Tutaj można
komentować i podać swoje propozycje.
Polonia
Jest nas Polonusów w Thunder Bay
dużo. Nie widać tego po stanie liczebnym w organizacjach. Dlaczego tak się
dzieje?
Niektórzy twierdzą, że jest pięć
tysięcy mieszkańców Thunder Bay z polskimi korzeniami, z czego tylko
niewielka grupa należy do jakiejś polonijnej organizacji. Tak wychodzi, że
miejscową Polonię reprezentuje mniejszość zrzeszonych. Nieobecni nie mają
racji. Dlaczego tak jest? Dlaczego brak nowych członków w polonijnych
organizacjach? Dlaczego nie ma w nas potrzeby należenia do jakiejś
zorganizowanej grupy polonijnej? Czy są jakieś animozje, przeszkody, jakaś
niechęć? Jeśli udałoby się te przyczyny zidentyfikować, można by wtedy
szukać rozwiązań, w jakiś sposób to naprawić. Najpierw należy pacjenta
zbadać i odkryć co go boli, a potem można znaleźć jakieś lekarstwo na jego
dolegliwości. Pozwolę sobie na próbę odpowiedzi na tak postawione pytania.
- Dlaczego Polacy nigdzie nie chcą
należeć?
- Co zrobić żeby tę sytuację
poprawić?
Dlaczego?
Jest nieprawdą, że nie lubimy się
zrzeszać. Choć są osoby, które mają uraz do swego rodzaju ograniczenia,
zbiorowego zaszufladkowania i nie chcą przynależeć nigdzie po smutnych
doświadczeniach jeszcze z Kraju. Większość nie ma takich awersji. Jaki mamy
wybór? Jest kilka większych i kilka mniejszych (to jest względne, bo dużych
już nie ma) organizacji, które wydawałoby się powinny zaspokajać
zainteresowania nowego członkostwa. Od paramilitarnych (czytaj weterańskich)
poprzez wzajemnej pomocy, socjalnych, wreszcie katolickich. Są różne, co z
tego? - one wszystkie robią pierogi i tylko pierogi. Proszę mnie źle nie
zrozumieć, to jest bardzo ważne i potrzebne. Większość już dawno by nie
istniała, gdyby nie pierogi. Ale to za mało dla młodego kandydata na
członka. Cóż on miałby robić wstępując do organizacji?! Pierogi! Bankiety –
kiedyś były w modzie, teraz nawet darmowe świecą pustkami i nie one
przyciągną rzesze. Piknik Polski – jest coraz uboższą atrakcją. Czy to ważne
czy ktoś jest członkiem organizacji i do tego jakiej? Dajcie mu tą
kiełbaskę. Niech to będzie piknik wszystkich Polaków, tych co należą i tych
co nie. Osoby, które nigdzie nie należą nie są gorszymi Polakami. To nie na
tym polega. Jeśli ktoś należy do trzech organizacji, też nie znaczy, że jest
lepszy od tego co należy tylko do jednej, albo do żadnej. To są sprawy
bardziej uczuciowe, sentymentalne, niż fizycznie terytorialne. Siłą nas nikt
nigdy nie wynarodowił, ale sami robimy to bardzo skutecznie. Czemu dzieci
nie mówią po polsku? Największym darem jaki możemy dać dziecku to nauczyć go
języka polskiego!
No i oczywiście afery też temu
nie pomagają. Status moralny niektórych zrzeszeń odpycha członków i
rezygnują z przynależności, nie mówiąc o naborze nowych. Brak opłacanych
składek - to nie brak 20 dolarów, tylko brak zaufania. Jak można mieć
zaufanie do organizacji, która zawiesza byłego prezesa bo śmiał mieć inne
zdanie (upraszczając) od sprawującego władzę zarządu? Prezesa, który
przejawiał wiele inicjatyw i dbał o dobro organizacji, przysparzał jej
zasobów, oskarżyć o działanie na jej szkodę? Przyszła nowa władza, oskarżyła
i skazała byłego prezesa o działanie na szkodę organizacji, a halę
doprowadziła do ruiny, doprowadziła organizację do ruiny. Obecny zarząd
„boryka się” z rozwiązaniem problemu. Bo winowajcy postanowili, że oni sami
dopuścili do takiej sytuacji więc oni sami ja wyjaśnią. Nigdy nie rozumiałem
tej logiki, aby podejrzany sam się oskarżał i bronił i jeśli winny, to
pewnie też by się skazał, albo prosił o surowy wymiar kary. Tym
postanowieniem o samo wyjaśnienie pozbawiono mnie nadziei w uwierzenie w
dobre intencje. Zresztą tak zabezpieczono dokumenty, że do tej pory nie
można ich znaleźć. Władze naczelne raczyły pozbawić członkostwa
odpowiedzialnych (za organizację w tym czasie) i wydać zakaz przebywania im
na terenie organizacji. To jest też ciekawostka, bo niby kto ma go
egzekwować - kolejna bzdura polonijnych wodzów. Życzę szybkiego wyjaśnienia,
bo niedługo nie będzie komu wyjaśniać.
Ludziom należy przebaczać. Jest
jeszcze „mały” szczegół odpowiedzialności za funkcję, którą się sprawowało i
tu jest miejsce na rozliczenie. Tak jak chłopcu, który grając w palanta na
ulicy wybił sąsiadowi okno. Poszedł do niego i przeprosił, dobry sąsiad
oddał mu piłkę i powiedział: ja się nie gniewam, tylko szybę musisz odkupić.
Przebaczył, ale straty należy powetować Człowiekowi należy wybaczyć, ale na
sprawowanej funkcji ciąży odpowiedzialność.
Aby uniknąć wyrzucania z
organizacji po skończonej kadencji, należy daną pozycję wypełniać właściwie.
Coroczne wybory są po to, by wybierać nowe twarze, które mają nowe pomysły.
Raz wybrany na jakąś funkcję nie powinien traktować tego jako funkcję
dozgonną. Wybieramy nowe osoby nie dlatego, że obecne są złe, tylko dlatego,
że nowi mają nowe pomysły i są pełni zapału, po paru latach taki najlepszy
zapał gaśnie. To ogromna sztuka wiedzieć kiedy odejść.
Odchodzącemu prezesowi należy się
wdzięczności i szacunek za wykonaną prace, a nie zapomnienie i lekceważenie,
jak to ma niekiedy miejsce. Szanujcie byłych prezesów i zapraszajcie ich na
rocznicowe bankiety.
Czy wolno mi krytykować? Jeśli
ktoś zdecydował się na publiczne stanowisko, podlega też publicznej krytyce.
Automatycznie razem ze splendorem, szacunkiem, oklaskami i zaproszeniami na
bankiety, przychodzi niechciane dziecko - krytyka. Nie jest prawdą, że dar
nieomylności jest tego częścią.
Gwoli wyjaśnienia, robienie
„osobom piastującym” zdjęcia w czasie ogólnodostępnych polonijnych imprez
nie wymaga ich zgody (chyba, że aparat należy do tej osoby) i zamieszczanie
ich w gazetkach - tej czy innych jest zupełnie normalne i naturalne. Nie ma
się co wstydzić, chyba że ktoś ma powody?...
Następnym mankamentem, bolączką,
kością niezgody - są nazwiska. Nazwiska? Nazwiska! Tak nazwiska - nie jest
ważne, co kto mówi, ale kto mówi. Jest kilka obozów nazwisk, powiedzmy że
pan X by coś powiedział i dobrze by chciał i przedstawił naprawdę wspaniały
pomysł, to dlatego że ma „złe nazwisko”, należy się temu przeciwstawić i z
tym walczyć. Zniszczyć pomysł a najlepiej i pomysłodawcę, bo ma „złe”
nazwisko. Sprawa jest groteskowa, ale jest tak po stronie „X” „Y” i „Z”.
Zresztą ma to głębokie podwaliny historyczne w naszym mieście.
Celem działacza polonijnego ma być
dobro Polonii, a nie stołek np. prezesa!!! Stołek prezesa jest środkiem do
działania, a nie celem. Nie jest nim własne zdanie i „wyłączność na rację”,
czy nieomylność. To nie są cele działacza polonijnego. To rozbija, a nie
jednoczy. Bywa, że własna racja pozbawia obiektywizmu i ta nieomylność
komplikuje nam życie. Ktoś nie mógł pogodzić się z krytyką! Po co dwie
gazetki? Celem jest dobro Polonii. Należy mieć własne zdanie, ale to nie
jest cel, celem jest dobro ogółu. Kopanie kolegi pod stołem z błaganiem o
podanie na jakieś stanowisko, to właśnie sygnał, który powinien zaniepokoić
– jaki ja mam cel? Stołek czy działanie?
Dyskutujmy - dyskutujmy na
temat, z opinią innej osoby a nie z inną osobą. Czy patrz wyżej innym
nazwiskiem? Np. nie można powiedzieć, że ktoś jest głupi, ale że to co mówi
jest głupie (jeśli już ten wyraz „głupi” musi być użyty). Nie obrażajmy się
nawzajem, to nie jest cel udowodnić komuś, że jest boleśnie oderwany od
rzeczywistości. Celem jest dobro Polonii.
Trudna sytuacja kulturalna. Nie
mamy nic własnego w tej dziedzinie, a przyjezdni artyści zaglądają rzadko i
w połowie tygodnia. Bez mocnej reklamy imprezy takie są skazane na deficyt.
Bilety na Masztalskich w Winnipegu były po $40, u nas za pół darmo i co z
tego? I tak fiasko! Na marginesie, na sali było duże grono osób
„nienależących”. Potrzebny jest nam jakiś pokarm dla dusz naszych
sarmackich, jakieś przeżycia artystyczne, jakieś chwile, które można tylko
czuć duszą, każdy z nas tego potrzebuje, czy to jest jakaś muzyka, że aż
serce rośnie i chce się śpiewać, książka, w której ludzki geniusz przenosi
nas w stan myśli i czucia innej osoby (jak to trafnie opisał), film czy
teatr, który wycisnął nam łzy, czy występ nieznanych ludzi, którzy
doprowadzili nas do takiego śmiechu, że żołądki nas bolą. Cudowny zachód
słońca, przebywanie z przyjaciółmi, zachwyt ludzkim geniuszem, cudownością
natury, bliskością serc z innym człowiekiem. To wszystko jest Miłością Bożą,
która obdarzyła nas duszą, byśmy mogli się w niej zanurzyć. Musimy o nią
dbać i pozwolić duszy się zachwycać. Z przyjemnością słuchamy ulubionej
muzyki, powracamy do książki, wspominamy film, powtarzamy najśmieszniejsze
dowcipy. Spotykamy się z przyjaciółmi. Są takie stany, że jest nam dobrze i
nie potrafimy powiedzieć dlaczego, nie da się tego zważyć, złapać, zjeść,
kupić, nie do się tego racjonalnie wytłumaczyć. Wspólne przebywanie czasami
ma takie efekty. Jeśli udałoby się to rozwinąć i na tej bazie budować ruch
polonijny, skutki mogłyby być fascynujące.
Połączenie różnych organizacji w
jedną. Nie chcę zastanawiać się nad techniczną strona takiego pomysłu i
wykonalnością, niczego to nie zmieni, tylko przedłuży okres rozkładu. Z
piętnastu w dwóch organizacjach zrobi się trzydzieści w jednej. Skazanych na
wygaśnięcie z powodu braku nowych chętnych. Brak perspektyw - chodzi o to by
mieć komu to przekazać, o kontynuację. Jak „odejdzie” ten dwudziesty
dziewiąty to trzydziesty będzie się musiał rozwiązać. Łączenie nie tworzy
czegoś nowego tylko skupia już istniejący stan, może wydać się chwilowym
rozwiązaniem, ale tak naprawdę nie daje podstaw do długoletniego sukcesu.
Nie ma się co dziwić, że kadry
organizacji nie rosną, a maleją. Z organizacji kombatanckich odchodzą
kombatanci na wieczny spoczynek. To jest naturalne, choć smutne.
Mamy kilku wybitnych krzewicieli
polskiej kultury odznaczonych krzyżami zasługi przez prezydenta
Rzeczypospolitej, może oni pomogą w rozwiązywaniu problemu?
Niezdrowa atmosfera w
organizacjach, brak inicjatyw skierowanych w stronę rodziny, zaściankowość,
kołtunizm, krzykactwo, brak szacunku dla współczłonka, nieumiejętność
dyskusji, zawiść ( „złe nazwiska”). Powoduje to niechęć, brak potrzeby
spotykania się z ludźmi, którzy ciągle walczą i rozdrabniają się nad
nieistotnymi szczegółami. Jest wiele więcej przyjemności w życiu, niż
słuchanie kłótni w niedzielne popołudnie. Trzeba cieszyć się życiem, pogodą,
rodziną. Zrezygnować z rzeczy mniej istotnych. Kiedyś wczesnym latem
widziałem ogrodnika, który w sadzie brzoskwiniowym podchodził do każdego
drzewa i nim trząsł, tak że część tych małych zalążków owoców spadała na
ziemię - barbarzyństwo pomyślałem sobie, tyle brzoskwiń na marne. Pytam się
sadownika dlaczego on tak robi, dlaczego niszczy tyle owoców? Opowiedział mi
po zastanowieniu – Jeśli tego nie zrobi i pozostawi wszystkie, to drzewo
może połamać gałęzie, a plon będzie duży ale marny. Owszem, one dojrzeją,
ale będą takie sobie. Muszę je oberwać – kontynuował – zerwać, zniszczyć
nawet te dobre, nie tylko słabe i dać pozostałym miejsce. To małe drzewo nie
jest w stanie wszystkich wyżywić i czasu nie wystarczy. Żeby te, które
pozostaną były soczyste i smaczne, by były pełnowartościowym owocem. Samo
życie, też rezygnujemy z rzeczy czasami nawet dobrych, żeby w pełni dojrzeć,
mieć czas i miejsce by cieszyć się życiem. Nie możemy mieć wszystkiego,
musimy dokonać wyboru. Jeśli nie to nasze życie będzie jak ten sad bez
ogrodnika selekcjonera, marne i przeciętne.
Jeśli nasze polonijne organizacje
będą tą pozostawioną do wzrostu brzoskwinią, to jest nadzieja. Może ktoś nas
będzie kiedyś rozliczał jakimi byliśmy Polakami, ale na pewno nie do jakiej
polonijnej organizacji należeliśmy.
Co robić? -W następnym numerze.
Proszę o pomysły, dla dobra Polonii.
Jacek Łuczak