16 września 2010 | <<< Nr 144 >>>

   W tym numerze
Do Redakcji
Wydarzenia warte odnotowania
Humor
Polskie Muzeum
Życzenia
Obchody roku Chopina także w Winnipegu
Piknik SPK w Whiteshell - zdjęcia
Upadek światowego systemu monetarnego cz 18
Felieton Jacka Ostrowskiego
"Medusa"- książka Jacka Ostrowskiego
Polki w świecie- Kasia Cianciara-Puharić
Kalendarz Wydarzeń
Ogłoszenia
Polsat Centre
Kącik Nieruchomości  

  Do Redakcji

Szanowny Panie Bogdanie, przesyłam gazetkę "Wiadomości Polonijne" na miesiąc wrzesień. Z góry dziękując za wstawienie jej do Pańkiego Biuletynu Informacyjnego jako Link, pozdrawiam serdecznie.
 
Tadeusz Michalak.
 


Portal Innowacji (www.pi.gov.pl) to najpełniejsza platforma wiedzy o
najnowszych trendach w rozwoju innowacyjnych firm. Zapraszamy do zapoznania
się z nową odsłoną naszego serwisu, bogatą w autorskie artykuły i
multimedia.

Innowacje to kluczowy czynnik stymulowania wzrostu gospodarczego i
konkurencyjności Unii Europejskiej. Polska pilnie potrzebuje innowacji, bo
na razie nakłady firmy na badania i rozwój stanowią jedynie 0,19 proc.
PKB, podczas gdy w Szwecji jest to aż 2,76 proc. (dane European Innovation
Scoreboard).

W upowszechnianiu innowacji wśród polskich firm pomaga odświeżony
Portal Innowacji. Niedawno zyskał on nowoczesną szatę graficzną i
przejrzysty podział na tematyczne subportale. Dzięki temu czytelnicy
zainteresowani innowacjami mogą łatwiej dotrzeć do interesujących ich
treści, które zostały podzielone na sześć subportali: Otoczenie
innowacyjnego biznesu, Klastry, Polityka innowacyjna, Finansowanie
innowacji, Innowacyjna firma i Polski Produkt Przyszłości.

W każdym subportalu można znaleźć aktualności poświęcone danemu
obszarowi, propozycje najciekawszych publikacji przygotowanych przez
Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, recenzje najnowszych
wydawnictw książkowych, a także autorskie wywiady i artykuły
analityczne. Portal Innowacji jest też na bieżąco  wzbogacany o treści
multimedialne, w tym reportaże wideo z takich wydarzeń, jak Kongres
Inwestycyjny dla inwestorów indywidualnych i instytucjonalnych, NewConnect
Convention 2010 czy warsztaty RoboCAMP. Inspirujących spostrzeżeń w
nieco luźniejszej formie dostarcza blog Portalu Innowacji.

Portal oferuje też dostęp do obszernych i aktualnych baz danych o
instytucjach otoczenia biznesu, takich jak parki technologiczne, centra
transferu technologii, inkubatory przedsiębiorczości czy ośrodki
szkoleniowo-doradcze. Przedsiębiorca poszukujący kapitału na rozwój
firmy znajdzie tu dane kontaktowe funduszy pożyczkowych, funduszy
kapitału zalążkowego oraz sieci aniołów biznesu.

Portal promuje Klub Innowacyjnych Przedsiębiorstw, będący
społecznością ludzi, instytucji i firm zainteresowanych wymianą
doświadczeń i poszukiwaniem nowych rozwiązań organizacyjnych.

Na stronach www.pi.gov.pl czytelnik znajdzie też wiedzę o innowacyjnych
wynalazkach nagrodzonych w konkursie Polski Produkt Przyszłości,
organizowanym przez PARP. Konkurs promuje innowacyjne rozwiązania, które
mają szansę zaistnieć na rynku polskim i zagranicznym.

Nad aktualizacją odświeżonego Portalu Innowacji pracuje doświadczony
zespół redakcyjny oraz liczna grupa współpracowników z całego kraju.
Naszym celem jest pisać o innowacjach w sposób przystępny, tak aby
zainteresować tą tematyką także osoby, które wcześniej nie miały z
nią do czynienia.

Serwis www.pi.gov.pl należy do Polskiej Agencji Rozwoju
Przedsiębiorczości, która w ten sposób upowszechnia i popularyzuje
wiedzę o innowacyjności.

„Portal Innowacji” jest działaniem realizowanym w ramach projektu
systemowego PARP „Rozwój zasobów ludzkich poprzez promowanie wiedzy,
transfer i upowszechnianie innowacji”, współfinansowanego z
Europejskiego Funduszu Społecznego ze środków Programu Operacyjnego
Kapitał Ludzki, Priorytet II, Poddziałanie 2.1.3.

Dodatkowych informacji udziela:
Krzysztof Buczek
Zespół Innowacji i Technologii
Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości
ul. Pańska 81/83
00-834 Warszawa
tel: +48 22 432 83 86
e-mail:
krzysztof_buczek@parp.gov.pl

 


Newsletter Ministerstwa Rozwoju Regionalnego

 

Fundusze unijne na lata 2007-2013


 
  • Trwa nabór wniosków w ramach Działania 9.3 Upowszechnienie formalnego kształcenia ustawicznego w formach szkolnych, Programu Kapitał Ludzki w województwie podlaskim [zobacz więcej]
     
  • Trwa nabór wniosków w ramach Działania 9.4 Wysoko wykwalifikowane kadry systemu oświaty, Programu Kapitał Ludzki w województwie podlaskim [zobacz więcej]
     
  • Trwa nabór wniosków w ramach Poddziałania 6.1.1 Wsparcie osób pozostających bez zatrudnienia na regionalnym rynku pracy, Programu Kapitał Ludzki w województwie lubuskim [zobacz więcej]
     
  • Postępy w realizacji Narodowej Strategii Spójności - stan na 12 września 2010 r. [zobacz więcej]
     
  • Opublikowano nową wersję Uszczegółowienia Regionalnego Programu Województwa Pomorskiego [zobacz więcej]
     
Zamówienia publiczne


 
  • Informacja o wyborze najkorzystniejszej oferty w postępowaniu o udzielenie zamówienia publicznego, którego przedmiot jest objęty umową ramową w części 7A [zobacz więcej]
     
Informacje ogólne o Funduszach Europejskich na lata 2007-2013


 
  • Postępy w realizacji Narodowej Strategii Spójności - stan na 12 września 2010 r. [zobacz więcej]
     
Program Kapitał Ludzki


 
  • Trwa nabór wniosków w ramach Działania 9.3 Upowszechnienie formalnego kształcenia ustawicznego w formach szkolnych, Programu Kapitał Ludzki w województwie podlaskim [zobacz więcej]
     
  • Trwa nabór wniosków w ramach Działania 9.4 Wysoko wykwalifikowane kadry systemu oświaty, Programu Kapitał Ludzki w województwie podlaskim [zobacz więcej]
     
  • Trwa nabór wniosków w ramach Poddziałania 6.1.1 Wsparcie osób pozostających bez zatrudnienia na regionalnym rynku pracy, Programu Kapitał Ludzki w województwie lubuskim [zobacz więcej]

 

 


   Wydarzenia warte odonotwania
 



ANNIVERSARY - Royal Canadian Legion Branch 246

Tel. 589-5493
e-mail rclpolish246@shawbiz.ca 

 


 



Zbigniew Izydorczyk -
A Public Lecture on the Forgotten Gospels

I should like to invite everyone interested in the lost or forgotten gospels and early Christianity to a free public lecture by Prof. Jean-Daniel Dubois (École pratique des hautes études, Paris) entitled

 

On Reading the Forgotten Gospels:

Apocryphal Literature and the Origins of Christianity

 

The recent discovery of the Gospel of Judas, an apocryphal gospel preserved in Coptic, has once again brought a spotlight on ancient Christian literature and aroused intense curiosity of Church historians and general readers alike. The text raised questions about the exact role of Judas in the events leading to the Passion of Jesus and about his portrayal in the canonical gospels, and it also reopened some age-old debates and controversies.

 

The Gospel of Judas is just one among many apocryphal, non-canonical texts that have survived from antiquity in various Christian languages. Some, like the Gospel of Thomas or the Acts of Pilate, transmit non-canonical words of or details about Jesus; others, like the acts of various apostles, focus on first disseminators of the new faith; still others, like the many apocalypses, concern the revelation of what is still to come. What they all have in common is that they preserve – and are ready to reveal to a discerning reader – aspects of ancient Christianity that have been largely forgotten and yet, perhaps, worth remembering. They offer glimpses of Christianity from a time before it became fully institutionalized.

 

When:              Tuesday, October 5, 2010, 7:30 PM
Where:            
Convocation Hall, University of Winnipeg

 

Come and meet the scholars who study the earliest Christian writings in the original ancient languages.

 

 

                                                                                                Zbigniew Izydorczyk

                                                                                               

University of Winnipeg

                                                                                                (204) 786-9197

                                                                                                z.izydorczyk@uwinnipeg.ca

 

 

 

   Humor

Dokładnie to czego szukałam

 

 

 

 

  Polskie Muzeum

MUZEUM OGNIWO

Prezeska Polskiego Muzeum w Winipegu dba nie tylko o zbiory muzealne ale troszczy się także  osobiście  o zewnętrzny wygląd budynku.

 

 

żródło Czas

   

Prezeska- Krystyna Tabernor (na najwyższej  drabinie)  wraz z pomocnicami:

   Elą Tukaj ( na ziemi) i Elisabeth Tabernor ( na niższej drabinie).

 

2- Dzieło skończone!


 

 

 

  Życzenia
     Na stronie naszego Biuletynu możesz złożyć życzenia swoim bliskim, znajomym, przyjaciołom... z różnych okazji: urodziny, ślub, narodziny dziecka, jubileuszu, świąt... Do życzeń możesz dodać zdjęcie, ale="2">Życzenia prosimy przesyłać na adres: jolamalek@onet.eu
Kto składa życzenia
np. Jan Kowalski
Z jakiej okazji składasz życzenia np. Z okazji 18 urodzin
Treść życzeń Twoje życzenia zostaną opublikowane w serwisie dopiero po akceptacji zespołu redakcyjnego w kolejnym numerze Biuletynu. 


 

   

S  P  O  N  S  O R

 

 

  Piknik SPK w Whiteshell - zdjęcia

 

 

 

 

 

 


 


 

 


 

 Obchody roku Chopina także w Winnipegu

Nadzwyczajny koncert chopinowski "Chopin with Friends" odbył się 12 września 2010 roku
w Franco-Manitoban Cultural Centre. Koncert został zorganizowany przez
Towarzystwo Muzyczne im. I. J. Paderewskiego w Winnipegu przy współpracy z Royal Winnipeg Ballet, i Winnipeg Symphony Orchestra pod dyrekcją Tadeusza Biernackiego

 

 

Wykonawcy:
Amanda Green, Sarah Davey, Eric Nipp, Tristan Dobrowney – tancerze z Royal Winnipeg Ballet
Jolene Bailey – taniec współczesny
Natalia Zielińska - skrzypce
Michał Kowalik – baryton
Andrea Bellhouse – sopran
Susanne Reimer – alt
Sam Plett - bas

Muzycy z Winnipeg Symphony Orchestra:
Simon MacDonald- skrzypce
Daniel Scholz- altówka
Yuri Hooker- wiolonczela
Zdzisław Prochownik- kontrabas
Tadeusz Biernacki - fortepian

Koncert "Chopin with Friends"wyróżniał się atrakcyjną i niekonwencjonalną forma prezentacji muzyki klasycznej. Kombinacja muzyki, wokalu i tańca jaka też pantomimy,  była znakomitą okazją poznania tej mniej znanej twórczości Chopina.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

           

Dla ciekawostki należy podać, że w tym roku na koncert Chopinowski przyjechała sześcioosobowa ekipa z Thunder Bay. Dziękujemy za wsparcie i zapraszamy na inne imprezy.



 

 

 

 

 

  Upadek światowego systemu monetarnego cz. 18
  •  Cena złota stopniowo się podwyższa. Dzisiaj nowy rekord. $1278 za uncję.
    Wykres za ostatnie 60 dni.


 Złoto wzrośnie 50%
 Ceny domów stracą podwójnie na wartości
 John Williams: Hiperinflacja zacznie się pomiędzy 6 do 9 miesięcy.
 Złoto i srebro osiągają rekordy po raz drugi w ciągu tygodnia.
 6 z 10 Kanadyjczyków żyje od miesiąca do miesiąca
 Chiński ekspert ostrzega że USA przegra wojnę rynkową.

 

 

   

S  P  O  N  S  O R

 

   Felieton Jacka Ostrowskiego

Religijna karuzela



Zapowiedź spalenia Koranu, czy rysowanie karykatur Mahometa lub kpiny z  innych symboli religijnych to głupota, zwykła bezmyślna głupota. Jednak  chciałbym tu oddzielić dwie sprawy, pierwsza to kpina , szydzenie z  przywódców i symboli religijnych wyznawców innych religii , druga to różne
ruchy wśród zwolenników, wyznawców tej samej religii. To są dwie różne  sprawy i należy podejść do tego zupełnie inaczej. Według mnie tak palenie  Koranu przez katolików, jak i palenie Biblii przez muzułmanów ( dlatego  wymieniam te dwie religie, ponieważ wśród nich dochodzi do największej  ilości konfliktowych zachowań ich wyznawców) jest przejawem kompletnego  zdziczenia obyczajów połączonego z kretynizmem.

Wśród wyznawców każdej religii są ludzie światli, jak i tak zwane oszołomy.
Ci pierwsi zastanawiają się, pytają, sami mają swoje przemyślenia, zaś ci  drudzy biorą na tacy wszystko to co im ich duchowny przywódca poda. Oni nie  myślą racjonalnie, oni nie wiedzą, co oznacza słowo „tolerancja”. Ich  religia jest jedyna, najlepsza, a ci którzy jej nie wyznają są niewiernymi  wartymi tylko kuli, lub ewentualnie porcji trotylu.

Sytuacja na świecie coraz bardziej komplikuje się pod kątem religii. W  najbiedniejszych krajach poziom edukacji jest na żenująco niskim poziomie.
Warstwa społeczna niewykształconych, a zatem najbardziej podatnych na  fanatyzm religijny ludzi powiększa się w zastraszającym tempie. Tworzy się  armia oszołomów gotowych na wszystko w obronie, jak i szerzeniu swojej  wiary. Podsycanie ich nienawiści jest błędem, a jedynym skutecznym sposobem  na wytrącenie im broni z rąk jest podniesienie standardów życia. Człowiek  tak jak zwierzę, kiedy jest najedzony i kiedy nie ma trosk uspakaja się,  staje się łagodniejszy. Podnoszenie poziomu edukacji, kształcenie powiększy  w tych krajach odsetek ludzi mogących przeciwstawić się fanatyzmowi, ale  jest to proces długotrwały i musi przebiegać bardzo spokojnie. Dlatego  kretyńskie wyskoki z paleniem Koranu, z rysowaniem karykatur Mahometa uważam  za szkodliwe dla światowego pokoju i powinny być zakazane.



Inną sprawą jest krytyka, czy nawet niszczenie symboli religijnych w  krajach, gdzie właściwie istnieje jedna religia, a konkretnie mam na myśli  katolicyzm w Polsce. Wprawdzie duchowni i część polityków krytykując te  ruchy odnoszą to do wydarzeń globalnych, ale według mnie jest to  uproszczenie wygodne Kościołowi i pewnym środowiskom. W krajach o wysokim  poziomie kultury, a do takiego można zaliczyć Polskę występuje zjawisko  odwrotne. Tu większość stanowią ludzie wykształceni i ta grupa tłumi oddolne  ruchy fanatyków religijnych. Mało tego, mogą ich krytykować i wskazywać  palcami. Nie boją się bomb i terrorystów samobójców, bo na szczęście polski  fanatyzm religijny jest bardzo płytki. Co znaczy płytki? Użyję tak zwanego  „wałęsizmu” , ci ludzie są tylko mocni w gębie i całe szczęście.

Ludzie wykształceni zadają Kościołowi niewygodne pytania, odważnie wytykają  niegodnych noszenia sutanny duchownych , wytykają chciwość , zadają też  pytania dotyczące wiary. Chcą wyjaśnień , kiedy zaczynają wątpić. To zmusza  Kościół do pewnego wysiłku, do szukania pewnych nowych rozwiązań, do zmian,  a tego nigdy nie lubił. Dlatego w pierwszym odruchu krytykuje odważnych  wiernych, czasem używając niezbyt fortunnych porównań, których wolę nie  cytować, ale po jakimś czasie zaczyna wykonywać reformatorskie ruchy. To  jest dobre, bo często zapomina się, że nie ludzie są dla Kościoła, ale on  dla ludzi.



Jacek Ostrowski

  "Medusa"- książka Jacka Ostrowskiego
"MEDUSA" to książka autorstwa Jacka Ostrowskiego, którą we fragmentach publikować będziemy na stronach polishwinnipeg.com
 



Oddalaliśmy się od naszych prześladowców i sami nie wierzyliśmy w to, co
się wydarzyło przed chwilą.

- To wyglądało jak strzał z działa laserowego – stwierdził John. – Widziałem
podobne na gwiezdnych wojnach.

- Bzdety gadasz – Niemiec wzruszył ramionami – Widziałeś jakieś UFO? To był
zwykły piorun, nieraz nawet bez burzy potrafią walnąć w ziemie, mieliśmy tak
zwanego farta i nic poza tym.

- Może i tak , ale ja bym tu obwiniał za to zielone ludziki – nie dawał za
wygraną.

- Bredzisz – podsumował Dieter i zaczął obniżać lot naszego statku
powietrznego, trzeba było lądować. Nie ukrywam, że z ulgą obserwowałem jego
poczynania, nie czułem się najlepiej.

Balon obniżył swoje loty do minimum , zaczęliśmy ocierać gondolą o pole, aż
wreszcie znieruchomieliśmy.

- Uff! – wyrwało mi się i z radością wyskoczyłem na łąkę. Nie wierzyłem, że
cały i zdrowy stoję na matce ziemi, wspaniałe uczucie. Rozejrzeliśmy się
wokoło, ale nic tylko pola i lasy, żadnych zabudowań, co za smętny
krajobraz.



                                                     ROZDZIAŁ IX



- Gdzie teraz? – John spojrzał na mnie, w końcu to mój kraj, tu ja będę
przewodnikiem.

- Przed siebie – burknąłem i nie patrząc się na innych pomaszerowałem w
stronę oddalonego od nas może z kilometr szpaleru drzew. Tam mogła być jakaś
droga, a jak jest droga to jeżdżą nią jakieś samochody, a jak jeżdżą
samochody to będziemy mogli się jakimś zabrać gdzieś dalej byle jak najdalej
od balonu.

Lato było w tym roku dosyć suche i dzięki temu mogliśmy bez przeszkód
przejść na skróty przez bagniste tereny i po może dwudziestu minutach
faktycznie  dotarliśmy do szosy.

- Gdzie teraz? – John wyraźnie próbował mnie prowokować.

- W lewo! – zdecydowałem i nie patrząc na innych ruszyłem przodem.

Uszliśmy może z dwieście metrów, kiedy usłyszeliśmy nadjeżdżający samochód.
Za zakrętu wynurzyła się olbrzymia ciężarówka. Jechała powoli jakby
zamierzała się za chwilę zatrzymać i rzeczywiście stanęła może sto metrów
przed nami, otworzyły się drzwi od strony kierowcy i z kabiny wyskoczył
wysoki chudy młody mężczyzna ubrany w żółty podkoszulek i bardzo wytarte
dżinsy. Nie patrząc na nas, a może nas nie widząc podszedł do pobliskiego
drzewa i zaczął załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne.

- To będą jego najdroższe siki – syknął Dieter i chyłkiem pobiegł w kierunku
pojazdu. Nawet nie dał mu skończyć, sadysta, jednym ciosem pozbawił
przytomności bogu ducha winnego kierowcę, poczym otworzył plecak, pogmerał
coś w szpargałach i wyjął dużą rolką taśmy klejącej. Właśnie nadeszliśmy i
musieliśmy pomóc mu związać delikwenta, a wierzcie mi, nie było to miłe.
Wspólnie postanowiliśmy, by wrzucić „gościa” na krypę, tu nie mógł pozostać.
Wysoko było i nieźle się namachaliśmy, ale miał tam wersal, bowiem cały
samochód załadowany był kołdrami. Wskoczyliśmy żwawo do ciężarówki przy czym
ja za kierownicę. Usiadłem,  złapałem tą wielką „fajerę”, spojrzałem na
mnóstwo dźwigni tuż przy prawej dłoni i powiedziałem – Basta, ale ja tego
nie poprowadzę, ja chcę żyć!

- Dobra! – John ruszył się z tyłu kabiny – Przesiądź się z boku, ja
poprowadzę.

Błyskawicznie wymiotło mnie za kierownicy i z ulgą usiadłem na siedzeniu
pilota.

John widać nie pierwszy raz prowadził ciężarówkę, samochód bez szarpnięć
ruszył z miejsca, rozpoczęliśmy następny etap podróży.

Skierowaliśmy się na Nowy Tomyśl , ale nie wjechaliśmy na autostradę,
musieliśmy bowiem kupić następny samochód. Tym razem to było zadanie dla
mnie i wywiązałem się z niego bardzo dobrze. W jakiejś pobliskiej „dziurze”
załatwiłem Jeepa, skóra, klimatyzacja i wszystkie bajery, jakby nie było……
to nie te niemieckie taczki. Tak jak zawsze przejechaliśmy z pięćdziesiąt
kilometrów i pozostawiliśmy ciężarówkę wśród wielu innych na parkingu o
wdzięcznej nazwie „Las Vegas”…..  tam nie prędko ją znajdą. Następnie
bocznymi drogami mknęliśmy w kierunku Poznania i była to świetna decyzja
bowiem nasi prześladowcy zrobili olbrzymią obławę na autostradzie. Zawsze
jak do tej pory wymykaliśmy się im dosłownie z rąk przez palce, a ostatnie
wydarzenia nie miały żadnego logicznego wytłumaczenia.

- Co dalej? – John był bardzo zdezorientowany, w końcu wszystkie jego
wyobrażenia na temat Polski legły w gruzach. Zamiast dżungli, czy puszczy
zobaczył normalne europejskie miasteczka, autostrady i zwykłych ludzi bez
maczug i dzid.

- Ominiemy łukiem Poznań i skierujemy się w kierunku Bydgoszczy –
zdecydowałem.

- Ale to nie w tę stronę! – burknął studiujący mapę Dieter.

- Wiem, ale drogi w kierunku Warszawy będą obstawione.

- Myślisz, że będą tacy głupi? – Niemiec nie dawał za wygraną – Myślisz, że
po tylu wpadkach dadzą się znów nabrać?

- Nie! – szepnąłem jakby sam do siebie – Ale ja mam plan.

- Jaki?

- Poczekajcie, a dowiecie się ! – zaśmiałem się pod nosem – Zdziwicie się.

- Oby pozytywnie! – John jednak dalej był dużym pesymistą, wyraźnie nie czuł
się w Polsce dobrze.

Mknęliśmy w milczeniu nie niepokojeni przez nikogo trasą na Wągrowiec, a
później przez Szubin do Solca Kujawskiego. Nie wjechaliśmy do miasteczka,
ale pojechaliśmy może pięć kilometrów w bok. Przedzieraliśmy się bocznymi,
wyboistymi polnymi drogami, wzdłuż jakiś parowów i kęp leszczyn, aż ku
zdumieniu moich towarzyszy zatrzymaliśmy się nad brzegiem rzeki.

- A co to? – usłyszałem zza pleców.

- Jak to co, Wisła! – odparłem z nutką triumfu w głosie – Ta sama rzeka
płynie przez Warszawę.

- No i co z tego? – John burknął pod nosem.

- Świetne!, Świetne! – zaczął powtarzać Dieter, rączo wyskoczył z Jeepa i
nie patrząc na innych pobiegł w kierunku lustra wody.

- Mów do cholery,  co kombinujesz! – John natarł na mnie.

- Jak to co? – Marika wtrąciła się do rozmowy – Co z Tobą? Zamuliło cię, czy
co?

Przecież  Andrzej chce rzeką dotrzeć do celu, to odgadłoby nawet dziecko.

-  Przecież nie ma łodzi, chyba nie  wpław? – Latynos nie dawał za
wygraną. – Aż się boję, co wymyślicie w następnej kolejności.

- Powiedz raczej , że nie umiesz pływać i teraz wstydzisz się przyznać do
tego – dziewczyna zaśmiała się i nie czekając na odpowiedź wyskoczyła z
samochodu.

- Chodź, bo sam tu zostaniesz – powiedziałem pojednawczo i też opuściłem
pojazd.

Zebraliśmy się grupką nad brzegiem i zaczęliśmy rozglądać się wokoło w
poszukiwaniu łodzi.

- Nic nie widać. – Szepnęła Helga.

- Spokojnie, ja tu jeździłem na wakacje – uspokajałem swoich przyjaciół  -
Sto metrów dalej w głębi lądu jest mała przystań, której stąd nie widać.
Zawsze tam było kilka motorówek przycumowanych do boi i myślę, że coś uda
nam się wybrać. Chodźmy!

Nie patrząc na pozostałych ruszyłem wolno przez gęste wiklinowe chaszcze, a
reszta, w tym John podążyli za mną. Byłem tu może pięć lat temu i nie było
wtedy jeszcze  tak gęstych krzaków. Przyroda nie dawała się człowiekowi
wszędzie tam gdzie miała chociaż jakąś szansę i wreszcie chociaż nieludzko
podrapani dotarliśmy do zatoczki. Oj, zmieniło się tu bardzo, ale raczej na
niekorzyść. Teren wydawał się opuszczony, zaniedbany ,  a przecież był to
środek i to upalnego lata. Tafla spokojnej wody dookoła obwarowana niskim
zarośniętym

gęstą trzciną brzegiem, wąski przesmyk ku rzece,  stary zmurszały pomost
wcinający się daleko w toń  i jedna obdrapana łódź motorowa uwiązana do
okropnie skorodowanej boi tuż przy brzegu, to był dzisiejszy obraz tej
kiedyś ślicznej stanicy turystycznej.

- Czy to jest w stanie popłynąć? – szepnął Dieter mierząc nieufnym wzrokiem
leniwie bujającą się łajbę.

- Nie wiem! – jęknąłem mocno zawiedziony tym,  co zobaczyłem. Tego nawet w
najgorszym przypuszczeniach nie spodziewałem się, życie nie po raz pierwszy
przerosło moją wyobraźnię.

- Tam ktoś jest! – John wskazał jakąś skurczoną sylwetkę tuz nad brzegiem
pośród trzcin.

- Rybak – wydusiłem już nieźle podenerwowany. Nie dość, że cały mój plan
może lec w gruzach z powodu łodzi,  to jeszcze mamy intruza, którego należy
wyeliminować zanim dowiemy się, co wart jest nasz środek lokomocji.

- Dieter, zajmij się nim, tylko nie rób mu krzywdy – szturchnąłem Niemca w
ramię. On tylko kiwnął głową, ostrożnie ruszył w kierunku swojej ofiary, a
my w skupieniu obserwowaliśmy rozwój wypadków. Łowca wolno zbliżał się do
nieświadomej niczego ofiary, bezszelestnie rozsuwał szuwary, aż nagle wstał
by rzucić się na rybaka, kiedy stała się rzecz zupełnie niespodziewana,
bowiem ofiara zrobiła błyskawiczny unik i sama rzuciła się na swojego
prześladowcę. Wywiązała się prawdziwa walka i to na śmierć i życie, zabłysły
w słońcu ostrza noży.

- Co tam się dzieje? – patrzyliśmy na siebie nic nie rozumiejąc, przecież
miało być zupełnie inaczej.

- Chodź ! – szarpnąłem Johna i pierwszy ruszyłem na pomoc koledze, a widząc
przebieg walki nasz pośpiech był bardzo wskazany, gdyż Dieter na oślep
bronił się przed nacierającym z furią napastnikiem. I tak sprawca napadu
stał się prawie jego ofiarą.

Razem z Johnem zaatakowaliśmy wroga z dwóch stron i to osłabiło jego
czujność. W pewnym momencie Niemiec rzucił się na niego i powalił go na
ziemię. Chwilę się szamotali, aż nagle obydwaj znieruchomieli.

- Wszystko w porządku? – niespokojnie nachyliłem się nad leżącymi.

- Ze mną tak – jęknął ciężale gramoląc się z ziemi – Ale on nie poleciał do
krainy wielkich łowów, on poszedł do diabła…….  pieprzony „psychol”.

Na wygniecionej od walki trzcinie leżały zwłoki może trzydziestoparoletniego
mężczyzny z wystającą z piersi rękojeścią noża. Ubrany w dżinsy, czerwony
podkoszulek i szary długi płaszcz rybacki, z twarzą pokrytą wieloma
paskudnymi bliznami nie wyglądał na amatora wędkowania.

- Co to za typ? – patrzyłem z niesmakiem na zwłoki.

- Co to za typ? – dziwnie zaśmiał się Dieter - Idź tam nad wodę, gdzie niby
łowił ryby i zobacz.

Zawahałem się, ale ciekawość zwyciężyła i razem z Johnem poszliśmy we
wskazanym kierunku. Kiedy stanęliśmy nad brzegiem rzeki i spojrzeliśmy w dół
pod nogi, coś wstrząsnęło nami i obydwaj poczuliśmy zawartość naszych
żołądków w ustach, a trudno się było temu dziwić. W Wiśle do połowy
zanurzone w wodzie leżały potwornie pokiereszowane zwłoki małej może
siedmioletniej dziewczynki. Zimne martwe oczy zastygłe w niemym bólu
patrzyły na nas, straszny, okropny widok.

Jak na komendę odwróciliśmy się i szybkim krokiem ruszyliśmy z powrotem po
drodze zawracając dziewczyny, dzięki czemu oszczędziliśmy im tego przeżycia.

- No i ? – Niemiec patrzył na nas z triumfem - Prawda, że dobrze bydlakowi?

- O tak!- ochoczo przytaknąłem - To i tak za mała kara!

- Może wyciągnąć tę małą? – John był chyba najbardziej poruszony tą straszną
zbrodnią.

- Nie! – pokręciłem głową – Nie możemy zacierać śladów i tak dużo
zniszczyliśmy. Teraz musimy stąd znikać, ale ciekawe czym?

Zostawiłem moich kompanów, podszedłem do pomostu i ostrożnie omijając
spróchniałe deski zbliżyłem się do łodzi. Nie wyglądała najlepiej, ale
silnik był na miejscu i nosił ślady niedawnego użycia co napawało mnie
umiarkowanym optymizmem. Nie była to wielka jednostka , ale już posiadała
krytą kabinę i układ kierowniczy porządnej motorówki, a sześć metrów
długości i dwa szerokości dawało wyporność gwarantującą bezpieczną żeglugę.
Nie było wprawdzie kluczyka do stacyjki, ale nie można wymagać za dużo od
losu i tak nam bardzo sprzyjał. Ja jako stary żeglarz śródlądowy poradziłem
sobie z tą niedogodnością łącząc odpowiednie kabelki ukryte pod pulpitem
sterowniczym i po chwili rozrusznik rozbudził bestię drzemiąca w tej kupie
metalu, silnik zaskoczył. Chuchałem jednak na zimne i sprawdziłem poziom
paliwa w baku, był pełny, mogliśmy opuścić to straszne miejsce…..
kontynuować naszą wędrówkę.

Cała gromadka, ostrożnie dotarła na łajbę i zaokrętowała się, a ja jako jej
nowy kapitan odbiłem od brzegu. Skierowałem łódź  ku wyjściu z zatoki , a
kiedy minęliśmy w ciszy i skupieniu miejsce zbrodni zmieniłem kierunek  na
południowy wschód, na Warszawę. Mimo, że jeszcze mieliśmy szmat drogi do
celu ja już czułem duży niepokój, co było zresztą niezależne ode mnie,
ciągłe    pytania, pytania o moją rodzinę. Co z nimi się stało? Jak zostanę
przyjęty po moim cudownym zmartwychwstaniu? Gdzie ich znajdę? Te i wiele
innych pytań zaczęło nacierać na moje komórki mózgowe i to coraz częściej i
coraz bardziej zawzięcie.

- To rzeka, czy rzeczka? – zapytał ironicznie John spoglądając na Wisłę. – U
nas byłaby to struga.

- Poczekaj! – zaśmiałem się.- Dopłyniemy do tamy we Włocławku,  to wtedy
zmienisz zdanie. Teraz faktycznie masz rację, nie wygląda to imponująco.

Łódź wbrew naszym obawom spisywała się dzielnie i chociaż wolno, ale cały
czas przesuwaliśmy się w górę rzeki. Sterowałem bardzo uważnie i trzymałem
się blisko prawego  brzegu, by nie wpaść w oko policji  często o tej porze
roku patrolującej akweny wodne. Minęliśmy Toruń i nie powiem, że obyło się
bez nerwów. Duże miasto, dużo innych motorówek, dużo ciekawskich oczu, czyli
wszystko to co nam nie „leżało”, ale na szczęście przemknęliśmy, lub raczej
przeczołgaliśmy się niezauważeni. Wiedziałem, że problemy zaczną się pod
Włocławkiem, a to z racji tamy. Aby przepłynąć bezpiecznie przez śluzę
musieliśmy mieć odpowiednie papiery, a my nie dość, że bez papierów to
jeszcze kradzioną łódką. Kłopot był duży i naprawdę nie miałem pomysłu,  jak
sobie z tym poradzić. Postanowiłem zdać się tym razem na szczęście , które
nie opuszczało nas w tej dziwnej podróży.

 Zbliżał się wieczór, słońce zaczęło chylić ku zachodowi, a my krążyliśmy
niedaleko potężnej betonowej zapory blokującej nam dalszą drogę. Widzieliśmy
motorówki i jachty wpływające do śluzy , ale my musieliśmy czekać na coś
nieprzewidzianego, na jakiś cud. Powoli ściemniało się, kiedy nagle John
wskazał palcem coś na lewym brzegu.

- To jest ten cud! – szeptał do mnie,  jak nakręcony.

- Jaki cud? – spojrzałem na niego uważnie podejrzewając udar słoneczny.

- Zobacz, tam stoi terenówka i wyciąga łódź z przyczepki- cały czas
wskazywał coś w oddali.

Faktycznie, teraz i ja dojrzałem samochód szarpiący przyczepę do wożenia
łódek. Nie namyślając się długo skierowałem naszą łajbę na przeciwległą
stronę, a musiałem się spieszyć,  bo praca na brzegu zbliżała się ku
końcowi. Prawie zaryłem dziobem naszej łodzi w brzeg, nie czekając na nic
przesadziłem burtę i szybko pobiegłem w kierunku terenówki. Właściciel był
osobą bardzo komunikatywną, a za 100 Euro okazał się bardzo uczynny. Nasza
stara łajba wyrwana została z wiślanej topieli i umocowana na eleganckiej
przyczepce. Wyglądało to komicznie , kiedy nowy,  jak spod igły Land Cruiser
ciągnął na błyszczącej nowej przyczepce starą nieprawdopodobnie brudną i
skorodowaną łódź. Najpierw wspiął się wysoko na brzeg, przejechał przez tamę
, skręcił w lewo i po zjechaniu z nasypu skierował się nad brzeg zalewu
wiślanego. Wodowanie było formalnością, nikt nie bawił się zbytnio i nie
zwracał uwagi na kolejne wgniecenia w burtach,  czy też rysy, tej łajbie już
nic nie mogło zaszkodzić, jej dni były już policzone. Podziękowaliśmy
naszemu wybawcy, zapakowaliśmy się na pokład i szybko odbiliśmy od brzegu.
Wszystko szło,  jak po maśle, a przed nami najgorszy, najbardziej
niebezpieczny odcinek , ale za to najlepsza pora na jego pokonanie. Nikt nie
patroluje rzeki nocą, a przed nami sto trzydzieści kilometrów i Warszawa.!



Mniej więcej w tym samym czasie w restauracji Hotelu Mariott w Warszawie
siedział  Albin i jadł pieczeń cielęcą.

- Wspaniała – mruczał pod nosem i co chwila popijał wyśmienitym winem. W
pewnym momencie usłyszał kogoś tuż za swoimi plecami. Nie odwracając się
lewą ręką wskazał miejsce obok siebie.

- Niech pan siada Henderson – zwrócił się do nowoprzybyłego.

- Skąd pan wiedział , że to ja? – zdziwił się gość podchodząc do stolika.

- Tylko pan zawsze przeszkadza mi przy kolacji – zaśmiał się generał.

- Tym razem zjem z panem kolację – pułkownik zrezygnowany usiadł na krześle.

- I bardzo dobrze, zaczyna pan prawidłowo myśleć-  pochwalił Albin –
człowiek najedzony lepiej i rozsądniej dedukuje.

- To samo dla mojego gościa – rzucił do przechodzącego kelnera.

- Widzi pan – mówił nalewając wino – Wbrew temu co pan myśli, to jesteśmy po
jednej stronie.

- Nie rozumiem?

- Pańscy  szefowie powinni coś panu naświetlić,  zanim zlecili te łowy.
Przypomina mi to trochę zabawę w ciuciubabkę, facet z zasłoniętymi oczyma
szuka ofiary ,a do tego inni nim kręcą co chwila na wszystkie strony.

- Skoro jesteśmy po jednej stronie to czemu pan mnie nie oświeci?- pułkownik
próbował za wszelką cenę sprowokować starca do wyjawienia jakiś szczegółów.

- Jestem związany przysięgą – generał pokręcił głową – przecież jest pan
wojskowym i powinien to zrozumieć.

- No tak, ale obydwaj mamy służyć krajowi i powinniśmy sobie pomagać.

- Właśnie nie pomagając panu najlepiej służę krajowi – Albin zaśmiał się
szeroko i łyknął duży łyk wina.

- Naprawdę świetne! – dodał.

- Czy oni są niebezpieczni? – pułkownik nie dawał za wygraną. – Chcę
wiedzieć,  czy grozi coś moim ludziom.

- Ha, ha, ha – stary był już dobrym humorze , ale nie wiadomo,  czy pod
wpływem wypitego wina, czy też pytań swojego gościa. – oni nie są
niebezpieczni i już to chyba panu mówiłem, pan jest niebezpieczny dla nich i
dla przyszłości naszego kraju.

- Ja? Chyba pan nie wie,  co mówi – obruszył się oficer – ja wykonuje
rozkazy i nic poza tym.

- No właśnie ślepe wykonywanie rozkazów też jest niebezpieczne – generał
przestał się śmiać i spojrzał zimnym wzrokiem na Hendersona – Niech pan im
odpuści, niech da im pan spokój bo tylko to zagwarantuje panu emeryturę.
Jeśli mnie pan nie posłucha,  to nie dożyje pan tej emerytury , a czy warto?

- Grozi mi pan? – oficera ogarniało wzburzenie.

- Nie! – Albin zaprzeczył ruchem głowy – Chcę pana przestrzec nie przed
sobą, ale przed kimś innym. Nie mam wpływów tak wysoko by zatrzymać machinę
, którą pan w swojej głupiej niewiedzy uruchomi, szkoda mi pana i to
wszystko. Decyzja należy do pana.

- Pana zdrowie pułkowniku. – podniósł kieliszek i z namaszczeniem opróżnił.

- Na zdrowie generale! – gość wychylił kieliszek jednym haustem tak jakby
pił wódkę, a nie szlachetny trunek.

- Ach ty profanie ! – jęknął pod nosem Stary , ale nic głośno nie
powiedział.

Zjedli w milczeniu kolację i po pół godzinie wymieniając grzecznościowe
formułki chłodno rozstali się.
 

 

 

 

   Polki w świecie- Kasia Cianciara-Puharić
 

Współpraca Polishwinnipeg.com z  czasopismem
Polki w Świecie”.

Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.

Nasza współpraca polega na publikowaniu wywiadów z kwartalnika „Polki w Świecie w polishwinnipeg.com  a wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną opublikowane w kwartalniku ”Polki w Świecie”.
 


Kasia Cianciara-Puharić

 

 

Pierwsze lata

– Udane małżeństwo oparte jest na dobrej komunikacji – mówi Kasia. Trzeba zaufać jej zdaniu. Od 15-tu lat jest, bowiem szczęśliwą żoną, od siedmiu także matką. Od dawna zaś odnoszącą sukcesy bizneswoman, która o komunikacji międzykulturowej wie bardzo wiele nie tylko dzięki pracy. Kasia ma to na co dzień we własnym domu!

Pochodzący z Warszawy rodzice Kasi, Krystyna i Zbigniew Cianciara, osiedlili się w Chicago pod koniec lat 60-tych. Oboje są architektami. Po latach pracy w znanych i renomowanych firmach architektonicznych, wybudowali własny dom na przedmieściach Chicago w Highland Park, a w 1985 roku założyli biuro projektowe. Kasia od dziecka wykazywała zdolności artystyczne. Może to właśnie twórcza praca rodziców wywołała w niej zainteresowanie sztuką i chęć rozwijania talentu. Już w szkole średniej otrzymała stypendium w ramach Early College Program; studiowała fotografię, rysunek, rzeźbę i malarstwo w Art Institute of Chicago. Nic dziwnego, że po ukończeniu liceum chciała studiować sztukę. Jednak rodzice Kasi pragnęli, aby rozwijała także inne talenty. Po namyśle Kasia zdecydowała się na „reklamę i komunikację" – kierunek, który pozwalał jej na łączenie zamiłowania do sztuki z pogłębianiem zdolności literackich. Po kilku latach uzyskała dyplom ukończenia elitarnego wydziału dziennikarstwa i komunikacji społecznej na University of Wisconsin-Madison. Po studiach pracowała przez kilka lat jako specjalistka public relations, otworzyła wtedy swoją pierwszą firmę i między innymi promowała chicagowskich artystów. Zrodziło to w niej na nowo chęć zajęcia się sztuką, co zaowocowało podjęciem studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Tam jednak odnalazła nie tylko wykształcenie…

Mario

Podczas studiów na ASP znajomy zapoznał ją z przystojnym Chorwatem - Mario Puharićem, synem jugosłowiańskiego przedsiębiorcy i byłego ambasadora Jugosławii w Polsce. – Nie szukałam wtedy związku – wspomina Kasia – ale stało się inaczej. Rok później odbył się nasz ślub w Wilanowie. W dniu ich ślubu Mario powiedział przyszłej teściowej, że kiedy pierwszy raz zobaczył jej córkę, już wtedy wiedział, że się z nią ożeni. – W naszej rodzinie krąży anegdota o tym, że znamy się z Mario od dziecka. Mam zdjęcie zrobione przed laty na chorwackiej plaży – tej samej, na której Mario z rodzicami zwykł spędzać letnie wakacje – opowiada Kasia. Lubi myśleć, że ich znajomość to przeznaczenie. Po kilku latach małżeństwa rodzi im się córka – Emma, po kolejnych trzech Kate.

Słuchając ich historii, zastanawiam się, jak Mario i Kasia godzą wielokulturowe życie rodzinne z prowadzeniem tak bardzo czasochłonnego biznesu. – W związku ze wspólną firmą spędzamy ze sobą właściwie cały czas. I to dopiero jest osiągnięcie! – śmieje się Kasia i nieco poważniej dodaje – pewnie jest nam łatwiej niż innym międzynarodowym małżeństwom, bo Mario płynnie mówi po polsku. Mieszkał i studiował w Polsce przez wiele lat, rozumie, więc nie tylko język, ale też naszą kulturę. Jak powiedział kiedyś jeden z polskich konsulów, Mario to najbardziej polski Chorwat w Chicago.

A dzieci? Jak wychowuje się potomstwo mające do wyboru trzy kultury, języki i tradycje? Moja rozmówczyni przywołuje przykład swoich rodziców, dla których ważne było zachowanie polskości. Kasia niemal co roku odwiedzała latem Polskę. Państwo Cianciara zjeździli z córkami cały kraj, od Trójmiasta do Zakopanego. Ale doświadczanie polskości nie skończyło się dla niej na tych letnich wycieczkach. W Chicago uczęszczała do sobotniej polskiej szkoły, należała do polskiego harcerstwa i folklorystycznego zespołu tanecznego. – Nasze córki też chodzą do polskiej szkoły, tańczą w zespole ludowym Małe WICI, a latem zabieramy je do Chorwacji w odwiedziny do rodziców Mario – mówi Kasia. Kate i Emma uczą się polskiego i chorwackiego, ale są jeszcze małe i często mieszają te języki z angielskim, czego rezultatem jest zabawny polsko-chorwacko-angielski dialog.

Wspólny biznes

Po ślubie Kasia i Mario zastanawiali się gdzie zamieszkać. Czy w Moskwie, gdzie Mario rozpoczął prowadzenie swojej firmy, czy w Chicago. – Stęskniłam się za domem, wybór był, więc prosty – przyznaje Kasia. Ale nie chodziło jedynie o sentyment. Mario widział ogromne możliwości biznesowe leżące w mieście chlubiącym się mianem drugiego po Warszawie największego siedliska Polaków na świecie. Po przyjeździe do Chicago państwo Puharić rozbudowali założoną uprzednio przez Kasię agencję public relations, nieco zmieniając jej profil.

Zadaniem Integra Communications jest ułatwianie amerykańskim przedsiębiorcom dotarcia do Polonii. Lista klientów Integry jest imponująca. Znajdują się na niej największe sieci sklepów w Ameryce oraz międzynarodowe korporacje, banki i szpitale. Budowane przez lata doświadczenie specjalistów pracujących w Integra Communications gwarantuje sukces firmom, które decydują się na ich obsługę marketingowo-reklamową, obejmującą organizowanie kampanii w radiu, telewizji, prasie, usługi z zakresu szeroko pojętego public relations i organizację różnych imprez dla wielotysięcznej międzynarodowej publiczności w najbardziej prestiżowych miejscach Chicago. Dzięki silnym sponsorom oraz umiejętnemu budowaniu więzi

zacje pomagające finansowo potrzebującym rodzinom.

Kasia aktywnie udziela się na rzecz polskiej społeczności, pracując jako wolontariusz oraz zasiadając w zarządach wielu polskich organizacji niedochodowych. Jak sama przyznaje, działalność ich firmy jest dwuwymiarowa. Z jednej strony opracowuje ona odpowiednią strategię marketingową, dopasowaną do odbiorcy pod względem kulturowym, z drugiej zaś promuje polskie dziedzictwo i kulturę wśród Amerykanów. Ta dwoistość znajduje odzwierciedlenie w wyróżnieniach i nagrodach otrzymywanych od profesjonalnych stowarzyszeń amerykańskich, jak również organizacji polonijnych.

Kasia twierdzi, że to, co udało jej się osiągnąć, zawdzięcza cechom, które wpoili jej rodzice. – To dzięki ich sukcesowi byłam zawsze pewna siebie i nie bałam się ryzyka założenia własnej firmy. Zaś dzięki ich wysiłkom w celu pielęgnacji mojego polskiego dziedzictwa, firma moja specjalizuje się właśnie w rynku polonii amerykańskiej.

Na organizowane przez Integra Communications festiwale i koncerty przychodzi średnio 10 tysięcy ludzi. Podczas nich na chicagowskiej scenie pojawiają się tacy polscy artyści, jak Justyna Steczkowska, Golec uOrkiestra, De Mono, Ryszard Rynkowski czy Piotr Szczepanik. To tylko niektórzy, nie sposób, bowiem wymienić z nazwiska setek polskich artystów, którzy dzięki Państwu Puharić wystąpili w Chicago, m.in. na wykreowanym dziesięć lat temu przez ich agencję corocznym festiwalu z okazji święta Konstytucji 3 Maja. Impreza pozwala Polonii kontynuować „świętowanie polskości" rozpoczęte tradycyjną paradą trzeciomajową. Wśród miejsc, w których odbywał się do tej pory festiwal, znalazł się popularny chicagowski kompleks rozrywkowy Navy Pier (stąd chwytliwa nazwa kilku edycji imprezy: „Poland on the Pier") oraz jeden z najbardziej znanych chicagowskich obiektów Millennium Park („Poland in the Park"). Ostatnia impreza majowa („3MAJówka") trwała trzy dni i została po raz pierwszy zorganizowana w Copernicus Center.

Kasia przyznaje, że imprezy te zawsze mają rodzinną atmosferę. – Staramy się, by zapraszane przez nas gwiazdy miały sympatyków wśród różnych pokoleń Polonii, od przedwojennych emigrantów do młodych Polaków, już tutaj wychowanych - dodaje. – Takie wydarzenia interesują nie tylko Polonię, ale także Amerykanów, którzy dzięki temu dowiadują się o Polsce, jej historii i naszej bogatej kulturze. Wydarzenia takie, jak zeszłoroczne „Freedom ’89 – Born in Poland" przyciągają rzesze ludzi. Ta konkretna impreza, której produkcję zlecił Konsulat RP w Chicago, poświęcona była 20-leciu upadku komunizmu, a uświetnił ją swoją obecnością były prezydent RP i legenda Solidarności – Lech Wałęsa. Ogromnym sukcesem był także uroczysty koncert „Poland for Chicago", który odbył się w 2007 roku w prestiżowym amfiteatrze Pritzker Pavilion w Millennium Park, a został zorganizowany z okazji wizyty w Chicago prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Integra Communications przygotowywała kolejny koncert dla prezydenta Kaczyńskiego, który miał się odbyć podczas planowanej na początek maja br. wizyty z okazji obchodów 50-lecia mianowania Warszawy siostrzanym miastem Chicago. – Gdy dowiedzieliśmy się o wypadku, była trzecia w nocy – wspomina Kasia. – Nadal trudno mi o tym mówić bez emocji, osobiście znaliśmy i współpracowaliśmy z tak wieloma ludźmi z tego tragicznego lotu... Pamięta też morze polskich flag przyozdobionych czarnym kirem, które w dniach po wypadku zalały ulice Chicago. Wielka impreza w Millennium Park, organizowana od miesięcy wspólnie z Kancelarią Prezydenta RP, została zamieniona na koncert poświęcony ofiarom katastrofy smoleńskiej.

Wspólna praca Kasi i Mario przynosi świetne wyniki, bo znają swoje miejsca w firmie. On jest doświadczonym organizatorem i od początku ma wizję projektu, nad którym rozpoczyna pracę, a Kasia – z duszą artystyczną – zajmuje się detalami takimi, jak oprawa wizualna. Ich odmienne talenty doskonale uzupełniają się i przez to tworzą silny zespół. Na tym polega sukces Integra Communications.

A sztuka, którą z takim entuzjazmem Kasia zajmowała się w czasach studenckich? – To moja przeszłość i być może przyszłość, ale nie teraźniejszość – podsumowuje Kasia. Jak mówi: bizneswoman + małe dzieci = brak czasu na sztukę! – No może poza fotografowaniem dzieciaków na szkolnych przedstawieniach – żartuje. Wspomina jednocześnie swoje wcześniejsze prace. – Moje fotografie były zawsze czarno-białe, surowe, prawdziwe. Obrazy przeciwnie – kolorowe i abstrakcyjne. Może to właśnie ilustracja mojego obecnego życia? Dwoista natura bizneswoman i artystki. Realizm kontra idealizm.

 

Autor: Kamil Całus

 

 

 

 

   Ogłoszenia

 

 


 


 


Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
 
 wrzesień   2010
Ni Po Wt Śr Cz Pi So
    1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 1 2 3
Zapisz się na naszą listę
Email
Imie i nazwisko

 

 

Spis Książek Biblioteki SPK
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008

 

 


Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę



 


 

Irena Dudek zaprasza na zakupy do Polsat Centre Moje motto: duży wybór, ceny dostępne dla każdego, miła obsługa. Polsat Centre217 Selkirk Ave Winnipeg, MB R2W 2L5, tel. (204) 582-2884

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę
 

 

 



189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510

 



Kliknij tutaj, aby wejść na stronę gdzie można ściągnąć nagrania HYPERNASHION za darmo!!!
 


 

Royal Canadian Legion
Winnipeg Polish Canadian Branch 246
1335 Main St.
WINNIPEG, MB R2W 3T7
Tel. (204) 589-m5493


 



“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8
Phone/Fax 204-589-7638
E-mail: club13@mts.net
www.PCAclub13.com


Zapisz się…
*Harcerstwo
*Szkoła Taneczna S.P.K. Iskry
*Zespół Taneczny S.P.K. Iskry
*Klub Wędkarski “Big Whiteshell”
*Polonijny Klub Sportowo-Rekreacyjny