Środa, 2010-06-16
Rzecznik MSZ: sprawa wyjazdu archeologów jest
trudna
Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział, że sprawa wyjazdu polskich
archeologów do Smoleńska, na miejsce katastrofy Tu-154M jest trudna od
strony prawnej. Dodał, że być może konieczne będzie podpisanie odpowiedniej
umowy z Rosją.
- Cały czas prowadzimy rozmowy nt. pracy naszych archeologów na lotnisku w
Smoleńsku. Nawet dzisiaj miałem wiadomość, że przedstawiciele naszej
ambasady rozmawiali w MSZ Federacji Rosyjskiej o tej sprawie - powiedział
Paszkowski w środę w TVN24.
Jak ocenił Paszkowski, sprawa obecności polskich archeologów w Smoleńsku
jest trudna, ponieważ trzeba znaleźć formułę prawną ich pracy i obecności. -
Być może będzie wymagane podpisanie jakiejś umowy, która będzie regulować
ich pobyt i pracę jako siły wspomagającej pracę prokuratury Federacji
Rosyjskiej - powiedział rzecznik MSZ.
We wtorek Radio Zet podało, że archeolodzy wyjadą do Smoleńska dopiero
jesienią. Według środowych informacji TVN24 wyjazd ma nastąpić we wrześniu.
Komentując te doniesienia, Paszkowski powiedział, że nie wie, skąd wzięła
się ta wiadomość. Nie chciał jednak podawać jakiejkolwiek daty wyjazdu
Polaków do Smoleńska.
Wyjazd polskich archeologów do Smoleńska zapowiadał na początku maja
minister Michał Boni po tym, jak media ujawniły, że na miejscu katastrofy
prezydenckiego samolotu, do której doszło 10 kwietnia, wciąż znajdowane są
szczątki i rzeczy osobiste ofiar.
Udający się do Smoleńska polscy archeolodzy mają być ekspertami prokuratury.
Pod koniec maja prokuratura informowała, że chce, by dodatkowe oględziny
miejsca katastrofy prezydenckiego samolotu przeprowadziło 21 archeologów i
geofizyków.
Wśród zawnioskowanych przez prokuraturę do udziału w oględzinach obszaru
tragedii znajduje się 10 pracowników Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w
Warszawie; oprócz nich na liście jest jeszcze czterech geofizyków z jednej z
krakowskich firm. Są także geodeci z firmy ze Skawiny, a także badacze z
Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, Instytutu
Archeologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Uniwersytetu
Wrocławskiego.
(PAP)
Na walkę z powodzią i pomoc rząd wydał już 445 mln zł
W związku z powodzią Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
przeznaczyło dotychczas ponad 445 mln zł; z czego najwięcej 212 mln na
zasiłki dla powodzian, 108 mln na naprawę wałów oraz 94 mln dla samorządów,
na terenie których prowadzono akcję ratowniczą, m.in. na zakup paliwa i
worków.
- Premier zamierza powołać specjalny zespół międzyresortowy do oszacowania
strat. Wszystkie dane zostaną przekazane opinii publicznej. Dane cząstkowe
przekazywane wstępnie przez samorządy należy traktować jako dane
orientacyjne - powiedział wiceminister spraw wewnętrznych i administracji
Tomasz Siemoniak. Dodał, że pełna informacja na ten temat będzie dostępna po
20 czerwca.
Pomoc ma zostać udzielona także gminom gdzie po intensywnych opadach deszczu
osuwiska zniszczyły wiele domów i gospodarstw. Jak powiedział Siemoniak, dla
tych gmin zostaną przygotowane specjalne rządowe programy pomocowe. Dotyczy
to 14 gmin w województwie śląskim, opolskim, małopolskim, podkarpackim,
świętokrzyskim, lubelskim i mazowieckim, ale liczba ta - jak mówił Siemoniak
- może jeszcze wzrosnąć.
(PAP)
W piątek o północy rozpocznie się cisza wyborcza
Do zakończenia kampanii wyborczej zostały jeszcze trzy dni. W piątek 18
czerwca o północy rozpocznie się cisza wyborcza, która potrwa do godz. 20 w
niedzielę, kiedy zakończy się głosowanie.
Podczas ciszy wyborczej nie wolno prowadzić czynnej agitacji wyborczej,
czyli np. rozdawać ulotek, rozwieszać plakatów, nawoływać do głosowania na
konkretnych kandydatów, organizować pochodów, manifestacji - powiedział
sekretarz Państwowej Komisji Wyborczej Kazimierz Czaplicki. Zabronione jest
też podawanie do publicznej wiadomości wyników sondaży.
Nie wolno zawieszać na autobusach czy prywatnych samochodach plakatów z
kandydatami i przemieszać się z nimi po ulicach miast. Jest to zaliczane -
jak mówił Czaplicki - do agitacji czynnej.
W trakcie ciszy wyborczej nie wolno także namawiać do głosowania na
konkretnych kandydatów w internecie. Internet jest traktowany jak prasa, w
związku z czym nie powinny się w nim ukazywać żadne materiały agitacyjne -
przestrzega Czaplicki.
Zgodnie z ordynacją w czasie ciszy wyborczej zabroniona jest też agitacja w
lokalach wyborczych oraz na terenie budynków, w których te lokale się
znajdują
Natomiast - jak tłumaczył Czaplicki - plakaty, billboardy, które zostały
wywieszone w trakcie kampanii wyborczej, nie są uznawane za agitację i mogą
bez problemów zostać na swoim miejscu.
Sekretarz PKW zwrócił uwagę, że nie jest zabronione organizowanie akcji
zachęcających do pójścia do urn wyborczych. - Jeśli nie ma to formy agitacji
wyborczej i nie jest prowadzone przez kandydata lub jego sztab, a ma na celu
zachęcenie do wzięcia udziałów w wyborach to jest to dozwolone - podkreślił.
Każdy wyborca, który zauważy złamanie ciszy wyborczej, powinien zgłosić ten
fakt na policję.
Naruszenie ciszy wyborczej ponosi za sobą konsekwencje finansowe. Za czynną
agitację grozi grzywna w wysokości do 5 tys. zł. Natomiast za publikowanie
sondaży kara sięga od 500 tys. zł do 1 mln zł.
(PAP)
Wtorek, 2010-06-15
Pierwsze nagranie z czarnych skrzynek: brakuje 16 sekund
Na pierwszym nagraniu zapisu rozmów w tupolewie, które dostali od Rosjan
polscy eksperci, brakowało 16 sekund - podaje RMF FM. Dlatego właśnie do
Moskwy poleciał minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller -
ustalili dziennikarze radia.
Rejestrator w prezydenckim samolocie Tu-154 to zwykła taśma analogowa -
zapisuje z reguły 30 ostatnich minut lotu i jeżeli się kończy to kasuje
początek i zapisuje dane od nowa. W tym przypadku była inna cieńsza taśma,
której więcej nawinęło się na szpulę i zarejestrowano aż 38 minut.
Kiedy polscy analitycy z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie zaczęli
odsłuchiwać nagrania i porównywać je z przekazanym i opublikowanym już
stenogramem, okazało się, że zapisów w stenogramie jest więcej niż czasu na
przekazanej płycie CD. Po dokładnych badaniach okazało się, że brakuje
dokładnie 16 sekund.
Ujawniony stenogram był pełny. To na CD brakowało 16 sekund, które były
zapisane w stenogramie - potwierdza w rozmowie z dziennikarzem RMF FM
rzecznik wojskowej prokuratury Zbigniew Rzepa.
Jak dowiedziało się radio, polscy śledczy zaczęli podejrzewać, że przekazane
taśmy były montowane, a przekazane nagranie nie była wierną kopią. Wtedy o
całej sprawie poinformowano Jerzego Millera. Obawiano się olbrzymiego
skandalu. Miller błyskawicznie skontaktował się z szefową rosyjskiego
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) Tatianą Anodiną i dokładnie
wyjaśnił jej problem.
Minister Miller pojechał jeszcze raz do Moskwy i jeszcze raz skopiował taśmy
na CD. Tym razem już cały zapis łącznie z brakującymi 16 sekundami. Polscy
prokuratorzy teraz twierdzą, że nie ma obawy, że były cięcia - to dziwne, bo
nagle okazuje się, że nagranie jest - delikatnie mówiąc - niechlujnie
skopiowane.
(RMF FM)
"Starania o koniec misji trwają od wielu, wielu miesięcy"
Premier Donald Tusk powiedział, że potrzebny jest "czytelny i szybki" plan
zakończenia misji NATO w Afganistanie. Zaznaczył, że "od wielu, wielu
miesięcy" trwają starania o zakończenie naszego udziału w tej misji NATO.
Zdaniem premiera sytuacja w Afganistanie staję się "coraz bardziej radykalna".
- Mamy przecież codzienne komunikaty o tym, że zagrożenie narasta, a nie
maleje - mówił Tusk na konferencji prasowej.
Zaznaczył jednocześnie, że "każdy, kto decyduje się na tego typu działania,
tak jak nasza sojusznicza misja w Afganistanie, ten wie, że to może także
niestety rodzić ofiary".
- Dla nas jest rzeczą ważną, aby sens ten misji polegał także na tym, że
jest czytelny, szybki plan zakończenia tej misji - podkreślił szef rządu.
Jak powiedział, "śmierć żołnierza, rany innych żołnierzy zawsze jeszcze
jakby wyostrzają ten problem". Dodał, że to "nie one oczywiście są
bezpośrednim powodem" starań polskiego rządu o zakończenie misji naszego
kraju w Afganistanie. - Bo one - mówił premier - trwają już od wielu, wielu
miesięcy.
- Zarówno na poziomie MSZ, MON, na poziomie prezesa Rady Ministrów my we
wszystkich kontaktach międzynarodowych stawiamy tę sprawę bardzo jasno:
znajdźmy sposób na możliwie szybkie, wspólne zakończenie tej misji -
powiedział Tusk.
Jak zaznaczył, wyjście NATO z Afganistanu "nie powinno być kapitulacją przed
talibami". - Powinien to być plan - zresztą prezydent Barack Obama o tym
zapewniał także mnie osobiście - który szybko przyniesie finał. A finałem
jest oczywiście zakończenie tej misji - zaznaczył premier.
Tusk był też pytany, czy opowiada się za zwołaniem posiedzenia Rady
Bezpieczeństwa Narodowego w sprawie obecności polskiego kontyngentu w
Afganistanie, czego domagał się kandydat na prezydenta SLD Grzegorz
Napieralski, członek RBN.
- Marszałek Komorowski zdecyduje i ja się zawsze stawię na tego typu
spotkanie, ale gdyby w mocy RBN było zakończenie misji NATO-wskiej w
Afganistanie, to powinniśmy ją zwołać za minutę - odpowiedział Tusk.
Marszałek Komorowski zapowiedział, że posiedzenie RBN w tej sprawie zwoła po
I turze wyborów.
Jak powiedział Tusk, "Grzegorz Napieralski nie ma łatwej sytuacji, bo jego
środowisko polityczne było współtwórcą tych decyzji, które nas tam (do
Afganistanu) zaprowadziły". - Ale też trzeba otwarcie powiedzieć: w tej
sprawie był konsensus całej klasy politycznej - dodał premier.
Podkreślił przy tym, że sprawa Afganistanu "nie może być przedmiotem
tandetnej kampanii politycznej, kto kogo tym bardziej łupnie tutaj w Polsce".
(PAP)
Ukazała się "Antologia. Najpiękniejsze śląskie słowa"
Rzić, żymła, karminadel - to tylko niektóre wyrażenia ze śląskiej gwary,
które znalazły się w "Antologii. Najpiękniejsze śląskie słowa". Książka
ukazała się właśnie nakładem Muzeum Śląskiego w Katowicach i "Gazety
Wyborczej".
Publikacja to efekt konkursu, jaki muzeum i gazeta prowadziły latem i
jesienią zeszłego roku. Czytelnicy nadesłali ok. 200 najpiękniejszych - ich
zdaniem - śląskich słów. Była wśród nich rzić - dupa, żymła - bułka,
karminadel - kotlet mielony czy szmaterlok - motyl. Zwyciężyło słowo "przoć"
(częściej używane i bardziej poprawne jest "przać" - przyp. WP), czyli
kochać.
Wszystkim typom towarzyszyły zabawne i sentymentalne uzasadnienia. - Kryje
się w nich ogromny ładunek emocji, troszkę śląskich tradycji, historii.
Układają się w cudowną, nostalgiczną opowieść o Śląsku - powiedział podczas
wtorkowej promocji w Katowicach redaktor naczelny katowickiej gazety Dariusz
Kortko. - Mieliśmy sygnały od czytelników, że to ich ulubiona rubryka, że od
niej zaczynają lekturę gazety - dodał.
- Książka służy budowaniu świadomości regionalnej, pokazuje, że tożsamość
jest bardzo ważnym dziedzictwem niematerialnym. Pozwala to bogactwo
zaprezentować również poza Śląskiem - podkreślił pomysłodawca konkursu,
dyrektor Muzeum Śląskiego Leszek Jodliński.
Publikacja zawiera słowa w oryginalnej pisowni autorów. W niektórych
przypadkach podano dwie jego wersje, ponieważ gwara śląska nie została
skodyfikowana i istnieją rozbieżności co do zapisu niektórych słów. Przy
części haseł zamieszczono komentarze informujące o pochodzeniu danego słowa,
czasem prostujące istotne błędy. Ich autorem jest znany śląski publicysta
Michał Smolorz, który podjął się też opracowania redakcyjnego antologii.
(PAP)
Pniedziałek,
2010-06-14
Nowi Polacy odznaczeni za odwagę w czasie II wojny
18 osób zostało w poniedziałek w Warszawie odznaczonych medalem Sprawiedliwy
Wśród Narodów Świata przyznawanym przez jerozolimski Instytut Jad wa-Szem za
pomoc udzieloną Żydom podczas II wojny światowej.
Wśród osób, którym przyznano odznaczenia, znaleźli się: Stanisława i Flawian
Boczkowscy oraz ich dzieci Józef i Zygmunt Boczkowscy i Helena Sapierzyńska;
Stanisław Bończa-Tomaszewski; Maria i Stanisław Dudek; ks. Marceli Godlewski;
Janina i Zygmunt Kobos; hm. Jadwiga Luśniak; Wincenty Maciejewski i jego syn
Adolf; Maria Mussil, Mieczysław Mussil i Irena Ulanowska-Mussil oraz ks.
Adam Skałbania.
Część z odznaczonych została uhonorowana za ukrywanie Żydów w swoich domach
lub gospodarstwach, tak jak m.in. Maria i Stanisław Dudek. Stanisław
Bończa-Tomaszewski pomagał Żydom wydostawać się z warszawskiego getta i
zaopatrywał w fałszywe dokumenty. Ks. Marceli Godlewski, proboszcz
stołecznej parafii Wszystkich Świętych, przemycał do getta żywność, pomagał
Żydom w ucieczce i znalezieniu schronienia po aryjskiej stronie. Hm. Jadwiga
Luśniak, kierowniczka internatu dla sierot na warszawskim Żoliborzu,
ukrywała tam dzieci żydowskie pod przybranymi nazwiskami. Ks. Adam Skałbania
prowadził szkołę w Głoskowie pod Piasecznem, gdzie także ukrywał żydowskich
chłopców.
- Przyszliśmy tutaj, by uhonorować ludzi, którzy zrobili to, co
najwspanialsze dla drugiego człowieka: uratowali jego życie. Nawet w tamtych
ciężkich, czarnych czasach wojennych nie mieli wątpliwości, jak powinien
zachować się człowiek. Są wzorem ludzi honoru i bohaterstwa, jednymi z ponad
6,2 tys. Polaków odznaczonych medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata -
mówił podczas uroczystości w Galerii Porczyńskich ambasador Izraela w Polsce
Zvi Rav-Ner.
W liście przygotowanym z okazji wręczenia odznaczeń Aaron Grynholc, jeden z
uratowanych przez rodzinę Boczkowskich, podkreślił ich niezwykłą odwagę i
życzliwość wobec niego i jego ojca. "Ukrywali nas przez trzy lata, w
schronie wykopanym pod podłogą, na poddaszu i w pobliskim lesie. Rodzina
Boczkowskich narażała własne życie każdego dnia naszego ukrywania. Ponad
własne dobro przedkładali uniwersalne wartości, w które wierzyli. W morzu
bestialstwa ich niezłomna, ludzka postawa była światłem w absolutnej
ciemności" - napisał Grynholc.
Jolanta Dobija, córka jednego z odznaczonych, Stanisława
Bończy-Tomaszewskiego, dziękując za przyznane ojcu pośmiertnie wyróżnienie,
zaznaczyła, że był on wspaniałą, kochającą innych ludzi osobą. - Niechętnie
opowiadał o tamtych wojennych wydarzeniach. Uważał wyprowadzanie Żydów z
getta i zaopatrywanie ich w fałszywe dokumenty za coś normalnego. Jestem
bardzo szczęśliwa, że jego postawa została uhonorowana tak wysokim
odznaczeniem - powiedziała Dobija.
Tytuł Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata przyznawany jest przez jerozolimski
Instytut Jad wa-Szem osobom niosącym pomoc Żydom w czasie II wojny światowej.
Z wnioskiem mogą występować ocaleni oraz ich krewni. Odznaczenie jest
tytułem honorowym, a wyróżnieni mogą dodatkowo ubiegać się o przyznanie
honorowego obywatelstwa Izraela.
Według szacunków historyków, co najmniej kilkaset tysięcy Polaków, zarówno
dorosłych, jak i dzieci, w różnorodny sposób udzielało podczas II wojny
pomocy Żydom, za co wówczas groziła kara śmierci. Liczbę uratowanych Żydów
ocenia się na kilkadziesiąt tysięcy. Polacy pomagali indywidualnie i w
ramach aktywności konspiracyjnej, w strukturach Polskiego Państwa
Podziemnego, w tym Rady Pomocy Żydom "Żegota". Ponad 6 tys. z nich zostało
za to uhonorowanych medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
(PAP)
"Głosujmy w I turze tak, aby na II turze oszczędzić miliony"
Idźmy do wyborów, zagłosujmy w pierwszej turze tak aby już 21-go czerwca
mieć wakacje i aby miliony zaoszczędzone na drugiej turze przeznaczyć dla
powodzian - o frekwencje apeluje Andrzej Halicki PO. - Twierdzenie, że
należy rozstrzygnąć wszystko w pierwszej turze jest wyborczym stwierdzeniem
Bronisława Komorowskiego - mówi Mariusz Błaszczak (PiS) Czy to brak wiary,
że to Jarosław Kaczyński miałby szansę wygrać w pierwszej turze? -
Przestrzegałbym przed sztywnym planowaniem, wybory rozstrzygną się 4-go
lipca - odpowiada poseł.
Reporter: Dominika Leonowicz, Zdjęcia: Michał Mandziak
(wp.pl)
Ubezpieczenie Kaczyńskich było mniejsze niż Kwaśniewskich
Jak poinformował opinię publiczną Janusz Palikot, Lech i Maria Kaczyńscy
byli ubezpieczeni na wypadek śmierci na kwotę 3 mln zł. Składka płacona
przez kancelarię prezydenta Kaczyńskiego była jednak dużo niższa od tej z
kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego - dowiedział się "Wprost".
Pod koniec maja Janusz Palikot (PO) napisał na swoim blogu, że para
prezydencka, która zginęła w katastrofie samolotowej w Smoleńsku, była
ubezpieczona łącznie na kwotę około 3 milionów złotych. Szef lubelskiej
Platformy bulwersował się głównie na to, że milionowym ubezpieczeniem objęta
była prezydentowa Maria Kaczyńska. "Na litość boską, przecież to jest poza
wszelkimi procedurami aby ubezpieczać za pieniądze publiczne osoby nie
pełniące żadnych funkcji z urzędu" - pisał i nawoływał córkę zmarłej pary
prezydenckiej Martę Kaczyńską, aby przekazała odszkodowanie powodzianom.
Palikot dociekał także dlaczego wysokość ubezpieczeń pracowników kancelarii
była 100, 200, a nawet 300 razy niższa niż ubezpieczenie prezydenta.
Tymczasem, jak dowiedział się "Wprost", kancelaria prezydencka Lecha
Kaczyńskiego płaciła 12 tys. zł rocznej składki ubezpieczeniowej a za
Aleksandra Kwaśniewskiego - 19 tys. zł. Różnica miała wynikać z tego, że za
kancelaria Kwaśniewskiego płaciła ubezpieczenie za trzy osoby (prezydent,
prezydentowa i ich córka), zaś kancelaria Kaczyńskiego tylko za dwie -
informuje "Wprost".
(wp.pl)
a
Niedziela,
2010-06-13
Trwa pomoc dla poszkodowanych przez powódź
Na terenach dotkniętych powodzią trwa wypłacanie poszkodowanym zasiłków
celowych do 6 tys. zł. Dociera tam także żywność, środki czystości i pasza
dla zwierząt, które są na bieżąco dystrybuowane. Powodzianom pomaga
administracja rządowa, samorządowa, instytucje, a także firmy i osoby
prywatne.
Powodzianie z najbardziej poszkodowanych regionów na Podkarpaciu, Mazowszu,
Śląsku i w Małopolsce potrzebują pomocy finansowej i rzeczowej, które
ułatwią im powrót do normalnego życia. Liczą też, na słoneczną aurę, by
mogli możliwie szybko osuszyć zalane domy i gospodarstwa. Wielu mieszkańców
zalanych terenów straciło cały dorobek życia. Potrzebne jest więc wszystko:
ubrania, środki czystości, sprzęt gospodarstwa domowego, a czasem nawet nowe
miejsce do zamieszkania.
Dotychczas na Podkarpaciu z puli zasiłków celowych - wynoszących do 6 tys.
zł - ponad 1700 rodzinom wypłacono blisko 7,5 mln zł, a na Mazowszu 1056
rodzin otrzymało ponad 5,9 mln zł. Uprawnionych do otrzymania tej pomocy na
Podkarpaciu jest około 7,5 tys. rodzin, natomiast na Mazowszu to prawie 1200
rodzin, w większości z terenów zalanych przez Wisłę w gminach Gąbin i
Słubice w powiecie płockim, a także w gminach Chotcza i Solec w powiecie
lipskim.
Jak poinformowała rzecznik wojewody podkarpackiego Wiesława Beka,
województwo otrzymało już na zasiłki celowe 15 mln zł, a wojewoda wystąpił o
dodatkowe 16,7 mln zł na ten cel. Z kolei rzecznik wojewody mazowieckiego
Ivetta Biały podała, iż na zasiłki celowe przeznaczono w tym województwie
około 8 mln zł, w tym 6,9 mln zł ze środków MSWiA, a pozostałą część z
budżetu własnego.
Biały podkreśliła, że zasiłki celowe do 6 tys. zł to nie odszkodowania, ale
pomoc o charakterze socjalnym dla tych rodzin, których sytuacja materialna w
związku powodzią uległa pogorszeniu.
Wiceburmistrz Czechowic-Dziedzic (Śląskie) Maciej Kołoczek powiedział, że na
konto celowe, założone specjalnie by wesprzeć powodzian, pieniądze wpłaciło
wiele osób i firm. - Dzięki nim mogliśmy rozpocząć osuszanie prywatnych
budynków. Otrzymaliśmy także bezpłatnie osuszacze od wiernych czeskiego
Kościoła ewangelickiego - oświadczył Kołoczek. W Czechowicach-Dziedzicach
woda zalała około 200 domów, a podtopionych było dalszych 800.
Wiceburmistrz dodał, że wypłata zasiłków doraźnych dla najbardziej
poszkodowanych przebiega sprawnie. Powodzianie w najtrudniejszej sytuacji
otrzymali pieniądze już w trzecim dniu powodzi. Samorządowcy nie czekali na
pieniądze z budżetu państwa. Według Kołoczka, ogółem pomoc otrzymało 147
rodzin, z czego 137 w pełnej kwocie, po sześć tysięcy złotych. Na ten cel
trafiło 850 tysięcy złotych z budżetu państwa i 59 tysięcy złotych z
funduszy czechowickiego ośrodka pomocy społecznej.
W Lanckoronie (Małopolskie) pełną kwotę otrzyma 40 rodzin, które straciły
dom - 17 z nich już ją dostało. Pozostali muszą czekać aż napłyną kolejne
pieniądze do gminy, która wystąpiła już o nie do małopolskiego urzędu
wojewódzkiego. Wśród nich jest ok. 30 rodzin, które poszkodowane zostały w
mniejszym stopniu. Ich zasiłki będą niższe, od 800 do 2-2,5 tys. zł.
Z kolei w Wilamowicach (Śląskie) zasiłki doraźne do 6 tys. zł otrzymało ok.
150 rodzin, w tym w pełnej kwocie 21. Wiceburmistrz Stanisław Gawlik
zaznaczył, że zdarzały się osoby, spośród mniej poszkodowanych, które
rezygnowały z ubiegania się o zasiłek. - Mieliśmy przypadki, że ludzie
mówili, że przy tym ogromie tragedii u innych, nie mają serca wziąć
pieniędzy. Dotyczyło to głównie osób, które miały podtopione piwnice, czy na
przykład zatopione piece - powiedział Gawlik.
Na Podbeskidziu zniszczone zostały uprawy wielu rolników. Dlatego
szczególnie cennym darem było 40 ton zboża, które otrzymali od członków
Centrum Narodowego Młodych Rolników z Żarnowca.
Powodzianie z Mazowsza otrzymali dotychczas w ramach pomocy humanitarnej
około 150 ton żywności, a także pomoc rzeczową: łóżka, materace, koce i
kalosze. To pomoc, którą ofiarują osoby prywatne i firmy. Powodzianom, jak w
innych regionach, dostarczana jest również pasza i karma dla zwierząt. -
Tylko jednego dnia, 10 czerwca, wysłano 21 ton paszy - podkreśliła rzecznik
wojewody mazowieckiego. Biały zaznaczyła, iż pomoc oferują także samorządy,
jak w przypadku gminy Żuromin, która przekazała na rzecz powodzian środki
dezynfekujące, pozostałe po odkażaniu gospodarstw, dotkniętych tam ptasią
grypą w 2007 r.
Dyrektorka Banku Żywności w Rzeszowie Dorota Rosińska-Jęczmienionka
powiedziała, że do powodzian na Podkarpaciu trafiło już około 60 ton
żywności i środków czystości. Zebrane dary trafiły m.in. do Tarnobrzega,
gminy Gorzyce i Jasła.
Tarnobrzeg jest jednym z najbardziej dotkniętych powodzią miast na
Podkarpaciu. Pod wodą było tam kilka dzielnic. Według dyrektor tamtejszego
Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie Wiesławy Judy, powodzianie potrzebują
obecnie zwłaszcza środków czystości, rękawic, wszystkiego, co pomoże im
uprzątnąć zalane domy. - Potrzebne są także koce, pościel, pidżamy, talerze
oraz całe wyposażenie artykułów gospodarczych. Skala potrzeb jest ogromna,
ważne, aby pomoc była długofalowa i nie skończyła się wraz z zejściem fali
powodziowej - powiedziała Juda. Na terenach w gminach Słubice i Gąbin (Mazowieckie)
dwukrotnie zalanych przez Wisłę po przerwaniu wału w Świniarach pod koniec
maja, najbardziej potrzebne są agregaty prądotwórcze, pompy szlamowe i buty
gumowe, a także sprzęt gospodarstwa domowego, w tym lodówki, pralki i łóżka.
Docierająca tam żywność i środki czystości składowane są w magazynach i
codziennie wydawane powodzianom, także tym, którzy zrezygnowali z ewakuacji
i pozostali w swych zalanych domach. Potrzebne są też środki do zwalczania
komarów i ich larw.
Według burmistrza Gąbina Krzysztofa Jadczaka, już teraz, gdy poziom Wisły
zaczyna się stabilizować, choć rzeka przekracza jeszcze stan alarmowy, a w
rozlewisku woda zaczyna powoli opadać, należy rozpocząć przygotowania do
zabudowy wyrwy w wale w Świniarach, a także w wale pod Dobrzykowem. Jego
zdaniem, konieczne jest też rozpoczęcie prac projektowych do budowy stałej
przegrody dolinowej w samym Dobrzykowie, w miejscu wzniesionej z worków z
piaskiem prowizorycznej zapory, która z powodzeniem obroniła dwukrotnie
przed zalaniem kolejne miejscowości, w tym lewobrzeżną część Płocka -
dzielnicę Radziwie.
- Naprawa wałów i budowa zapory dolinowej to pilne sprawy. Potrzebne są
szybkie decyzje, także finansowe, dotyczące realizacji tych zadań. Nikt z
mieszkańców nie wyobraża sobie, by mogła powtórzyć się sytuacja z końca maja
i początku czerwca, by kolejna powódź ponownie zalała domy, gospodarstwa.
Ludzie żyją w obawie, wielu jest załamanych, bo straciło cały dorobek życia
- podkreślił Jadczak. Dodał, iż w gminie Gąbin przygotowywany jest plan
przesiedlenia na stałe części mieszkańców z najbardziej zagrożonego powodzią
terenu, w tym z miejscowości Troszyn Polski, Troszyn Nowy i Borki Dolne, w
inne, bezpieczne miejsce.
- Nie ma sensu odbudowywać domów na terenie, który i tak będzie narażony na
powódź. Chcemy by ludzie, korzystając ze wsparcia finansowego, odbudowywali
swoje domy w innym, bezpiecznym miejscu - dodał Jadczak. Zapewnił, że gmina
dysponuje terenami, gdzie przesiedlani znajdą nowe miejsce zamieszkania, ale
zaznaczył, iż projekt ten wymaga pomocy m.in. ze strony samorządu
powiatowego, wojewódzkiego i wsparcia ze środków Unii Europejskiej.
Powodzian z gmin Słubice i Gąbin wspiera Caritas Diecezji Płockiej, która
już pod koniec maja przeznaczyła na ten cel 50 tys. zł. - Do chwili obecnej
dostarczyliśmy dla powodzian spod Płocka około pięćdziesięciu ton żywności i
kilkadziesiąt ton paszy dla zwierząt, a także sprzęt do sprzątania -
powiedział szef płockiej Caritas ks. Szczepan Bugaj. Zaznaczył, iż
powodzianie otrzymają też cały dochód ze zorganizowanej 30 maja w kościołach
płockiej diecezji zbiórki do puszek. - Chcielibyśmy, by każda z czterystu
rodzin mieszkających w kilkunastu miejscowościach otrzymała po tysiąc
złotych wsparcia - dodał ks. Bugaj. Pomoc Caritas jest udzielana powodzianom
także w innych regionach Polski.
(PAP)
Sobota, 22010-06-12
"Szalone Dni Muzyki" w Warszawie
Koncert Barbary Hendricks i światowe prawykonanie utworów skomponowanych ku
czci Fryderyka Chopina, zainspirowanych jego listami do przyjaciół i rodziny
- to niektóre z wydarzeń trwającego od czwartku w Warszawie festiwalu La
Folle Journee - Szalone Dni Muzki.
Patronem festiwalu, którego polska edycja odbywa się w tym roku po raz
pierwszy w Warszawie jest Fryderyk Chopin, dlatego festiwal nosi podtytuł
"Chopin Open". Koncerty odbywają się od rana do wieczora w kilku salach, w
tym samym budynku i w tym samym czasie (sale Teatru Wielkiego, Narodowego i
namiot przed budynkiem). Każdy z koncertów trwa nie dłużej niż godzinę,
zazwyczaj ok. 45 minut, a bilety kosztują 5, 7 i 10 zł, a więc wielokrotnie
mniej niż na tradycyjne koncerty muzyki klasycznej.
Atrakcją sobotniego wieczoru był koncert Barbary Hendricks - amerykańskiej
śpiewaczki, nazywanej często "czarną Callas". Artystka wykonała utwory
Roberta Schumana, Franciszka Liszta i Chopina, w tym dwie jego pieśni - w
języku polskim. Artystka w tym języku przywitała się także z publicznością.
- Śpiewanie w tym języku to wyzwanie, to trudny język - powiedziała po
koncercie artystka.
Wieczorem odbyło się światowe prawykonanie dwóch kompozycji
słowno-muzycznych autorstwa Zygmunta Krauzego i Regisa Campo ku czci Chopina,
powstałych na zamówienie festiwalu z okazji trwającego Roku Chopinowskiego.
Artyści wykorzystali w swoich utworach fragmenty listów Chopina do rodziny i
przyjaciół, które pomiędzy poszczególnymi muzycznymi fragmentami utworów
czytał, po polsku i francusku, aktor Jerzy Rogulski.
Dzieło "7 Humoresques" Regisa Campo, zainspirowane listami Chopina,
napisanymi w języku francuskim podczas emigracji we Francji, głównie Nohant
i Paryżu, zostało rozpisane na chór mieszany i kwintet smyczkowy.
Kompozycja Krauzego "Voyage de Chopin (Podróż Chopina)" to utwór na chór
mieszany i instrumenty ludowe. Czterech solistów (Edward Borowiak, Marcin
Łopacki, Czesław Pałkowski i Michał Straszewski) zagrało na autentycznych
instrumentach ludowych z różnych regionów Polski m.in. lirach korbowych,
dudach, fujarkach i tzw. złobcokach czyli ludowych skrzypcach.
Oba koncerty odbyły się w salach Teatru Wielkiego-Opery Narodowej.
Wielką popularnością cieszyły się też sobotnie festiwalowe koncerty w
namiocie ustawionym na pl. Teatralnym. Koncert zespołu Motiom Trio
zgromadził ok. 400 osób.
- Staram się być na bieżąco muzycznie, śledzę nie tylko nowe płyty i
nagrania, ale też nowe festiwale. Bardzo cieszę się, że wybrałem się dziś do
Warszawy, bo nie straciłem czasu w domu, a za kilkanaście złotych
posłuchałem kilku znakomitych koncertów - powiedział uczestniczący w
koncercie Motion Trio Karol z podwarszawskich Ząbek. - Największą zaletą
tego festiwalu jest fakt, że każdy może sobie ułożyć swój indywidualny
festiwalowy program, bo koncertów każdego dnia jest mnóstwo. Naprawdę jest z
czego wybierać - dodał.
(PAP)
Zaczarowane piosenki znów w Krakowie
Bartek Martynów i Przemek Cackowski zostali laureatami tegorocznego VI
Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty, organizowanego przez
Fundację Anny Dymnej "Mimo Wszystko".
Laureaci zostali wyłonieni podczas sobotniego koncertu finałowego pod Wieżą
Ratuszową na Rynku Głównym w Krakowie.
14-letni Bartek Martynów zwyciężył w kategorii dziecięcej (do lat 16). Na
scenie śpiewał z Piotrem Kupichą. 32-letniemu Bartkowi Cackowskiemu,
laureatowi nagrody w kategorii dorosłych, na scenie towarzyszyła Patrycja
Markowska. Każdy zdobył statuetkę Zaczarowanego Ptaszka i nagrodę pieniężną
24 tys. zł. Nagrody pieniężne otrzymali także zdobywcy drugich i trzecich
miejsc w obu kategoriach.
W finale startowało 12 osób, wyłonionych w eliminacjach spośród 265 osób. Na
scenie wspomagali ich m.in. Halina Frąckowiak, Patrycja Markowska, Renata
Przemyk, Robert Gawliński, Piotr Kupicha i Stanisław Sojka.
Finalistów oceniało jury pod przewodnictwem Ewy Błaszczyk, w którym zasiedli:
Jolanta Fraszyńska, Monika Kuszyńska, Paweł Królikowski, Jan Kanty
Pawluśkiewicz, Jacek Cygan, Magdalena Czapińska i Danuta Grechutowa - juror
honorowy. Koncert prowadziła Anna Dymna oraz Cezary Kosiński i Zbigniew
Zamachowski.
Podczas tegorocznego festiwalu wystąpili również goście zagraniczni:
laureaci czeskiego konkursu Zaczarowanej Piosenki w towarzystwie śpiewaczki
operowej Olgi Prochazkovej oraz zwycięzca bułgarskiego konkursu, któremu
towarzyszył gwiazdor muzyki folk w Bułgarii Orhan Murad. Finał konkursu był
rejestrowany przez TVP.
- Ta formuła, że gwiazdy występują z naszymi podopiecznymi, sprawdza się.
Jestem im wszystkim bardzo wdzięczna - mówiła Anna Dymna podczas konferencji
prasowej poprzedzającej finał. Jak powiedziała, za swój największy sukces
uważa to, że ten festiwal trwa już sześć lat. - Mija już sześć lat i mamy
przekonanie, że to, co robimy jest słuszne i potrzebne. Gdyby nie to,
festiwalu już by nie było - powiedziała Anna Dymna.
Podczas pięciu lat istnienia festiwalu do eliminacji zgłosiło się 1796 osób
z całej Polski. 37 finalistów otrzymało statuetki Zaczarowanego Ptaszka i
odebrało nagrody o wartości 473 tys. zł. Z finalistami zaśpiewały 32 gwiazdy
polskiej piosenki, w jury zasiadało ponad 80 jurorów, półfinały w
warszawskich Łazienkach i finał na Rynku Głównym w Krakowie oglądało blisko
100 tys. osób, dzięki relacjom telewizyjnym festiwal zobaczyło około 25 mln
widzów.
Festiwal Zaczarowanej Piosenki jest jednym z elementów organizowanych przez
Fundację Anny Dymnej dwudniowych VII Ogólnopolskich Dni Integracji "Zwyciężać
Mimo Wszystko". W sobotę odbyła się konferencja "Pragnę zwyciężać mimo
wszystko", której gościem była himalaistka Kinga Baranowska.
Podczas konferencji przedstawiono informacje na temat Europejskich Letnich
Igrzysk Olimpiad Specjalnych, które odbędą się po raz pierwszy w Polsce i w
Europie Środkowo-Wschodniej - w dniach 18-23 września w Warszawie.
Kolejnym elementem Dni będą niedzielne zmagania na Rynku Głównym
niepełnosprawnych sportowców. Obędą się m.in. rozgrywki piłki nożnej dla
niewidomych i słabo widzących, rugby i koszykówki na wózkach. Rozegrany
także zostanie mecz siatkówki między aktorami serialu "Majka" a mistrzami
Polski w siatkówce osób niepełnosprawnych.
Zwieńczeniem Ogólnopolskich Dni Integracji będzie niedzielny wieczorny
koncert pod Wieżą Ratuszową, podczas którego zaprezentuje się osiem różnych
fundacji i stowarzyszeń z całej Polski. W koncercie wystąpią m.in. Ewelina
Flinta, Anna Wyszkoni, Adam Nowak, Mietek Szcześniak, grupa Pectus i
finaliści Festiwalu Zaczarowanej Piosenki.
Podczas imprezy za pomocą sms-ów zbierane będą fundusze dla powodzian.
Fundacja Anny Dymnej "Mimo Wszystko" przeznaczy także 500 tys. zł na
konkretną pomoc dla rodzin dotkniętych powodzią, szczególnie dla tych, w
których znajdują się osoby chore i niepełnosprawne.
(PAP)
"To koniec drugiej fali, ale wciąż trzeba uważać"
Fala kulminacyjna dochodzi do morza. Mówimy o końcu drugiej fali powodziowej,
ale trzeba zachować ostrożność - powiedział w Tczewie na Pomorzu premier
Donald Tusk. Zapewnił, że nie ma w tej chwili żadnego zagrożenia o
charakterze epidemiologicznym. Premier dodał, że do tej pory na walkę z
powodzią wydano wprawie pół miliarda zł.
- Mówimy o końcu drugiej fali powodziowej i tak długo jak rzeki nie opadną
do swojej naturalnej wysokości, a tutaj mamy dzisiaj prawie 1,5 m więcej niż
wynosi poziom alarmowy, tak długo trzeba zachować jeszcze jak najdalszą
ostrożność, jeśli chodzi także o prognozy na najbliższych kilka czy
kilkanaście dni - mówił premier.
Jak powiedział, "ten najbardziej bojowy, najbardziej aktywny czas walki z
powodzią właśnie w tych godzinach się kończy". - Nie zmienia to bardzo
trudnego dla niektórych faktu, że ten drugi etap bywa jeszcze bardziej
trudny dla ludzi, akurat nie tu, gdzie Wisła ten nadmiar wody oddaje to
Bałtyku, ale tam na południu, gdzie woda stoi - podkreślił Tusk.
Jak dodał, nie ma w tej chwili żadnego zagrożenia o charakterze
epidemiologicznym. - Zaszczepiono nieodpłatnie ponad 29 tys. ludzi na
terenach najbardziej zagrożonych przeciwko tężcowi, ale nie jest to związane
z groźbą epidemii, ale ze świadomością, że ludzie, którzy pracują i to w
brudnej wodzie szczególnie przy osuszaniu, przy ewakuacji są zagrożeni
bardziej tężcem - powiedział.
Wspomniał, że "na terenach, gdzie woda stoi, jest plaga komarów, ale nie
niesie ona w naszym klimacie żadnego zagrożenia epidemią, lecz jest
niezwykłą udręką dla ludzi".
Szef rządu zapewnił, że wojewodowie i samorządy mogą używać sprzętu
lotniczego i odpowiednich środków do zwalczania komarów. - Akcje, także
lotniczych oprysków ruszyły właśnie w Małopolsce - dodał. Jak zaznaczył, "tutaj
też nie będzie kłopotów ze środkami finansowymi".
Tusk poinformował, że "do tej pory wydaliśmy prawie pół miliarda złotych na
walkę z powodzią, a przecież są to na razie tylko wydatki związane z doraźną
akcją".
- Szacujemy, że ponad 30 tys. domostw lub gospodarstw skorzysta z pomocy
bezpośredniej, co daje liczbę "grubo ponad 100 tys. ludzi" - mówił Tusk. Jak
dodał, połowa z tych domostw otrzymała już zasiłki pomocowe. Podkreślił, że
akcja wypłaty pieniędzy trwa. - Przygotowywane są także odrębne programy dla
miejsc, które są pod wodą i jeszcze pod wodą będą - zaznaczył.
Tusk podkreślił, że zgodnie z apelem i intencją marszałka sejmu Bronisława
Komorowskiego zwrócił się do ministra finansów oraz szefa MSWiA i otrzymał
zapewnienie, że możliwe jest wypłacenie niedużych "ale zawsze coś" nagród
finansowych dla tych, którzy brali bezpośredni udział w ratowaniu ludzi i
mienia w akcjach ratunkowych podczas powodzi.
- Myślimy tu przede wszystkim o strażakach zawodowych i ochotniczych, ale
także o żołnierzach, strażnikach granicznych i więziennych, WOPR. Wykazy
zbieramy i postaramy się możliwie szybko takie zadośćuczynienia uczynić -
podkreślił szef rządu.
Jak dodał ruszyła też na dużą skalę pomoc dla samorządów, m.in. 100 mln zł
na odbudowę niezbędnej infrastruktury. - Chodzi o doraźnie działanie -
powiedział Tusk.
Na pytanie, czy rząd zrobił wszystko, żeby pomóc powodzianom, premier
odpowiedział, że "jeśli chodzi o akcję ratunkową, to służby zrobiły więcej
niż mogły. Podkreślił, że "to zaangażowanie szczególnie strażaków, ale także
finansowe, sprzętowe i pomoc zagraniczna to było wszystko ponad skalę znaną
nie tylko w Polsce, ale i w Europie w ostatnich latach".
Zdaniem premiera, "ta katastrofa mogłaby być bez porównania większa, gdyby
nie to nadzwyczajne zaangażowanie wszystkich służb".
Powiedział, że ma świadomość, że mimo wszystkich działań ludzie z zalanych
terenów nie będą zadowoleni. - Przeznaczamy na indywidualną pomoc
powodzianom ilość środków największą w historii i są one wypłacane
najszybciej w historii - dodał.
Zaznaczył, że zawsze będzie polemika, czy to jest za mało, czy za dużo. -
Wydaje mi się, że dajemy tyle, na ile polskie państwo stać i że jest to
największy wysiłek finansowy tego typu w Europie; nigdzie w Europie do tej
pory nie dawano w takim zakresie nieodpłatnej, niekredytowanej pomocy przy
odbudowie domów - oświadczył Tusk.
(PAP) Piątek,
2010-06-11
aNie ma problemów z wyborami na terenach powodziowych 2010-06-11 (18:10)
Głosowanie w wyborach prezydenckich jest możliwe do przeprowadzenia we
wszystkich gminach na obszarze, gdzie wystąpiła powódź - poinformował
przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Stefan Jaworski.
- Z przekazanego PKW przez okręgowe komisje wyborcze materiału wynika, że
przy dalszym współdziałaniu wszystkich organów władzy publicznej i organów
wyborczych głosowanie jest możliwe do przeprowadzenia we wszystkich gminach,
na obszarze których wystąpiło zjawisko powodzi - powiedział Jaworski na
konferencji prasowej.
Zastrzegł jednak, że głosowanie na niektórych terenach będzie przebiegało "w
warunkach dalekich od zwyczajowo przyjętych".
Szef PKW poinformował również, że na terenach dotkniętych powodzią
sporządzone zostały spisy wyborców, a organy samorządowe podejmują "niezbędne
działania informacyjno-organizacyjne" dla przekazania wyborcom informacji o
zmianie miejsca głosowania wszędzie tam, gdzie było to konieczne oraz wydają
na żądanie zaświadczenia o prawie do głosowania wyborcom ewakuowanym.
Według niego, z uzyskanych od okręgowych komisji wyborczych informacji
wynika, że wyborcy, którzy stracili wszelkie dokumenty pozwalające na
potwierdzenie ich tożsamości, nie będą mieli problemu z wyrobieniem nowych
dokumentów w trybie priorytetowym.
Jaworski powiedział również, że taka sama informacja została już przekazana
pełniącemu obowiązki prezydenta marszałkowi Sejmu Bronisławowi Komorowskiemu,
premierowi Donaldowi Tuskowi oraz pełnomocnikom wyborczym wszystkich 10
kandydatów na prezydenta.
(PAP)
"Sytuacja powodziowa w kraju stabilizuje się"
W ciągu ostatniej doby nigdzie nie doszło do przerwania wałów, nie
poszerzyła się też w znacznym stopniu powierzchnia terenów zalanych -
poinformował po południu minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy
Miller.
- Można powiedzieć, że jest to czas wygranej walki z falą powodziową -
powiedział szef MSWiA na konferencji prasowej w Warszawie. Miller
poinformował, że fala powodziowa na Wiśle przeszła przez Zalew we Włocławku
i zmierza w kierunku Torunia i Bydgoszczy. - Nie czyni po drodze żadnych
szkód. Zalew Włocławski jest już wypełniony, ale na razie nie stanowi to
żadnego zagrożenia dla terenów poniżej tego zalewu - powiedział minister.
W związku z obniżeniem się poziomu wody w Wiśle poniżej stanu alarmowego
prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz odwołała po południu alarm
powodziowy na terenie Warszawy. O godzinie 17.00 poziom rzeki wynosił 648
cm. Odwołano całodobowe dyżury w miejskim centrum zarządzania kryzysowego.
Na terenie Warszawy obowiązuje pogotowie przeciwpowodziowe.
- W Małopolsce straty po powodzi są szacowane wstępnie na 1,1 mld zł -
poinformował w piątek na nadzwyczajnej sesji sejmiku wojewoda małopolski
Stanisław Kracik. Kwota ta nie uwzględnia jeszcze wszystkich strat
spowodowanych drugą falą powodziową. Wojewoda poinformował, że wystąpił do
ministra spraw wewnętrznych o 62 mln zł, by samorządom można było wydawać
już promesy na pilne usuwanie niektórych szkód, np. osuwisk blokujących
drogi.
- W całym regionie zinwentaryzowano ponad 1 tys. nowych osuwisk -
poinformował Kracik. Wyjaśnił, że na ponad 60 osuwiskach stoją domy. Według
wojewody, w Małopolsce trzeba będzie przesiedlić ludzi z ok. 300 domów (100
z tych budynków uległo zniszczeniu, pozostałe stoją na czynnych osuwiskach).
- Trwa wyścig z czasem, żeby ludzie, którym osuwiska zabrały domy, przed
zimą zamieszkali u siebie - powiedział Kracik. Dodał, że kończą się
konsultacje projektu ustawy dotyczącej szczególnych zasad rozbiórek,
remontów i odbudowy domów zniszczonych w wyniku klęsk żywiołowych, która
przewiduje m.in. usprawnienie procedur dotyczących wprowadzania zmian w
planie zagospodarowania przestrzennego. Kracik poinformował, że do tej pory
gminom i powiatom wypłacono 15,7 mln zł na pokrycie kosztów akcji ratunkowej,
m.in. na zakup paliwa, worków, piasku, środków dezynfekcyjnych, wynajem
autobusów potrzebnych przy ewakuacji, oznakowanie miejsc niebezpiecznych. 98
gminom przekazano pieniądze na wypłatę zasiłków dla powodzian.
Radni woj. małopolskiego zdecydowali o przekazaniu 7 mln zł z oszczędności w
budżecie na usuwanie skutków powodzi. 5 mln zł zostanie przekazane na
odbudowę zniszczonej przez osuwisko drogi wojewódzkiej w Winiarach, a 2 mln
zł na naprawę infrastruktury sportowej. Blisko 900 rodzin w województwie
lubelskim otrzymało zasiłki celowe w wysokości 6 tysięcy złotych. Do dziś
wypłacono powodzianom w sumie ponad 4 i pół mln zł. Przez cały czas
poszkodowani otrzymują żywność, wodę pitną i materiały do dezynfekcji.
Trwają także przygotowania do akcji wypompowywania wody. Z informacji
przekazywanych przez sztaby kryzysowe z poszczególnych powiatów wynika, że
niezbędne będzie przeprowadzenie akcji odkomarzania. Samorządy mogą wliczyć
koszt akcji odkomarzania do kosztów działań ratowniczych.
W zalanych rejonach wciąż nieprzejezdnych jest wiele dróg gminnych.
Wyłączone jest również zasilanie w podtopionych miejscowościach. Kolejne
samorządy decydują o przekazaniu pomocy finansowej powodzianom. Tym razem 10
tysięcy złotych trafi do Rejowca Fabrycznego do gminy Wilków. Jeszcze w
poniedziałek powiaty województwa lubelskiego obiecały, że przekażą co
najmniej po 50 tysięcy złotych lokalnym samorządom, dotkniętym przez powódź.
W sumie Konwentu Powiatów przeznaczy na pomoc około 1 miliona złotych.
(PAP)
Młodzi naukowcy z Krakowa budują "CyberRybę"
Mobilnego robota przypominającego rybę budują trzej inżynierowie -
absolwenci Politechniki Krakowskiej. "CeberRybę" zaprezentowali w Poznaniu
podczas targów Innowacje-Technologie-Maszyny Polska.
Pokazany w Poznaniu podwodny robot mobilny ma 60 centymetrów długości i waży
ok. 3,5 kilograma. Dzięki zastosowanym rozwiązaniom tj. gumowy pęcherz
pławny, ruchome płetwy oraz zaawansowanej elektronice robot zachowuje się
jak ryba: wynurza się, nurkuje, skręca i omija przeszkody.
"CyberRyba" może służyć do badania dna rzek i jezior, analizy zanieczyszczeń
lub związków zawartych w wodzie. Mobilny robot może pływać nieprzerwanie
prawie 7 godzin. To pierwszy taki prototyp ryby-robota w Polsce. Jak
powiedział Marcin Malec, współtwórca "CyberRyby", możliwości robota są
bardzo duże.
- Robot ma czujnik temperatury wody, wyposażony jest też w bezprzewodową
kamerę, dzięki której można obserwować, co ryba widzi, może też podążać za
innym, wskazanym obiektem. Może poruszać się samodzielnie - dzięki czujnikom
wykrywa np. ściany basenu. Istnieje też możliwość sterowania drogą radiową -
powiedział.
Budowa robota trwała kilka miesięcy, kosztowała ok. 2-3 tys. zł. Jak dodał
Malec, już trwają prace nad kolejnym, udoskonalonym modelem "CyberRyby".
- Chcielibyśmy zbudować imitację prawdziwej ryby z wszelkimi jej zaletami.
Robota, który np. będzie mógł pływać w zaroślach bez zagrożenia zaplątania,
będzie mógł też schodzić na większe głębokości. Dążymy do tego, by zbliżyć
go wizualnie do kształtów, wymiarów, koloru rzeczywistej ryby - powiedział.
Konstruktorzy znaleźli m.in. wytwórcę silikonowej powłoki, w którą "ubrany"
byłby robot. Dzięki niej "CyberRyba" miałaby być łudząco podobna do
prawdziwej ryby.
Konstruktorzy nie chcą zdradzać, kto jest zainteresowany ich pracami.
Odpowiednio wyposażona "CyberRyba" mogłaby być wykorzystana przez wojsko,
straż graniczną, WOPR czy instytucje badawcze. "CyberRyba" może też być
zabawką sterowaną aparaturą modelarską.
Twórcy "CyberRyby" Marcin Malec, Marcin Morawski, Dominik Wojtas -
absolwenci Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej za opracowanie
robota otrzymali nagrodę w konkursie "Młodzi innowacyjni 2010" Przemysłowego
Instytutu Pomiarów i Automatyki. Robot był też prezentowany m.in. podczas
Festiwalu Nauki w Krakowie.
(PAP)
Czwartek, 2010-06-10
Wystawa w
dawnej fabryce Schindlera
Wystawę "Kraków - czas okupacji
1939-45", poświęconą losom
polskich i żydowskich
mieszkańców miasta podczas II
wojny światowej, otwarto w
czwartek w budynku dawnej
Fabryki Naczyń Emaliowanych na
krakowskim Zabłociu.
Obecnie budynek ten jest
oddziałem Muzeum Historycznego
Miasta Krakowa. Podczas wojny w
fabryce niemiecki przemysłowiec,
członek NSDAP Oskar Schindler
zatrudniał ratowanych przez
siebie Żydów. Dzięki niemu
ocalało ponad 1 tys. osób.
Wojenna historia fabryki i jej
ówczesnego właściciela jest
znana za sprawą filmu Stevena
Spielberga "Lista Schindlera".
Uroczyste otwarcie wystawy, na
które przyjechało m.in.
kilkanaście osób uratowanych
przez Schindlera oraz dyrekcja
Instytutu Yad Vashem,
poprzedziło plenerowe widowisko
multimedialne. Goście obejrzeli
film "Tramwaj wspomnień" w reż.
Łukasza Czuja, który wraz z
Michałem Urbanem przygotował
aranżację wystawy. Filmowa
impresja o podróży tramwajem po
współczesnym Krakowie została
połączona z dokumentalnymi
relacjami i zdjęciami z
okupowanego miasta. Muzykę na
żywo grał zespół Kroke.
Motto muzealnego oddziału i jego
stałej wystawy to "Fabryka
pamięci" - niegdyś była w tym
miejscu fabryka naczyń, teraz ma
to być miejsce spotkania z
przeszłością.
- Lata 1939-45 to lata, kiedy
istniały obok siebie trzy
Krakowy. Kraków nur fuer
Deutsche, Kraków zamknięty w
getcie i Kraków aryjski. Wbrew
wyraźnym granicom oddzielającym
te trzy miasta, istniał między
nimi kontakt. Były to bowiem
lata nie tylko terroru, ale
także wyborów moralnych - mówił
w czwartek prezydent Krakowa
prof. Jacek Majchrowski.
- Wśród tego zezwierzęcenia
znajdowali się ludzie, którzy
zachowali się tak, jak ludzie
zachowywać się powinni - ocenił
Majchrowski, podkreślając, że ta
wystawa jest tego najlepszym
przykładem. Prezydent zaznaczył,
że ekspozycja jest uczczeniem
nie tylko Oskara Schindlera, ale
pewnej postawy moralnej.
Dyrektor Instytutu Yad Vashem
Avner Shalev dziękował za
utworzenie muzeum. Przypomniał,
że przez ponad 600 lat katolicy
i Żydzi żyli w Krakowie obok
siebie i tworzyli wspólną
historię, a zmieniła to
hitlerowska okupacja, kiedy
Polacy- katolicy i Polacy-Żydzi
"żyli innym życiem i
przeznaczono im inny koniec".
- To muzeum opowiada
zintegrowaną historię o
wspólnocie żydowskiej i o
obywatelach polskich. W ten
sposób oddaje sprawiedliwość
historii - podkreślił Shalev.
Dodał, że muzeum opowiada też o
wyborach dokonywanych w czasie
okupacji.
Dyrektor Muzeum Historycznego
Miasta Krakowa Michał
Niezabitowski, zapraszając do
obejrzenia wystawy, podkreślił,
że ten nowy oddział muzeum "jest
potrzebny miastu, Polsce i
światu". - Świat składa się z
historii i my chcieliśmy do tego
dodać naszą historię -
powiedział.
Symbolicznym otwarciem wystawy
było przekręcenie klucza w
dawnej bramie fabrycznej.
Ekspozycję przygotowywano trzy
lata. Jej urządzenie kosztowało
blisko 5 mln zł. Autorzy
aranżacji plastycznej -
scenograf Michał Urban i reżyser
Łukasz Czuj - nadali wystawie
charakter opowieści
teatralno-filmowej.
Na powierzchni blisko 1,2 tys. m
kw. zrekonstruowano fragment
miasta. Zwiedzający wędrują
ulicami Krakowa: wchodzą
najpierw do przedwojennego
zakładu fotograficznego z
autentycznym fotoplastykonem,
potem na dworzec, a z okien
tramwaju oglądają film z życia
okupowanego miasta. Widzowie
przechodzą też przez getto i
żydowskie mieszkanie, a
następnie razem z mieszkańcami
getta trafiają do obozu w
Płaszowie.
Pięć najważniejszych momentów w
wojennej historii Krakowa
zostało oznaczonych przez "maszyny
pamięci" - stemplownice, w
których każdy może odbić na
wręczanych przy wejściu kartach
pieczęć związaną z danym
wydarzeniem.
Postać Oskara Schindlera
przypomina jego gabinet,
zachowany w budynku
administracyjnym fabryki, w
którym znajduje się symboliczna
"arka ocalonych", stworzona z
tysięcy garnków przypominających
te produkowane przez jego
pracowników w czasie wojny. Widz
może wejść do wnętrza
wypełnionego naczyniami
szklanego sześcianu i zobaczyć
wypisane w środku nazwiska z
listy Schindlera.
- Dla mnie Oskar Schindler był
drugim ojcem. On uratował mi
życie - mówił Izydor
Landersdorfer, który pracował w
fabryce od 1942 r. Dodał, że
zawdzięcza mu m.in. ratunek od
głodu, jaki panował w getcie, i
ocalenie od śmierci w obozie
zagłady. - Schindler był bardzo
dobrym człowiekiem. Przychodził
do nas i pytał jak idzie. Jeśli
ktoś miał jakąś prośbę i było to
w jego mocy, realizował ją.
Wiele rodzin z Płaszowa
wyciągnął na prośbę pracowników
z Lipowej. Schindler był
człowiekiem Abwehry. Choć nosił
odznakę NSDP, był przeciwny
nazizmowi. On się czuł Niemcem,
ale nie był nazistą - opowiadał.
- Schindler był dla nas
wybawicielem. Wciąż opowiadam
m.in w Yad Vashem nauczycielom
historii z całego świata o nim i
o tym, co dla nas zrobił -
podkreśliła Eugenia Manor. - To
był człowiek o szlachetnym sercu.
W czasach, gdy Niemcy byli
bestiami, wymyślili obozy
śmierci, Schindler pokazał, ile
jeden człowiek o dobrym sercu
może zdziałać. Uratował 1,2 tys.
Żydów - mówiła Manor.
Stella Mueller-Madej - "dziewczynka
z listy Schindlera" - mówiła, że
choć nauczyła się życia wśród
cywilizacji, to, co było w
czasie wojny, nigdy nie zniknie.
- To we mnie zostanie -
powiedziała. - Oskarowi
Schindlerowi będę zawsze
wdzięczna za to, co zrobił i dla
nas, i dla ludzi prowadzonych na
śmierć. Takich postaci w czasie
okupacji było niewiele - mówiła
Mueller-Madej. Dodała, że
wystawa jest potrzebna przede
wszystkim młodym ludziom, by
wiedzieli więcej.
Wrażenie przebywania w wojennym
Krakowie potęgują na wystawie
m.in. płynące z głośników
dźwięki. W muzeum znajduje się
30 interaktywnych stanowisk
multimedialnych z monitorami
dotykowymi, 15 videoprojektorów,
56 odtwarzaczy multimedialnych,
ponad 100 głośników i 40 kamer.
Honorowy patronat nad wystawą
objęli: ambasador Izraela Zvi
Rav-Ner, ambasador Niemiec
Michael H. Gerdts, konsul
generalny Stanów Zjednoczonych w
Krakowie Allen S. Greenberg oraz
minister kultury i dziedzictwa
narodowego Bogdan Zdrojewski.
Scenariusz wystawy "Kraków -
czas okupacji 1939-45"
przygotował zespół: Katarzyna
Zimmerer, Grzegorz Jeżowski,
Edyta Gawron i Barbara Zbroja,
pod kierownictwem kurator Moniki
Bednarek
Według planów, na pozostałym
terenie fabryki, czyli w jej
części produkcyjnej, ma powstać
w przyszłości Muzeum Sztuki
Współczesnej.
(PAP)
Jest decyzja, co dalej z 36.
pułkiem lotnictwa
36. Specjalny Pułk Lotnictwa
Transportowego, przewożący osoby
pełniące najwyższe funkcje w
państwie, zachowa strukturę
pułku - zapowiedział
wiceminister obrony Czesław
Piątas.
Piątas, który uczestniczył w
posiedzeniu sejmowej komisji
obrony, wyraził nadzieję, że
zakup nowych samolotów
sfinansują wszystkie kancelarie
będące dysponentami lotów
specjalnych.
Wiceszef MON wyjaśnił, że
niedawna wypowiedź ministra
Bogdana Klicha nie wyrażała
decyzji, lecz "była postawieniem
pytania, czy jednostka ma
pozostać pułkiem, stać się
eskadrą lub jeszcze inną
jednostką". - Dziś widać, że to
będzie pułk - powiedział Piątas.
Pod koniec kwietnia Klich mówił,
że po stracie w katastrofie
jednego z dwóch Tu-154 i wobec
czarteru dwóch samolotów od PLL
LOT, trzeba się zastanowić, czy
pułk zostanie utrzymany, a jeśli
tak, to w jakiej strukturze.
- Zależy nam, by w tym pułku
były samoloty do przewozu
najważniejszych osób w państwie
- zapewnił Piątas. Zwrócił uwagę,
że cywilni piloci załóg
wyczarterowanych samolotów nie
będą mogli latać w rejony
zagrożone.
Podkreślił, że dla żołnierzy
ważny jest także sprzęt, tj. "kiedy
i ile samolotów pasażerskich
pułk otrzyma". - Decyzja jest
podejmowana od kilkunastu
ładnych lat, to także przyczyna
wahań pilotów - nawiązał do
deklarowanych odejść z pułku. -
Liczymy, że wszystkie kancelarie,
w tym Kancelaria Premiera, złożą
się na zakup nowoczesnych
samolotów - powiedział.
Dowódca Sił Powietrznych gen.
broni Lech Majewski powiedział,
że w pułku jest 365 stanowisk
dla żołnierzy - w tym 64 dla
pilotów - i 101 stanowisk
pracowników cywilnych. -
Ukompletowanie pułku wynosi
prawie 92% - faktycznie służy
obecnie 58 pilotów - 32 pilotów
samolotów i 26 pilotów
śmigłowców. Według Majewskiego
średnia sprawność sprzętu ośmiu
samolotów i 12 śmigłowców pułku
- wynosi obecnie 50-60%.
- Myślimy o zwiększeniu
liczebności personelu latającego
i technicznego, która
pozwalałaby na funkcjonowanie
pułku przez 24 godziny na dobę
przy mniejszym obciążeniu osób
pracujących w pułku -
zadeklarował Majewski.
Poinformował, że 43 pilotów ma
uprawnienia do przewozu osób
pełniących najwyższe funkcje w
państwie, np. prezydenta i
premiera - trzech na Tu-154, 14
- na Jak-40, 10 może przewozić
ich śmigłowcami Sokół, pięciu
śmigłowcem Bell 412.
Zapewnił, że aby pilotować
Tu-154 piloci muszą mieć
odpowiedni staż - 1500 godzin na
innych samolotach, piloci
Jak-ów-40 muszą mieć wylatane
tysiąc godzin, wysokie wymagania
stawia się też nawigatorom.
Z planowanego na bieżący rok
nalotu 4,5 tys. godzin pułk
zrealizował 34% - 1 527 godzin.
Mówiąc o odejściach ze spec-pułku,
Majewski poinformował, że w
latach 2005-10 do rezerwy
odeszło 82 żołnierzy zawodowych,
w tym 32 pilotów. Zaznaczył, że
co roku odchodzi z pułku średnio
8-9 pilotów.
(PAP)
Sejm zadecydował, kto zastąpi
Janusza Kochanowskiego
Profesor Irena Lipowicz będzie
nowym Rzecznikiem Praw
Obywatelskich. Decyzję sejmu
musi jeszcze zatwierdzić senat.
Lipowicz - kandydatkę PO -
poparło 251 posłów. Jej
kontrkandydatkę - zgłoszoną
przez PiS Zofię Romaszewską -
134 posłów.
Rzecznika Praw Obywatelskich -
jak stanowi konstytucja -
powołuje sejm za zgodą senatu na
pięcioletnią kadencję. Poprzedni
RPO Janusz Kochanowski zginął w
katastrofie prezydenckiego
samolotu pod Smoleńskiem.
Lipowicz od 1998 r. jest
profesorem na Uniwersytecie im.
Kardynała Stefana Wyszyńskiego w
Warszawie, obecnie kierownikiem
Katedry Prawa Administracyjnego.
W latach 1991-2000 była posłanką
Unii Demokratycznej, a następnie
Unii Wolności.
Od 2008 r. pełni funkcję
dyrektora zarządzającego w
Fundacji Polsko-Niemieckiej. W
latach 2000-2004 była
ambasadorem w Austrii; w latach
2004-2006 ambasadorem -
przedstawicielem ministra spraw
zagranicznych ds. stosunków
polsko-niemieckich.
Od 2005 r. jest członkiem
Kolegium Najwyższej Izby
Kontroli.
(IAR)
|