6 styczeń 2011 | <<< Nr 160 >>>

   W tym numerze
 
Od Redakcji
Do Redakcji
Wydarzenia warte odnotowania
Wiadomości z Polski
Jak bawiła się Polonia Winnipegu w Sylwestra
Tworzenie się nowego porządku świata cz 12
Felieton Jacka Ostrowskiego
Humor
Wiersze lokalnych poetów - Jerzy B. Transcona
Upadek światowego systemu monetarnego cz 34
Ciekawostki
Manitoba - Styczeń w fotografii
"Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego
Polki w świecie- Liliana Komorowska
Kalendarz Wydarzeń
Polsat Centre
Kącik Nieruchomości  
Czyszczenie wentylacji - Duct Cleaning

 

   Od Redakcji

Witam wszystkich w nowym 2011.

Mam nadzieję że wszyscy mieli udanego Sylwestra.
Z początkiem tego nowego roku życzę wszystkim  szczęścia, pomyślności i dużo zdrowia.
Życzę wam aby się spełniły wasze najskrytsze marzenia i abyśmy wspólnie na łamach Polishwinnipeg.com mogli dzielić nasze sukcesy i troski.
Zapraszam do pisania artykułów, przesyłania ciekawych zdjęć i filmików, jak też życzeń dla najbliższych.

To będzie już czwarty rok jak Plishwinnipeg zagościł na stronach internetowych.
Oby to był rok dobry dla wszystkich.

Jeszcze raz serdeczne pozdrowienia.

Bogdan Fiedur

 

Jak bawiła się Polonia na Sylwestra 2010.


 

 


  Do Redakcji
jolanta + zbigniew sokalski
CLEAR ENERGY GLASS STUDIO
 
zapraszaja do studia na 6 godz. workshop
cel: kreowanie malego witrazu do domu.
zapewniona radosna atmosfera tworczosci..

$95.00 materials, tools included

Sunday, Jan 30th 2011   10:30 - 4:30 pm

 

125 Adelaide street/William corner

@ CRE8ERY ART COMPLEX

 

tel. jordan: 944.0809

tel. jolanta: 334.0352

 

 


Szanowni Państwo,

 

Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (dawny Zespół Dla Dzieci Obywateli Polskich Czasowo Przebywających za Granicą) wraz  z Komitetem Głównym Olimpiady Literatury i Języka Polskiego organizuje konkurs polonistyczny dla dzieci i młodzieży polskiej mieszkającej za granicą.

 

 

Przewidziane są dwa etapy konkursu przeprowadzane w dwóch grupach wiekowych : 5-6 klasa szkoły podstawowej i 1-2 klasa gimnazjum oraz  3 klasa gimnazjum i klasy 1-3 liceum. Pierwszy etap konkursu odbędzie się stacjonarnie pomiędzy 24 a 30 stycznia 2011r. w placówkach edukacyjnych w kraju pobytu uczestnika konkursu. Drugi etap przewidziany jest na 10 marca 2011 roku i odbędzie się on-line na platformie e-learningowej, do użycia której wszyscy laureaci etapu I zostaną odpowiednio przeszkoleni. Laureaci II etapu konkursu z grupy starszej zostaną zakwalifikowani do III etapu Olimpiady Polonistycznej, której finał odbędzie się 5-7 kwietnia 2011roku.

 

W załączniku znajdą Państwo szczegółowe informacje na temat konkursu. Zapraszamy do zapoznania się z regulaminem i harmonogramem konkursu oraz do rozpromowania jego idei pośród dzieci i młodzieży polskiej mieszkającej za granicą. W tym celu również zwracamy się do Państwa z prośbą o wydrukowanie plakatu informacyjnego promującego konkurs i umieszczenie go w miejscach widocznych dla osób, do których konkurs jest skierowany.

 

Zgłoszenia uczestnictwa prosimy nadsyłać mailowo na adres konkurs@polskaszkola.edu.pl do 20 stycznia 2011 roku.

Szczegółowe informacje znajdują się również na naszych stronach: www.spzg.pl i www.polskaszkola.edu.pl.

 

 


 

Szanowny Panie Bogdanie,
przesyłam "Wiadomości Polonijne" na miesiąc styczeń.

Z góry serdecznie dziękuję za umieszczenie naszej gazety w Pańskim Biuletynie.
Z okazji zbliżającego się Nowego Roku 2011, składam jak najserdeczniejsze życzenia czytelnikom oraz całej redakcji.
Z pozdrowieniem

 Tadeusz Michalak
Wiadomości Polonijne


 


Szanowni Państwo,

Słowem wstępu, nasza Agencja jest jednym z organizatorów Konkursu Miss Polonia. Od wielu lat zajmujemy się kompleksową organizacją  tego Konkursu na wszystkich płaszczyznach przygotowań - od castingów, przez przygotowanie choreografii, oprawę widowiska oraz wielką galę i koronację. Od konkursów regionalnych (Miss Polonia Studentek Łodzi, Miss Polonia Koluszek etc.), etapu wojewódzkiego - Miss Polonia Województwa łódzkiego, półfinałów ogólnopolskich oraz ogólnopolskiej Gali Finałowej. Miasto Łódź natomiast ze swą tradycją włókienniczą i konfekcyjną stanowi od lat ostoję Konkursu. Również w tym roku właśnie w Łodzi odbył się Finał Ogólnopolski, który mieliśmy zaszczyt przygotowywać.  



Jesienią przyszłego roku pragniemy zrealizować bardzo innowacyjny pomysł , którym jest zorganizowanie wyborów skierowanych  do piękności polonijnych rozproszonych po całym globie. Pragniemy stworzyć w pełni międzynarodową odsłonę konkursu Miss Polonia, który z uwagi choćby na swoją nazwę powinien zwracać  się do pięknych Polek niezależnie od kraju ich zamieszkania. Stąd pomysł na Konkurs noszący nazwę MISS POLONII OF WORLD . Ideą tego wydarzenia jest promowanie szeroko pojętej polskości w najpiękniejszym wydaniu, nie ograniczając się jedynie do wyborów stricte krajowych i nie deprecjonując  tym  samym znaczenia polonii poza granicami kraju. Podobnej miary konkurs jeszcze nie powstał stąd poważne ambicje i wysokie oczekiwania, które stawiamy zarówno sobie, jak i dziewczętom, którym pragniemy oprócz korony, tytułu, upominków i wspaniałych wspomnień powierzyć niezwykle ważną rolę - rolę swego rodzaju ambasadora Polonii i Polski w świecie.

Finał miałby miejsce w Polsce, w Łodzi 15 października 2011 roku. Transmisję do wszystkich ośrodków polonijnych na świecie zapewni  TVP Polonia. Samą Galę konkursową poprzedzi 2-tygodniowe zgrupowanie w Łodzi, mające na celu przygotowanie i wytrenowanie choreografii, dopracowanie wizerunku, ubioru i dodatków kandydatek podczas spotkań ze stylistami i fryzjerami, ale także oficjalne spotkanie z władzami miasta oraz zwiedzanie najpiękniejszych zakątków Polski.


Zwracamy się zatem do Państwa z prośbą o pomoc w rozpropagowaniu naszej inicjatywy na  łamach Państwa Portalu, wśród społeczności polonijnej. Szukamy reprezentantki  Polonii, dziewczyny w wieku 18 - 24 lata, która posiada polskie korzenie, identyfikuje się z polską kulturą, być może nawet pomimo oderwania od kraju przodków płynnie włada językiem polskim. Byłby to dla nas zaszczyt, gdyby tak skomplikowany projekt odniósł sukces. Dlatego liczymy na państwa pomoc i pośrednictwo pomiędzy Agencją Impresaryjną Igo - Art, a pięknymi, młodymi dziewczętami mającymi chęć reprezentować Państwa Polonię na wyborach w Łodzi.

Prosimy o podanie w notce naszego adresu e-mail umożliwiającego skontaktowanie z Agencją, przesłanie kandydatkom  regulaminu oraz  ramowego programu pobytu dziewcząt.  Serdecznie zachęcamy do współpracy!

Niniejszym życzymy również Państwa Redakcji Szczęśliwego Nowego Roku w zdrowiu i radości !!!

Z poważaniem,

    Jagoda Piątek - Włodarczyk


 


 

 Szanowni Państwo,

      W imieniu Zarządu i Pracowników Rzeszowskiego Oddziału Stowarzyszenia
 "Wspólnota Polska" pragnę złożyć  Państwu  najserdeczniejsze życzenia
 noworoczne, aby Nowy Rok był czasem osobistej i zawodowej pomyślności.

      Z przyjemnością pragniemy Państwa poinformować, ze rozpoczęliśmy
 przygotowania organizacyjne XV Światowego Festiwalu Polonijnych Zespołów
 Folklorystycznych, który planujemy zorganizować
 w terminie 21 - 28 lipca 2011 roku.
 Wszelkie bieżące informacje dotyczące Festiwalu będziemy zamieszczać na
 naszej stronie internetowej www.wspolnota-polska.rzeszow.pl,
 do odwiedzania której serdecznie Państwa zapraszamy.
      W załączeniu przesyłamy Państwu założenia organizacyjno-programowe
 wraz z karta zgłoszenia.
      Prosimy również o przekazanie powyższych informacji do
 zaprzyjaźnionych środowisk polonijnych.
      Łącze wyrazy szacunku i poważania
     Dyrektor Festiwalu

  Mariusz Grudzien

 

 

 


   Wydarzenia warte odonotwania

 



A Christmas Opus

 

 

 

   Wiadomości z Polski
Przygotwane przez Tadeusza Michalaka

 

 

 

Prezydent Bronisław Komorowski

Wygłosił orędzie noworoczne. Wspomniał katastrofę smoleńska i powódź. Powiedział, że `solidarność w godzinie próby dała siłę naszemu państwu'. I że jest dobrze a będzie lepiej (gospodarczo i międzynarodowo). I wspomniał Adama Małysza i Justynę Kowalczyk. I powiedział żeby budować mosty a nie mury.

 

Premier Donald Tusk

Zagrał noworoczny mecz piłkarski. I wspomniał kompanów, co zginęli: Macieja Plazynskiego i Arama Rybickiego.

 

Tematem minionego tygodnia

Były emerytury. Ściślej, czwartkowa decyzja rządu, w jaki sposób będzie zmieniana struktura składek emerytalnych. Po wielkiej reformie w 1999r 12.2% składka trafiała do ZUS a 7.3 do OFE (Otwartych Funduszy Emerytalnych, tzw. drugi filar). W rządowym projekcie zamiast 7.3% tylko 2.3% wynagrodzeń pójdzie do OFE, a pozostałe 5% pójdzie na specjalne dodatkowe konto emerytalne w ZUS, czyli pieniądze wrócą do państwa. Doradca premiera minister Michal Boni, jeden z głównych autorów obecnej reformowanej reformy, twierdzi, że emeryci nie stracą, a wręcz przeciwnie. Opozycja ekonomistów twierdzi, że rząd ratuje bieżące potrzeby budżetu kosztem emerytur. No cóż, i tak mogło być gorzej: na Węgrzech ratowanie budżetu odbywa się kosztem całkowitej likwidacji odpowiednika naszych OFE.

 

 

Lepiej późno niż wcale

Zarząd PGNiG (Polskie Górnictwo Naftowe i Gazowe) zamierza `jak najszybciej' rozpocząć negocjacje z Gazpromem w sprawie obniżenia cen gazu. W kontrakcie długoterminowym podpisanym przez wicepremiera Waldemara Pawlaka cena dla nas za gaz w ma być w granicach 350 - 370 $ za 1000 m3. Importerzy z Unii plącą średnio 314 $. Ostatnio 15% rabat dostały Łotwa i Estonia.

 

 

 

A codzienne ceny spadły

Przez miniony rok ceny tzw. podstawowego koszyka spadły średnio o 2.6%. Staniał alkohol, ryż i część nabiału (tego akurat nie widzę, może jakiś dziwny nabiał?). Zdrożało pieczywo i produkty mączne, owoce i warzywa. Na rynku pojawiły się firmy, które łączą niskie ceny produktów podstawowych z oferta drogich i luksusowych. Takie `dwa w jednym' jest wygodne dla klienta: mogę zamówić (dostarczają do domu) zapas mleka i ryżu, a także zaszaleć na niewielką ilość prawdziwej wędliny.

 

Minister Radosław Sikorski

Wziął udział w akcji wspomagania więzionych białoruskich opozycjonistów poprzez czytanie listy ich nazwisk w radio Wolna Europa/Radio Swoboda w Pradze. Uczestniczyli m.in. George W. Bush, Vaclav Havel, Condolezza Rice.

 

Coś się zmienia

`Z woli Kościoła (ściślej, mojego zakonu) mam opuścić w marcu fotel redaktora naczelnego Tygodnika Powszechnego', napisał ks. Adam Boniecki. Nowym naczelnym będzie od lat pracujący w TP Piotr Mucharski.

 

A propos Nowego Roku

W TP rysuneczek mego faworytnego rysownika (czasem i autora) Marcina Wichy: Nowy roczek trzyma karteczkę 2011 i napis `Ja wam dopiero pokażę!'

I jeszcze o emeryturach

Prezydent podpisał nową ustawę o finansach publicznych. Wśród wielu elementów ustawy jest przepis, że jeżeli ktoś osiągnął uprawnienia emerytalne i zaczął pobierać świadczenia, to musi zrezygnować z pracy, jeżeli jeszcze pracować ( i zarabiać) zamierza. Znaczy, dać pracodawcy szanse na oszczędzenie, przez niezatrudnienie go z powrotem. Możliwość łączenia pracy i emerytury bez utraty tejże dala w roku 2009 odpowiednia ustawa. Coś to pachnie odebraniem praw nabytych. Na drugi dzień po podpisaniu Prezydent ogłosił jednak, że wystąpi z inicjatywą ustawodawczą - żeby dla emerytów było jak było od 2009.

     

 

 

 

  Jak bawiła się Polonia Winnipegu w Sylwestra
 

 

 

 
 

 

 

 


 

  Tworzenie się nowego porządku świata cz 12.          Index
  Nasz świat to hologram.

  Nie wszystko jest tym, czym się wydaje :) Całkiem pouczający filmik pt.: Pływający sześcian.

  Proponuję obejrzeć w trybie pełnoekranowym. Enjoy!.

2012 The Online Movie: Final Cut UPDATED




  

 

 

   Felieton Jacka Ostrowskiego

 

Teorie Spiskowe

 

 

Teorie spiskowe to chyba najbardziej ulubione tematy wielu dziennikarzy, jak i czytelników. Cześć z nich sprawdza się, o części nigdy się nie dowiemy ile w nich było prawdy, a jeszcze inne okazują się absurdalną bzdurą. Sam też miałem styczność z człowiekiem, który głosił jedną z nich. Może „głosił” jest za mocnym określeniem, ale na pewno w nią święcie wierzył.

    W ubiegłym roku byłem na wakacjach we Włoszech. Tam też spotkałem pana Szymona S. Jak się okazało w późniejszej rozmowie pan Szymon S. mieszkał w Izraelu. Jego rodzice uciekli z Europy, a właściwie z Polski w okresie tworzenia Państwa Izrael, a on sam urodził się już na Ziemi Świętej. Pan Szymon S. mówił biegle po polsku, chociaż z trochę dziwnym akcentem. To jednak w żaden sposób nie utrudniało nam naszych rozmów.  Pan Szymon S. bardzo ucieszył się z naszego spotkania, bardzo lubi Polaków. Polacy uratowali życie jego rodzicom, a zatem pośrednio im zawdzięczał swoje. 

    Pan Szymon S. był bardzo rozmowny, co nieraz nie bardzo podobało się naszym współtowarzyszkom. Trzeba jednak przyznać, że jego urok osobisty robił swoje i często dałem namówić się na długie rozmowy. Podczas tych długich rozmów usłyszałem bardzo ciekawą teorię spiskową.  Nie wiem, kim był z zawodu mój rozmówca i o to się nie spytałem. Zresztą przypuszczam, że za żadne skarby nie zdradziłby mi tego. Nie wiem , gdzie pracował i też po usłyszeniu jego teorii wolałem pohamować swoją ciekawość. Dlaczego?  Poznanie większej ilości szczegółów w przypadku słuszności jego teorii mogło być niebezpieczne.  Dlatego teraz po wielu miesiącach zaczynam wątpić w to, że pan Szymon S. był naprawdę panem Szymonem S.

Według mojego rozmówcy w roku 1980 na terenie Jerozolimy w dzielnicy Talpiot odkryto prawdziwy grób Chrystusa. Wtenczas badania prowadził Profesor Amos Kloner. Wszystko wskazywało na autentyczność grobowca, ale powstrzymano się z ferowaniem wyroków. Odkrycie bowiem mogło zagrozić bezpieczeństwu wielu krajów w tym także Izraela. Po wnikliwych badaniach , które prowadzili najlepsi izraelscy naukowcy  potwierdzono autentyczność grobu. Wszystko wskazuje na to, że Chrystus jednak nie zmartwychwstał!

Co to mogło oznaczać dla cywilizowanego świata? To byłaby katastrofa większa od drugiej wojny światowej. Dlaczego?  Upadek wiary w człowieku to jeden z największych wstrząsów jakie mogą go dopaść.  Upadek wiary spowodowałby upadek największego koncernu na Świecie – Państwa Watykańskiego.  Potwierdzenie tej teorii zachwiałoby biznesem turystycznym w Izraelu, zachwiałoby całą kulturą Zachodu. Upadek religii to nie jest takie byle co. Zawsze w dziejach świata jedna religia wypierała drugą. Tu jednak po upadku chrześcijaństwa powstałaby pustka, czarna dziura religijna. Pustka nie może trwać wiecznie i coś musiałoby ją zastąpić. Co? Najbliżej jest Islam i on mógłby zając utracone przez Watykan pozycje. Islam jest wrogiem tak Watykanu , jak i Izraela.

Według mojego rozmówcy Izrael zawarł tajne porozumienie z Watykanem. Jednym jak i drugim nie jest na rękę ujawnienie tak bulwersujących informacji. Według pana Szymona S. to porozumienie zawarł Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Izraelu w roku 2000. To jest historyczna data i tego roku podpisano dokument.

Szymon S. nie znał szczegółów porozumienia, ale twierdził, że dzięki niemu Izrael uzyskał przychylność Watykanu do działań przeciwko jego wrogom.  Ponoć jednym z punktów tego dokumentu jest ten mówiący o przekazaniu przez Watykan wszystkich informacji na temat pomocy u ucieczce do obydwóch Ameryk  udzielonej przez Kościół  nazistowskim zbrodniarzom hitlerowskim tuż po drugiej wojnie światowej.

To jest jedna z teorii spiskowych. Czy prawdziwa? Nie wiem, może tak, a może nie.

Są jednak na Świecie ludzie, którzy to wiedzą na pewno. Nam pozostają tylko domysły.


Jacek Ostrowski

 

 

   Humor

Czym się różni kobieta od mężczyzny

 

 


 
 

 

S  P  O  N  S  O R

 

  Wiersze lokalnych poetów - Jerzy B. Transcona

 

 

 

  Upadek światowego systemu monetarnego cz. 33
  Produkty spożywcze osiągają rekordowe ceny
  Kraje europejskie zaczynają konfiskować emerytury
  Rok 2010 najgorszy dla updku banków
  Przejmowanie domów przez banki wzrosło w trzecim kwartale
  Banki rozważają nowe opłaty na konta czekowe i karty kredytowe
  Protesty uliczne i zamieszki  z powodu cen żywności w Algierii

 


 

 

 

   Ciekawostki

Ludzie Omo





 


 


 

S  P  O  N  S  O R

 

 

 

  Manitoba- Styczeń w fotografii


Fot. Bogdan Fiedur

 

 


  "Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego - Część IV
Książka „Koniec?” powstała trzydzieści lat temu, kiedy Polska znajdowała się  za żelazną kurtyną i w każdej chwili groził nam wybuch wojny o globalnym  zasięgu. Teraz wprowadziłem tylko poprawki kosmetyczne ( inne daty ).  Czarnoskóry prezydent USA był w wersji oryginalnej, pomyliłem się tylko o
kilka lat. J

Powieść „Koniec?” zapoczątkował moją przygodę z pisaniem. Jednym słowem
zacząłem od końca.

Jacek Ostrowski


 
 
- - Nie myślałam , że weźmie się na to, a gdybyś zobaczył tę
"miód kobietę", to też byś zwątpił.

- Dokąd jedziemy ? – spytałem wyglądając przez okno. Jechaliśmy jakąś dużą aleją ale mimo, że znałem Warszawę, to nie orientowałem się, gdzie jesteśmy. No cóż, minęło kilka lat i miasto zdążyło się sporo zmienić.

- Do mojego mieszkania - odpowiedziała - innego rozwiązania nie widzę. Nie może długo jechać w tym stanie.

- O, wreszcie poznam twoje mieszkanie. Lepiej późno, niż wcale. Abstrahując jednak od tego, muszę przyznać że gdyby nie ty, musiałbym go teraz wieźć jakieś 160 km, byłoby ciężko, znaczy ciężko dla niego.

- Taki szmat drogi ? To przecież morderstwo – krzyknęła oburzona.

Wzruszyłem ramionami - innego wyjścia nie miałem, a Gotfryd to żołnierz, facet przyzwyczajony do niewygód i miałby mimo wszystko dużą szansę przeżycia.

Wreszcie dojechaliśmy do celu podróży. Ambulans zatrzy­mał się przed wielką dziewiętnastowieczną kamienicą, bardzo typową w całej Europie, ale nie tu. Miasto bądź co bądź było prawie doszczętnie zniszczone podczas II wojny światowej.

Wysiedliśmy z auta i otworzyliśmy tylne drzwi. Ostro­żnie wyciągnęliśmy nosze i wolno skierowaliśmy się w kierunku drzwi. Magda szła przodem i prowadziła. Ciężko jej było. Widziałem, że ledwo może uradzić, ale nie narzekała. Na szczęście zaletą starego budownictwa były szerokie i łagodne schody, a drugim plusem w naszej sytuacji było to, że mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze. Małe lokum, w skład którego wchodziły dwa po­koje / jeden mały , drugi dosyć obszerny/,nieduża kuchnia, oraz mikroskopijnych rozmiarów łazienka .

- Ładnie tu - stwierdziłem ciekawie rozglądając się wokoło.

- Później sobie obejrzysz, a teraz pomóż ulokować chorego - zrugała mnie.

Potulnie podporządkowałem się jej zwierzchnictwu. Muszę przyznać, że było to nawet bardzo przyjemne. Pomogłem jej posłać kanapę w mniejszym pokoju, na któ­rej zaraz umieściliśmy Maxa. Był on w dalszym ciągu nieprzytomny, z obawą zerkałem na niego , lecz obojętność Magdy uspokoiła mnie.

Była przecież lekarzem. Kiedy uporaliśmy się ze wszystkim posa­dziła mnie w fotelu, przykucnęła przede mną i tak na mnie spojrzała, że przeszedł przeze mnie ten jakże znany mi dreszcz sprzed lat.

- Daj kluczyki od twojego samochodu i odpoczywaj. Ja muszę odebrać kierowcę i odprowadzić karetkę – rzekła z uśmiechem.

- Uważaj tylko, bo samochód jest kradziony – zrobiłem przepraszającą minę.

- Kradziony? Nieźle! – pokręciła głową z niedowierzaniem, ale nie zadawała więcej pytań –W takim razie wystawię go z parkingu a wrócę moim. Nie możesz jeździć trefnym autem. Mogłeś tak głupio wpaść. Amerykanin w „lewej bryce” to przecież w tej sytuacji jest jak wyrok śmierci. Oj, Jack! Nie po to los mi cię zwrócił, żeby zaraz głupio stracić.

Wyjęła mi z ręki kluczyki i poszła zajrzeć do Gotfryda. Wróciła po chwili, pomachała mi ręką i wyszła. Ja zaś jak siedziałem jak zaczarowany cały czas wpatrzony w drzwi. Jak ta dziewczyna ona na mnie działała? To było mocniejsze niż silny narkotyk.

Czekając na jej powrót, przyglądałem się wystrojowi wnętrza. Był on typowy, standardowy, bez tych drobiazgów tworzących swojską atmosferę, których obecność wyróżniała mieszka­nie w stosunku do ekspozycji w sklepie meblowym, a jedyną ozdobą była fotografia w ciężkiej metalowej ramce. Stała na półce obok telewizora. Zaintrygowany podszedłem do niej i ku mojej wielkiej radości ujrzałem zdjęcie – to, które ofiarowałem Magdzie podczas ostatniego naszego spotkania. Miło było zobaczyć własną po­dobiznę na honorowym miejscu w mieszkaniu i to akurat w jej mieszkaniu. Ostrożnie odsta­wiłem fotkę na miejsce i ponownie usiadłem w fotelu. Byłem bar­dzo zmęczony, za mną bardzo pracowity, a jednocześnie bogaty w wydarzenia dzień . Przytuliłem głowę do oparcia i sam nie wiem kiedy zasnąłem.

Obudziło mnie delikatne szarpanie za ramię. Poderwałem się do góry.

- Masz łóżko posłane - usłyszałem głos Magdy. Nie wiedziałem, gdzie jestem, nie wiedziałem, co jest jawą, a co snem. Patrzyłem na dziewczynę i starałem się ustalić, czy to, co widzę, to prawda, czy wytwór fantazji.

Półprzytomny, jakby oderwany od rzeczywistości przeniosłem się na kanapę i ledwie dotknąłem głową poduszki, a sen znów mną zawładnął.



Obudziłem się dopiero około godziny ósmej następ­nego dnia. Leżałem w pięknej, błękitnej pościeli. Obok mnie była Magda. Głowa jej spoczywała na mojej piersi, a lewą ręką obejmowa­ła mnie za szyję. Ostrożnie pogłaskałem piękne, gęste włosy spływające po moim torsie. Czułem ich miły, przyjemnie drażniący nozdrza zapach. Ten zapach, który śnił mi się tyle lat. Tak to nieprawdopodobne, ale śnił mi się zapach.

- Śpisz ? - spytałem cicho.

- Nie - szepnęła - leżę tak od godziny i myślę o nas.

Nigdy od czasu twojego wyjazdu nie robiłam planów na przyszłość i oto dziś po raz pierwszy to czynię. Teraz wiem , że mi nie uciekniesz do Japonii, czy do innego kraju. Będziemy razem !

- Magda, przecież ja ci nie uciekłem . Chciałem żebyś jechała ze mną - powiedziałem z wyrzutem.

Położyła mi rękę na ustach i uśmiechnęła się. Wolno zaczą­łem pieścić jej włosy, chwytałem pukle i przepuszczałem je między palcami. Ręka moja przesuwała się w kierunku szyi. Poczułem delikatną , jedwabistą skórę. Jej ciało prężyło się pod dotykiem moich palców. Wolno osunęła się na plecy. De­likatnie dotknąłem ustami jej czoła, powoli wargi prze­suwały się niżej, aż spotkały się z jakże słodkimi ustami. Kiedy całowałem , poczułem dotyk jej rąk na plecach, wolno pieściły moją skórę. W chwilę potem zdradziłem usta na rzecz szyi , a następnie jędrnych i piersi. Oszołomiony, jak w jakimś upojeniu, pieściłem ciało mo­jej ukochanej. I było to upojenie , upojenie naszym wielkim uczuciem. Po tylu latach rozstania pękło coś w nas, zawład­nęło nami szalone i dzikie pożądanie - ja pragnąłem Magdy, a ona mnie. Jak w szalonym transie dążyliśmy, by nasze ciała stały się jednym. Leżąc na niej, wyczuwałem każde jej drgnięcie, każde rozluźnienie. Jej ruchy były moimi ruchami , moje – jej.To było wspaniałe.

Zamarliśmy w bezruchu. Delikatnie gładziłem Magdę po czole , ona, trzymając głowę na mojej piersi, leżała nierucho­mo.

- Wyjedziesz ze mną ? - spytałem cicho. Musiałem wreszcie zapoznać Magdę z sytuacją.

- Wszędzie ! - odparła stanowczo - w całym kraju potrzebni są lekarze.

- Wiem, ale ja mam na myśli dalszy wyjazd, bardzo daleki wyjazd - powiedziałem niepewnym głosem. Bałem się tej rozmowy , bałem się reakcji. Już raz zakomunikowałem Magdzie że wyjeżdżam i straciłem ją na wiele lat. Nie chciałem powtórki z historii.

- Jack, przecież poza Polską nie ma życia. Wiem, że prze­żywasz tragedię. Twój kraj jest zrównany z ziemią i musisz się z tym pogodzić.

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - mówiłem wolno patrząc jej prosto w oczy - ale i twój niebawem zginie…

- Co ?! - Magda usiadła na łóżku - Co ty powiedziałeś ?

- Za dziesięć dni, no, może jedenaście, wszyscy zamieszkujący teren Polski zginą - szepnąłem.

- Skąd to wiesz ? – siedziała wpatrując się we mnie przerażonym wzrokiem.

- To było wiadome jeszcze przed wybuchem wojny. Naukowcy rozpatrywali możliwości przetrwania w razie konfliktu nukle­arnego i tylko ten kraj miał szansę przedłużenia swojego istnienia , lecz tylko o dziesięć dni.

- Straszne!- zmartwiona ukryła twarz w rękach. Nagle załzawionymi oczyma spojrzała na mnie.

- Chcesz dotrzeć do Ameryki, by tam złożyć własne kości? - spytała .

- Nie, chcę uratować ciebie, mnie i kilkanaście innych osób.

- Jeśli to co mówisz, jest prawdą, to jak chcesz to zrobić? Chyba nie zamierzasz wystrzelić nas w kosmos ?! - zaśmiała się ironicznie, ale widząc moją poważną minę, uśmiech zamarł na jej twarzy.

- Nie, mam inne rozwiązanie – odparłem, obserwując ją uważnie po czym wolno wycedziłem - możemy przenieść się w czasie!

Magda wstała szybko z łóżka, założyła szlafrok i zaczęła krzątać się po pokoju. Wydawało się , jakby nie słyszała moich os­tatnich słów, ale myliłem się. Stanęła przede mną, chwyciła za rękę, a duże łzy płynęły ciurkiem z jej pięknych oczu.

- Jack , na to nie ma szansy , porzuć ten zamiar i chociaż te ostatnie dziesięć dni przeżyjmy wspólnie - prosiła.

Zerwałem się na nogi , stanąłem wyprostowany i chwyciłem ją w ramiona

- Słuchaj, to ma sens i po to teraz się tu znajduję.- krzyknąłem.
Nie zdziwiło ciebie, dlaczego w tym momencie znalazłem się akurat w Polsce ? A ten mój przyjaciel, nie mówiący słowa w twoim ojczystym języku, to z nieba spadł ? Przyjechałem z grupą naukowców w dniu wybuchu wojny. Zosta­liśmy wybrani do tego zadania spośród tysięcy. Niestety, część ekipy nie dotarła na czas i dzięki temu mamy dziesięć wolnych miejsc, dziesięć przepustek do nowego życia, do wolności.

- Jak wiesz - kontynuowałem - badania z fizyki stały u nas na wysokim poziomie , na tak wysokim , że teoria o przenoszeniu w cza­sie, z pozoru nieprawdopodobna, stała się w praktyce rzeczą do zrealizowania. Niestety zabrakło czasu i obecnie w pio­nierskich warunkach kończymy to dzieło. Chcę żebyś ty, ja i kilkunastu innych uciekło z tego piekła, byśmy rozpoczę­li wszystko od nowa. Musimy walczyć o to nie tylko ze względu na nas, lecz żeby dać ludzkości szansę , szansę na odbudowanie tego, co przez głupotę zniszczono.

Magda słuchała z szeroko otwartymi oczyma. Kiedy skoń­czyłem, podeszła jak manekin do fotela i usiadła. Nagle ra­ptownie zwróciła twarz w moim kierunku i spytała

- Dlaczego akurat mnie wyróżniasz swoim wyborem ? Przecież nie możesz kierować się swoimi uczuciami. Dobro ogólne musi być twoim celem.

- I jest – odparłem spokojnie, po czym zbliżyłem się do łóżka, założyłem ubranie, następnie skierowałem się do okna.

- Widzisz – powiedziałem, dopinając koszulę - w tych czasach ludzie z reguły są samolubni , obojętni na czyjeś nieszczęścia , a nawet wrogo nastawieni w stosunku do innych. Zamienili się w bezduszne maszyny zaprogramowane na zgarnia­nie do siebie, nie licząc się z innymi. I tak po trupach szli do celu. Prawo dżungli to jedyne prawo rządzące tym światem. Ty zaś je­steś jak eksponat muzealny w tej rzeczywistości, jak relikt przeszłości. Dla ciebie liczy się każdy chory , ponieważ jest człowiekiem .

Nie patrzysz na korzyści i spieszysz z pomocą. Jako do­wód mogę podać klinikę w której pracujesz. Na kilkunastu lekarzy tylko ty zgodziłaś się pomóc w przeprowadzeniu operacji - inni odmówili. Dlaczego ? Dlatego, że było to wbrew ich zwyczajnemu postępowaniu. Odmówili, ponieważ poczuli się urażeni. Nie liczyło się zdrowie pacjenta, liczył się tylko ich prestiż. Bo co by było, gdyby ranny na "nieszczęście" wyzdrowiał? Fakt ten podważyłby ich autorytet, ponieważ mogłoby się okazać, że nie są ani alfą i ani omegą w dziedzinie medycyny, że są zwykłymi, zdolnymi do omyłek, ludźmi. Postąpili wbrew przysiędze lekarskiej, żeby chronić piedestał wzniesiony im przez społeczeństwo. Cieszę się, że taki człowiek jak ty posiada moje serce i jestem z tego faktu bardzo dumny.

- Nie wygłupiaj się ! – wzruszyła ramionami. - Wybielasz mnie, jak mo­żesz, ale zgoda. Przyrzekłam tobie, że już cie­bie nie opuszczę i słowa dotrzymam.

- Chcesz przysięgi dotrzymać z obowiązku, czy z miłości? - spytałem niepewnie.

- Oj, ty mój głuptasie - podniosła się z fotela i podeszła do mnie - tylko z miłości, gdyż w innym przypadku bym nie przysięgała. Przyznam ci się , że nie bardzo wierzę w to wszystko, co mówiłeś, lecz jestem gotowa spełnić wszystko, czego zapragniesz, byle byś był szczęśliwy.

Delikatnie pogłaskała moje policzki i delikatnie ucałowa­ła w usta. Momentalnie poczułem się pewniej, nabrałem energii , Nie próbowałem polemizować z Magdą, gdyż wiedziałem, że musi to wszystko na spokojnie „przetrawić”.

- Jak Gotfryd? – spytałem.

- Jak do tej pory wszystko przebiega prawidłowo , zero komplikacji - uspokoiła mnie .

- Nie wiem, co robić - zastanawiałem się - muszę wracać do moich ludzi, sprawdzić, co tam się dzieje, ale co z nim?

- Ja przypilnuję chorego , a ty jedź - zadecydowała Magda

i dodała zaraz - ale szybko wracaj, bo będę niecierpliwie ciebie oczekiwać.

- Naprawdę ? - posłałem jej wdzięczne spojrzenie.

- Tak , przecież wiesz. Weź mój samochód, taki mały, stoi przed wejściem, i jedź - podeszła do stolika i sięgnęła po kluczyki wraz z dokumentami. Wcisnęła mi je w garść i pociągnęła za rękę do przedpokoju. Widząc moje zaskoczenie szepnęła. - Im szybciej wyjedziesz, tym prędzej wrócisz. A teraz buzi i zmykaj!

Stało się to tak szybko , że nie zdołałem nawet za­jrzeć do chorego. Zbiegłem po schodach i znalazłem się na ulicy. Przed domem stał faktycznie mały pojazd, taki sam, jakim wcześniej podróżowaliśmy z Fredem. Tylko tamten był zielony, a ten czerwony. Ach, te kobiety, lubią tylko czerwone pojazdy. Wgramoliłem się do śro­dka i uruchomiłem silnik. Ostrożnie ruszyłem z miejsca , nigdy dotąd nie prowadziłem takiej "pchły" i było to zupełnie nowe doświadczenie. W chwilę potem mknąłem przez miasto.

Jednak Warszawa aż tak się nie zmieniła. Bez trudu wyjechałem ze stolicy. Ruch, tak jak wczoraj, nie był za duży i jedynie zwiększyła się ilość patroli wojskowych na ulicach. Było spokojnie. Włączyłem radio, żeby posłuchać wiadomości.

Nic się nie zmieniło. Panowała euforia w związku z cudownym ocaleniem, mnóstwo kompletnie nierealnych projektów i planów. Jedyne ostrzegające komunikaty dotyczyły oszczędzania paliw i energii. Prawie czterdziestomilionowy kraj prócz pokładów węgla i małych ilości gazu nie posiadał innych źródeł energii.

Tym razem nie miałem żadnej kontroli i bez problemu około godziny czternastej dotarłem do obozu.



ROZDZIAŁ V



Kiedy zajechałem pod hangar, natychmiast pojawił się Thomson. Ser­decznie uścisnęliśmy sobie dłonie.

- Wszystko w porządku? - spytałem.

- Niestety nie. - pokręcił głową - brakuje uranu, około trzech gram.

- Skąd ja im wytrzasnę ten przeklęty uran ? - zakląłem pod nosem. Przecież miało być wszystko. Nie miało być żadnych problemów, a tu Gotfryd spada z dachu, teraz brakuje uranu i czuję, że sierżant ma coś jeszcze w zanadrzu.

- Jeszcze jest jedna zła wiadomość - wyraźnie starał się zepsuć mi humor i niestety potwierdził moje przeczucia.

- Chyba nie może być gorsza od tej pierwszej ? - spojrza­łem pytająco.

- Wydaje mi się, że gorsza - zrobił bardzo ponurą minę , rozejrzał się wokoło, by sprawdzić, czy nas nikt nie podsłuchuje, i kontynuował – Coś się tu kroi. Ci dwaj, tzn. Mc Donald i Wilkinson chcą tu zrobić małą rewolucję pałacową. Wczoraj, kiedy patrolowałem teren całkowicie , no może nie całkowicie przypadkowo – uśmiechnął się. –podsłuchałem ciekawą rozmowę. Głośno wymawiali nasze nazwiska, więc zainteresowałem się i podszedłem bliżej. Lepiej wiedzieć, co w trawie piszczy . Spróbuję odtworzyć to, boję się jednak, by czegoś nie przekręcić, a brzmiało to tak :

- Boję się, ten Thomson to kawał draba. Musimy wymyślić coś innego.

- Ale co wymyślisz ?

- Najlepiej podać środek nasenny i kiedy zaśnie, zastrzelić go .

- A co z tym porucznikiem ?

- Trzeba obydwóch załatwić na raz. Najlepiej urządzić małe przyjęcie, na przykład imieniny, i podczas imprezy dosypać środek do napoju.

- Dobry pomysł, ale co z Zimmermanem i Raszlem ? Nie możemy
wszystkich wykończyć, a oni nas nie poprą.

- Zmusimy ich do dokończenia pracy, a potem niech sobie żyją do syta w tym gościnnym kraju.

- Pozostał Szulc, no i ten ranny. Z tym drugim, jeśli w ogóle jeszcze żyje, to nie będzie problemu. Profesor nie kapnie się w czym rzecz. Jego interesuje tylko fizyka. Wymyślimy bajeczkę o bohaterskiej śmierci tych dwóch. Barwnie mu opowiemy i na tym się skończy. Wszystko pasuje , ale nie możemy tylko we dwóch lecieć.

- Jasne, że nie. W przeddzień odlotu przywieziemy kilka lasek i paru nierozgarniętych facetów.

- A faceci to po co ?

- Do pracy, przecież musimy mieć kogoś do roboty.
Potrafisz ich zmusić do posłuszeństwa ? Lepiej nie brać, mogą być przez nich kłopoty.

- Nie bój się , są na to sposoby.

- To czekamy na dobrą okazję!

- O.K.!



Fred skończył streszczać rozmowę - więcej nie usłyszałem, ponieważ od laboratorium nadchodził Raszel. Wo­lałem, żeby mnie nie widział i wycofałem się w głąb hangaru.

- Dobrze , bardzo dobrze - pochwaliłem go - lepiej wiedzieć wcześniej i odpowiednio się przygotować niż dać się zaskoczyć. Swoją drogą nie spodziewałem się spisku.

- Dziś ich zamkniemy ? - spytał sierżant.

- Co? Nigdy w życiu , byłby to wielki błąd - oburzyłem się— a kto dokończy badania? Poczekamy do ostatniej chwili, do momentu kiedy oni targną się na nasze życie. Teraz będą pracować jak mrówki, myśląc, że nas przechytrzą.

- Mamy dać się zarżnąć ? - oburzył się Thomson.

- Dlaczego zarżnąć ? Przecież teraz nic nie bę­dą robić , jeszcze im jesteśmy potrzebni. Będą próbowali nas zlikwidować w przeddzień lub w dniu eksperymentu a do tej pory zdążymy się odpowiednio przygotować.

Thomson pokręcił powątpiewająco głową

- Oby sprawdziły się pana przypuszczenia, bo w innym wypadku może być z nami źle.

- Teraz się tym nie przejmuj - klepnąłem go przyjaźnie po
plecach. - Chodź , pewnie są ciekawi, co z Gotfrydem , zaspokoję ich ciekawość. – Ruszyłem w kierunku kontenerów.

Moje przybycie wywołało duże poruszenie. Natychmiast zbiegli się wszyscy i nawet profesor Szulc wyjrzał ze swojej pracowni , ale przypu­szczam , że jego bardziej interesowała sprawa brakującego ura­nu niż zdrowie kolegi.

- Mam bardzo złe nowiny - oświadczyłem - stan zdrowia porucznika Gotfryda jest ciężki, rokowania są złe, musimy mieć nadzieję , że jakoś się z tego wykaraska. Zaciekawiony spojrzałem po twarzach naukowców i gdyby nie wcześniejsze sprawozdanie Freda prawie bym uwierzył, że się przejęli tą wiadomością. Mc.Donald i Wilkins niczym nie zdra­dzili swojej radości, potrafili świetnie maskować swoje uczu­cia i w przyszłości nie mogłem ich lekceważyć. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Szulca

- Poruczniku, zapraszam pana do siebie, musimy omówić pewną kwestię.

- Dobrze, idę - kiwnąłem głową i wraz z profesorem udałem się
do laboratorium. W królestwie fizyków praca szła całą parą. Śpieszyli się, to było widać. Jakieś dziwne urządzenia, mnóstwo migających lampek - wszystko to wyglądało groźnie i tajemniczo. Usiedliśmy w rogu na prymitywnych stołkach skleconych ze starych skrzynek. Spojrzałem na Szulca wyczekująco , chociaż dobrze wiedziałem, po co mnie tu poprosił.

- Mam kłopot - zaczął niepewnie . Jego małe oczka zaczęły biegać w panice. - Źle coś obliczyłem , no i niestety zabrakło uranu. Nie wiem, jak to się stało, ale faktem jest, że potrzeba około trzech gram tego pierwiast­ka.

- Tylko trzy gramy? – pokręciłem głową z niedowierzaniem – Nie obejdzie się bez tego?

- Nie! – Szulz pokręcił stanowczo głową.

- Skąd go wezmę ? W tym kraju istnieją jakieś jego zapasy?

- Tak ! - przytaknął Szulz. - Pięć lat temu przebywałem w Warszawie na sympozjum naukowym i zawieźli nas wtedy do instytutu nuklearnego gdzieś pod miasto. Miejscowość ta nazywała się ?...- zawahał się - chyba Sosna, czy coś takiego ?

- Może Świerk ? - spytałem – kiedyś coś mi się obiło o uszy na temat tego instytutu…

- Tak, tak na pewno Świerk - podchwycił - i właśnie w tym instytucie posiadali uran.

- Profesorze ! Mogą być duże kłopoty z dostarczeniem tej substancji, pan przecież wie, jak są strzeżone tego rodzaju ośrodki.

- Owszem - przytaknął - ale musi się pan tam dostać, ponie­waż nie ma innego wyjścia, jeśli chcecie lecieć.- rozłożył w geście bezradności ręce.

- No cóż, spróbuję. Na kiedy jest potrzebny ten uran?

- To dopiero na ostatni dzień – profesor trochę się uspokoił.

Wstałem, zamierzając wyjść, ale Szulz nagle chwycił mnie za rękę – Przepraszam, to moja wina. Powinienem zaopatrzyć się jeszcze w kraju w odpowiednią ilość substancji radioaktywnych i przez własną pomyłkę narażam pana, oraz całą naszą ekipę.

W oczach naukowca zobaczyłem niepokój i smutek. Był je­dnak wrażliwszy niż przypuszczałem i mimo, że pochłonę­ła go nauka, nie zapominał o innych ludziach. Odnośnie narażania to nie on pierwszy robi psikusy naszej ekspedycji. Nic nie odpowiedziałem.

- Thomson ! – ryknąłem, wychodząc z laboratorium .

-Idę ! - usłyszałem głos sierżanta od strony naszego kontenera. W chwilę potem pojawił się przede mną.

-Co się stało ? - spytał zaniepokojony.

- Chodź ze mną – skierowałem się ku wyjściu budynku.

- Jedziemy zaraz do Warszawy, przed nami bardzo trudne zadanie ale z patrząc z drugiej strony, my lubimy, jak coś się dzieje. Tu zaś zaczynamy ramoleć.

- Jeśli pojedziemy obydwaj, to kto tu zostanie ? - zdziwił się sierżant.

- Jak to kto ? - zaśmiałem się - przecież jest Mc Donald, Wilkins. Chcą schedy po nas, to niech na nią pracują. O!, właśnie nadchodzi jeden z nich - rzekłem widząc zbliżającego się Wiikinsona .

- Może pan podejść? - zwróciłem się do niego. Zaintrygo­wany i wyraźnie zaniepokojony zatrzymał się przy nas.

- My z sierżantem - tłumaczyłem - jedziemy po uran. Zajmie nam to około trzech dni i na ten czas chciałbym powierzyć panu dowództwo naszej bazy. Zgoda ?

- Oczywiście – wielki uśmiech pokazał się na twarzy naukowca - jeśli mogę być w czymś pomocny, to zawsze służę swoją skromną osobą.

- Świetnie! – powiedziałem, udając zadowolenie - możemy zatem przygoto­wywać się do wyjazdu.

Kątem oka obserwowałem twarz Thomsona i było na co pa­trzeć. Wrzało w nim. Nie pojmował, jak można wroga numer jeden mianować swoim zastępcą. Pewnie niejedno mi się po cichu oberwało i nie miałem o to do niego pretensji. Był tylko prostym żołnierzem, któremu wpojono, że jeśli ma w swoim zasięgu nieprzyjaciela, to winien natychmiast go unieszkodliwić, bo w innym wypadku przeciwnik wykończy jego. Ta prosta zasada była bardzo logiczna , lecz w sytuacji w jakiej znaleźliśmy się należało wykazać dużą elastycz­ność w działaniu. Wiedziałem, że tak my jesteśmy im potrzebni, jak oni nam. Stan równowagi był zagwarantowany do momentu dostarczenia uranu. Później mogło być różnie.

- Chodź, stary - trąciłem w ramię sierżanta - musimy się przygotować. Poszedł ze mną chętnie - nie najlepiej działało na niego towarzystwo Wilkinsona. Dałbym sobie głowę uciąć, że ręce go świerzbiły, żeby mu kark skręcić. Kiedy pakowaliśmy nasze manele nie odzywał się wogóle. Coś go dręczyło i wreszcie nie wytrzymał. Sta­nął przede mną i wzburzonym głosem oznajmił

- To, co pan robi, jest wbrew logice. Oni mogą nas ukatrupić ! Wtedy nie odwróci się niczego, będzie już za późno. Nam nie wolno tak się narażać, bo przecież gdyby im się udało przeprowadzić to, co zamierzają, to nastąpiłaby katastrofa, upadłby cel całej naszej wyprawy.

- Thomson, potrafisz mi zaufać ? - spytałem spokojnie.

- Tak ! - odparł po chwili wahania.

- Więc tak trzymaj!

- OK! - burknął pod nosem dopinając swoją walizę i na tym dyskusja się zakończyła, chociaż dobrze wiedziałem, że nie pozbył się wątpliwości. Godzinę później żegnani szczerze i nieszczerze wyruszyliśmy w drogę. Podróż poprawiła trochę humor mojemu współtowarzyszowi. Nigdy wcześniej nie był w Polsce i teraz z ciekawością przyglądał się mijanym miasteczkom i wsiom. Nie mógł się nadziwić tym jakże małym poletkom, tym śmiesznym domkom , oraz dużej ilości zwierząt w gospodarst­wach. W Stanach taka różnorodność fauny domowej była rzadkością. Tak jak wcześniej, widzieliśmy strasznie mało ludzi. Było to zastanawiające. Myślę że ludzie jednak wyczekiwali w domach nowych informacji, gdyż podświadomie czuli, że ta cała sytuacja jest co najmniej dziwna. Bałem się nagłego zwrotu, zamieszek i wszelkiego rodzaju niepokojów, bowiem one ograniczyłyby naszą mobilność.

 

 

Tekst umieszczony w tej kolumnie jest objety ochroną praw autorskich i nie może być wykorzystany bez zgody autora.

 

 

   Polki w świecie-    Liliana Komorowska
 

Współpraca Polishwinnipeg.com z  czasopismem
Polki w Świecie”.

Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.

Nasza współpraca polega na publikowaniu wywiadów z kwartalnika „Polki w Świecie w polishwinnipeg.com  a wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną opublikowane w kwartalniku ”Polki w Świecie”.
 


Tiffani od Brosnana


Liliana Komorowska
 

Liliana Komorowska swoją aktorską karierę rozpoczęła niemal, jak w bajce. Swój wielki debiut do dziś wspomina z rozrzewnieniem. W czasie stanu wojennego wyjechała z kraju, by rozpocząć amerykańską przygodę. Na emigracji odnalazła się rewelacyjnie. Jak sama twierdzi, nigdy nie miała problemów z brakiem propozycji. Dzisiaj na łamach „Polek…” opowiada o współpracy z „wielkimi aktorskiego świata” i o doświadczeniach z trzema mężami.
 

Po ukończeniu Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie zagrałaś Abigail w „Czarownicach z Salem” w teatrze telewizji. To był aktorski debiut roku. Jak wspominasz te czasy?
To był najwspanialszy okres mojego rozwoju artystycznego. Byłam wielką szczęściarą, kiedy na mojej drodze w szkole teatralnej, jako dopiero dojrzewająca aktorka, spotkałam profesora Zygmunta Hubnera. To właśnie on zajmował się kształceniem studentów na wydziale reżyserii w PWST (Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna – przyp. Mateusz Gościniak). My, jako aktorzy, pomagaliśmy młodszym adeptom w wielu scenach. Zagrałam wtedy Lady Makbet w klasie profesora Hubnera i pewnego dnia, po skończonych zajęciach na czwartym roku akademickim, prof. Hubner podszedł do mnie i zaproponował mi rolę. Była to, wspomniana przez Ciebie, Abigali w telewizyjnym przedstawieniu, które miał wkrótce reżyserować. Dla mnie, jako początkującej aktorki, było to wielkie wyróżnienie.
Podjęłam się pracy nad rolą z pasją i jak najbardziej na poważnie. Próby okazały się niezwykle wyczerpujące i wymagały dużej koncentracji. Mierzyłam się z talentem wielkich mistrzów sztuki aktorskiej. W jednej sali prób znalazłam się, bowiem, w towarzystwie moich idoli. Grał ze mną Marek Walczewski, Roman Wilhelmi, dziekan Andrzej Łapicki, Zbigniew Zapasiewicz. To wielcy aktorskiego świata.

Jak zmieniło się Twoje codzienne życie, kiedy zostałaś „odkryta”?
Dla mnie uczestniczenie w takim wydarzeniu było wielkim wyróżnieniem, a wręcz gloryfikacją. Nagroda za debiut aktorski, którą otrzymałam na Festiwalu Sztuk Telewizyjnych w Olsztynie potwierdziła, że rola ta została zauważona.
Dało mi to smak sukcesu i pewne utwierdzenie w tym, że bycie aktorką jest moim powołaniem i może być sposobem na życie.
„Czarownice z Salem” to był piękny i mądrze wyreżyserowany spektakl. Myślę sobie, że gdyby Telewizja Polska chciała uczcić śmierć Millera, to emisja przedstawienia Hubnera byłaby najlepszym sposobem na to.

W Polsce w teatrze grywałaś między innymi z Gajosem, Zapasiewiczem, Fronczewskim. Którego z nich wspominasz najlepiej prywatnie, a z którym najlepiej się grało?
Każdy z kolegów aktorów, z którym współpracowałam, dał mi dużo radości i niezapomnianych wspomnień. Miałam niesłychane wręcz szczęście, że w szkole teatralnej byłam w rękach tak wielkich mistrzów jak Holoubek, Łapicki czy Łomnicki. Dlatego było dla mnie czymś zupełnie naturalnym pracować z ich młodszymi kolegami. To dodawało mi skrzydeł w moim dalszym rozwoju.
Piotruś Fronczewski, Marek Kondrat, Edmund Fetting i ja w sztuce „Cyrano de Bergerac” do dziś uważam za szczyt mojej kariery. To mistrzowskie przedstawienie w TVP reżyserował jeden z najbardziej wrażliwych reżyserów, z którymi miałam przyjemność mieć styczność, niestety nieżyjący już, Krzysiu Zaleski.
Z kolei Janusz Gajos to kolega z Teatru Dramatycznego, w którego zespole znalazłam się zaraz po szkole. Teatr był wtedy pod dyrekturą mojego ukochanego profesora Holoubka. Janusz miał szalenie profesjonalne podejście i był bardzo pomocny w pracy nad Szekspirem w sztuce „Jak wam się podoba”, w której zagrałam Audrey.
Ze Zbyszkiem Zapasiewiczem, zagrałam natomiast w zastępstwie za Marysię Niemirską, na deskach Teatru Dramatycznego w „Kubusiu Fataliście” Diderota.
Zbyszek był niedostępnym, zamkniętym w sobie i niesłychanie zdyscyplinowanym aktorem. Praca z nim była dla mnie nie lada wyzwaniem, bo truchlałam ze strachu. Każdy spektakl przeżywałam na nowo. Ale, za każdym razem zdawałam egzamin na piątkę, z czego jestem dziś ogromnie dumna, kiedy spoglądam wstecz!

Którą z tych „polskich” ról była dla Ciebie szczególna?
Mimo wszystko to Abigail, o której rozmawialiśmy wcześniej, zła manipulantka, gotowa na wszystko dla miłości. Można rzec: fatal attraction type, żeby tylko wszystko się udało i nikt tego nie zauważył. Młoda, zdeterminowana i fanatycznie zakochana w swojej pożądliwości kobieta. Ona spowodowała, że życie małego miasteczka zmieniło się na zawsze wraz z katolicką „maszyną” oskarżania niewiernych. To ona rozpętała tę matnię i postąpiła okrutnie, może miało to związek z własnym instynktem zachowawczym? Niestety, zapłaciło za to całe społeczeństwo, bez względu na winę. Świetna rola do zagrania i to w tak doborowym towarzystwie, stała się dla mnie wielką przygodą.

Twoim pierwszym mężem był znany jazzman Michał Urbaniak. Jak po latach oceniasz ten związek?
Michał to geniusz. Nawet dzisiaj po tylu latach nie możemy zapomnieć o sobie. Stworzyliśmy zapatrzoną w wielkość tworzenia parę, która karmiła się swoim młodym i jakże niewinnym towarzystwem w boskim procesie kreacji. Nic nie może mi odebrać tego owocnego dla mnie, jako aktorki, okresu z ogromnym sukcesem w Soap Operach. Mieszkałam wtedy w Nowym Jorku. Utwory takie, jak „Romance” czy „Liliana” zawsze będą częścią mojej nowojorskiej przygody i małżeństwa z Michałem.

No właśnie, Nowy Jork. Dlaczego mimo wielu ciekawych ról zdecydowałaś się opuścić Polskę?
Główne powody to bez wątpienia stagnacja i stan wojenny w Polsce. Ze stanem wojennym związany był również bojkot aktorów w telewizji. Do prawdziwych powodów można dodać też moją wielką chęć zmierzenia się ze światem. Dlatego właśnie zostawiłam Polskę, a raczej PRL na zawsze. To była moja pogoń za karierą, a może i gwiazdorstwem, o których marzyłam. Jeśli Greta Garbo, Apolonia Chałupiec i Marlena Ditrich mogły, to dlaczego nie ja?

Dlaczego wybrałaś akurat Amerykę Północną?
Bo to tu jest kolebka filmu i mitu sukcesu. Wszystkie koleżanki marzą o prawdziwej karierze za oceanem. Co prawda udaje się to tylko nielicznym i może tylko na 5 minut, ale pragnienie, aby zmierzyć się z tym wielkim wyzwaniem jest silniejsza niż… wszystko.

Jak wspominasz pierwsze lata na „obczyźnie”? Trudno było się zaaklimatyzować w zupełnie innych warunkach?
Młodość i młodzieńcza energia czynią cuda. Wierzę, że miałam gwiazdę, która nade mną czuwała, bo już rok po wylądowaniu w Stanach, zaczęłam grać w operach mydlanych, a potem w telewizji i filmach fabularnych i, na szczęście, nigdy nie przestałam. Jestem przykładem, że jeśli się czegoś bardzo chce i ma się odwagę na zrealizowanie tego, to wszystko jest możliwe!

Jaka była Ameryka dla aktorki zza żelaznej kurtyny?
Jak bajka, w której się, co jakiś czas szczypałam, żeby sobie przypomnieć, że to, co przeżywam jest prawdą. Dzięki temu wyjazdowi nauczyłam się być przebojowa i pozytywnie nastawiona. Bardzo przydały mi się również poczucie własnej wartości i spora doza humoru, które wyniosłam z domu.

Swojego męża Christiana poznałaś już po wyjeździe?
Po rozstaniu z Michałem przeniosłam się na zachodnie wybrzeże Ameryki i tu na zdjęciach próbnych do horroru „Scanners”, który kręcony był w Montrealu, poznałam Christiana. To ja wylądowałam z główną rolą w jego filmie, a pod koniec produkcji zakochaliśmy się w sobie bez przytomności. Christian przeprowadził się do mnie na stałe do Los Angeles, gdzie mieszkałam i tak nasze małżeństwo, najpierw artystyczne, przerodziło się w rodzinę.
Urodziłam mojego synka Sebastiana, dokładnie 17 listopada 1991 roku, kiedy mój ówczesny mąż Christian kręcił film z Pierce Brosnanem. Pamiętam, że Pierce przyniósł mi wtedy śliczny prezent od Tiffaniego by uczcić narodziny mojego synka. Poczułam się bardzo wyróżniona. Będąc w piątym miesiącu ciąży z Natalką opuściłam Los Angeles na zawsze, miało to miejsce zaraz po trzęsieniu ziemi w styczniu 1994. Od tej pory mieszkam w Montrealu.

Czy porównujesz USA i Kanadę? Dlaczego akurat Kanadę wybrałaś, jako ostateczne miejsce zamieszkania?
Kanada jest krajem, który daje stabilizację i pewien status społeczny. Nawet emigrant czuję się tu, jak u siebie w domu. To przypadek sprawił, że miłość mnie przywiodła w progi francuskiej Kanady. A ja czuje się tu, jak w najlepszym miejscu na święcie, szczególnie dla kobiet. To prowincja, która daje bodaj najwięcej korzyści kobietom. Nigdzie indziej równouprawnienie kobiet nie ma takiej wagi, jak tu. Jestem spełniona, szczęśliwa i żyje tutaj życiem dumnego artysty.

A z jakich występów poza Polską jesteś najbardziej dumna?
Myślę, że wśród filmów wyróżniłabym „The Asingment”, „The Art Of War” oraz rolę w „Sherlocku Holmesie”. Natomiast na deskach scenicznych najbardziej dumna jestem z „Les Proffesionell” i „La Galere”.

Co przynosi więcej satysfakcji: gra w teatrze czy filmach, serialach?
Samo uczestnictwo w pracy nad projektem, jako aktorka, sztuka odtwarzania i kreowania postaci, zagłębianie się w rolę to moja wielka pasja. Trudno mi, więc, odpowiedzieć na to pytanie. Kocham moje rzemiosło i staram się rozwijać i nigdy nie stać w miejscu.

Zagrałaś w słynnym filmie „Hitler. Narodziny zła”. Jakie masz wspomnienia z tej produkcji?
Szczerze mówiąc, to był dla mnie osobisty holokaust, ponieważ przy okazji grania w tym serialu moje małżeństwo poszło z dymem. Mąż po prostu zaskoczył mnie sytuacją, w której poinformował, że zakochał się i
zostawia mnie z dwojgiem dzieci po 13 latach małżeństwa. To był dla mnie szok, z którego łatwo, ani szybko się nie wychodzi. Potrzebowałam sporo czasu zanim odzyskałam równowagę, dlatego te wspomnienia zostały we mnie głębiej, niż te z planu.

Obecnie mieszkasz w Montrealu z mężem Bernardem. Jak wygląda Wasze codzienne życie?
Właśnie jesteśmy w podróży do Paryża, a potem wsiadamy do samolotu do Dubaju. Los mi sprawia nie lada niespodzianki. Teraz zakochana jestem w człowieku spoza biznesu filmowego, ale który wspiera mnie w moich poczynaniach artystycznych i jestem z tego bardzo dumna. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że kocham moje życie!

Dzięki pracy męża bardzo dużo podróżujesz. Jakie zakątki świata najbardziej Cię urzekły?
Kocham podróżować, mam żyłkę globtrotera w sobie. Kocham lato i wyspy karaibskie, Saint Thomas, Saint James z dziewiczymi plażami otoczonymi wręcz białym, jakby zrobionym z mąki, piaskiem, do tego to piękne słońce i turkusowe lustro wody. Włochy to też moja pasja: Wenecja, Toskania, również Amalfi Poste.

W jakich projektach bierzesz teraz udział i jakie są Twoje plany na najbliższą przyszłość? Gdzie zobaczymy Lilianę Komorowską?
Właśnie skończyłam grać w Polsce w serialu telewizji TVN „Teraz Albo Nigdy”. Jako reżyser kręcę dokument o kobietach z rakiem piersi. Byłam na Festiwalu w Gdyni. Zostałam tam zaproszona, jako aktorka, na premierę dwóch filmów: „Mniejsze Zło”, fabularny obraz Janusza Morgensterna, który dopiero co wszedł na ekrany i „Austerię” Jerzego Kawalerowicza, cyfrowo odrestaurowaną. Płakałam, jak zobaczyłam scenę, kiedy naga wychodzę z jeziora w tatarakach. Ogarnęła mnie niezwykła nostalgia. Uwielbiam wracać do ojczyzny, ale tylko wtedy, kiedy przyjaciele i rodzina się o mnie upominają. Dlatego do Polski wybieram się za tydzień.

 

Rozmawiał: Mateusz Gościniak
Zdjęcia Beata Nawrocki

 

 

 

 

 

   Ogłoszenia

 

 


 


 

 

 


Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
 

 
 
 styczeń  2011
Ni Po Wt Śr Cz Pi So
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31          

 

 






Zapisz się na naszą listę
Email
Imie i nazwisko

 

 

Spis Książek Biblioteki SPK
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008

Czyszczenie Wentylacji
Duct cleaning


1485 Wellington Avenue
Winnipeg, MB, R3E OK4
Phone: (204) 284-6390
Cell: (204) 997-2000
Fax: (204) 284-0475
email

clean@advancerobotic.com

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę

 

 

 


Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę



 


 

Irena Dudek zaprasza na zakupy do Polsat Centre Moje motto: duży wybór, ceny dostępne dla każdego, miła obsługa. Polsat Centre217 Selkirk Ave Winnipeg, MB R2W 2L5, tel. (204) 582-2884

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę
 

 

 



189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510

 



Kliknij tutaj, aby wejść na stronę gdzie można pobrać nagrania HYPERNASHION za darmo!!!
 


 

Royal Canadian Legion
Winnipeg Polish Canadian Branch 246
1335 Main St.
WINNIPEG, MB R2W 3T7
Tel. (204) 589-m5493


 



“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8
Phone/Fax 204-589-7638
E-mail: club13@mts.net
www.PCAclub13.com


Zapisz się…
*Harcerstwo
*Szkoła Taneczna S.P.K. Iskry
*Zespół Taneczny S.P.K. Iskry
*Klub Wędkarski “Big Whiteshell”
*Polonijny Klub Sportowo-Rekreacyjny