Copyright ©
Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone
bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w
dokumencie.
7 października 2010 | <<< Nr 147 >>> |
W tym numerze | ||||||||||||
|
||||||||||||
Od Redakcji | ||||||||||||
Do Redakcji | ||||||||||||
Wydarzenia warte odnotowania | ||||||||||||
Jesień w Manitobie w filmie - Henryk Enen | ||||||||||||
Humor | ||||||||||||
Wiadomości z Polski | ||||||||||||
Wywiad z Elżbietą Yonza | ||||||||||||
Ciekawostki - Temu się udało | ||||||||||||
Wykład o zapomnianych ewangeliach | ||||||||||||
Upadek światowego systemu monetarnego cz 21 | ||||||||||||
Felieton Jacka Ostrowskiego | ||||||||||||
Manitoba - Październik w fotografii | ||||||||||||
"Medusa"- książka Jacka Ostrowskiego | ||||||||||||
Polki w świecie- Iwona Mazurek | ||||||||||||
Kalendarz Wydarzeń | ||||||||||||
Ogłoszenia | ||||||||||||
Polsat Centre | ||||||||||||
Kącik Nieruchomości | ||||||||||||
|
||||||||||||
Od Redakcji |
Od 5 listopada 2009 roku prowadzę w Polishwinnipeg.com kolumnę, która zajmuje się upadkiem światowego systemu monetarnego. Pierwszy artykuł ukazał się w wydaniu nr 99, w sekcji "Od redakcji" a dwa dni temu minął rok od rozpoczęcia tej sekcji. Od samego początku kolumna ta miała wielu sceptyków ale i też zainteresowanych.
Rok później
jest jeszcze duża grupa, która uważa że
świat idzie właściwą drogą i wszystko wróci
do starego porządku za jakiś czas. Uważny
obserwator dzisiejszego kryzysu, zdaje sobie
sprawę że to są ostatnie miesiące, najwyżej
rok albo dwa istnienia obecnego systemu.
Obecny system monetarny jest nad brzegiem
przepaści i tylko czeka na dalsze wyjawienia
oszustw, korupcji i szerokiego zrozumienia
niewolnictwa, które ten system narzucił
światu. Wyjaśnienie jak funkcjonuje dolar i
jakie były przesłanki stworzenia Federal
Reserve, pokazjue ten 7
odcinkowy filmik. Jak pieniądze
tworzone są z niczego wyjaśnia ten
krótki film. Historia pieniędzy jest
przedstawiona w tym niemalże dwu godzinnym
filmie.
Chciałbym
tym wstępem dzisiaj zainaugurować nową kolumnę
zatytułowaną
Dzisiejsze zmiany odbędą się inaczej. Preludium do tego były przemiany w latach 1980 w Europie Wschodniej, gdzie Polska była liderem i inicjatorem. Ludzkość zrozumiała że nie ma celu walczyć z ciemięzcami, gdyż oni mają zawsze przewagę, jako że oni mają kontrolę i tworzą prawa. Tak jak Mahatma Ghandi, Polska wybrała drogę biernego oporu. Tak jak bierny opór doprowadził do upadku komunizmu we Wschodniej Europie, tak podobny opór doprowadzi do upadku tego co nazywano kapitalizmem, z tym że prawdziwy kapitalizm nigdy nie istniał tak jak nie istniał nigdy prawdziwy komunizm.
Tak wkrótce upadną oligarchowie naszych
czasów, jako że mogą oni tylko utrzymywać
swoją pozycję, kiedy cała reszta na nich
pracuje i żyje w obawie z dnia na dzień albo
jest wciągana w codzienne kasyno pogoni za
nowościami, uciechami i prymitywną masową
rozrywką serwowaną przez mas-media. W
dodatku mas-media są narzędziem subtelnej
propagandy i manipulacji, które znajdują się
dziś w rękach
6 właścicieli. Poniższy filmik prezentuje jeden ze sposobów jak świat będzie zmieniał się w najbliższych latach. To jest tylko jeden ze sposobów jaki będę opisywał w następnych wydaniach. Internet niewątpliwie odgrywać będzi istotną rolę w tym procesie.
Bogdan Fiedur
|
Życzenia - Thanksgiving |
|
|
|
Do Redakcji |
Polsat Center - Wysyłka paczek
Wszyscy miłośnicy sztuki wraz z kolekcjonerami
są
zaproszeni
17
października (niedziela)
2010
109
Pacific Ave
former
Costume
Museum of
Canada
(3-9 pm jest
uroczyste
otwarcie)
na wielka
"panorame"
lokalnych
artystów. 50
Profesjonalnych
artystów.
Szczegóły w
zaproszeniu...
w wystawie
udział biorą
także polscy
artyści:
Gosia
Switala,
Mirek
Weichsel,
Jolanta
Sokalska i
Zbigniew
Sokalski.
Można
zakupić
naprawdę
piękne prace
artystyczne.
Niektóre
nadzwyczajne.
Cieszące
serca na
zawsze...
Będzie
przedstawiona
sylwetka
"kolekcjonera
21 wieku"
pod nazwa
"CONTRIBUTOR
@ CAUSE ".
"WSPÓŁTWóRCA
KULTURY".
Wszystkie
nazwiska
"kolekcjonerów"
(nawet tych
zaczynających
kolekcje)
będą
uroczyście
zaanonsowane
pod koniec
wernisażu.
Wygląda
atrakcyjnie
prosimy
przyjść
popierać
polskich
artystów
wkład
polskich
artystów:
Małgosia
Switala :
design
Mirek
Weichsel:
film-dokumentacja
Jolanta+
Zbigniew
Sokalski :
opracowanie
wystawy i
koordynacja
|
|||||
Witam serdecznie. |
Jesień w Manitobie w filmie - Henryk Enen | ||
|
Wydarzenia warte odonotwania | ||||||||||||
|
Wiadomości z Polski | ||||
|
Wywiad z Elżbietą Yonza | ||||||
|
Humor |
|
S P O N S O R |
Wykład o zapomnianych ewangeliach |
5 października w sali konwokacyjnej Uniwersytetu Winnipeg, odbyła się prelekcja na temat tzw. zagubionych Ewangelii. Prof. Jean-Daniel Dubois wygłosił wykład na temat zagubionych ewangelii takich jak św. Tomasza, Judasza, Filipa, Mądrości Marii Magdaleny i inne. Organizatorem spotkania i wcześniejszej konferencji historyków z całego świata na temat "Akty Piłata" był Prof. Zbigniew Izydorczyk.
Tłumaczenie wzięte z ogłoszenia
|
|
Ciekawostki | ||
|
Upadek światowego systemu monetarnego cz. 21 |
Ponieważ złoto idzie do góry, Federal
Reserve będzie drukował więcej dolarów aby
przeciwdziałać |
S P O N S O R |
Felieton Jacka Ostrowskiego
Ostra wódka
Palikotówka |
Manitoba- Październik w fotografii |
Fot. Bogdan Fiedur |
"Medusa"- książka Jacka Ostrowskiego |
"MEDUSA" to książka autorstwa
Jacka Ostrowskiego, którą we
fragmentach publikować będziemy na
stronach polishwinnipeg.com
- Co robimy? –
Dieter wiercił
się niespokojnie
– Musimy cos
postanowić.
- Czekamy ! – odparłem spokojnie, chociaż tak naprawdę wszystko we mnie wrzało. - Ty tylko, czekamy i czekamy – warknął na mnie. - Nic nie poradzimy, nawet nie wiemy gdzie go przetrzymują – broniłem swoich racji. Właśnie z rekonesansu po mieście wrócił Franek i wszyscy rzuciliśmy się na niego. - No i? – nasz wzrok dosłownie przebijał go na wylot. - Chyba nic ciekawego – westchnął zrezygnowany – ale kumpel mi powiedział, że w Sobieskim dzieją się jakieś cuda, jacyś dziwni faceci wyglądający, jak mormoni wynajęli ostatnie piętro i są bardzo tajemniczy. - To oni! – ryknąłem – To tam go przetrzymują. - Poczekaj! – przerwał mi gospodarz - Nie dajesz mi skończyć. Całe piętro jest tak obstawione, że nawet mysz się nie prześlizgnie, nawet nie wpuszczają sprzątaczek. - Coś wymyślimy – szepnąłem sam do siebie, przecież musieliśmy mu pomóc. Zaraz może by doszło nawet do kłótni między nami, ale przeszkodził nam w tym telefon. - Co za czort? – Ogórnik przestraszony spojrzał na aparat – Nikt nie zna tego numeru. - Odbierz! Podałem mu słuchawkę jednocześnie zbliżając do niej ucho od drugiej strony. - Cześć, to ja – usłyszeliśmy niezbyt wyraźny szept. - Kto ja? - Ja John – jęknął głos. - Kto? - No , ja John. Uciekłem im, ale ledwo stoję na nogach i musicie mnie stąd zabrać. - Gdzie jesteś? - A cholera wie – wydusił i widać było, że mówienie sprawiało mu kłopoty – taki okrągły niewysoki budynek blisko skrzyżowania w samym centrum miasta. - Dobra, kręć się tam , a ktoś przyjedzie zaraz po ciebie – krzyknąłem do słuchawki – Sprawdź, czy nikt nie idzie twoim tropem. - Nie, cały czas rozglądam się i nic podejrzanego nie widzę, pośpieszcie się długo nie wytrzymam – głos w słuchawce zamilkł. - Trzeba go ewakuować – Dieter wyraźnie ucieszony zerwał się z kanapy – Mówiłem, że jest sprytny i miałem rację. - Dziwne- Franek kręcił głową z niedowierzania – mysz miała się nie prześlizgnąć, a tu ranny facet znika i to bez problemu. - Może twój kolega trochę przesadził – Marika wyraźnie odżyła po tym telefonie – Pewnie wystraszył się uzbrojonych goryli. - Nie sądzę, był trzy lata w Iraku, jako komandos. - Nic tu nie wymyślimy Energicznie ruszyłem do drzwi – Trzeba go zabrać, ale ostrożności nigdy za wiele i musicie mnie asekurować z oddali. Tak jak przypuszczałem John miał na myśli Rotundę i nie musiałem się zbytnio trudzić, żeby dojrzeć go w tłumie. Wyróżniał się , cały posiniaczony słaniał się na nogach, a ludzie omijali go jak pijaka dużym kołem. Było to o tyle niedobre, że wzbudzał zainteresowanie, ale na szczęście nie było widać policji. - Chodź – szepnąłem mu do ucha podchodząc od tyłu i podtrzymując pod pachę. - Oj, dzięki – odetchnął z ulgą – pierwszy raz ucieszyłem się widząc twoją buźkę . - Ja nie mam takiego samego odczucia – odgryzłem mu się natychmiast i szarpnąłem go w kierunku podziemnego przejścia. Tak było uzgodnione, jeśli ktoś go śledził, to musiał iść za nami, inaczej mogliśmy go łatwo zgubić. - Licho wyglądasz – patrzyłem ze współczuciem na kolegę – Co za bydlaki! - Spokojnie – ścisnął mi dłoń – najważniejsze, że twoja rodzina jest wolna, a ja , jak pies wyliżę się z ran. Na koniec dokopałem jednemu tak, że na myśl o mnie zawsze będą go bolały jaja, o ile dziś ich nie stracił. Ostrożnie wygramoliliśmy się po drugiej stronie ulicy, wsiedliśmy do podstawionego przez Dietera samochodu i szybko opuściliśmy to miejsce.. - Nikt was nie śledził – zakomunikował lotnik cały czas kontrolujący lusterka – naprawdę chyba miałeś dużo szczęścia. Nie dość, że zwiałeś, to jeszcze chyba byłeś u kosmetyczki, Masz dziś ładne oczęta, może się nawet zakocham. - Spadaj! – Latynosa wyraźnie nie bawiły dowcipy na temat jego wyglądu. - Zostaw go! – mnie też to wkurzyło. - Dobra, dobra – burknął pojednawczo – Może i głupia uwaga. - Coś tu śmierdzi! – mruczałem pod nosem cały czas myśląc o ostatnich wydarzeniach. - Stój! – nagle krzyknąłem do kierowcy, a ten przerażony natychmiast zjechał do krawężnika zatrzymując samochód. - Co jest? – spojrzał na mnie przez ramię. - Masz pieniądze przy sobie? – spytałem. - Dużo chcesz? - Czy masz wszystkie pieniądze przy sobie? – wycedziłem. - Mam! - schylił się pod siedzenie, wyciągnął małą walizeczkę i podał mi ją. Szybko otworzyłem neseser i przerzuciłem gotówkę do zwykłej plastikowej reklamówki. - Jedźcie! – krzyknąłem przez ramię, wyskoczyłem na chodnik. Auto pomknęło dalej, ale beze mnie. Chwilę rozejrzałem się wokoło i zaraz machnąłem na nadjeżdżającą taksówkę. - Gdzie Andrzej? – spytała podenerwowana Magda nie widząc męża w powracającej grupce. - Nie wiem! – Dieter wzruszył ramionami – Nagle coś go oświeciło, objawienie czy co? Kazał się zatrzymać i wyparował, ale nie przejmuj się, niedługo na pewno wróci. Marika zaś, jak zobaczyła Latynosa to dostała dosłownie ataku histerii. - Dość tego, ja mam już tego wszystkiego dość – krzyczała – Jesteśmy jak zwierzyna i tylko uciekamy i uciekamy, jak długo mamy tak zwiewać? Nie można wiecznie nasłuchiwać podejrzanych odgłosów, nie można spać na tobołach, tak nie można żyć! - Opanuj się – John zapomniał o swoich dolegliwościach i próbował ją uspokoić – Już niedługo, uwolniliśmy wszystkich i teraz zatroszczymy się o siebie, obiecuję – szeptał gładząc ją głowie. Rozmowa nie kleiła się, jedni byli pochłonięci własnymi myślami, inni nerwowo wyglądali przez okno, czekano. Wreszcie po może dwóch godzinach usłyszeli delikatne pukanie do drzwi i zaraz wparowałem do mieszkania. - Zabierajcie wszystko i spadamy – krzyknąłem machając kluczykami od nowego samochodu. - Już? – Amerykanin jęknął z bólu podczas wstawania z fotela. - Już ! – odparłem stanowczo – Oni wiedzą , że tu jesteśmy i mogą w każdej chwili nas zaatakować. - Skoro tak, to czemu jeszcze tego nie uczynili? - Bo muszą być pewni, że jesteśmy tu w komplecie – prawie wykrzyknąłem – Sto metrów od domu stoi ciężarówka z dziwnymi antenami, ciekawe po co? - Zmiatamy – Dieter chwycił toboły, a reszta poszła w jego ślady. Po cichu i ostrożnie opuściliśmy mieszkanie, a tuż przed wejściem pożegnaliśmy naszego wybawcę Franciszka. Uścisnąłem go serdecznie i wymogłem na nim obietnicę, że w przeciągu najbliższego miesiąca, bez względu na okoliczności nie pokaże się w swoim mieszkaniu, że wszelki ślad po nim zaginie. - Dzięki! – ściskałem jego dłoń – Nigdy ci tego nie zapomnę! - A co? – zaśmiał się – I to taki zwykły murzyn tak wam pomógł! - Wiem do kogo pijesz, ale od dziś kocham murzynów ! – Dieter zaśmiał się i uścisnął mu rękę. - Zmiatajcie! – ponaglił nas, a my nie przedłużając pożegnania chyłkiem wymknęliśmy się z budynku, przeszliśmy między blokami i dopiero na następnej uliczce zajęliśmy miejsca w dużym Vanie, no cóż było nas coraz więcej. Wszyscy zapięli pasy i spojrzeli na mnie wyczekująco. - No i gdzie teraz? - Nie wiem , ale dziś mam jakieś przeczucia – szepnąłem – one kazały mi kupić ten samochód i one karzą mi kierować się na południe, w kierunku Krakowa. - Ma ktoś jakieś inne przeczucia? – John sobie zakpił – bo jeśli nie, to jedziemy za nosem naszego jasnowidza. Trochę z rozżaleniem opuszczałem Warszawę, w końcu spędziłem tu kawał życia, ale nie było innej opcji. Mknęliśmy tak zwaną Gierkówką na południe nerwowo spoglądając za siebie w poszukiwaniu prześladowców. Coś mi jednak cały czas chodziło po głowie i nie dawało spokoju, czułem jakby czyjś wzrok na swoich plecach. - Sprawdzałeś swoje ubranie? - spytałem Latynosa. - Wiem, o czym myślisz, - zaśmiał się – zmieniłem nawet buty, nie mam śladów po zastrzyku, obejrzałem bardzo dokładnie swoje rany i nic. - To skąd wiedzieli , gdzie nas szukać? – nie dawało mi to spokoju. – coś musiałeś przeoczyć. - Ale co? - Nie wiem, ale oni musieli gdzieś w tobie umieścić nadajnik GPS. - Zjeżdżamy – zdecydowałem i ostrożnie zjechałem na najbliższy parking. - Dziewczyny i dzieci z samochodu na siusiu – zarządziłem – a my przejrzymy kolesia. Rozebraliśmy go do naga, zajrzeliśmy w każdy zakamarek jego ciała, wzbudzając w pewnej chwili zgorszenie jakiejś starszej pary, która zaparkowało koło nas, ale nigdzie nic nie było. - Jedyne, co możemy jeszcze zrobić – stwierdziłem już mocno zrezygnowany – to zerwanie ci wszystkich strupów na ranach. - Chyba zwariowałeś – szepnął z przestrachem, a widząc, że podeszliśmy do tego pomysłu poważnie zaczął się cofać przed nami. - Nie, - ryknął – tylko nie to, błagam was! Nic nie pomogło, oderwaliśmy wszystkie kawałki zeschniętej krwi z jego ran i w jednej grudce ujrzeliśmy coś w kształcie główki od szpilki. Wykonane z jakiegoś tworzywa było na pewno nie wykrywalne przez typowe urządzenia namiarowe, to było wysokiej klasy urządzenie naprowadzające. - Jest! – Dieter triumfalnie krzyknął, gdyż on był znalazcą tego cacka. - Dobra , dawaj to – szepnąłem do niego, poczym chwyciłem kuleczkę i wyskoczyłem z pojazdu. Wolno zbliżyłem się do mikrobusu stojącego może dziesięć metrów od nas i uważając by nikt tego nie dojrzał wrzuciłem prezencik przez okno do kabiny. W tym czasie cała nasza ekipa zajęła swoje miejsca i mogliśmy spokojnie kontynuować podróż. - Ruszajmy - zadecydowałem wsiadając jako ostatni. – Ale się koledzy zdziwią jak okrążą tę parę emerytów, wyciągną te swoje wojenne zabawki , a kiedy podejdą do drzwi to otworzy im siedemdziesięcioletnia babcia. - Gdzie, dalej kierunek na Kraków? – spytał Dieter. - Tak – zaśmiałem się – ale czy nie czujecie, że w im bardziej kierujemy się na południe to nasze samopoczucie ulega dużej poprawie? - Ja nic nie czuje – jęknął Latynos – czuje się sponiewierany przez dwóch degeneratów, nawet moich ran nie oszczędzili. - Dobra, dobra , nie marudź i cicho siedź – Marika zatkała mu usta. - Jak dojedziemy do Krakowa, to skręcimy na Zakopane – zakomunikowałem . - A to nie ślepa uliczka? – Dieter wnikliwie studiował mapę. - Nie – pokręciłem głową – Jedźmy za moim przeczuciem , to jest bardzo silne , to mną steruje. Oj, coś było za dużo wrażeń – burknął lotnik – ale tym razem wiem , że ze mną też coś się dzieje. Co to może być? Czuliśmy silną wolę jechania na południe, a jednocześnie wielki spokój, prysło napięcie towarzyszące nam od pierwszego dnia naszej ucieczki, otaczała nas jakaś nieznana nam aura. ROZDZIAŁ XII - Witaj Zakopane! – wielki uśmiech rozlał się po mojej twarzy – Uwielbiam to miejsce. Właśnie wjeżdżaliśmy do stolicy polskich Tatr. Wolno, jakby lękliwie prowadziłem samochód, tyle wspomnień , tyle lat , to wszystko teraz wracało jak bumerang. Nigdy nie przypuszczałem, że pojawię się tu w zupełnie innym celu, że przeznaczenie będzie teraz mną kierowało. Jechałem jak nakręcony, tajemnicza siła prowadziła nas w sobie tylko znanym kierunku. Czuliśmy, że kres tej wędrówki jest blisko, że już niedługo poznamy odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań. Nie baliśmy się już pogoni, to coś miało pieczę nad nami , to coś dbało żeby nie stała nam się krzywda. Przemknęliśmy przez miasto i pojechaliśmy przez Jaszczurówkę w kierunku Morskiego Oka. W sznurku innych pojazdów wlokąc się niemiłosiernie dobrnęliśmy do olbrzymiego parkingu, na którym musieliśmy zostawić nasz pojazd. - Wysiadamy i dalej w konika – zakomunikowałem wszystkim – koniec podróży, resztę trasy musimy pokonać furmanką. - Furmanką, a co to jest ? – zdziwił się John. - To taki polski dyliżans – zaśmiałem się – rozumiesz? - Dobra, może być, byle nie pieszo, bo w tym upale to by mi się nie chciało.- jęknął ciężko gramoląc się z samochodu. Wszyscy całą grupą, czyli siedem osób zajęliśmy miejsca na góralskim wozie i podenerwowani czekaliśmy na odjazd. Baca zbytnio nie spieszył się, starał się zapełnić klientami całą furę, aż wreszcie może po pół godzinie ruszył i krok po kroku nędzna chabeta zaczęła piąć się coraz wyżej, ku największej atrakcji Tatr ciągnąc za sobą przeładowany turystami wóz. W milczeniu, pogrążeni w swoich myślach powoli zbliżaliśmy się do celu. Nie dojechaliśmy do końca, wysiedliśmy może kilometr przed jeziorem i resztę trasy musieliśmy pokonać pieszo. – Gdzie teraz? – spytał Dieter ciekawie rozglądając się wokoło. - Tam! – wskazałem palcem punkt hen daleko, powyżej Morskiego Oka. - A co to za miejsce? - To jest Czarny Staw – odparłem - Legendy mówią, że to przejście do innego Świata. - Ja nie zamierzam się moczyć, co to, to nie! – John pokręcił przecząco głową. - Przestań marudzić! – zrugała go Marika – wszystko ci dziś nie pasuje, jesteś upierdliwy jak stary kawaler. Słuchaj chłopaków, oni wiedzą co robić, daj im działać. - Dobra, dobra, już się nie odzywam – machnął ręką, chwycił toboły i skierował pytające spojrzenie na mnie. - Ok! Idziemy – zdecydowałem. Również złapałem swoje pakunki i ciągnąc syna za rękę ruszyłem przodem. Czułem chyba bardziej niż inni ten impuls, który nas przyciągał. - Tato- Bartek wystraszony tym wszystkim szeptał do mnie – Gdzie my idziemy? Boję się! - Nie masz czego się bać – uspakajałem go – Widzisz, jest taka legenda o rycerzach śpiących w górach, którzy mają obudzić się , kiedy ludzie będą w potrzebie. Oni teraz przebudzili się i nas wzywają. - Zobaczę prawdziwych rycerzy? – mały bardzo się ożywił – Naprawdę? - Myślę, że tak, ale nie wiem tego na pewno. Idziemy im na spotkanie i myślę, że będzie nam dane ich ujrzeć. - Super! – ścisnął mocniej moją rękę i wyraźnie przyspieszył. Spojrzałem na żonę, ale w jej oczach nie widziałem tyle ufności. Ona najzwyczajniej w świecie potwornie się bała, czuła się zagubiona w tej dziwnej sytuacji, no cóż tylko jeden dzień , a wszystko zmieniło się w jej życiu, a co najważniejsze…. na dobre. Wolno, przeciskając się w tłumie pięliśmy się po stromych skalnych stopniach cały czas w górę. Nie czuliśmy zmęczenia, parliśmy cały czas do przodu. Mały zmęczył się i wziąłem go na barana, reszta nie narzekała, a po pół godzinie staliśmy nad brzegiem stawu i rozglądaliśmy się wokoło. - No, gdzie dalej? – Dieter dziś bezgranicznie wierzył w moje przeczucia. Ja zaś stałem i nic nie czułem , kompletnie nic . Z przerażeniem uprzytomniłem sobie, że jeśli to wszystko to złudy, to jesteśmy w potrzasku. Nie mogliśmy już wrócić do normalnego życia, tam w całej Europie rozesłano za nami listy gończe. Bandy tajnych agentów, oraz morderców do wynajęcia czekało na jakikolwiek sygnał, że żyjemy żeby wpaść na nasz trop i nas zabić. Nie było już powrotu, wszystkie drzwi bezpowrotnie zamknęły się za nami. Stałem i z przerażeniem uzmysłowiłem sobie, że ta cywilizacja, ludzkość nas nie chce, my kompletnie niewinni ludzie zostaliśmy wygnani, pozbawieni wszystkiego tego, co należy się każdemu obywatelowi ziemi z racji samego urodzenia. - Co dalej? – jak przez sen słyszałem głosy moich towarzyszy, a ja o zgrozo nie wiedziałem co robić. Nagle znów poczułem ten impuls, znów tajemniczy przewodnik zagościł w mojej duszy, już wiedziałem! - Tam! – pokazałem jakiś bliżej nieokreślony punkt po drugiej stronie tafli wody – Musimy obejść staw. - Tyle przeszliśmy, to i to pokonamy – westchnął coś dziś pesymistycznie nastawiony do wszystkiego Latynos, chwycił swoje toboły i nie patrząc na nas ruszył przodem wzdłuż kamienistego brzegu. - Szkoda czasu – burknął Niemiec i poszedł za nim. Ja zaś zastygłem w bezruchu, wydawało mi się, że słyszę dziwnie znajomy dźwięk, taki przytłumiony, niski powoli narastający. - Nie, to niemożliwe – szepnąłem. - Helikoptery! – krzyknąłem przerażony wskazując palcem czarne punkciki na północnej części nieba. Wszyscy zatrzymali się raptownie i spojrzeli w górę. Ryk silników narastał i po chwili dwa stalowe olbrzymy zawisły nad Czarnym Stawem wzbijając w górę olbrzymie ilości pyłu i drobin wody. - Chodźcie dalej, szybciej – ponaglałem krzykiem moich towarzyszy nie zważając na wszystko – musimy uciekać, od nich nic dobrego nas nie czeka! - Stójcie! – ktoś ryknął przez megafon . – Nie macie gdzie uciec , poddajcie się! Tu pułkownik Henderson i ostrzegam, że będziemy strzelać! Jeszcze raz apeluję, żebyście się poddali! Nie róbcie głupstw, a obiecuję, że nikomu nic się nie stanie! - Bredzi! – krzyknąłem – Nie zważajcie na nich i tak nas zabiją. - Tato! – zapłakany Bartek chwycił mnie za rękę – Ja nie chcę żeby mnie zabili! - Nie bój się, nic ci nie będzie, obiecuję! – chwyciłem go mocno i pociągnąłem do przodu. - Chodźcie! , Błagam – krzyczałem do żony i Helgi, gdyż obie wyraźnie się wahały. -Zaraz będziemy strzelać, zatrzymajcie się – oficer cały czas nawoływał do poddania się. - Uciekajmy! – krzyczałem do moich towarzyszy – Oni chcą nas żywych, nie otworzą ognia. Poskutkowało, reszta grupy dołączyła do mnie i nie patrząc na wiszące nad nami maszyny kontynuowaliśmy ucieczkę. Co chwila odwracałem się i widziałem potworne przerażenie na twarzach, ale co tu się dziwić, tylko głupiec by się nie bał. |
Polki w świecie-
Iwona Mazurek |
Współpraca
Polishwinnipeg.com z czasopismem Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.
Nasza
współpraca polega na publikowaniu wywiadów
z kwartalnika „Polki
w Świecie”
w polishwinnipeg.com a
wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną
opublikowane w kwartalniku ”Polki
w Świecie”. Iwona Mazurek |
Pisanie jest jej pasją
Iwona Mazurek
jest korespondentem Polskiej
Gazety, która swoją siedzibę ma w Dublinie
Jak znalazłaś się w Irlandii? Jak wspominasz początki na
Zielonej Wyspie? Poza tym nigdy nie zapomnę naszego
pierwszego dnia w Irlandii. Poza pracą, w wolnym czasie zajmujesz się dziennikarstwem. Jak narodziła się u Ciebie dziennikarska pasja? To wszystko zaczęło się jeszcze w szkole podstawowej. Takie nieśmiałe początki. Moja mama do dziś przechowuje w szufladzie moje pierwsze próby dziennikarskie. To takie krótkie relacje ze wszystkiego, co ważne, pisane tak dla siebie. Zresztą miałam wtedy jakieś naście lat. Potem gazetki szkolne i biuletyny kościelne. Następnie pasja przerodziła się w pracę. W Skarżysku-Kamiennej, skąd pochodzę, przez blisko 5 lat pracowałam dla lokalnych gazet. Dziś bardzo miło to wspominam. Każdego tygodnia w Polskiej Gazecie można przeczytać Twoje artykuły. Jak się zaczęła Twoja współpraca z tym wydawnictwem? Dziennikarstwo uważam za swoją pasję. Bez pisania czułam się zagubiona. Praca była pracą, a ja potrzebowałam jeszcze robić coś dla siebie. Zadzwoniłam więc do Polskiej Gazety z zapytaniem o współpracę. Jedyne, o co mnie wówczas poprosili, to o przesłanie jakiegoś tekstu. Wysłałam kilka i tak się zaczęło. Dziś piszę o wszystkim, co dzieje się w Galway, a co dotyczy Polaków. Co daje Ci pisanie? Pisanie jest dla mnie odkrywaniem siebie. Jest też doskonałym sposobem na wyrażenie moich uczuć, myśli, a także formą relaksu
”To wszystko zaczęło się
Czy dużo czasu poświęcasz na tworzenie swoich artykułów? To zależy. Jeżeli są jakieś ciekawe tematy, to jest to bardzo proste. Rozmawiasz z ludźmi, poznajesz sytuacje, a tekst sam się pisze. I to lubię najbardziej. Interesują mnie teksty, w których coś się dzieje. Szkoda tylko, że czasami trzeba je zastąpić suchą informacją. Czy Polacy są chętni do współpracy? Myślę, że tak. Emigracja rządzi się swoimi prawami. Zresztą wydaje mi się, że często Polacy promują nie tyle siebie, co polską społeczność. Jeżeli już mieszkają z dala od Polski, to chcą pokazać coś więcej, niż tylko fakt, że są pracowici i sumienni. To mnie bardzo cieszy. Wielu Polaków dopiero tutaj odkrywa swoje pasje, zainteresowania, dopiero tutaj jest w stanie się otworzyć i pokazać swoje drugie oblicze. Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów w pracy zawodowej. Źródło: www.galway.pl |
|
|
|
|
Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
|
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008
|
Irena Dudek
zaprasza na zakupy do Polsat Centre
Moje motto:
duży wybór, ceny dostępne dla każdego,
miła obsługa.
Polsat Centre217 Selkirk Ave
Winnipeg, MB R2W 2L5,
tel. (204) 582-2884 |
|
|
|
|