Copyright ©
Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone
bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w
dokumencie.
6 styczeń 2011 | <<< Nr 160 >>> |
W tym numerze | ||||||||||
|
||||||||||
Od Redakcji | ||||||||||
Do Redakcji | ||||||||||
Wydarzenia warte odnotowania | ||||||||||
Wiadomości z Polski | ||||||||||
Jak bawiła się Polonia Winnipegu w Sylwestra | ||||||||||
Tworzenie się nowego porządku świata cz 12 | ||||||||||
Felieton Jacka Ostrowskiego | ||||||||||
Humor | ||||||||||
Wiersze lokalnych poetów - Jerzy B. Transcona | ||||||||||
Upadek światowego systemu monetarnego cz 34 | ||||||||||
Ciekawostki | ||||||||||
Manitoba - Styczeń w fotografii | ||||||||||
"Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego | ||||||||||
Polki w świecie- Liliana Komorowska | ||||||||||
Kalendarz Wydarzeń | ||||||||||
Polsat Centre | ||||||||||
Kącik Nieruchomości | ||||||||||
Czyszczenie wentylacji - Duct Cleaning | ||||||||||
Od Redakcji | |
|
Do Redakcji |
jolanta +
zbigniew
sokalski
CLEAR ENERGY
GLASS STUDIO
zapraszaja do
studia na 6 godz.
workshop
cel:
kreowanie malego
witrazu do domu.
zapewniona
radosna
atmosfera
tworczosci..
$95.00 materials, tools included Sunday, Jan 30th 2011 10:30 - 4:30 pm 125 Adelaide street/William corner @ CRE8ERY ART COMPLEXtel. jordan: 944.0809 tel. jolanta: 334.0352
Szanowni Państwo,
Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (dawny Zespół Dla Dzieci Obywateli Polskich Czasowo Przebywających za Granicą) wraz z Komitetem Głównym Olimpiady Literatury i Języka Polskiego organizuje konkurs polonistyczny dla dzieci i młodzieży polskiej mieszkającej za granicą.
Przewidziane są dwa etapy konkursu przeprowadzane w dwóch grupach wiekowych : 5-6 klasa szkoły podstawowej i 1-2 klasa gimnazjum oraz 3 klasa gimnazjum i klasy 1-3 liceum. Pierwszy etap konkursu odbędzie się stacjonarnie pomiędzy 24 a 30 stycznia 2011r. w placówkach edukacyjnych w kraju pobytu uczestnika konkursu. Drugi etap przewidziany jest na 10 marca 2011 roku i odbędzie się on-line na platformie e-learningowej, do użycia której wszyscy laureaci etapu I zostaną odpowiednio przeszkoleni. Laureaci II etapu konkursu z grupy starszej zostaną zakwalifikowani do III etapu Olimpiady Polonistycznej, której finał odbędzie się 5-7 kwietnia 2011roku.
W załączniku znajdą Państwo szczegółowe informacje na temat konkursu. Zapraszamy do zapoznania się z regulaminem i harmonogramem konkursu oraz do rozpromowania jego idei pośród dzieci i młodzieży polskiej mieszkającej za granicą. W tym celu również zwracamy się do Państwa z prośbą o wydrukowanie plakatu informacyjnego promującego konkurs i umieszczenie go w miejscach widocznych dla osób, do których konkurs jest skierowany.
Zgłoszenia uczestnictwa prosimy nadsyłać mailowo na adres konkurs@polskaszkola.edu.pl do 20 stycznia 2011 roku. Szczegółowe informacje znajdują się również na naszych stronach: www.spzg.pl i www.polskaszkola.edu.pl.
Szanowny Panie
Bogdanie,
Z góry serdecznie
dziękuję za
umieszczenie naszej
gazety w Pańskim
Biuletynie. Tadeusz
Michalak
Szanowni
Państwo,
Szanowni
Państwo, |
Wydarzenia warte odonotwania | ||||
|
Wiadomości z Polski | |||||||
|
Jak bawiła się Polonia Winnipegu w Sylwestra | |||
|
Tworzenie się nowego porządku świata cz 12. Index | ||
|
Felieton Jacka Ostrowskiego
Teorie
Spiskowe
Teorie spiskowe
to chyba
najbardziej
ulubione tematy
wielu
dziennikarzy,
jak i
czytelników.
Cześć z nich
sprawdza się, o
części nigdy się
nie dowiemy ile
w nich było
prawdy, a
jeszcze inne
okazują się
absurdalną
bzdurą. Sam też
miałem styczność
z człowiekiem,
który głosił
jedną z nich.
Może „głosił”
jest za mocnym
określeniem, ale
na pewno w nią
święcie wierzył.
Pan Szymon S.
był bardzo
rozmowny, co
nieraz nie
bardzo podobało
się naszym
współtowarzyszkom.
Trzeba jednak
przyznać, że
jego urok
osobisty robił
swoje i często
dałem namówić
się na długie
rozmowy. Podczas
tych długich
rozmów
usłyszałem
bardzo ciekawą
teorię
spiskową. Nie
wiem, kim był z
zawodu mój
rozmówca i o to
się nie
spytałem.
Zresztą
przypuszczam, że
za żadne skarby
nie zdradziłby
mi tego. Nie
wiem , gdzie
pracował i też
po usłyszeniu
jego teorii
wolałem
pohamować swoją
ciekawość.
Dlaczego?
Poznanie
większej ilości
szczegółów w
przypadku
słuszności jego
teorii mogło być
niebezpieczne.
Dlatego teraz po
wielu miesiącach
zaczynam wątpić
w to, że pan
Szymon S. był
naprawdę panem
Szymonem S.
Według mojego
rozmówcy w roku
1980 na terenie
Jerozolimy w
dzielnicy
Talpiot odkryto
prawdziwy grób
Chrystusa.
Wtenczas badania
prowadził
Profesor Amos
Kloner. Wszystko
wskazywało na
autentyczność
grobowca, ale
powstrzymano się
z ferowaniem
wyroków.
Odkrycie bowiem
mogło zagrozić
bezpieczeństwu
wielu krajów w
tym także
Izraela. Po
wnikliwych
badaniach ,
które prowadzili
najlepsi
izraelscy
naukowcy
potwierdzono
autentyczność
grobu. Wszystko
wskazuje na to,
że Chrystus
jednak nie
zmartwychwstał!
Co to mogło
oznaczać dla
cywilizowanego
świata? To
byłaby
katastrofa
większa od
drugiej wojny
światowej.
Dlaczego?
Upadek wiary w
człowieku to
jeden z
największych
wstrząsów jakie
mogą go dopaść.
Upadek wiary
spowodowałby
upadek
największego
koncernu na
Świecie –
Państwa
Watykańskiego.
Potwierdzenie
tej teorii
zachwiałoby
biznesem
turystycznym w
Izraelu,
zachwiałoby całą
kulturą Zachodu.
Upadek religii
to nie jest
takie byle co.
Zawsze w
dziejach świata
jedna religia
wypierała drugą.
Tu jednak po
upadku
chrześcijaństwa
powstałaby
pustka, czarna
dziura
religijna.
Pustka nie może
trwać wiecznie i
coś musiałoby ją
zastąpić. Co?
Najbliżej jest
Islam i on
mógłby zając
utracone przez
Watykan pozycje.
Islam jest
wrogiem tak
Watykanu , jak i
Izraela.
Według mojego
rozmówcy Izrael
zawarł tajne
porozumienie z
Watykanem.
Jednym jak i
drugim nie jest
na rękę
ujawnienie tak
bulwersujących
informacji.
Według pana
Szymona S. to
porozumienie
zawarł Jan Paweł
II podczas
swojej wizyty w
Izraelu w roku
2000. To jest
historyczna data
i tego roku
podpisano
dokument.
Szymon S. nie
znał szczegółów
porozumienia,
ale twierdził,
że dzięki niemu
Izrael uzyskał
przychylność
Watykanu do
działań
przeciwko jego
wrogom. Ponoć
jednym z punktów
tego dokumentu
jest ten mówiący
o przekazaniu
przez Watykan
wszystkich
informacji na
temat pomocy u
ucieczce do
obydwóch Ameryk
udzielonej przez
Kościół
nazistowskim
zbrodniarzom
hitlerowskim tuż
po drugiej
wojnie
światowej.
To jest jedna z
teorii
spiskowych. Czy
prawdziwa? Nie
wiem, może tak,
a może nie.
Są jednak na
Świecie ludzie,
którzy to wiedzą
na pewno. Nam
pozostają tylko
domysły. |
Humor |
Czym się różni kobieta od mężczyzny
|
|
||
S P O N S O R |
Wiersze lokalnych poetów - Jerzy B. Transcona |
|
Ciekawostki | ||
|
|
S P O N S O R |
Manitoba- Styczeń w fotografii |
|
"Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego - Część IV |
Książka „Koniec?” powstała
trzydzieści lat temu, kiedy Polska
znajdowała się za żelazną
kurtyną i w każdej chwili groził nam
wybuch wojny o globalnym
zasięgu. Teraz wprowadziłem tylko
poprawki kosmetyczne ( inne daty ).
Czarnoskóry prezydent USA był w
wersji oryginalnej, pomyliłem się
tylko o kilka lat. J Powieść „Koniec?” zapoczątkował moją przygodę z pisaniem. Jednym słowem zacząłem od końca. Jacek Ostrowski
- -
Nie
myślałam
, że
weźmie
się
na
to,
a
gdybyś
zobaczył
tę
"miód kobietę", to też byś zwątpił. - Dokąd jedziemy ? – spytałem wyglądając przez okno. Jechaliśmy jakąś dużą aleją ale mimo, że znałem Warszawę, to nie orientowałem się, gdzie jesteśmy. No cóż, minęło kilka lat i miasto zdążyło się sporo zmienić. - Do mojego mieszkania - odpowiedziała - innego rozwiązania nie widzę. Nie może długo jechać w tym stanie. - O, wreszcie poznam twoje mieszkanie. Lepiej późno, niż wcale. Abstrahując jednak od tego, muszę przyznać że gdyby nie ty, musiałbym go teraz wieźć jakieś 160 km, byłoby ciężko, znaczy ciężko dla niego. - Taki szmat drogi ? To przecież morderstwo – krzyknęła oburzona. Wzruszyłem ramionami - innego wyjścia nie miałem, a Gotfryd to żołnierz, facet przyzwyczajony do niewygód i miałby mimo wszystko dużą szansę przeżycia. Wreszcie dojechaliśmy do celu podróży. Ambulans zatrzymał się przed wielką dziewiętnastowieczną kamienicą, bardzo typową w całej Europie, ale nie tu. Miasto bądź co bądź było prawie doszczętnie zniszczone podczas II wojny światowej. Wysiedliśmy z auta i otworzyliśmy tylne drzwi. Ostrożnie wyciągnęliśmy nosze i wolno skierowaliśmy się w kierunku drzwi. Magda szła przodem i prowadziła. Ciężko jej było. Widziałem, że ledwo może uradzić, ale nie narzekała. Na szczęście zaletą starego budownictwa były szerokie i łagodne schody, a drugim plusem w naszej sytuacji było to, że mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze. Małe lokum, w skład którego wchodziły dwa pokoje / jeden mały , drugi dosyć obszerny/,nieduża kuchnia, oraz mikroskopijnych rozmiarów łazienka . - Ładnie tu - stwierdziłem ciekawie rozglądając się wokoło. - Później sobie obejrzysz, a teraz pomóż ulokować chorego - zrugała mnie. Potulnie podporządkowałem się jej zwierzchnictwu. Muszę przyznać, że było to nawet bardzo przyjemne. Pomogłem jej posłać kanapę w mniejszym pokoju, na której zaraz umieściliśmy Maxa. Był on w dalszym ciągu nieprzytomny, z obawą zerkałem na niego , lecz obojętność Magdy uspokoiła mnie. Była przecież lekarzem. Kiedy uporaliśmy się ze wszystkim posadziła mnie w fotelu, przykucnęła przede mną i tak na mnie spojrzała, że przeszedł przeze mnie ten jakże znany mi dreszcz sprzed lat. - Daj kluczyki od twojego samochodu i odpoczywaj. Ja muszę odebrać kierowcę i odprowadzić karetkę – rzekła z uśmiechem. - Uważaj tylko, bo samochód jest kradziony – zrobiłem przepraszającą minę. - Kradziony? Nieźle! – pokręciła głową z niedowierzaniem, ale nie zadawała więcej pytań –W takim razie wystawię go z parkingu a wrócę moim. Nie możesz jeździć trefnym autem. Mogłeś tak głupio wpaść. Amerykanin w „lewej bryce” to przecież w tej sytuacji jest jak wyrok śmierci. Oj, Jack! Nie po to los mi cię zwrócił, żeby zaraz głupio stracić. Wyjęła mi z ręki kluczyki i poszła zajrzeć do Gotfryda. Wróciła po chwili, pomachała mi ręką i wyszła. Ja zaś jak siedziałem jak zaczarowany cały czas wpatrzony w drzwi. Jak ta dziewczyna ona na mnie działała? To było mocniejsze niż silny narkotyk. Czekając na jej powrót, przyglądałem się wystrojowi wnętrza. Był on typowy, standardowy, bez tych drobiazgów tworzących swojską atmosferę, których obecność wyróżniała mieszkanie w stosunku do ekspozycji w sklepie meblowym, a jedyną ozdobą była fotografia w ciężkiej metalowej ramce. Stała na półce obok telewizora. Zaintrygowany podszedłem do niej i ku mojej wielkiej radości ujrzałem zdjęcie – to, które ofiarowałem Magdzie podczas ostatniego naszego spotkania. Miło było zobaczyć własną podobiznę na honorowym miejscu w mieszkaniu i to akurat w jej mieszkaniu. Ostrożnie odstawiłem fotkę na miejsce i ponownie usiadłem w fotelu. Byłem bardzo zmęczony, za mną bardzo pracowity, a jednocześnie bogaty w wydarzenia dzień . Przytuliłem głowę do oparcia i sam nie wiem kiedy zasnąłem. Obudziło mnie delikatne szarpanie za ramię. Poderwałem się do góry. - Masz łóżko posłane - usłyszałem głos Magdy. Nie wiedziałem, gdzie jestem, nie wiedziałem, co jest jawą, a co snem. Patrzyłem na dziewczynę i starałem się ustalić, czy to, co widzę, to prawda, czy wytwór fantazji. Półprzytomny, jakby oderwany od rzeczywistości przeniosłem się na kanapę i ledwie dotknąłem głową poduszki, a sen znów mną zawładnął. Obudziłem się dopiero około godziny ósmej następnego dnia. Leżałem w pięknej, błękitnej pościeli. Obok mnie była Magda. Głowa jej spoczywała na mojej piersi, a lewą ręką obejmowała mnie za szyję. Ostrożnie pogłaskałem piękne, gęste włosy spływające po moim torsie. Czułem ich miły, przyjemnie drażniący nozdrza zapach. Ten zapach, który śnił mi się tyle lat. Tak to nieprawdopodobne, ale śnił mi się zapach. - Śpisz ? - spytałem cicho. - Nie - szepnęła - leżę tak od godziny i myślę o nas. Nigdy od czasu twojego wyjazdu nie robiłam planów na przyszłość i oto dziś po raz pierwszy to czynię. Teraz wiem , że mi nie uciekniesz do Japonii, czy do innego kraju. Będziemy razem ! - Magda, przecież ja ci nie uciekłem . Chciałem żebyś jechała ze mną - powiedziałem z wyrzutem. Położyła mi rękę na ustach i uśmiechnęła się. Wolno zacząłem pieścić jej włosy, chwytałem pukle i przepuszczałem je między palcami. Ręka moja przesuwała się w kierunku szyi. Poczułem delikatną , jedwabistą skórę. Jej ciało prężyło się pod dotykiem moich palców. Wolno osunęła się na plecy. Delikatnie dotknąłem ustami jej czoła, powoli wargi przesuwały się niżej, aż spotkały się z jakże słodkimi ustami. Kiedy całowałem , poczułem dotyk jej rąk na plecach, wolno pieściły moją skórę. W chwilę potem zdradziłem usta na rzecz szyi , a następnie jędrnych i piersi. Oszołomiony, jak w jakimś upojeniu, pieściłem ciało mojej ukochanej. I było to upojenie , upojenie naszym wielkim uczuciem. Po tylu latach rozstania pękło coś w nas, zawładnęło nami szalone i dzikie pożądanie - ja pragnąłem Magdy, a ona mnie. Jak w szalonym transie dążyliśmy, by nasze ciała stały się jednym. Leżąc na niej, wyczuwałem każde jej drgnięcie, każde rozluźnienie. Jej ruchy były moimi ruchami , moje – jej.To było wspaniałe. Zamarliśmy w bezruchu. Delikatnie gładziłem Magdę po czole , ona, trzymając głowę na mojej piersi, leżała nieruchomo. - Wyjedziesz ze mną ? - spytałem cicho. Musiałem wreszcie zapoznać Magdę z sytuacją. - Wszędzie ! - odparła stanowczo - w całym kraju potrzebni są lekarze. - Wiem, ale ja mam na myśli dalszy wyjazd, bardzo daleki wyjazd - powiedziałem niepewnym głosem. Bałem się tej rozmowy , bałem się reakcji. Już raz zakomunikowałem Magdzie że wyjeżdżam i straciłem ją na wiele lat. Nie chciałem powtórki z historii. - Jack, przecież poza Polską nie ma życia. Wiem, że przeżywasz tragedię. Twój kraj jest zrównany z ziemią i musisz się z tym pogodzić. - Tak, zdaję sobie z tego sprawę - mówiłem wolno patrząc jej prosto w oczy - ale i twój niebawem zginie… - Co ?! - Magda usiadła na łóżku - Co ty powiedziałeś ? - Za dziesięć dni, no, może jedenaście, wszyscy zamieszkujący teren Polski zginą - szepnąłem. - Skąd to wiesz ? – siedziała wpatrując się we mnie przerażonym wzrokiem. - To było wiadome jeszcze przed wybuchem wojny. Naukowcy rozpatrywali możliwości przetrwania w razie konfliktu nuklearnego i tylko ten kraj miał szansę przedłużenia swojego istnienia , lecz tylko o dziesięć dni. - Straszne!- zmartwiona ukryła twarz w rękach. Nagle załzawionymi oczyma spojrzała na mnie. - Chcesz dotrzeć do Ameryki, by tam złożyć własne kości? - spytała . - Nie, chcę uratować ciebie, mnie i kilkanaście innych osób. - Jeśli to co mówisz, jest prawdą, to jak chcesz to zrobić? Chyba nie zamierzasz wystrzelić nas w kosmos ?! - zaśmiała się ironicznie, ale widząc moją poważną minę, uśmiech zamarł na jej twarzy. - Nie, mam inne rozwiązanie – odparłem, obserwując ją uważnie po czym wolno wycedziłem - możemy przenieść się w czasie! Magda wstała szybko z łóżka, założyła szlafrok i zaczęła krzątać się po pokoju. Wydawało się , jakby nie słyszała moich ostatnich słów, ale myliłem się. Stanęła przede mną, chwyciła za rękę, a duże łzy płynęły ciurkiem z jej pięknych oczu. - Jack , na to nie ma szansy , porzuć ten zamiar i chociaż te ostatnie dziesięć dni przeżyjmy wspólnie - prosiła. Zerwałem się na nogi , stanąłem wyprostowany i chwyciłem ją w ramiona - Słuchaj, to ma sens i po to teraz się tu znajduję.- krzyknąłem. Nie zdziwiło ciebie, dlaczego w tym momencie znalazłem się akurat w Polsce ? A ten mój przyjaciel, nie mówiący słowa w twoim ojczystym języku, to z nieba spadł ? Przyjechałem z grupą naukowców w dniu wybuchu wojny. Zostaliśmy wybrani do tego zadania spośród tysięcy. Niestety, część ekipy nie dotarła na czas i dzięki temu mamy dziesięć wolnych miejsc, dziesięć przepustek do nowego życia, do wolności. - Jak wiesz - kontynuowałem - badania z fizyki stały u nas na wysokim poziomie , na tak wysokim , że teoria o przenoszeniu w czasie, z pozoru nieprawdopodobna, stała się w praktyce rzeczą do zrealizowania. Niestety zabrakło czasu i obecnie w pionierskich warunkach kończymy to dzieło. Chcę żebyś ty, ja i kilkunastu innych uciekło z tego piekła, byśmy rozpoczęli wszystko od nowa. Musimy walczyć o to nie tylko ze względu na nas, lecz żeby dać ludzkości szansę , szansę na odbudowanie tego, co przez głupotę zniszczono. Magda słuchała z szeroko otwartymi oczyma. Kiedy skończyłem, podeszła jak manekin do fotela i usiadła. Nagle raptownie zwróciła twarz w moim kierunku i spytała - Dlaczego akurat mnie wyróżniasz swoim wyborem ? Przecież nie możesz kierować się swoimi uczuciami. Dobro ogólne musi być twoim celem. - I jest – odparłem spokojnie, po czym zbliżyłem się do łóżka, założyłem ubranie, następnie skierowałem się do okna. - Widzisz – powiedziałem, dopinając koszulę - w tych czasach ludzie z reguły są samolubni , obojętni na czyjeś nieszczęścia , a nawet wrogo nastawieni w stosunku do innych. Zamienili się w bezduszne maszyny zaprogramowane na zgarnianie do siebie, nie licząc się z innymi. I tak po trupach szli do celu. Prawo dżungli to jedyne prawo rządzące tym światem. Ty zaś jesteś jak eksponat muzealny w tej rzeczywistości, jak relikt przeszłości. Dla ciebie liczy się każdy chory , ponieważ jest człowiekiem . Nie patrzysz na korzyści i spieszysz z pomocą. Jako dowód mogę podać klinikę w której pracujesz. Na kilkunastu lekarzy tylko ty zgodziłaś się pomóc w przeprowadzeniu operacji - inni odmówili. Dlaczego ? Dlatego, że było to wbrew ich zwyczajnemu postępowaniu. Odmówili, ponieważ poczuli się urażeni. Nie liczyło się zdrowie pacjenta, liczył się tylko ich prestiż. Bo co by było, gdyby ranny na "nieszczęście" wyzdrowiał? Fakt ten podważyłby ich autorytet, ponieważ mogłoby się okazać, że nie są ani alfą i ani omegą w dziedzinie medycyny, że są zwykłymi, zdolnymi do omyłek, ludźmi. Postąpili wbrew przysiędze lekarskiej, żeby chronić piedestał wzniesiony im przez społeczeństwo. Cieszę się, że taki człowiek jak ty posiada moje serce i jestem z tego faktu bardzo dumny. - Nie wygłupiaj się ! – wzruszyła ramionami. - Wybielasz mnie, jak możesz, ale zgoda. Przyrzekłam tobie, że już ciebie nie opuszczę i słowa dotrzymam. - Chcesz przysięgi dotrzymać z obowiązku, czy z miłości? - spytałem niepewnie. - Oj, ty mój głuptasie - podniosła się z fotela i podeszła do mnie - tylko z miłości, gdyż w innym przypadku bym nie przysięgała. Przyznam ci się , że nie bardzo wierzę w to wszystko, co mówiłeś, lecz jestem gotowa spełnić wszystko, czego zapragniesz, byle byś był szczęśliwy. Delikatnie pogłaskała moje policzki i delikatnie ucałowała w usta. Momentalnie poczułem się pewniej, nabrałem energii , Nie próbowałem polemizować z Magdą, gdyż wiedziałem, że musi to wszystko na spokojnie „przetrawić”. - Jak Gotfryd? – spytałem. - Jak do tej pory wszystko przebiega prawidłowo , zero komplikacji - uspokoiła mnie . - Nie wiem, co robić - zastanawiałem się - muszę wracać do moich ludzi, sprawdzić, co tam się dzieje, ale co z nim? - Ja przypilnuję chorego , a ty jedź - zadecydowała Magda i dodała zaraz - ale szybko wracaj, bo będę niecierpliwie ciebie oczekiwać. - Naprawdę ? - posłałem jej wdzięczne spojrzenie. - Tak , przecież wiesz. Weź mój samochód, taki mały, stoi przed wejściem, i jedź - podeszła do stolika i sięgnęła po kluczyki wraz z dokumentami. Wcisnęła mi je w garść i pociągnęła za rękę do przedpokoju. Widząc moje zaskoczenie szepnęła. - Im szybciej wyjedziesz, tym prędzej wrócisz. A teraz buzi i zmykaj! Stało się to tak szybko , że nie zdołałem nawet zajrzeć do chorego. Zbiegłem po schodach i znalazłem się na ulicy. Przed domem stał faktycznie mały pojazd, taki sam, jakim wcześniej podróżowaliśmy z Fredem. Tylko tamten był zielony, a ten czerwony. Ach, te kobiety, lubią tylko czerwone pojazdy. Wgramoliłem się do środka i uruchomiłem silnik. Ostrożnie ruszyłem z miejsca , nigdy dotąd nie prowadziłem takiej "pchły" i było to zupełnie nowe doświadczenie. W chwilę potem mknąłem przez miasto. Jednak Warszawa aż tak się nie zmieniła. Bez trudu wyjechałem ze stolicy. Ruch, tak jak wczoraj, nie był za duży i jedynie zwiększyła się ilość patroli wojskowych na ulicach. Było spokojnie. Włączyłem radio, żeby posłuchać wiadomości. Nic się nie zmieniło. Panowała euforia w związku z cudownym ocaleniem, mnóstwo kompletnie nierealnych projektów i planów. Jedyne ostrzegające komunikaty dotyczyły oszczędzania paliw i energii. Prawie czterdziestomilionowy kraj prócz pokładów węgla i małych ilości gazu nie posiadał innych źródeł energii. Tym razem nie miałem żadnej kontroli i bez problemu około godziny czternastej dotarłem do obozu. ROZDZIAŁ V Kiedy zajechałem pod hangar, natychmiast pojawił się Thomson. Serdecznie uścisnęliśmy sobie dłonie. - Wszystko w porządku? - spytałem. - Niestety nie. - pokręcił głową - brakuje uranu, około trzech gram. - Skąd ja im wytrzasnę ten przeklęty uran ? - zakląłem pod nosem. Przecież miało być wszystko. Nie miało być żadnych problemów, a tu Gotfryd spada z dachu, teraz brakuje uranu i czuję, że sierżant ma coś jeszcze w zanadrzu. - Jeszcze jest jedna zła wiadomość - wyraźnie starał się zepsuć mi humor i niestety potwierdził moje przeczucia. - Chyba nie może być gorsza od tej pierwszej ? - spojrzałem pytająco. - Wydaje mi się, że gorsza - zrobił bardzo ponurą minę , rozejrzał się wokoło, by sprawdzić, czy nas nikt nie podsłuchuje, i kontynuował – Coś się tu kroi. Ci dwaj, tzn. Mc Donald i Wilkinson chcą tu zrobić małą rewolucję pałacową. Wczoraj, kiedy patrolowałem teren całkowicie , no może nie całkowicie przypadkowo – uśmiechnął się. –podsłuchałem ciekawą rozmowę. Głośno wymawiali nasze nazwiska, więc zainteresowałem się i podszedłem bliżej. Lepiej wiedzieć, co w trawie piszczy . Spróbuję odtworzyć to, boję się jednak, by czegoś nie przekręcić, a brzmiało to tak : - Boję się, ten Thomson to kawał draba. Musimy wymyślić coś innego. - Ale co wymyślisz ? - Najlepiej podać środek nasenny i kiedy zaśnie, zastrzelić go . - A co z tym porucznikiem ? - Trzeba obydwóch załatwić na raz. Najlepiej urządzić małe przyjęcie, na przykład imieniny, i podczas imprezy dosypać środek do napoju. - Dobry pomysł, ale co z Zimmermanem i Raszlem ? Nie możemy wszystkich wykończyć, a oni nas nie poprą. - Zmusimy ich do dokończenia pracy, a potem niech sobie żyją do syta w tym gościnnym kraju. - Pozostał Szulc, no i ten ranny. Z tym drugim, jeśli w ogóle jeszcze żyje, to nie będzie problemu. Profesor nie kapnie się w czym rzecz. Jego interesuje tylko fizyka. Wymyślimy bajeczkę o bohaterskiej śmierci tych dwóch. Barwnie mu opowiemy i na tym się skończy. Wszystko pasuje , ale nie możemy tylko we dwóch lecieć. - Jasne, że nie. W przeddzień odlotu przywieziemy kilka lasek i paru nierozgarniętych facetów. - A faceci to po co ? - Do pracy, przecież musimy mieć kogoś do roboty. Potrafisz ich zmusić do posłuszeństwa ? Lepiej nie brać, mogą być przez nich kłopoty. - Nie bój się , są na to sposoby. - To czekamy na dobrą okazję! - O.K.! Fred skończył streszczać rozmowę - więcej nie usłyszałem, ponieważ od laboratorium nadchodził Raszel. Wolałem, żeby mnie nie widział i wycofałem się w głąb hangaru. - Dobrze , bardzo dobrze - pochwaliłem go - lepiej wiedzieć wcześniej i odpowiednio się przygotować niż dać się zaskoczyć. Swoją drogą nie spodziewałem się spisku. - Dziś ich zamkniemy ? - spytał sierżant. - Co? Nigdy w życiu , byłby to wielki błąd - oburzyłem się— a kto dokończy badania? Poczekamy do ostatniej chwili, do momentu kiedy oni targną się na nasze życie. Teraz będą pracować jak mrówki, myśląc, że nas przechytrzą. - Mamy dać się zarżnąć ? - oburzył się Thomson. - Dlaczego zarżnąć ? Przecież teraz nic nie będą robić , jeszcze im jesteśmy potrzebni. Będą próbowali nas zlikwidować w przeddzień lub w dniu eksperymentu a do tej pory zdążymy się odpowiednio przygotować. Thomson pokręcił powątpiewająco głową - Oby sprawdziły się pana przypuszczenia, bo w innym wypadku może być z nami źle. - Teraz się tym nie przejmuj - klepnąłem go przyjaźnie po plecach. - Chodź , pewnie są ciekawi, co z Gotfrydem , zaspokoję ich ciekawość. – Ruszyłem w kierunku kontenerów. Moje przybycie wywołało duże poruszenie. Natychmiast zbiegli się wszyscy i nawet profesor Szulc wyjrzał ze swojej pracowni , ale przypuszczam , że jego bardziej interesowała sprawa brakującego uranu niż zdrowie kolegi. - Mam bardzo złe nowiny - oświadczyłem - stan zdrowia porucznika Gotfryda jest ciężki, rokowania są złe, musimy mieć nadzieję , że jakoś się z tego wykaraska. Zaciekawiony spojrzałem po twarzach naukowców i gdyby nie wcześniejsze sprawozdanie Freda prawie bym uwierzył, że się przejęli tą wiadomością. Mc.Donald i Wilkins niczym nie zdradzili swojej radości, potrafili świetnie maskować swoje uczucia i w przyszłości nie mogłem ich lekceważyć. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Szulca - Poruczniku, zapraszam pana do siebie, musimy omówić pewną kwestię. - Dobrze, idę - kiwnąłem głową i wraz z profesorem udałem się do laboratorium. W królestwie fizyków praca szła całą parą. Śpieszyli się, to było widać. Jakieś dziwne urządzenia, mnóstwo migających lampek - wszystko to wyglądało groźnie i tajemniczo. Usiedliśmy w rogu na prymitywnych stołkach skleconych ze starych skrzynek. Spojrzałem na Szulca wyczekująco , chociaż dobrze wiedziałem, po co mnie tu poprosił. - Mam kłopot - zaczął niepewnie . Jego małe oczka zaczęły biegać w panice. - Źle coś obliczyłem , no i niestety zabrakło uranu. Nie wiem, jak to się stało, ale faktem jest, że potrzeba około trzech gram tego pierwiastka. - Tylko trzy gramy? – pokręciłem głową z niedowierzaniem – Nie obejdzie się bez tego? - Nie! – Szulz pokręcił stanowczo głową. - Skąd go wezmę ? W tym kraju istnieją jakieś jego zapasy? - Tak ! - przytaknął Szulz. - Pięć lat temu przebywałem w Warszawie na sympozjum naukowym i zawieźli nas wtedy do instytutu nuklearnego gdzieś pod miasto. Miejscowość ta nazywała się ?...- zawahał się - chyba Sosna, czy coś takiego ? - Może Świerk ? - spytałem – kiedyś coś mi się obiło o uszy na temat tego instytutu… - Tak, tak na pewno Świerk - podchwycił - i właśnie w tym instytucie posiadali uran. - Profesorze ! Mogą być duże kłopoty z dostarczeniem tej substancji, pan przecież wie, jak są strzeżone tego rodzaju ośrodki. - Owszem - przytaknął - ale musi się pan tam dostać, ponieważ nie ma innego wyjścia, jeśli chcecie lecieć.- rozłożył w geście bezradności ręce. - No cóż, spróbuję. Na kiedy jest potrzebny ten uran? - To dopiero na ostatni dzień – profesor trochę się uspokoił. Wstałem, zamierzając wyjść, ale Szulz nagle chwycił mnie za rękę – Przepraszam, to moja wina. Powinienem zaopatrzyć się jeszcze w kraju w odpowiednią ilość substancji radioaktywnych i przez własną pomyłkę narażam pana, oraz całą naszą ekipę. W oczach naukowca zobaczyłem niepokój i smutek. Był jednak wrażliwszy niż przypuszczałem i mimo, że pochłonęła go nauka, nie zapominał o innych ludziach. Odnośnie narażania to nie on pierwszy robi psikusy naszej ekspedycji. Nic nie odpowiedziałem. - Thomson ! – ryknąłem, wychodząc z laboratorium . -Idę ! - usłyszałem głos sierżanta od strony naszego kontenera. W chwilę potem pojawił się przede mną. -Co się stało ? - spytał zaniepokojony. - Chodź ze mną – skierowałem się ku wyjściu budynku. - Jedziemy zaraz do Warszawy, przed nami bardzo trudne zadanie ale z patrząc z drugiej strony, my lubimy, jak coś się dzieje. Tu zaś zaczynamy ramoleć. - Jeśli pojedziemy obydwaj, to kto tu zostanie ? - zdziwił się sierżant. - Jak to kto ? - zaśmiałem się - przecież jest Mc Donald, Wilkins. Chcą schedy po nas, to niech na nią pracują. O!, właśnie nadchodzi jeden z nich - rzekłem widząc zbliżającego się Wiikinsona . - Może pan podejść? - zwróciłem się do niego. Zaintrygowany i wyraźnie zaniepokojony zatrzymał się przy nas. - My z sierżantem - tłumaczyłem - jedziemy po uran. Zajmie nam to około trzech dni i na ten czas chciałbym powierzyć panu dowództwo naszej bazy. Zgoda ? - Oczywiście – wielki uśmiech pokazał się na twarzy naukowca - jeśli mogę być w czymś pomocny, to zawsze służę swoją skromną osobą. - Świetnie! – powiedziałem, udając zadowolenie - możemy zatem przygotowywać się do wyjazdu. Kątem oka obserwowałem twarz Thomsona i było na co patrzeć. Wrzało w nim. Nie pojmował, jak można wroga numer jeden mianować swoim zastępcą. Pewnie niejedno mi się po cichu oberwało i nie miałem o to do niego pretensji. Był tylko prostym żołnierzem, któremu wpojono, że jeśli ma w swoim zasięgu nieprzyjaciela, to winien natychmiast go unieszkodliwić, bo w innym wypadku przeciwnik wykończy jego. Ta prosta zasada była bardzo logiczna , lecz w sytuacji w jakiej znaleźliśmy się należało wykazać dużą elastyczność w działaniu. Wiedziałem, że tak my jesteśmy im potrzebni, jak oni nam. Stan równowagi był zagwarantowany do momentu dostarczenia uranu. Później mogło być różnie. - Chodź, stary - trąciłem w ramię sierżanta - musimy się przygotować. Poszedł ze mną chętnie - nie najlepiej działało na niego towarzystwo Wilkinsona. Dałbym sobie głowę uciąć, że ręce go świerzbiły, żeby mu kark skręcić. Kiedy pakowaliśmy nasze manele nie odzywał się wogóle. Coś go dręczyło i wreszcie nie wytrzymał. Stanął przede mną i wzburzonym głosem oznajmił - To, co pan robi, jest wbrew logice. Oni mogą nas ukatrupić ! Wtedy nie odwróci się niczego, będzie już za późno. Nam nie wolno tak się narażać, bo przecież gdyby im się udało przeprowadzić to, co zamierzają, to nastąpiłaby katastrofa, upadłby cel całej naszej wyprawy. - Thomson, potrafisz mi zaufać ? - spytałem spokojnie. - Tak ! - odparł po chwili wahania. - Więc tak trzymaj! - OK! - burknął pod nosem dopinając swoją walizę i na tym dyskusja się zakończyła, chociaż dobrze wiedziałem, że nie pozbył się wątpliwości. Godzinę później żegnani szczerze i nieszczerze wyruszyliśmy w drogę. Podróż poprawiła trochę humor mojemu współtowarzyszowi. Nigdy wcześniej nie był w Polsce i teraz z ciekawością przyglądał się mijanym miasteczkom i wsiom. Nie mógł się nadziwić tym jakże małym poletkom, tym śmiesznym domkom , oraz dużej ilości zwierząt w gospodarstwach. W Stanach taka różnorodność fauny domowej była rzadkością. Tak jak wcześniej, widzieliśmy strasznie mało ludzi. Było to zastanawiające. Myślę że ludzie jednak wyczekiwali w domach nowych informacji, gdyż podświadomie czuli, że ta cała sytuacja jest co najmniej dziwna. Bałem się nagłego zwrotu, zamieszek i wszelkiego rodzaju niepokojów, bowiem one ograniczyłyby naszą mobilność.
|
Tekst umieszczony w tej kolumnie jest objety ochroną praw autorskich i nie może być wykorzystany bez zgody autora. |
Polki w świecie-
Liliana Komorowska |
Współpraca
Polishwinnipeg.com z czasopismem Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.
Nasza
współpraca polega na publikowaniu wywiadów
z kwartalnika „Polki
w Świecie”
w polishwinnipeg.com a
wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną
opublikowane w kwartalniku ”Polki
w Świecie”.
|
|
|
|
Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
styczeń 2011 Ni Po Wt Śr Cz Pi So 26 27 28 29 30 31 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008
Czyszczenie
Wentylacji |
|
Irena Dudek
zaprasza na zakupy do Polsat Centre
Moje motto:
duży wybór, ceny dostępne dla każdego,
miła obsługa.
Polsat Centre217 Selkirk Ave
Winnipeg, MB R2W 2L5,
tel. (204) 582-2884 |
|
|
|
|