznaczył, już podczas identyfikacji ofiar katastrofy strona rosyjska
wykazała się dużą sprawnością organizacyjną, zapewniła też specjalistów,
którzy pracowali niemalże bez przerwy i zajęła się polskimi rodzinami
uczestniczącymi w tym procesie. - Także takiego przekazania stenogramu nie
znajdziemy w historii współpracy komisji badawczych wyjaśniających
okoliczności innych wypadków lotniczych. Wyszli poza standardowe reguły,
uznając nasze rację - zaznaczył Miller.
(PAP)
Tort i głośne "Sto lat" - młodzieżówka PO u Lecha Wałęsy
Tortem oraz odśpiewaniem Lechowi Wałęsie "Sto lat" uczciła grupa członków
stowarzyszenia Młodzi Demokraci 21. rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 r. Były
prezydent zaprosił młodzież do swojego ogrodu na rozmowę.
Około 30 członków młodzieżówki Platformy Obywatelskiej zjawiło się przed
domem Lecha Wałęsy przy ul. Polanki w Gdańsku. Zaopatrzona w biało-czerwone
balony i transparent z napisem "Jesteśmy dumni z Polski! 21 lat wolności",
młodzież podarowała Lechowi Wałęsie tort ze świeczkami w formie cyfry 21 i
odśpiewała "Sto lat". Dariusz Słodkowski, przewodniczący regionu pomorskiego
stowarzyszenia "Młodzi Demokraci" wręczając Wałęsie tort powiedział, że były
prezydent jest dla członków stowarzyszenia symbolem walki, która
doprowadziła do narodzin wolnej i niepodległej Polski.
Były prezydent zaprosił młodzież do ogrodu przed swoim domem na rozmowę. -
Zależy mi na waszych sukcesach, ale żeby były sukcesy, to trzeba dobrze
rozumieć, co się dzieje - mówił m.in. Wałęsa. - Te wybory, które uważamy za
wielkie zwycięstwo, muszę wam z przykrością powiedzieć, że to nie było
wielkie zwycięstwo. Oczywiście w sztafecie zdarzeń, w łańcuchu zdarzeń to
jest istotna rzecz, ale gdyby nie było kontynuacji, gdybyśmy zatrzymali się
na tym zwycięstwie, to byśmy byli przegrani - mówił Wałęsa do młodzieży
nawiązując do wyborów 4 czerwca 1989 roku.
Zapytany przez młodzież o to, czy - jego zdaniem, polskie rządy po 1989 roku
dobrze wykorzystały "szansę wolności", Wałęsa odpowiedział, że "kierunek
jest dobry". - Ja myślałem, że po zwycięstwie otworzymy szuflady i tam będą
rozwiązania. Okazało się, że nie - mówił Wałęsa dodając, że w pewnym
momencie był przerażony brakiem konkretnych pomysłów czy rozwiązań. - Nic
nie mieliśmy, trzeba było improwizować. I dlatego w tej improwizacji, w tym
stanie zastanym, wolność była ważniejsza - mówił Wałęsa.
Happening nawiązujący do wyborów z 4 czerwca 1989 roku odbył się też w
centrum Białymstoku. Był tort i baloniki z życzeniami. "Wolność", "Razem
'89", "Dziękujemy, że możemy tu być", "Prosimy o więcej" - m. in. takie
życzenia znalazły się na balonach, które zostały wypuszczone w niebo.
- Dzisiaj, 4 czerwca, w taki symboliczny sposób chcemy przypomnieć, że dla
nas, młodych, wolność jest bardzo podstawową sprawą, oddajemy taki mały
osobisty hołd osobom, dzięki którym możemy tu być - powiedział Dawid
Frąckiewicz, przewodniczący Projektu: Polska Białystok, które akcję
zorganizowało.
W piątek mija 21. rocznica wyborów z 4 czerwca 1989 r., które zakończyły się
wielkim zwycięstwem Solidarności. Ich konsekwencją był upadek komunizmu i
przemiany polityczne nie tylko w Polsce, ale również w całej Europie
Środkowo-Wschodniej. Wybory przeprowadzone 4 czerwca 1989 r. były rezultatem
porozumienia zawartego pomiędzy władzą komunistyczną a przedstawicielami
części opozycji i Kościoła podczas obrad Okrągłego Stołu.
(PAP)
Nagroda dla prof. Balcerowicza; "za wiedzę i odwagę"
Prof. Leszek Balcerowicz odebrał we Wrocławiu nagrodę im. Jana
Nowaka-Jeziorańskiego. Wręczając wyróżnienie dyrektor Zakładu Narodowego im.
Ossolińskich Adolf Juzwenko powiedział, że została ona przyznana "za wiedzę,
odwagę i skuteczność w przeprowadzeniu polskiej gospodarki od komunizmu do
kapitalizmu".
Odbierając nagrodę Balcerowicz opowiadał m.in. o przeprowadzonej na początku
lat 90. XX w. reformie gospodarczej. Ekonomista przyznał, że było wtedy do
podjęcia kilka szczególnie trudnych decyzji, m.in., na jakim poziomie
ustalić początkowy kurs złotego.
- Inflacja szalała, nie można było zrobić referendum czy szerokiej dyskusji.
Trzeba było się oprzeć trochę na intuicji oraz na radzie wąskiego grona
ekspertów. Największe problemy związane były z tym, nie do czego chcemy
dojść, ale jak to zrobić. Polska była wtedy pierwszym krajem na świecie,
który odchodził ze zbankrutowanego socjalizmu do gospodarki kapitalizmu.
Przecieraliśmy szlaki - zaznaczył.
Laureat dodał także, że Nowak-Jeziorański rozumiał potrzebę głębokiej
politycznej i gospodarczej transformacji w Polsce. - Co nieco ciągle zostało
nam do zrobienia, bo reformy nigdy się nie kończą. Teraz najważniejsze jest
uzdrowienie finansów naszego państwa. Musimy oddalić się gospodarczo od
Grecji, a przybliżyć się do Niemiec - dodał ekonomista.
Zdaniem Balcerowicza oznacza to takie ruchy, w wyniku których więcej Polaków
zdolnych do pracy będzie pracować. - Skutkiem będą mniejsze wydatki na
świadczenia socjalne, niższy deficyt i niższe podatki. To nie jest wielka
filozofia, da się to spisać na jednej kartce, ale trzeba ogromnej
mobilizacji społecznej. To jest zadanie dla każdego, kto chce, żeby Polska
dobrze wykorzystała swoją niepodległość - mówił b. minister finansów.
W czasie uroczystości odtworzono wypowiedź innego laureata nagrody, b.
premiera Tadeusza Mazowieckiego, który podkreślił, że Balcerowicza cechuje "pewna
konsekwencja, upór w dobrym znaczeniu tego słowa, koncentracja na zadaniach,
które sobie wyznacza i to mu pomogło w przeprowadzeniu transformacji
gospodarczej".
Nagroda ustanowiona została 4 czerwca 2004 r. przez Jana
Nowaka-Jeziorańskiego, Prezydenta Wrocławia, Uniwersytet Wrocławski, Zakład
Narodowy im. Ossolińskich i Kolegium Europy Wschodniej. Wręczana jest
corocznie 4 czerwca osobom bądź instytucjom, których życie, działalność,
aktywność przyczyniły się lub przyczyniają do tworzenia struktur
niepodległej Polski oraz budowy społeczeństwa obywatelskiego.
Dotychczas wśród nagrodzonych znaleźli się Tadeusz Mazowiecki, George Bush
senior, Stanisław Szuszkiewicz, kardynał Jean-Marie Lustiger, Siergiej
Kowaliow oraz Vaclav Havel.
(PAP)
Czwartek, 2010-06-03
Kłodne: ziemia wciąż się osuwa "jakby kto nożem
pokroił"
W Małopolsce jest 1,3 tys. osuwisk, ponad tysiąc domów jest zagrożonych
i uszkodzonych - podaje "Polska - Gazeta Krakowska". Najgorzej jest w
miejscowości Kłodne pod Limanową gdzie olbrzymie osuwisko zniszczyło lub
uszkodziło 20 budynków i wciąż się przesuwa. Ewakuowano tam ponad 430
osób ze 112 budynków. RMF FM przytacza wypowiedzi mieszkańców wsi: -
Jakby ktoś ziemię pokroił nożem, zjechał na mnie dom sąsiada - opowiada
jeden z nich. Joanna Sieradzka z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego
informuje, że zagrożonych jest dalszych sto budynków.
Całe wzgórze zaczęło się osuwać w środę w nocy. - Tamtejsze osuwisko
jest olbrzymie - ocenia prof. Antoni Wójcik z Państwowego Instytutu
Geologicznego, który jest jednym z ekspertów badającym małopolskie
osuwiska. - Na razie aktywna jest jedna trzecia zbocza, może być jeszcze
gorzej - dodaje geolog w rozmowie z gazetą.
"Polska - Gazeta Krakowska" przytacza też wypowiedzi poszkodowanych
mieszkańców wsi Kłodne: - To był moment jak usłyszeliśmy krzyk "uciekajcie,
bo domy się walą". Mamy tylko to, co mieliśmy na sobie - mówi jedna z
rozmówczyń gazety.
Wszystko działo się bardzo szybko. - Moją rodzinę o drugiej w nocy
stukając w okna i drzwi obudzili strażacy - opowiada inny z mieszkańców
wsi. - Krzyczeli, by uciekać. Wszystko zostało w środku. Nic nie
zabraliśmy, a teraz strach wchodzić do środka, bo ściany popękane i w
każdej chwili dom może runąć.
Mieszkańcy Kłodnego w ciągu zaledwie kilku minut stracili wszystko, co
mieli. Opuszczali swoje domy w pośpiechu, ratując życie. W nocy
wyskakiwali przez okna w tym w czym spali, by nie zostać zasypanym we
własnym domu.
Ewakuowanych umieszczono w tamtejszej szkole. Ale okazało się, że ściany
placówki zaczęły pękać. - Już położyliśmy się spać, a tu nagle ściany
zaczęły trzeszczeć. Panika. Najpierw wszystko zwozili pod szkołę,
maszyny, a przed północą wywozili z powrotem - opowiada jeden z
ewakuowanych.
Jak zapowiedzieli badający osuwisko geolodzy, na terenie nie wsi nie
będzie można odbudować żadnego ze zniszczonych domów. Osuwisko cały czas
jest aktywne i jest bardzo głębokie. Szybko się przesuwa, a jego obszar
obejmuje ponad 50 hektarów.
- Nawet przebywanie w pobliżu osuwiska jest niebezpieczne dla życia. W
każdej chwili może zjechać kolejna lawina - ocenia prof. Antoni Wójcik.
Małopolska wioska została niemal doszczętnie zmieciona z powierzchni
ziemi. Żywioł zerwał linie energetyczne, uszkodził wodociągi i gazociąg.
(Polska Gazeta Krakowska)
Kaczyński budzi podziw, Komorowski - też, ale mniejszy
Spośród kandydatów na prezydenta największy podziw budzi lider PiS
Jarosław Kaczyński - podziwia go 9% badanych. Kandydata PO Bronisława
Komorowskiego podziwia 7% ankietowanych - wynika z sondażu MillwardBrown
SMG/KRC dla TVN24.
Na kolejnych miejscach znaleźli się: szef SLD Grzegorz Napieralski -
podziwiany przez 4% badanych oraz niezależny kandydat Andrzej Olechowski,
którego podziwia 3% ankietowanych. Najmniejszym podziwem cieszy się szef
PSL Waldemar Pawlak - tylko 2% badanych wskazało, że darzy go takim
odczuciem.
Ankietowani pytani byli także o to, który z kandydatów najbardziej ich
denerwuje. Najwięcej - 8% badanych wskazało Jarosława Kaczyńskiego.
Waldemar Pawlak złości 5% Polaków, Bronisław Komorowski - 4%, Grzegorz
Napieralski - 3%., a Andrzej Olechowski - 2% badanych.
W sondażu pytano również o nienawiść do kandydatów. Najwięcej - 3%
badanych nienawidzi Pawlaka, 2% ankietowanych - nienawidzi Kaczyńskiego
i Olechowskiego. 1% badanych przyznało, że nienawidzi Komorowskiego i
Napieralskiego.
Sondaż przeprowadzono 2 czerwca na reprezentatywnej grupie 1005 osób.
(PAP)
Jak wino zmieniło się w krew - cud Bożego Ciała
Święto pełne cudów, magii i ludowych wierzeń, które nie ma stałej daty w
kalendarzu... Boże Ciało jest jedną z najważniejszych uroczystości w
Kościele Katolickim. W całym kraju niezliczone rzesze wiernych będą dziś
uczestniczyć w procesjach po terenach swoich parafii.
Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, potocznie zwana Bożym
Ciałem, jest świętem ruchomym. Przypada zawsze w pierwszy czwartek po
niedzieli Trójcy Przenajświętszej. - Wiąże się to z kalendarzem
księżycowym. Posługiwali się nim Żydzi, a do dziś jest obecny w liturgii
Kościoła Katolickiego. Od wiosennej pełni księżyca odliczane jest, kiedy
będziemy obchodzić Święta Wielkanocne, a od nich uzależniona jest data
Bożego Ciała - ks. Krzysztof Wernicki (Pallotyn) wyjaśnia, dlaczego
uroczystość nie ma stałej daty w kalendarzu.
Uroczystość Bożego Ciała zainicjowały wydarzenia historyczne, a
dokładnie cud eucharystyczny, jaki dokonał się w 1263 roku w
miejscowości Bolsena (Włochy). Kapłan sprawujący Eucharystię nie wierzył,
że wino i zwykły kawałek chleba pod wpływem modlitwy zamienią się w
ciało i krew Jezusa Chrystusa. Po momencie przeistoczenia, niechcący
potrącił kielich, z którego na korporał wylała się krew.
Od momentu tego zdarzenia oraz wcześniejszych objawień św. Julianny z
Cornillon, rozpoczęły się procesje ku czci Ciała i Krwi Pańskiej. - Mają
one rozbudzić wiarę ludzi, wiarę wspólnoty Kościoła w rzeczywistą,
realną obecność Chrystusa pod postacią kawałka chleba i wina - mówi ks.
Wernicki.
Ale uwierzyć w takie przeobrażenie nie jest łatwo. Wielu Polaków ma
problem ze zrozumieniem tego, co dokonuje się na ołtarzu. Niezrozumiały
bądź często nieznany jest dla nich także sam termin - transsubstancjacja,
czyli fachowe określenie używane w teologii na określenie przeistoczenia.
Mimo to, procesja Bożego Ciała to tradycja, a ta z kolei dla Polaków, to
rzecz święta. I tak, wierząc lub nie, uczestniczą w przemarszu po
terenach parafii.
- Jak większość wydarzeń religijnych w naszej Ojczyźnie i Kościele, czy
to Boże Narodzenie, czy Wszystkich Świętych, tak samo i Boże Ciało ma
przede wszystkim swój element duchowy, ale także i ludowy. Myślę, że
bardziej w tych ludziach tkwi przekonanie, że nie wypada nie pójść, bo
jest to wydarzenie, na które idą wszyscy, więc razem z nimi trzeba się
religijnie "przespacerować" - uważa ksiądz.
Procesja Bożego Ciała przechodzi po terenach parafii zatrzymując się
przy czterech ołtarzach. Przy każdym z nich śpiewane są inne modlitwy
oraz fragmenty każdej z Ewangelii. Wszystkie one skupiają się na
biblijnych wydarzeniach związanych z Eucharystią. Dlaczego w takim razie
uroczystość nie odbywa się w murach świątyni? - Przyzwyczailiśmy się, że
to my przychodzimy do kościoła. W nim sprawowana jest liturgia i
udzielane sakramenty. A Boże Ciało jest jedynym takim dniem w roku,
kiedy Pan Jezus wynoszony jest w monstrancji, pod postacią Najświętszego
Sakramentu i niesiony przez kapłana po ulicach całej parafii. Podczas
katechezy tłumaczę dzieciom, że w ten sposób Pan Jezus wychodzi na ich
ulice, aby zobaczyć, jak żyją wierni - mówi ks. Wernicki. Dodaje także,
że procesja ma ukazać obecność Boga i przenikanie Chrystusa do
codziennego życia.
Przepisy liturgiczne dokładnie precyzują przebieg samej procesji. Ma być
urządzona godnie i jak najbardziej wzniośle. Na początku niesiony jest
krzyż, następnie obrazy z wizerunkami Matki Bożej i Jezusem, chorągwie i
sztandary. Bielanki sypią kwiaty wprost przed pięknie zdobionym haftami
baldachimem, pod którym ksiądz niesie Najświętszy Sakrament. - Wszystko
to wygląda tak, jak orszak jakiegoś króla czy cesarza. Cała ta ceremonia
ma zademonstrować światu Jezusa jako Króla, właściciela tego wszystkiego,
który tego dnia odwiedza swoje ziemskie królestwo - objaśnia ksiądz.
Jednym z elementów, który choć nie jest obecny w samej liturgii, a mimo
to na stałe zagościł w tradycji procesji Bożego Ciała, jest łamanie i
zabieranie gałązek z brzózek umieszczonych jako dekoracje ołtarzy. -
Jest to kolejny element ludowy. Przy każdym ołtarzu muszą stać
przynajmniej dwie brzózki. Sam dokładnie nie potrafię wyjaśnić, dlaczego
akurat te drzewa - przyznaje ksiądz.
W praktyce wygląda to następująco: do jednego z czterech ołtarzy kapłan
przynosi monstrancję z Najświętszym Sakramentem i umieszcza ją na
przyszykowanym podwyższeniu. Rozpoczyna się modlitwa, ewangelie tego
dnia są śpiewane. Następnie monstrancja jest okadzana i zabiera ją
ksiądz. Procesja rusza dalej, a tabuny ludzi podbiegają do ołtarza, aby
zerwać gałązki.
- Widoczne jest to zwłaszcza na wioskach. Gałązki zanoszone są na pole i
chowane np. pod kamieniem, jako błogosławieństwo Boga dla plonów i ludzi
pracujących na tym polu. Natomiast w mieście ludzie przynoszą te brzózki
do swoich mieszkań i wkładają je za obrazy z wizerunkami świętych. I w
tym wypadku chodzi o to samo, aby Bóg błogosławił tej rodzinie. Wiadomo,
że procesja nie odwiedzi wszystkich miejsc w parafii, a brzózka jest
takim niemym świadkiem obecności Boga - mówi ks. Wernicki.
Uroczystość Bożego Ciała rozciąga się na oktawę. Ósmego dnia na
zakończenie święci się wianki z ziół i pierwszych pędów trawy.
Monika Szafrańska, Wirtualna Polska
Byłeś na procesji Bożego Ciała? Wyślij nam zdjęcia! Umieścimy je na
naszej stronie.
(wp.pl)
Nadchodzi kolejna fala - stan alarmu na rzekach
W ciągu najbliższej doby, w związku z bardzo intensywnymi opadami, na
Wiśle do profilu w Dęblinie oraz na wszystkich jej dopływach na Śląsku,
Podkarpaciu i w Małopolsce poziom wody wzrośnie powyżej stanów
alarmowych - prognozuje IMiGW.
W miejscach przerwanych obwałowań możliwy jest ponowny wpływ wody na
tereny poprzednio zalane - podaje Instytut.
Istnieje zagrożenie dla obszarów zalewowych. Tereny przybrzeżne mogą
zostać zalane, mogą wystąpić lokalne podtopienia. Uniemożliwione może
być prowadzenie prac hydrotechnicznych. Mogą wystąpić utrudnienia w
funkcjonowaniu komunikacji lądowej i żeglugi wodnej.
IMiGW zaleca ostrożność, informuje o konieczności śledzenia komunikatów
i rozwoju sytuacji meteorologicznej i hydrologicznej.
Fala wezbraniowa przechodzi przez południe Polski
Strażacy ponownie umacniają i podnoszą wały przeciwpowodziowe na
południu kraju. Trudna sytuacja jest m.in. w Sandomierzu i Rybitwach (woj.
świętokrzyskie) gdzie w piątek ma dotrzeć fala wezbraniowa spowodowana
ostatnimi opadami deszczu.
- Ponownie skupiamy się na umacnianiu i podnoszeniu wałów. Sen z powiek
spędzają nam te rejony, gdzie wały zostały przerwane i nie udało ich się
po ostatniej fali kulminacyjnej naprawić - powiedział rzecznik
komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak.
Przyznał, że w niektórych rejonach może dojść do ponownych podtopień i
konieczności ewakuacji mieszkańców. - Fala wezbraniowa, która obecnie
przechodzi przez południe kraju, jest jednak o kilkadziesiąt centymetrów
niższa w porównaniu do majowej fali kulminacyjnej - zapewnił.
Dodał, że obecna fala jest również długa i przez poszczególne tereny
może przechodzić nawet do trzech dni. Podkreślił, że jest to dodatkowe
zagrożenie dla osłabionych w efekcie poprzedniej powodzi wałów.
- Na pewno po przejściu tej fali będą one wymagać odbudowywania, napraw.
To będzie praca na wiele lat. Pocieszające jest, że w piątek ma przestać
padać. Najgorsza będzie zbliżająca się noc - ocenił rzecznik.
Jak powiedział, bardzo trudna sytuacja jest w Małopolsce, gdzie w
miejscowości Kłodna osuwisko zniszczyło kilkadziesiąt domów. - W środę
do późnych godzin nocnych trwała ewakuacja 240 mieszkańców kolejnych
zagrożonych domów. W sumie zniszczeniu może ulec jeszcze ok. 100
budynków, zagrożona jest też szkoła - powiedział Frątczak.
Z powodu osuwiska całkowicie nieprzejezdna jest również droga nr 75,
łącząca Brzesko z Nowym Sączem.
W efekcie środowych burz tylko w woj. mazowieckim strażacy
interweniowali aż 550 razy. Chodziło głównie o wypompowywanie wody z
piwnic, klatek schodowych, ulic.
Wisła szybko przybiera
Szybko przybiera w czwartek Wisła na Lubelszczyźnie, w Annopolu
przekroczyła stan alarmowy. Strażacy zasypują wyrwę w wale w Zastowie
Polanowskim.
Jak informuje na swojej stronie internetowej Wojewódzkie Centrum
Zarządzania Kryzysowego, rano poziom Wisły w Annopolu o ponad 30 cm
przekraczał stan alarmowy. W ciągu ostatniej doby wzrósł ponad 60 cm. W
położonych niżej Puławach przekroczony jest stan ostrzegawczy, do
poziomu alarmowego brakuje jeszcze ponad metra.
Wojewoda lubelski już w środę ponownie ogłosił alarm powodziowy we
wszystkich nadwiślańskich gminach w regionie. W poniedziałek alarm w
tych gminach został odwołany po przejściu poprzedniej fali na Wiśle.
Służby kryzysowe szczególnie obawiają się o sytuację w rejonie Wilkowa,
gdzie w miejscowości Zastów Polanowski powstała 400-metrowa wyrwa wale
powodziowym, przez którą woda zalała prawie całą gminę. Do dziś woda z
tego terenu nie została jeszcze całkowicie usunięta, a nadchodząca fala
grozi ponownym zalaniem.
Według prognoz Wisła przeleje się przez przerwany wał, jeśli nie
zostanie on naprawiony. Do prac w Zastowie Polanowskim skierowanych
zostało 200 strażaków; pracują tam też służby melioracyjne -
poinformował rzecznik straży pożarnej w Lublinie Ryszard Starko.
Rośnie poziom wody w rzekach woj. lubelskiego
W ciągu najbliższej doby w wyniku opadów deszczu o charakterze burzowym,
w zlewni Wieprza i Bugu po profil Krzyczew poziom wody będzie wzrastał w
strefie stanów wysokich, lokalnie powyżej stanów ostrzegawczych i
alarmowych - prognozuje IMiGW.
Na Wiśle poniżej ujścia Wisłoki wzrost poziomu wody będzie w strefie
stanów wysokich powyżej stanów alarmowych - podaje Instytut.
W miejscach przerwanych obwałowań możliwy jest ponowny wpływ wody na
tereny poprzednio zalane - podaje IMiGW.
Istnieje zagrożenie dla obszarów zalewowych. Może dojść do zalania
przybrzeżnych terenów, lokalnych podtopień. Uniemożliwione może być
prowadzenie prac hydrotechnicznych, utrudnione funkcjonowanie
komunikacji lądowej i żeglugi wodnej.
Instytut zaleca ostrożność, informując o konieczności śledzenia
komunikatów i rozwoju sytuacji meteorologicznej i hydrologicznej.
(PAP)
|