A więc może przez kilka chwil
znajdziemy się w Libii. Przed przybyciem do
Kanady pracowałem na kontrakcie w Libii w uniwersyteckim szpitalu w
Benghazji.
Tam zacząłem pracę jako bramkarz tzn. stałem na bramce w izbie przyjęć i
muszę
przyznać, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia. Kiedy przybyłem do
Libii mój
angielski był prawie zerowy.
Zdałem wprawdzie egzamin, ponieważ skłamano, że będę pracował w laboratorium
i po przybyciu na miejscu podciągnę swoją znajomość angielskiego.
Powiedziałem, że
skłamano-istotnie to była prawda, ponieważ ktoś mi życzliwy chciał
przepchnąć mnie
dalej. Nie muszę tłumaczyć, że czasami Polacy są, albo też starają się być
życzliwi
w stosunku do siebie. I tak też się stało, postawiony na bramce, bałem się
odbierać
telefony w izbie przyjęć, których czasami nie byłem w stanie zrozumieć,
zwłaszcza gdy moim rozmówcą był Pakistańczyk czy też lekarz z Bangladeszu.
Ich śpiewny
akcent deprymował mnie na tyle, że czasami po usłyszeniu znajomej nuty
odkładałem
szybko telefon i jeszcze szybciej oddalałem się od niego. Myślę, że
pozostawiono mnie
w szpitalu tylko dlatego, że w Polsce miałem kontakt z echokardiografi ą.
Praktycznie
była to kilkugodzinna asysta w trakcie pracy tej maszyny. Moi pracodawcy
postanowili
wykorzystać mnie do złożenia i uruchomienia 12 aparatów echokardiografi i,
które
zostały zakupione i ciągle w częściach spoczywały w magazynie szpitalnym. A
więc
przez przypadek stałem się ponownie ważną osobistością w libijskim szpitalu.
Na izbie przyjęć bardzo często
bywałem sam, ponieważ jugosłowiańskie pielęgniarki
pracowały tu ponad dwa lata i większość z nich dzieliła wiarę libijskich
pracodawców,
którzy w stosunku do nich byli bardziej tolerancyjni. W szpitalu zawsze
dyżurował
tzw. ”modir” czyli dyrektor, który był odpowiedzialny za szpitalny porządek
i pracę
personelu. Byli to młodzi ludzie, którzy chętnie zapraszali na rozmowy
pielęgniarki.
Muszę jednak przyznać, że z chwilą kiedy zaczęli się pojawiać pacjenci w
izbie przyjęć
to pielęgniarki powracały często w towarzystwie tego „modira”, który w
większości
okazywał się bardzo pomocny przy rozładowaniu czasami dość spornych czy też
drastycznych problemów, jakie miały miejsce w izbie przyjęć. Przybyłym
pacjentom
zwykle towarzyszyły liczne rodziny i w godzinach szczytu w izbie przyjęć
było czasami
około 80 ludzi. Każda z rodzin starała się jak najszybciej przyciągnąć
lekarza do swego
chorego. Każdego więc dnia po przebytym dyżurze byłem mile zaskoczony tym,
że nie
zostałem porozrywany na strzępy.
Nigdy nie zapomnę nocnego
dyżuru, na którym zostałem wezwany celem
konsultacji do starszego mężczyzny z przewlekłą chorobą płuc tzw. „Cor
pulmonaleserce
płucne”. Chory po prostu dusił się, a w drogach oddechowych miał bardzo dużo
wydzieliny. Postanowiłem go zaintubować i dokonać tzw. toalety dróg
oskrzelowych co
znaczyło po prostu odessanie tej wydzieliny z dróg oskrzelowych. Miałem przy
sobie
fentanyl z Polski i dzięki niemu udało mi się uspokoić chorego i bez
większego kłopotu
to zrobić. Fentanyl powtarzałem kilkakrotnie i podłączyłem delikwenta do
respiratora,
czyli aparatu, który pomagał mu oddychać i prawidłowo natlenić krew.
Oczywiście
ręce chorego były unieruchomione, aby ten ostatni nie usunął rurki
inkubacyjnej.
Odwiedzałem pacjenta co godzinę i zadowoleniem obserwowałem poprawę jego
stanu. W tym dniu na izbie przyjęć panował względny spokój i jedna z
pielęgniarek
widząc moje zmęczenie zasugerowała mi drzemkę w jednym z pokoi pacjentów,
który
tego dnia był pusty. Skorzystałem z tej sposobności, ale mój sen był bardzo
krótki,
ponieważ zasnąłem tuż przed modlitwą poranną o godzinie szóstej rano.
Obudził mnie
nagle głośny śpiew jednego z pacjentów z sąsiedniej sali, który nie
zauważywszy mojej
osoby położył swój dywanik prawie przy moim łóżku i dokonywał dość głośno
swoich
religijnych obrzędów. Zerwałem się wystraszony, bo przez moment zapomniałem
w jakim świecie wtedy żyłem. Przeraziło to rόwnież modlącego Araba bo moje
łόżko
zasłaniał parawan i nagły ruch kotary zaskoczył go. Natychmiast po obudzeniu
udałem
się do mego podopiecznego i zamarłem z przerażenia. Chory nie żył, był
zaintubowany
podłączony do respiratora z przywiązanymi rękami do łóżka. Respirator nie
pracował
i zobaczyłem, że po prostu został wyłączony. Pacjent został uduszony.
Zdałem sobie sprawę, że moje postępowanie przyśpieszyło tylko jego śmierć.
Nurtowało mnie pytanie:
”Czy to był tylko przypadek,
czy też wyrachowanie?”
Nie mogłem w to uwierzyć, próbowałem nawet rozmawiać o tej sprawie z
arabskim
szefem oddziału, oraz z libijskimi lekarzami. Zamiast odpowiedzi było
milczenie
i obojętne prawie zimne spojrzenia.
Drugą dziwną libijską historię również dobrze zapamiętałem. Pamiętam
przerażoną
i zapłakaną twarz młodego libijskiego studenta medycyny, który przybył do
gabinetu
lekarskiego prosząc o interwencję w sprawie pobitego wujka. Jego krewny
został
pobity przez drugiego Araba, doznając urazu głowy. Został przyjęty do
szpitala, gdzie
rozpoznano krwiak podtwardówkowy.
Pacjent miał być operowany następnego dnia przez polskiego neurochirurga.
Młody
student zaczął nas prosić, aby zaniechano operacji w Libii i wysłano wujka
do Anglii.
Próbowaliśmy mu wytłumaczyć, że polski chirurg jest doświadczonym
operatorem,
a sam zabieg nie jest zbyt skomplikowany. Młody niepocieszony student
opuścił pokój aby w dwie godziny później pojawić się ponownie. Tym razem był
bardziej niespokojny,
zaczął opowiadać swoją historię od czasu do czasu przerywaną płaczem.
On został wytypowany na rodzinnej naradzie jako osoba odpowiedzialna za
odwet
w przypadku śmierci wujka w Libii. Jeżeli wujek umrze poza granicami kraju
to wtedy
on jest wolny od zemsty. Prawa Koranu są dość proste, ale zarazem okrutne.
Od pięciu lat toczy się proces skazanych pracowników służby zdrowia
pracujących
na oddziale pediatrycznym szpitala Benghazji - za umyślne zakażenie
leczonych tam
dzieci AIDS-em. W grupie skazanych jest jeden lekarz palestyński i pięć
bułgarskich
pielęgniarek. Proces odbył się w Tripoli - wszyscy otrzymali wyroki śmierci.
Świat
protestuje, ale czy to pomoże? Przeprowadzono śledztwo, w którym brak jest
dowodów...
Teraz może przejdziemy do mniej smutnych wydarzeń czy ciekawostek
libijskiego
życia. Przywódca libijski Omar Khadafi zawsze marzył o zjednoczeniu
wszystkich
Arabów w czym uważał i może słusznie, że przeszkadzali mu Amerykanie.
Chciał być potęgą militarną i pomimo małej liczby mieszkańców w Libii marzył
o olbrzymiej armii. Militaryzował młodzież ubierając ją w mundury w trakcie
zajęć
szkolnych. W tym kraju szkoły były oddzielne dla chłopców i dziewcząt. Brak
było
jakichkolwiek kontaktów między tymi dwoma grupami. Na ulicach nigdy nie
udało mi
się zobaczyć spacerujących razem w grupie chłopców z dziewczętami - grupy
zawsze
trzymały się oddzielnie. Nie było mowy o żadnych kontaktach płciowych. To
było
karalne i bezwzględnie zakazane. Nie zdarzyło mi się zobaczyć w tym kraju
żadnych
chorób wenerycznych. Jednak jakieś kontakty potajemnie młodzież utrzymywała.
Ciąża u niezamężnej była karana więzieniem. Kiedyś przyprowadzono do mnie
młodą
dziewczynę z bólami brzucha. Kiedy zacząłem badać jej brzuch nie trudno było
rozpoznać prawie czteromiesięczną ciążę.
Poprosiłem jedną z kobiet w
klinice, która wydawała mi się być odpowiedzialną
za pracę żeńskiej części kliniki i oznajmiłem jej o moim stwierdzeniu. Przez
moment
zobaczyłem przerażenie w jej oczach, potem krótkie podziękowanie w języku
arabskim
i dość szybką i stanowczą decyzję.
Kilka arabskich kobiet otoczyło nieszczęśliwą i bardzo szybko opuściło
klinikę. Nie
wiem co zrobiono później. Myślę, że znano miejsca gdzie w jakiś sposób
przerywano
ciążę. Nie sądzę aby ta dziewczyna mogła potajemnie urodzić dziecko w tym
policyjnym kraju z silnym prawem Koranu. Przez wieki było niemożliwe aby
świeżo
upieczona arabska żona nie miała dziewictwa. Jeśli były jakiekolwiek
wątpliwości to
tradycją było wywieszanie w oknie zakrwawionego prześcieradła. Oczywiście
znane
są metody w jaki sposób można zakrwawić prześcieradło. Jedną z ciekawych
rzeczy
było to, że zmilitaryzowanie młodzieży otworzyło swego rodzaju furtkę do
ominięcia
tradycyjnych praw Koranu. Jeśli dziewczyna nie była dziewicą a uczestniczyła
w swego
rodzaju ćwiczeniach wojskowych, to zgłaszała się do libijskiego lekarza
raportując utratę dziewictwa w trakcie takich ćwiczeń. Ten ostatni
sporządzał odpowiednie
zaświadczenie, którego ważność była niepodważalna i które musiał czy chciał,
czy też
nie honorować przyszły małżonek.
Pracując w klinice libijskiej sąsiadowałem z gabinetem dentystycznym, gdzie
pracowały trzy pełne humoru polskie dentystki.
W gabinecie tym pracowała młoda Arabka-Sułtana o ślicznej buzi z jeszcze
piękniejszymi czarnymi, ale dość figlarnymi oczami. W następnym pokoju
pracował
dwa razy w tygodniu polski neurolog. Uważał się za prawie filmowego amanta.
Trudno
było dokładnie określić jego wiek, bo na skroniach nie miał żadnej siwizny,
zamiast
której można było zobaczyć dość dobrze utrzymaną i utlenioną na blond
czuprynę.
Wydaje mi się, że był bliski lub lekko ponad pięćdziesiątkę i do tego, o
czym wszyscy
wiedzieli, był „psem na kobiety”. Często odwiedzał sąsiedni pokój
dentystyczny
i smutnie i tęskno spoglądał na Sułtanę. Oczywiście spostrzegły to nasze
panie i zaczęły
szkolić Sułtanę w języku polskim, ta ostatnia była bardzo zalotna i mogłaby
zawrócić
głowę niejednemu.
Nauczono ją zdania, które miało być bardzo miłym pozdrowieniem w stosunku
do polskiego amanta. A ponieważ była urodzoną aktorką przybrała pozę
słodkiej
kruszyny i opierając główkę na dłoniach i figlarnie patrząc w jego oczy
wypowiedziała
z niezwykłą słodkością:
„Jak się masz, ty stary
ch..u?”
Drzwi do gabinetu neurologa były uchylone, a nasze reżyserki uznały, że
śmiech
może być nietaktem, natomiast mokre majtki można było przeprać.
Chciałbym jeszcze dodać, że aparat echokardiograficzny nawet udało mi się
uruchomić i dokonałem na nim nawet kilku zapisów.
Kiedy po roku pracy postanowiłem odwiedzić kraj ojczysty zdecydowałem się
w prezencie dla Łódzkiej Kliniki Kardiologicznej zabrać jedną z głowic do
aparatu
echo-kardiograficznego. Nie byłem pewny, która będzie najbardziej przydatna,
więc
wybrałem najbardziej okazałą. Szefowa kliniki była bardzo zadowolona, a ja
wtedy nie
wiedziałem, że mój podarunek był warty kilka tysięcy dolarów. Teraz gdy to
wspominam
to dreszcze przechodzą przez moje ciało. Co by się stało gdybym przez
przypadek
został złapany na tym uczynku? Pamiętam, że obcokrajowiec był tam zawsze
winny
i nawet za niewinność wtrącano go do więzienia. Przypominam sobie sprawę
polskiego
kierowcy, który przypadkowo nie z jego winy potrącił dziecko na drodze. Nie
było wtedy
żadnej dyskusji i został wsadzony do dość specyficznego pustynnego
więzienia. Grube,
wysokie mury z czterema strażnicami na górze i w środku mieszanina
przestępców
tych winnych i niewinnych. Wepchnięto go tam siłą tłumacząc, że zrobiono to
dla
jego ochrony, bo rodzina może szukać odwetu. Zemsta jednak była okrutna,
delikwent
został zgwałcony
kilkakrotnie przez
zgraję więziennych homoseksualistów
i pomimo, że za trzy dni opuścił
więzienie po interwencji polskiego
konsula popełnił samobójstwo przez
powieszenie. Homoseksualizm w Libii
był chyba dość rozpowszechniony,
zwłaszcza w biedniejszych grupach
społeczeństwa. Po pierwsze młodzież
nie miała bezpośredniego kontaktu, mam
tu na myśli kontakt między płcią żeńską
i męską. Po drugie za żonę trzeba było
płacić i to dość dużo bo kosztowała około
kilograma złota, zwłaszcza gdy ktoś był
dość wybredny i wybrał wykształconą
kobietę.
Wybierając się do Libii dokładnie
wiedziałem o prohibicji alkoholowej,
ale byłem niezmiernie zaskoczony gdy
przebywający tam mój znajomy napisał
list w którym zaznaczył, że koniecznie
muszę przywieźć z sobą kilka arkusików
valium, dzięki któremu można sobie zaskarbić łaski tamtejszej Policji przy
wyrabianiu
dokumentu tożsamości. Oczywiście przywiozłem i muszę się przyznać, że się
przydało.
Zaprzyjaźniłem się więc z tamtejszym kapitanem Policji, który po każdym
zapytaniu
kiedy będzie gotowy ten dokument odpowiadał ”bukra” co znaczyło po prostu
jutro.
Ale to jutro stało się realne dopiero za okrągłe trzy miesiące. Podczas
każdego pobytu
zmuszony byłem do wypicia kilku” kieliszków” słodkiej kawy. Naczynia były
dość
małe i przypominały kieliszki i po prostu lepiły się do rąk. Mój kapitan
otrzymał jak
sobie przypominam trzy arkusiki valium w każdym 20 tabletek i wreszcie
zrealizował
swoją obietnicę. Piłem szybko kawę i jak najszybciej chciałem opuścić to
miejsce,
dzięki któremu miałem już odciski w pewnym miejscu mojego ciała. Zobaczyłem
swoje
zdjęcie i porwałem dokument, dziękując za to mojemu przyjacielowi z
libijskiej Policji.
Wyszedłem szybko i dopiero na korytarzu zacząłem oglądać mój dokument
tożsamości,
który tu nazywano fonetycznie ”patachą”. Kiedy zobaczyłem co jest na
odwrocie w
normalnych warunkach powinienem się śmiać, a wtedy byłem bliski płaczu. Tam
gdzie
miało być umieszczone moje nazwisko widniało coś czego nie mogłem zrozumieć
w pierwszej chwili. Otóż imię było napisane bezbłędnie i brzmiało JERZY
natomiast
po imieniu zobaczyłem nazwisko PERZY. Powtarzałem kilkakrotnie Jerzy Perzy
to
moja nowa libijska tożsamość. Mój kapitan zaczął dość poprawnie z pierwszej
litery P,
ale później dopisał resztę z imienia po literze J. Nie wiedziałem co mam z
tym zrobić
dalej. Jedno było pewne, że nie miałem zamiaru czekać następne trzy miesiące
na nowy dokument. Powróciłem do domu i dość nieudolnie poprawiłem swoje
nazwisko.
Kiedyś komuś się to nie bardzo podobało i mój dokument został zabrany i
przekazany
kapitanowi, którego ja zdążyłem poznać nieco lepiej po kilkakrotnych
wizytach
w naszym ośrodku.
Przyniósł mi wtedy mój dokument
i zapytał co się stało. Ja bez wahania
odpowiedziałem, że to była jego pomyłka i on to poprawił w swoim biurze.
Roześmiał
się wtedy zgadzając się ze mną.
Miał bardzo dobry humor bo dostał czwarty arkusik valium, który niebawem
zaczął
konsumować popijając naszą „samogonką”. Po każdym valium zasypiał na 5-10
minut
po czym budził się bardzo rozmowny ale nieagresywny i popijał znów „samogonę”.
W sumie zażył około 5 tabletek pięcio-miligramowych i wypił około 500 ml
naszego
domowego produktu. W pewnym momencie wstał i postanowił powrócić do swego
domu. Trochę byliśmy zaniepokojeni jak on to zrobi, ale chyba miał dość duże
doświadczenie bo wszystko odbyło się bez większych powikłań.
Nigdy nie zapomnę wspaniałych
grzybów zbieranych w libijskich lasach pod
olbrzymimi afrykańskimi sosnami. Zdarzało się zebrać pełne wiadro maślaków
pod
jednym drzewem. Grzyby nigdy nie były robaczywe, a największy okaz jaki mi
się udało
znaleźć ważył prawie 3 kilogramy. Na zakończenie tej libijskiej wstawki
chciałbym
kilka zdań poświęcić dzikim libijskim psom. Było ich mnóstwo w całej Libii.
Była
to mieszanina różnych gatunków i muszę przyznać, że były niezwykle
inteligentne.
W pobliżu Benghazji był ośrodek naprawy sprzętu wojskowego, w którym
pracowali
Polacy. Odwiedzaliśmy ich czasami gdy mieliśmy większe kłopoty z
samochodami.
W pobliżu ich obozu koczowało stado zaprzyjaźnionych z nimi dzikich psów,
wszystkie
dorodne i bardzo ładne. Kiedy czekałem na naprawę mego samochodu młody
samiec
zaczął mnie zaczepiać prowokując do zabawy. Po chwili przyniósł w pysku
pasek
klinowy i dał mi do zrozumienia, że będziemy próbować swoich sił.
Założył pasek na moją nogę i zaczęła się zabawa. Mechanicy opowiadali nam,
że
jeśli w okresie kilku dni nie mają posiłków mięsnych to psy zbierają się
między sobą
i typują dwóch przedstawicieli, którzy wyruszają w pustynię po to aby za
dzień czy
dwa powrócić do obozu z przygonioną owcą. Naprawdę one znały się na rzeczy.
Warto
było zaznaczyć, że psy były dość łagodne w stosunku do nas, natomiast
wykazywały
agresję w stosunku do Arabów. Ci ostatni sprowadzili nawet Koreańczyków do
prac
budowlanych, ale jednocześnie celem wytępienia psów, ponieważ psie mięso
było
koreańskim przysmakiem. Kiedy w naszej ojczyźnie ogłoszono stan wojenny
wielu rodakόw
pracujących w Libii zaczęło myśleć
w jaki to sposόb można byłoby przedostać
się za przysłowiową „żelazną kurtynę”.
Opuściłem więc pospiesznie Libię i udałem
się do Rzymu. To było pierwsze miejsce,
gdzie miałem się poczuć „ wolny”.
Na niektόrych twarzach dostrzegało się
niepokόj inne zaś przybierały konspiracyjny
wyraz. Część rodakόw, a zwłaszcza
warszawiaków miało rządowe koneksje
i rόżnymi drogami dochodziły do nich
informacje, ktόre wyzwalały szalony
niepokόj. Władze polskie wystąpiły
z ofi cjalną prośbą do rządu libijskiego,
aby znajdującym się w Libii Polakom
uniemożliwić samowolne opuszczenie Libii
w trakcie stanu wojennego w Polsce.
Ale tym razem Libia nie zareagowała na
te prośby i nie utrudniała nam przerywania
kontraktów i opuszczania Libii.
Może wiązało się to z trudną
sytuacją ekonomiczną Libii po nałożeniu na nią
amerykańskiego embarga.
Ktoś by się zapytał - a co to miało za związek z naszymi kontraktami?
Otόź po zerwaniu kontraktu strona libijska nie była zobowiązana do
wypłacania
tzw. trzynastej pensji, ktόrą w normalnym trybie wypłacano po przepracowaniu
pełnego
roku.
A więc przy masowych ucieczkach tych pieniążków mogło się trochę nazbierać.
Ale
to są tylko moje prywatne spekulacje. |