Copyright ©
Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone
bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w
dokumencie.
17 marca 2011 | <<< Nr 170 >>> |
W tym numerze | ||||||||||
|
Do Redakcji |
Dear Friends:
This Sunday, March
20th, the Manitoba
Japanese Canadian
Citizens’
Association,
Manitoba Japanese
Canadian Cultural
Centre (MJCCC) and
MJCCA Connecting
Generations
Committee will be
holding a
fundraising event
from 2:00-4:00 pm.
They will be having
entertainment,
refreshments,
speeches from
various government
dignitaries, silent
auction and of
course taking
donations for the
Canadian Red Cross.
Please try to
attend!
Further information
on the fundraiser
and on how you can
help is available on
the MJCCC site at
http://www.mjccc.org/Earthquake.htm
Peace.
On behalf of the
Manitoba
Ethnocultural
Advisory and
Advocacy Council &
Tehani R.
Jainarine
A/Director,
Multiculturalism
Secretariat
Tel: 204.945.2361
ÊFax: 945.1684
W maju - tego roku - Zespół Pieśni i Tańca „SOKÓŁ” ma zamiar zaprezentować koncert pt. „Muzykale, ach te muzykale”, składający się z przebojów z popularnych Broadwayowych muzykali. Wszystkie będą wykonane w języku polskim („Krąg Życia” z Lion King - po Polsku i Swahili). Głównym wykonawcą koncertu będzie Zespół “Sokół” Solistami (oprócz członków Zespołu) będą: Mariola Płazak-Ścibich – Solistka Opery Śląskiej w Bytomiu – Sopran,
Krzysztof
Biernacki
z Uniwersytetu w
Jacksonville, Florida -
Baryton Akompaniować będzie orkiestra złożona z muzyków polonijnych i członków Orkiestry Symfonicznej Winnipegu Koncert odbędzie sie w niedzielę 29go maja w „Jubilee Place” Mennonite Breathern Collegiate Institute 180 Riverton Ave. Jak można przypuszczać jest to kosztowne przedsięwzięcie. Więc, jeśli by ktoś chciał przyczynić się finansowo do tej imprezy ( lub znał kogoś –wtedy proszę przesłać im ten email) to będziemy bardzo wdzięczni (załączam cennik ogłoszeń i sponsorstwa). Zespół Pieśni i Tańca „Sokół” z Winnipegu, według naszych dociekań, jest najstarszym zespołem etnicznym, działającym bez przerw, w obydwu amerykach. W 2014 roku będzie obchodzić 100-tną rocznicę prezentowania Polskiej muzyki, tańców oraz kultury dla publiczności w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. W 2008 roku zaprezentował Północnoamerykańską Premierę Oratorio Heandla w języku polskim. Więcej informacji można znaleźć na naszej stronie internetowej www.sokolensemble.ca Pozostaję z należnym szacunkiem; Jerzy Bibik Koordynator występu i Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego P.S. Proszę przesłać ten email do swoich przyjaciół i znajomych.
Witam,
Polska Agencja Rozwoju
Przedsiębiorczości
objęła patronat nad
Konkursem
|
Wydarzenia warte odonotwania | ||||||||
|
Wiadomości z Polski | |||||||
|
Życzenia |
|
|
|
Zdjęcia z uroczystości wręczania krzyży zasługi | |||||
|
Młoda Polonia idzie jak burza | ||||||||||||
|
Tworzenie się nowego porządku świata cz 22. Index | |
|
Zaczerpnięte
z
http://www.poland.gov.pl NiepełnosprawniPolska stara się być krajem przyjaznym dla osób niepełnosprawnych, jednak dostosowanie infrastruktury na ich potrzeby pozostawia wciąż wiele do życzenia. Na parkingach w centrach miast, galeriach handlowych czy na osiedlach znajdziemy miejsca specjalnie wyznaczone do parkowania osób niepełnosprawnych. W nowo wznoszonych i remontowanych budynkach użyteczności publicznej instalowane są windy i podjazdy, jednak wiele starszych obiektów, zabytków pozostaje ciągle poza zasięgiem osób poruszających się na wózkach. W miastach kursują autobusy niskopodłogowe wyposażone w windy, jednak takich udogodnień nie ma już np. w środkach komunikacji miedzy miastami - PKP czy PKS (w PKP tylko w pociągach obsługujących wybrane trasy). Więcej informacji na temat udogodnień w transporcie dla osób niepełnosprawnych na stronie: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/3542?query_id=11280 (zakłady przystosowujące samochody, ośrodki szkolenia kierowców, ulgi i uprawnienia dotyczące transportu miejskiego a także PKS i PKP oraz informacje o karcie parkingowej) Toalety publiczneToalety publiczne ulokowane są w centrach miast oraz punktach popularnie odwiedzanych przez podróżujących - w tunelach, na dworcach, galeriach handlowych, stacjach benzynowych, wolnostojących budkach toi toi. Zazwyczaj są one płatne (1-2 zł).
|
Jan A Pecold - Jawa czy sen |
JAWA
CZY SEN
|
Humor | |
|
|
||
S P O N S O R |
Upadek światowego systemu monetarnego cz. 44 |
|
Ciekawostki | ||
|
|
S P O N S O R |
Manitoba- Marzec w fotografii |
Fot. Bogdan i Alicja Fiedur |
Wiktor Księżopolski - Pożegnanie przeszłości |
MOŻE TE PALMY KIEDYŚ JEDNAK UROSNĄ CZYLI POŻEGNANIE PRZESZŁOŚCI
WIKTOR KSIĘŻOPOLSKI
Miałem okazję wziąć udział w sympatycznej imprezie pożegnania przeszłości przez 70-cioletniego jubilata. Uznał on, że nadszedł w jego życiorysie czas pożegnania pełnych wymagań siedemdziesięciu lat swojego życia i chce się rozstać z nimi z radością, żegnając najpierw dwa dni wcześniej te 69 lat i 352 dni, bo nawet koniec musi mieć swój koniec, a radość przyjdzie sama. Przy okazji zaproszenia dowiedziałem się od rześkiego seniora celebranta, że „cieszy się on niezmiernie, że wreszcie nie musi się przed nikim tłumaczyć, że z pamięcią ma w poprzek, że nie odbiera rano telefonów, bo skoro świt o 10-tej to on jeszcze śpi, i że jeśli zrobił jakieś bubu to na pewno nieszkodliwe, a jeśli nawet, to na starość się przecież dziecinnieje, a dzieciom się z góry wybacza”. Pochwalił się też, że nawet wrogowie niespodzianie zaczęli podawać mu rękę, a przyjaciele stali się wyjątkowo mili i serdeczni. Wynikło jasno z rozmowy, że wejście w wiek „przejrzały”, ma same zalety, bo wreszcie można się śpieszyć powoli, jeśli tylko żona nie pogoni, że ma się odrobinę szacunku w sklepach, komunikacji i urzędach, a w banku nawet fotel przy załatwianiu spraw w „okienku” i że jakiś ewentualny wróg rzadziej niż zwykle spogląda krzywo na ciebie, bo jak tu się można mścić na starym człowieku. Tu miałbym jednak wątpliwości, bo sam zauważyłem niestety, że u niektórych moich urażonych o coś znajomych, zapiekłość nie ma zapewne przedawnienia i pogryźliby nawet wyciągniętą do nich rękę. Takich na szczęście znam tylko paru i zapewne dziś nie bardzo wiedzą, dlaczego się zapiekli. Widać taką mają utrwaloną na wieki naturę i jest im z tym dobrze.
Mój sympatyczny rozmówca orzekł również, że „wraz z wiekiem nareszcie przychodzi czas, by móc spokojnie ocenić swoją życiową drogę, bo niewiele już może się zdarzyć w tym wieku. Można” – stwierdził – „rzucić wspomnienia o swych przygodach i dokonaniach na cierpliwy papier, tak jak ja to robię, by sobie powspominać dobre i złe czasy, można zadręczać się swoimi potknięciami i niespełnionym życiem, jak to robi wielu osamotnionych ludzi zagubionych w swych smutnych wspomnieniach, można też delektować się bez końca swoimi sukcesami, by zagłuszyć porażki. Niestety bezmyślnie w tym wieku żyć się nie da. Chciałoby się jednak mimo wszystko uśmiechnąć do miłych wspomnień i ludzi, gdy czas nadejdzie, zapomnieć o tym, czego się nie udało dokonać i mieć koło siebie, poza najbliższymi i przyjaciółmi nawet tych, którzy nigdy nie wybaczyli potknięć. Bo czyjś przychylny uśmiech daje siłę w każdej sytuacji, w tej ostatniej też. Bądźmy więc samarytaninami” – podsumował swe myśli na koniec – „i dajmy się przepraszać, bo kiedyś i na nas przyjdzie czas”.
|
Polki w świecie- Irena Eris,
Basia Stępień i Małgosia Góra |
Współpraca
Polishwinnipeg.com z czasopismem Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.
Nasza
współpraca polega na publikowaniu wywiadów
z kwartalnika „Polki
w Świecie”
w polishwinnipeg.com a
wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną
opublikowane w kwartalniku ”Polki
w Świecie”. |
Wybrały Polskę autor: Beata Murzyńska-Sekuła TRZY RÓŻNE BIZNESWOMAN I TRZY PODRÓŻNICZKI. CHOCIAŻ DOKTOR FARMACJI - IRENA ERIS, WYDAWCA - BASIA STĘPIEŃ I FOTOGRAFKA – MAŁGOSIA GÓRA MIESZKAŁY, UCZYŁY SIĘ I PRACOWAŁY ZA GRANICĄ, TO WŁASNE FIRMY ZAŁOŻYŁY W POLSCE. ZANIM JEDNAK DO TEGO DOSZŁO, MUSIAŁY ZDOBYĆ RÓŻNE DOŚWIADCZENIA I TE ZAWODOWE, I TE PRYWATNE...
MŁODZIEŃCZE PODRÓŻE I PRACA ZA GRANICĄ Tuż po skończeniu studiów pani Irena i jej mąż szukali sposobów na zwiedzanie świata. Znaleźli pracę przy winobraniu w Bras we Francji, a za zarobione w ten sposób pieniądze pojechali do Londynu. - W latach 70- tych w Polsce było szaro, a ludzie chodzili smutni – wspomina pani Irena. - Londyn przywitał nas gwarem, sklepy zaskakiwały ilością towarów, a Harrods wydawał mi się bajkowym zamkiem, który niewiele miał wspólnego z ówczesnymi Domami Centrum. Ulice były pełne świateł i neonów. To wszystko sprawiło, że poddała sie urokowi tego miasta. Kiedy w naszym kraju były puste półki z octem, a po ulicach jeździły syrenki, trabanty i małe fiaty, tam odkryła wielki świat – pociągający, a zarazem tak odmienny od ówczesnej rzeczywistości w Polsce. Do dziś pani Irena wspomina go, jako miejsce tętniące życiem, pełne życzliwych i uśmiechniętych mieszkańców. Kiedy w latach 70-tych robiła doktorat na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie, musiała zostawić najbliższych w kraju. Częste podróże pomiędzy Berlinem a Warszawą w żadnym stopniu nie potrafiły wypełnić na zapas poczucia bliskości. Za bardzo tęskniła i zbyt boleśnie odczuwała rozłąkę. Miałam 21 lat, kiedy wylądowałam we Francji i był to czas mojego pierwszego wejścia w dorosłość – podsumowuje Basia Stępień. - Wszystko tam zależało ode mnie – to był przedsmak wolności. Poznała nowych ludzi, nową kulturę, podjęła pierwsze prace: pilnowała dzieci, zajmowała się badaniem opinii publicznej, udzielała się w Komitecie Pomocy Polakom, opiekowała się staruszkami, pracowała w agencji podróży, w radiu i w szkole biznesu. Równocześnie poszerzała swoje kwalifikacje; studiowała francuski oraz skończyła szkołę dla rzeczników prasowych. - Ktokolwiek poznał Francuzów, wie, jakim kultem otaczają oni jedzenie. Potrafią godzinami opowiadać o smaku jakiegoś owocu, warzywa, sera czy wina. Lubię tę całą ich celebrację – mówi z przekonaniem. - Tego wcześniej rzeczywiście nie znałam. Francuzi potrafią się delektować jednym serem przez godzinę i choć ja tego do dzisiaj nie umiem, myślę o tym ciepło. Twierdzi, że mieszkańcom Francji nie grozi ten cały fast food. Mają tak zaprogramowany organizm, że o 12:30 muszą usiąść do stołu, a wtedy wszystkie ulice i autostrady pustoszeją. Mieszkając tam, nieustannie podróżowała. Zwiedziła m.in. Izrael, Syrię, Nepal, Liban. Wielkie wrażenie wywarło na niej muzeum w Jerozolimie, w którym był pokazany wystrój domów przybyszy ze stu kilku krajów, które dzisiaj tworzą jedno państwo – Izrael. Stwierdziła wtedy, że nie ma żadnego narodu, który istnieje niezależnie od innego, bez względu na wzniesione mury. Uważa, że zawsze jakieś elementy kultury muszą się przenikać. Największym jednak przeżyciem był dla niej samotny wyjazd do Mongolii. Po locie z Warszawy do Irkucka odbyła cudowną podróż koleją trans mongolską. Przejechała 1200 km w ciągu 3 dni. - W tym czasie wsiadali i wysiadali różni ludzie – mówi zamyślona. - Opowiadali mi po rosyjsku swoje historie. Nie używałam tego języka od kilkunastu lat, ale wraz z wejściem do tego pociągu, jakimś cudem moja pamięć mi go przywróciła i mogłam swobodnie rozmawiać. Przeżyła w Mongolii wiele niezwykłych historii. Pierwszego dnia w Ułan Bator poznała pewnego Włocha, którego rodzina jeszcze za czasów Marco Polo zawędrowała na dwór chiński. Giancarlo był zafascynowany Mongolią od dziecka. We Włoszech prowadził rodzinną firmę, która od paru wieków produkowała noże. Był wtedy w Mongolii po części zawodowo. Niewielkim busikiem pojechała z nim i kilkoma mongolskimi muzykami za miasto na koncert choomei, bardzo specyficznego lokalnego śpiewu. - Nagle Giancarlo zdenerwował się na swoją tłumaczkę z powodu jakiegoś kolejnego opóźnienia planów. Mongołowie mają trochę inne poczucie czasu – wyjaśnia, opowiadając z zaangażowaniem. - Wpadł w szał, wrzeszczał i klął siarczyście w swoim ojczystym języku. Był olbrzymim mężczyzną, ważył ze 140 kilo i miał ponad 2 metry wzrostu. Stał w sukni mongolskiej, na którą trzeba było zużyć 3 razy więcej materiału, niż na jakiegokolwiek tubylca, na głowie miał wielką futrzaną czapę i darł się jak opętany. Basia pamięta, że inni pasażerowie nie wiedzieli, co się dzieje, nie rozumieli ani słowa, ale z jakichś tajemniczych dla niej powodów spodobał im się ten cały spektakl i w pewnym momencie stwierdzili, że on po prostu... śpiewa włoską operę. Jakaś kobieta zaczęła nucić pieśń, ktoś inny wyciągnął swój instrument, dołączyli się inni muzycy i zaczął się spontaniczny koncert... Giancarlo zamilkł. Zupełnie go to ,,rozczmuchało'', popłakał się. To było niesamowite – jego atak furii wywołał koncert, którego nigdy nie zapomni. W Ułan Bator zatrzymałam się u przyjaciół znajomej mongolistki z Paryża – wspomina. – Podała mi taki adres: „za białym domem zobaczysz drzewo, za drzewem skręć w lewo i zrób trzydzieści kroków”. Jakimś cudem trafiłam.
Od 10 lat Basia była wtedy wegetarianką i ta podróż to zmieniła. Właściwie nie miała innego wyboru, bo Mongołowie jedzą prawie wyłącznie mięso. – Poczułam, że byłoby obelgą, gdybym odmówiła zjedzenia ich mięsa. Oni towarzyszą zwierzętom od narodzin do śmierci, a zabiają, żeby żyć - tłumaczy. - Dbają o nie, opatrują ich rany, zimą, kiedy temperatura spada czasem do -50 stopni C zabierają małe do jurty, przenoszą swoje domostwa, żeby miały lepsze pastwiska. Ze zwierzęcych skór szyją sobie buty, futra, i wszystko, co jest im naprawdę potrzebne. Wiedząc to wszystko, Basia poczuła, że gdyby powiedziała im, że jest wegetarianką, byłaby śmieszna, że byłaby to hipokryzja. Stwierdziła po latach: „Nigdy nie jadłam smaczniejszego mięsa niż właśnie w Mongolii, gdzie po latach przestałam być wegetarianką”. - Już po czwartym roku studiów chciałam zrobić sobie przerwę i ,,powłóczyć się” po Europie. Rodzice doradzili mi, żebym najpierw zdobyła dyplom, aby zakończyć stary rozdział i rozpocząć nowy ze świeżą kartą – wspomina Małgosia Góra. Po studiach wybrałam Austrię. W tym kraju zakochałam się jeszcze jako studentka. Zrobiłam kurs wspinaczki, chodziłam po lodowcach. Wyjechała dokładnie dwa tygodnie po obronie pracy magisterskiej. Pojechałam, zobaczyłam, wróciłam – mówi z uśmiechem. Uwielbia wysokie góry, wyższe niż polskie. Dokładnie pamięta, kiedy pierwszy raz zobaczyła Tatry Słowackie. To było dla niej, jak olśnienie – ta przestrzeń, którą można oddychać, wręcz chłonąć. A co dopiero Alpy. Wyjechała na trzy miesiące, a została prawie dwa lata. Wzięła ze sobą 100 dolarów i wydawało się jej, że to sporo. Pojechała do Insbrucku i kiedy akurat rozmawiała po angielsku z kierowcą autobusu, podszedł do niej chłopak z Australii i zapytał skąd pochodzi. Zaczęli razem szukać pracy. Dzięki niemu poznała kolegów z Kanady i Nowej Zelandii. Stworzyli paczkę. - Ja znałam niemiecki, więc tłumaczyłam ogłoszenia o pracę, a oni się mną zaopiekowali, więc nie czułam się samotna – podsumowuje. Ich pierwszą ,,posadą” było sprzątanie hotelu przed sezonem. Jak schodziłam ze zmiany, to ręce miałam do krwi pościerane – mówi. - Nie dostałam rękawiczek, niczego. Nie miałam doświadczenia, kończyły się pieniądze, więc wzięłam pierwsze zlecenie, jakie dostałam. Wszystko po to, aby móc jeździć na nartach. Potem dekorowała desery. Znowu zmieniła pracę - została kelnerką w 5 gwiazdkowym hotelu. Praca rano i wieczorem. Nowy sezon - nowe miejsce - granica aurtiacko - włoska. Wysokie Alpy - wiosną biegała po górach i lodowcach a zimą, bez względu na pogodę, wybierała narty. Wróciła do Polski w 1991. Polska była wtedy już innym krajem - wróciłam do innej rzeczywistości. Nie myślałam nawet, aby pracować jako biolog. W ciągu 6 lat pracowała w sześciu firmach. - Moja mama nie mogła tego zrozumieć, bo przepracowała ileś tam lat w jednej instytucji, ale ja tak nie potrafię, muszę zmieniać, aż znajdę to odpowiednie dla siebie zajęcie – wspomina, jak tłumaczyła mamie. Znalazła - 7 lat w jednej firmie - ale zakresy obowiązków zmieniano jej co 1,5 roku. Gosia twierdzi, że nie jest tragedią, jak się kończy studia i zaczyna się zupełnie coś nowego, bo w wieku 19 lat człowiek jeszcze nie wie, co chce robić. Zawsze była wyznaczana do działań kreatywnych i często wyjeżdżała służbowo za granicę. Jedna z firm wysłała ją do Wielkiej Brytanii. Dostała tam mieszkanie, niby nowoczesne, ale jak w komunie polskiej - z ławą w pokoju gościnnym a ona wolała tradycyjny stół. Życie zorganizowała sobie tam od wymiany mebli – wypożyczyła je w firmie, która je przywiozła i poskładała. W weekendy jeździła do Londynu, zachwyciła ją różnorodność tego miasta, jego zapachy, smaki. Chociaż jest osobą towarzyską, trudno było jej nawiązać bliższe relacje z Brytyjczykami. Innym razem pojechała do Włoch zatwierdzać nowe produkty. - To było niesamowite - zafundowano nam przymusowe zwiedzanie Rzymu, bo Włosi nie byli jeszcze gotowi – śmieje się. - Podziwialiśmy zabytki cały weekend, a tu jeszcze w poniedziałek to samo. No i Rzym był nasz. W Niemczech mieszkała rok. W Monachium współpracowała z ludźmi z całego świata. Ciekawie było obserwować uporządkowane życie niemieckich kolegów. Wszystko na swoim miejscu – podsumowuje. - Wszystko oparte o regulaminy i hierarchie. I najważniejsze - rodzina to podstawa. Przynajmniej w tym środowisku, w którym się obracałam. Hiszpania - spotkanie z potencjalnym dostawcą - Kiedy szłam zwiedzać miasto nie potrzebowałam żadnego przewodnika – po prostu brałam plan – opowiada radośnie. - Uwielbiam się gubić, idę, nie patrzę gdzie. Kiedyś w Madrycie dotarła do areny, to był początek maja, upał niesamowity, wszyscy w parkach, dzieciaki biegające lub grające w piłkę. Ja się po prostu topiłam. I co widzę – plakat mówiący o pierwszej korridzie w sezonie – mówi podekscytowana. - Poszłam tam, oczywiście. Zaczęła chodzić naokoło budynku i zastanawiać sie, co jest za rogiem. Zauważyła wejście i... nikt jej nie zatrzymał. Znalazła sie na małym podwórku. Właśnie trwały przygotowania do wieczornej corridy. Nigdy nie zapomni tego skupienia, jakie tam panowało. O 12-tej był pokaz byków, które miały występować, na który naturalnie też poszła. Jedne z moich urodzin spędziłam na Islandii - cudowne miejsce na ziemi – zachwyca się. - Z jednej strony woda, a z drugiej żar idący z głębin. Spełniłam swoje marzenie, aby zobaczyć wulkany. Małgosia ciągle powtarza, że lubi coś dokładnie obejrzeć, nie śpieszyć się. Najciekawsze można znaleźć tam, gdzie nie chodzą turyści. Czasami bywa niebezpiecznie, ale uważa, że warto podejmować ryzyko.
Ciąg dalszy nastąpi... |
|
|
|
Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008
Polskie
programy telewizyjne w Twoim
domu
17 kanałów
|
Czyszczenie
Wentylacji |
|
Irena Dudek
zaprasza na zakupy do Polsat Centre
Moje motto:
duży wybór, ceny dostępne dla każdego,
miła obsługa.
Polsat Centre217 Selkirk Ave
Winnipeg, MB R2W 2L5,
tel. (204) 582-2884 |
|
|
|
|
Interesujące filmiki
Tłusty czwartek
Walentynki 2011
"A Christmas Opus" Koncert
kolęd
Sylwester 2010
Chopin With Friends
Obchody
Niepodleglosci Polski w Winnipegu
Pasterka 2010 - Winnipeg
Życzenia Bożonarodzeniowe 2010
Wybory zarządu KPK o. Manitoba
Wieczór poetycko-muzyczny
Wystawa "ART Confrontations#11
Jesień w Manitobie
Droga Krzyżowa
Tragedia Smoleńska
Wizyta marszałka senatu
Bogdana
Borusewicza
Z wizytą u Sokalskich
Pieczenie świni
Royal,Polish Canadian Legion Jubileusz
Zabawa dożynkowa
104 Lata Istnienia Sokola
Choinka u Sw. Jana Kantego
Świąteczny Koncert Szkoły
i Zespołu Sokół
"A Christmas Opus"
Ostatnia Próba Przed Koncertem