Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych.
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express
Minęło już
ponad dziesięć lat
jak z rodzicami
wyjechałam do
Vancouver ale mam
jednak nadzieję, że
wielu z Was ciągle
mnie pamieta.
Nazywam się
Natalia Kwaśnicka,
urodzona i w
większości wychowana
w Winnipegu, gdzie
rownież chodziłam do
Polskiej Szkoły przy
parafii Św.
Andrzeja Boboli i
jeździłam na polskie
kolonie do
przepięknego
Whiteshell.
28-go kwietnia jadę
do Jordanu
aby tam wziać udział
w szczytnej akcji
pomocy budowania
domów ludziom,
którzy inaczej nie
mogli by sobie
pozwolić na życie w
godziwych warunkach.
Chciałabym się
przyczynić do pomocy
tym ludziom.
Jest wam zapewne
znana organizacja
“Habitat for
Humanity”
założona wiele lat
temu przez byłego
Prezydenta Stanów
Zjednoczonych, Jimmy
Carter.
W momencie, kiedy
dom jest gotowy
właściciele spłacają
pożyczkę (tzw.
mortage) bez
procentu do “Habitat
for Humanity” a te
pieniądze są
ponownie
przeznaczone na
budowę nowych domów.
Dla tych ludzi nie
jest to więc
jałmużną ale pomocą
i oni są z tego
bardzo dumni poniważ
sami przyczyniają
się do polepszenia
swoich warunków
życia a tym samym
pomagają innym.
Grupa, z którą się
wybieram zbiera
właśnie pieniądze,
potrzebne na zakup
materiałów
budowlanych i na
inne wydatki
związane z tym
przedsięwzięciem.
Gdyby ktoś z Was
chciał i mógł nam
pomóc to byłabym
bardzo wdzięczna.
Najprościej jest
zadeklarować parę
groszy na mojej
stronie “Giving Page”:
Za dotację 20
dolarow i więcej
otrzymacie
oczywiście
poświadczenie do
“Income tax” oraz
list z
podziękowaniem od
“Habitat for
Humanity”.
Dotacje mogą też być
przesłane na mój
adres czekiem
wystawionym na
“Habitat for
Humanity Canada” z
adnotacją na czeku:
“Natalia
Kwaśnicka
CA10108-Jordan”
Więcej
informacji na temat
tej akcji możecie
znaleźć tutaj:
http://habitat.ca/jordanp1913.php Z góry
dziękuję za nawet
najmniejsze datki i
będę Wam wszystkim
niezmiernie
wdzięczna za pomoc.
Z najlepszymi
pozdrowieniami
Natalia Kwaśnicka
Specjalne
podziękowania za
UPADKI ameryki. To
KAŻDY powinien
czytać.
Specjalne
podziękowania dla
Jacka Ostrowskiego.
Jego felieton ma 100
% prawdy.
Jolanta Gratulacje
za szerzenie
świadomości.
Przynajmniej jest
szansa aby coś
zmienić, albo się
przeciwstawiać.
Jolanta Sokalska
Szanowny Panie Bogdanie,
w załączniku gazetka
"Wiadomości
Polonijne" na
miesiąc luty. Jest to
101 wydanie tego
czasopisma.
Pozdrawiam serdecznie
Tadeusz Michalak
Polska Szkoła Sobotnia
zaprasza całą Polonię na Zabawę
Szkolną, która odbędzie się w
Sobotę 13go Lutego 2010 roku
w
Canad Inns
Polo Park, 1405 St Matthew's
Ave.
Koktajle od godziny
18:00, gorąca kolacja o godzinie
19:00.
Dobra muzyka, smaczna
kolacja, atrakcyjna loteria
fantowa.
Zapraszamy wszystkich na
wspaniały bal.
Cały dochód z zabawy
przeznaczony na potrzeby szkoły.
Bilety w cenie $35 od osoby
do nabycia: Barbara
Torka - 668-5323
Józef Kukiełka -
254-2801
Kasia Koodoo - 284-1468
Wioletta
Los - 334-5192
Radzimy nabywać bilety wcześnie!
Z poważaniem,
Józef
Kukiełka
Prezes
Zarządu Szkoły
Szanowni Państwo,
Zapraszam wszystkich do
wzięcia udziału w obchodach
200 rocznicy urodzin
Fryderyka Chopina. Wszystkie
dodatkowe informacje w
załącznikach. Jednocześnie
proszę o rozpowszechnienie
tej wiadomości wśród waszych
znajomych.
Dziękuje,
Grażyna Gałęzowski
19
lutego o godz. 20.00 w
Eckhardt-Gramatte Hall, U of
W - Kevin Kenner "Chopin,
Warsaw and Me" - ilustrowana
prelekcja.
20 lutego o godz.
20.00 w Eckhardt-Gramatte
Hall, U of W - koncert.
21 lutego o godz.
14.00 w Eckhardt-Gramatte
Hall, U of W - koncert.
Prelekcja i koncerty są
sponsorowane przez Kongres
Polonii Kanadyjskiej okręg
Manitoba. Bilety w cenie $25.00 są do
nabycia w Sokole Winnipeg,
Bractwie Świętego Ducha, u
Agaty Kawalec, Zdzisława
Prochownika, Wandy Sławik,
Józefa Biernackiego i u
Grażyny Gałęzowskiej.
VIII Światowe Zimowe
Igrzyska Polonijne-Zakopane
2010
VIII Światowe Zimowe
Igrzyska Polonijne -
Zakopane 2010 odbędą sie
w dniach od 6 do 14 marca
2010 w Zakopanem.
W programie odbędą się
zawody w następujących
dyscyplinach:
narciarstwo alpejskie,
narciarstwo klasyczne,
biathlon, snowboard,
łyżwiarstwo szybkie na
lodzie; w tym Short-Track,
saneczkarstwo, hokej oraz
skoki narciarskie.
Szczegółowe informacje o
programie Olimpiady na
stronie organizatorów:
Daniel Szymański członkiem chóru
Sokół
jest od niedawna, ale zdążył
już zabłysnąć
podczas Koncertu Kolęd ciekawym
wykonaniem "Oj Maluśki". To młody i
utalentowany muzyk, który jest
również członkiem zespołu
Antiphony. Zespół w tym roku
został wyróżniony zaproszeniem
przez Carnegie Hall w Nowym
Yorku do udziału w Distinguished
Concert Singers International .
Zespół zaprasza 19 lutego na:
Ważna
wystawa artystów Winnipegu
Na wystawie
prezentowane są prace wielu lokalnych artystów, w tym
Jolanty i Zbigniewa Sokalskich.
Kongres Polonii Kanadyjskiej okręg Manitoba, Polskie
Towarzystwo Muzyczne im. I.J. Paderewskiego, PTG Sokół Winnipeg,
Polishwinnipeg.com, SPK zapraszają Polonię na
Benefis dla uhonorowania dorobku Profesora Edmunda Kuffla
z okazji otrzymania tytułu Doktora Honoris Causa
Politechniki Poznańskiej
Benefis odbędzie się 7 marca 2010 r. w PTG Sokół Winnipeg przy
117 Manitoba Avenue o godz. 17:00.
Bilety w cenie $ 25 można nabyć (w cenie biletu
obiad):
- Józef Biernacki tel. 338- 95 10
- Polsat Centre
- M&S
Meat Market
Cały dochód (po pokryciu wydatków) będzie przekazany na Lektorat
Języka Polskiego przy U of M.
Bilety należy nabyć przed uroczystością, nie będzie możliwości
nabycia biletów na miejscu.
Polonia w Kanadzie zna działalność i
dokonania prof. Edmunda Kuffla a ich lista jest długa. Obecność na
uroczystości to podkreślenie faktu iż jesteśmy dumni iż taki Polak
żyje wśród nas a także dobra okazja do złożenia Profesorowi
osobistych gratulacji.
Sylwetka Profesora
Edmunda Kuffla:
Prezentacja opracowana przez Politechnikę Poznańska
Towarzystwo Przyjaciół Polskiej
Kultury i Sztuki ,,Zachęta"
zaprasza Polonię na wieczór
poetycko-muzyczny, który
odbędzie się w dniu 16 kwietnia
2010 r. o godz. 18:30 w Muzeum
Ogniwo, przy 1417 Main St. W
programie będą prezentowane
utwory poetów zamieszkałych i
tworzących w Winnipegu. Wieczór
jest dedykowany ofiarom Katynia.
Wstęp wolny.
Na stronie naszego Biuletynu możesz złożyć życzenia swoim
bliskim , znajomym, przyjaciołom... z różnych okazji: urodziny, ślub,
narodziny dziecka, jubileuszu, świąt... Do życzeń możesz dodać zdjęcie,
ale
nie jest to konieczne (zdjęcie dodaj pod warunkiem, że
jesteś jego autorem i zgadzasz się na umieszczenie go na naszej stronie) .
Pasją
Jarosława Seremaka jest kajakarstwo. Pan
Jarosław był najpierw doskonałym zawodnikiem
a teraz trenerem. Jego zawodnicy nie jeden
raz stawali na najwyższych stopniach podium,
między innymi podczas Mistrzostwach Kanady.
Z
jakich stron Polski Pan pochodzi kiedy
zamieszkał Pan w Kanadzie?
Urodziłem się w Opolu i tam zacząłem
trenować kajaki. Do Kanady przyjechałem w 1983 roku.
Przyjechałem w
odwiedziny do ojca i już zostałem. Na
początku Kanada wcale mi się nie podobała i
trwało to 2 lata. Później już było lepiej.
Kiedy zaczęły się Pana zainteresowania
kajakarstwem?
Kajaki w moim życiu pojawiły się bardzo
wcześnie już nawet nie pamiętam kiedy to
było właściwie od dziecka. Moim pierwszym
trenerem był pan Stanisław Michalczuk. Z
moim trenerem utrzymuję kontakt cały czas,
trener w Kanadzie odwiedzał mnie już 2 razy.
Mój pierwszy klub kajakowy to Zryw
Opole i do dzisiaj jestem jego członkiem.
Kiedy czas mi pozwala tak przeciętnie raz w
roku uczestniczę w klubowych zawodach, które
odbywają się w Polsce w październiku.
Kajakarstwo to wodna dyscyplina sportowa
mająca wiele odmian np. kajakarstwo
klasyczne, górskie, żeglarstwo kajakowe,
kajak-polo, freestyle... która z tych
dyscyplin jest Panu najbliższa?
W kajakarstwie rzeczywiście jest wiele odmian,
a mnie interesują: kajaki, kanadyjki
klasyczne i smocze łódki. Zawady kajakarskie
to taka dyscyplina, która można porównać do
współzawodnictwa na torze sprinterskim.
Różnica polega na tym, że tor jest na jakimś
akwenie wodnym a zamiast biec zawodnicy płyną
oczywiście tak szybko by na mecie być
pierwszym. Lubię wyścigi w kajaku kiedy
jestem sam a także w smoczej łodzi kiedy
trzeba współpracować z pozostałymi
zawodnikami a w takiej smoczej łodzi tych
zawodników jest 22.
Jak wspomina Pan
swój okres zawodniczy,
jakie odnosił Pan sukcesy?
Kiedy jest się młodym ma się różne plany i
marzenia i ciągle za czymś biegnie często
nie doceniając tego co się ma co się osiąga.
Ja te młode lata kiedy zaczynałem w
kajakarstwie wspominam bardzo dobrze - lata nad wodą a zimy w
górach na nartach. Sukcesy wcale nie
były takie ważne - ale też oczywiście
były.
Z takich znaczących sukcesów wymienię:
3 miejsce na Mistrzostwach Polski, kilka razy
byłem mistrzem Kanady , zdobywałem medale na
Pucharach Świata, zająłem 3 miejsce na
Mistrzostwach Świata, trochę się tego uzbierało- dawne czasy.
Od kiedy pracuje Pan jako trener, ilu
zawodników Pan szkoli?
Kariera sportowców zwykle nie trwa długo i
ja w pewnym momencie chciałem moje
umiejętności i doświadczenie przekazywać
młodym zawodnikom, wiec pomyślałem o tym by
zostać trenerem. Zawodników zacząłem
trenować w 1983 roku. Moi zawodnicy, których
szkoliłem brali udział wielu imprezach
sportowych mniejszej rangi a także tych
największych. Mam dużą satysfakcje bo moi
zawodnicy reprezentowali Kanadę na
Mistrzostwach Świata i aż 3 zawodników na
Olimpiadzie.
Obecnie pod moim okiem trenuje grupa 50
zawodników, którzy trenują zimą 2 raz
dziennie a latem kiedy mamy sezon dużo
więcej.
Trenerzy i zawodnicy- pierwszy w górnym
rzędzie Jarek Seremak
Jakie cele ma Pan jako trener, jakie
wymagania stawia swoim zawodnikom?
W sporcie często ludzie nastawiają się na
duży sukces i to jest błąd bo kiedy dużych
sukcesów nie ma to przychodzi
rozczarowanie i rezygnacja. Moim zdaniem sport powinien
przyczyniać się do rozwoju nie tyko
fizycznego, ale szeroko pojętego, powinien
być przede wszystkim przyjemnością. Sukcesy
też nie są bez znaczenia. Kiedy praca i
czas jaki poświęcamy na coś nie przynosi
sukcesów choćby małych nie daje zadowolenia
to tracimy motywacje do pracy. Moim celem
jest taka praca z zawodnikami, która
przynosi oczekiwaną satysfakcje.
Głównym
celem jest to aby zawodnik miał dobre
wspomnienia. To zawodnik stawia sobie
wymagania ja tylko mu pomagam w osiągnięciu
celu, wskazuje i planuje jak do niego dojść.
Jak wygląda zwykły trening zawodników
uprawiających tę dyscyplinę, co robią
zawodnicy zimą kiedy akweny wodne są
zamarznięte, czy też trenują czekając
na otwarcie sezonu?
Zawodnicy trenują dość intensywnie nawet
zimą. Pierwszy trening zaczyna się od 6:00 rano
do 8:00, drugi od 17:20 do 20:00. Zawodnicy mają
1-2 dni wolnego w tygodniu.
Zimą kiedy nie można wsiąść do kajaka i
popłynąć zawodnicy naturalnie również trenują muszą
przecież
utrzymać dobra kondycje fizyczną a więc
biegają na nartach, pływają na basenie lub
też ćwiczą na siłowni. Na
siłowni zawodnik ćwiczy godzinę
między innymi podnosząc ciężary. Bieg w
różnym tempie przeciętnie 6 do 8 kilometrów.
Każdy też ćwiczy wiosłowanie na specjalnych
maszynach. Zawodnicy trenują
także na obozach, takie obozy są organizowane
i latem i zimą. Te zimowe odbywają się na
Florydzie albo w Kalifornii.
Co powie Pan o sprzęcie potrzebnym do
uprawiania tej dyscypliny dostępnym na rynku
światowym, jakim sprzętem dysponują Pana
zawodnicy?
Najlepsze na
świecie kajaki są produkowane w Polsce i my posiadamy
sprzęt wyłącznie produkowany w Warszawie.
Firma produkująca sprzęt kajakarski to
Plastex. Jestem przedstawicielem polskiej
firmy Plastex na Amerykę więc korzystając z
tych możliwości najnowsze modele trafiają do
nas wcześniej niż nawet do zawodników kadry
kanadyjskiej.
Jakie sukcesy odnoszą Pana zawodnicy, co
udało się Panu osiągnąć?
Tak jak mówiłem duże sukcesy nie są
najważniejsze, ale jest kilka takich, z
których jestem dumny. Moi zawodnicy
reprezentowali Kanadę podczas Olimpiady, mamy
brązowy medal Mistrzostw Świata a także wiele
razy moi zawodnicy zdobywali złote medale na
Mistrzostwach Kanady.
Jak duże zainteresowanie tą
dyscypliną sportową jest w Winnipegu, kto
może uprawiać ten sport?
Zainteresowanie kajakarstwem jak na Winnipeg,
który jest przecież otoczony wieloma
jeziorami czyli warunki są doskonałe moim
zdaniem
jest zbyt małe. Czynnych zawodników nie ma
aż tak dużo, ale latem w naszym klubie pływa
około 7 000 ludzi.
Jeśli chodzi o umiejętności to nie potrzeba
żadnych. Kajakarstwo jest dla każdego:
małego, dużego, młodszego i
starszego a
także poruszających się na wózku. Potrzebna
jest tylko chęć ruszania się i przebywania
na łonie natury.
Jakie ma Pan plany na przyszłość?
Kiedy w 1983
roku przyjechałem do Winnipegu to w klubie
zaczynaliśmy od 3 zawodników i 11 łódek.
Teraz mamy 7 000 członków i ponad 200 łódek.
Moim marzeniem jest wychowanie następcy-
trenera, który będzie prowadził klub kiedy
ja już zdecyduję się odpoczywać.
Poza kajakarstwem jakie ma Pan inne
zainteresowania i sposób na spędzanie
wolnego czasu?
Gram w piłkę nożną już kilka lat. Zaczynałem
grę od drużyny "Sokoła" i
"Białych Orłów".
Działałem w organizacjach polonijnych np. w
Zarządzie Świętego Ducha.
A poza tym, to bardzo lubię podróżować. Z
takich bardziej udanych podróży wymienić
mogę 2, 3 miesięczne spływy w Peru oraz
spływy w Nepalu , Indiach, Afryce. Pasjonują
mnie góry więc kiedy mogę wyjeżdżam by
chodzić np. w Himalajach, ale też góry
Polskie są dla mnie bardzo interesujące.
Musze jednak powiedzieć, że teraz jestem na
najciekawszej "wyprawie", która zajmuje
wiele czasu właściwie 24 godziny na dobę i
jest to "gonitwa za moimi dziećmi".
Zdjęcia z
podróży:
Życzę wychowania
wielu doskonałych zawodników oraz następcy,
który będzie przynajmniej tak dobrym
trenerem jak Pan
Kilka razy do roku
artyści mający swoje studia w CRE &ERY GALLERY
przy 125 Adelaide St.
organizują wystawy i zapraszają gości. Można też wtedy spotkać autorów i
nabyć od nich prace. Otwarcie kolejnej wzorcowo przygotowanej wystawy odbyło
się 5 lutego 2010 roku. Na tej wystawie swoje prace prezentują także polscy
artyści Jolanta i Zbigniew Sokalscy.
Artystów pokazujących prace na tej wystawie łączy wrażliwość
i niczym nieskrępowana wyobraźnia. Ta wystawa to bardzo obszerny i ciekawy
wybór prac z których wiele pokazywanych jest po raz pierwszy.
Wystawa trwać będzie do 16. lutego 2010 r.
Mamy czas karnawału, a co za tym idzie: mnóstwo spotkań towarzyskich, imprez i bali…
W Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów nr 13 zorganizowano Bal Karnawałowy, który odbył się w sobotę 6 lutego 2010 roku. Gości witała swym czarującym uśmiechem między innymi Joasia Krzyzelewski.
Organizatorzy stanęli na wysokości zadania dopinając wszystko na ostatni guzik. Sala przepięknie przyozdobiona karnawałowymi dekoracjami, menu, przemiła obsługa, różne atrakcje wieczoru w tym niesamowity, pełen humoru i energii taniec otwierający bal.
Wszystko gotowe, sala udekorowana karnawałowo
Z pewnością wysiłek się opłacał bo gości przybyło tak dużo jak nigdy dotąd. Ponad 250 osób (w tym liczna grupa “przebierańców”) bawiło się do późnych godzin nocnych przy największych przebojach polskich oraz zagranicznych.
Dla zapewnienia bytu człowiek dużo pracuje. Są jednak chwile, kiedy z przyjemnością odrywamy się od pracy, pragnąc się zabawić i rozweselić. Okazje do zabawy to uroczystości rodzinne, wydarzenia historyczne i oczywiście karnawał, który w tym roku dobiega końca. Czas liczony od Nowego Roku lub Trzech Króli (6 stycznia) do wtorku zwanego kusym, poprzedzającym Środę Popielcową, to okres hucznych zabaw tanecznych, maskarad i ogólnej wesołości, czyli karnawał.
W minioną sobotę 6 lutego 2010 r. zabawa karnawałowa odbyła się w Polskim Towarzystwie Gimnastycznym Sokół St. Boniface. Ta organizacja ma stałych gości, którzy właśnie tu bawią się najlepiej.
Łyżwiarze na szlaku rzeki w Winnipegu mają już ciekawe
miejsca, w których mogą się ogrzać. Artyści i architekci ożywili
łyżwiarski tor. Pięć zespołów zostało utworzonych do projektu
'Love huts'
zaplanowanego przez władze miasta Winnipeg.Władze
miasta do jednego z zespołów wybrały Ewę Tarsię- artystkę
polskiego pochodzenia dobrze znaną w Kanadzie i na całym
świecie. Artysta Ewa Tarsia i 5468796 Architektura Inc stworzyli
ogromną pomarańczę zwisającą z zabytkowego mostu kolejowego.
Ewa Tarsia podczas realizacji projektu
Łyżwiarze
chcący ogrzać się, osłonięci od mrozu i wiatru mogą wejść do
kuli przez otwór znajdujący się w pobliżu ziemi.
Konstrukcja została wykonana z metalowego stelażu pokrytego
ażurową siatką oblaną wodą. Woda , która zamarzła na konstrukcji
tworzy ciekawą koronkę pomalowaną ciepłym pomarańczowym kolorem.
Każdy kto znajdzie się w środku tej instalacji ma wrażenie jakby
znalazł się w dużej święcącej kuli.
Na całym świecie trwają oficjalne obchody dwusetnej rocznicy urodzin największego polskiego
kompozytora Fryderyka Chopina. Jego dzieła są ponadczasowe. Znaczenie
utworów Chopina, wykracza poza wymiar artystyczny. Stał się legendą, jego
twórczość jest bliska sercom wielu pokoleń.
Jak powiedział Ignacy Jan Paderewski w setną rocznicę narodzin Fryderyka
Chopina: „Zabraniano nam Słowackiego, Krasickiego, Mickiewicza. Nie zabroniono
nam Chopina. A jednak w Chopinie tkwi wszystko, czego nam wzbraniano: barwne
kontusze, pasy złotem lite, posępne czamarki, krakowskie rogatywki, szlacheckich
brzęk szabel, naszych kos chłopskich połyski, jęk piersi zranionej, bunt
spętanego ducha, krzyże cmentarne, przydrożne wiejskie kościółki, modlitwy serc
stroskanych, niewoli ból, wolności żal, tyranów przekleństwo i zwycięstwa
radosna pieśń (...).”
Rok Chopinowski 2010 to ogromna szansa na promocję polskiej kultury i sztuki.
To możliwość propagowania naszego dziedzictwa narodowego. W Winnipegu muzyka
Chopina z okazji dwusetnej rocznicy urodzin tego największego polskiego
kompozytora rozbrzmiewać będzie już wkrótce.
Odbywać
się będąprelekcje i koncerty, które są sponsorowane przez Kongres
Polonii Kanadyjskiej okręg Manitoba a więc zapraszamy:
19
lutego o godz. 20.00 w
Eckhardt-Gramatte Hall, U of
W - Kevin Kenner "Chopin,
Warsaw and Me" - ilustrowana
prelekcja,
20 lutego o godz.
20.00 w Eckhardt-Gramatte
Hall, U of W - koncert,
21 lutego o godz.
14.00 w Eckhardt-Gramatte
Hall, U of W - koncert,
Bilety w cenie $25.00 są do
nabycia w Sokole Winnipeg,
Bractwie Świętego Ducha, u
Agaty Kawalec, Zdzisława
Prochownika, Wandy Sławik,
Józefa Biernackiego i u
Grażyny Gałęzowskiej.
Kim jest biedak przychodzący do bogatego żeby za darmo posprzątać mu
podwórze? Każdy powie, że to dureń i słusznie. A kim jest biedak, który
jeszcze od tego bogatego kupi miotły i szufle? Każdy powie , że to kretyn do
kwadratu. A jak nazwać biedaka, który nie dość, że posprząta za darmo, ale
jeszcze te kupione u bogacza narzędzia kompletnie na tej robocie zniszczy?
Idiota!
Polska
kupuje w USA broń, samoloty, żeby je niszczyć i zużywać na wojnie w
Afganistanie.
Przecież Polsce nie zagrażają Talibowie,
ale Ameryce. Jest takie powiedzenie „ biednyś boś głupi”. Coś chyba w tym
jest. Wczoraj awaryjnie lądował w Afganistanie polski transportowiec
Hercules. Chyba rok temu było głośno o wielkim dobroczynnym geście wuja
Sama. Zamiast złomować stare samoloty, co wiąże się z dużymi kosztami
znaleziono frajerów ( czytaj Polaków), którzy za nie jeszcze zapłacili.
Jestem pewien, że za darmo by dali. Bo samo danie to połowa sukcesu
administracji amerykańskiej. Druga połowa to remonty. Teraz amerykańskie
firmy będą robić interesy na sprzedaży części do tych latających trumien.
Bo jak inaczej nazwać zużyty pamiętający wojnę w
Wietnamie a podobno jeden z nich pamięta wojnę w Korei samoloty? To są
zwykłe latające trumny w których będą spadać na ziemię polscy żołnierze.
Czy nie szkoda tych ludzi? Zastanawiam się, czy Polacy nie wystarczająco
wykrwawili się w historii? Czy potrzeba nam nowych wojen? Czy nie
zasłużyliśmy na spokój? Już Napoleon ciągnął naszych żołnierzy do Ameryki
Środkowej, Nawet choć może mało kto wie na wyprawy krzyżowe Polacy też
wędrowali. Później Warneńczyk zginął za sam już nie wiem co? Bo przecież
Bułgaria jest Baa….rdzo daleko. Następnie mieliśmy Wiedeń za który w
podzięce Austria zrobiła nam rozbiór. Zawsze walczyliśmy za wolność waszą i
naszą, kiedy inni walczą za wolność swoją i dopiero jeśli mają w tym interes
czyjąś.
Polakami jest bardzo łatwo manipulować. Łatwo jest
podejść wzniosłymi hasłami. Tak za nos wodził nas Napoleon, papież ( bitwa
pod Wiedniem, Warna), czy teraz USA. Wiem, że to standard wykorzystywać
biednego, ale niech dadzą mu chociaż miskę zwykłego ryżu, a nie dmuchanego.
Dlatego nie żal mi Ameryki, że być może upada. Trudno współczuć komuś , kto
najpierw wymordował Indian i zagarnął im ich ziemię, trudno współczuć komuś,
kto niewolił murzynów, trudno współczuć komuś kto spuścił bombę atomową na
Hiroszimę i Nagasaki mimo, że miał już wygraną wojnę, trudno współczuć
komuś, kto przez wiele lat ograbiał ze wszystkiego co cenne kraje Azji,
Ameryki Południowej, Środkowej i Afryki, a teraz wykorzystuje Polskę.
Przecież to z tej nędzy do jakiej doprowadzili narody
trzeciego świata wyrośli dzisiejsi terroryści.
Jednak
ja nie wierzę w upadek USA, jeszcze nie teraz. Owszem upadnie i słusznie,
ale to jednak potrwa. Ten gigant o wielkich mackach sięgających krańca
Świata nie padnie tak szybko. To będzie długotrwały proces rozpadu. Będzie
się psuć od środka i trwać to będzie wiele lat. Muzyka będzie grać do
samego końca , tak jak na Titanicu. Tak upadło Imperium Brytyjskie. Też
żerowało na innych, też rabowało co się da. Tłumiło powstania ( Burów i
wiele innych). Trzęsło ówczesnym światem i co z tego teraz zostało? Wyspa
deszczu i dziwaków z fajkami w zębach w staromodnych samochodach ze
wspomnieniami wielkiej przeszłości i ze słabnącym w oczach funcie.
Zamach na prawa obywateli , na wolność i demokrację jest sygnałem , że
rozpad USA się zaczął. Władza szuka metod konsolidacji kraju, ale to są
sposoby rodem z faszystowskich Niemiec. A jak to tam się skończyło to
wszyscy dobrze wiemy. Był moment w którym USA były symbolem wolności i
swobód obywatelskich, ale to już historia. Ten kto w to jeszcze wierzy jest
ślepy i głuchy. Nie ma już tej Ameryki, jest tylko dziwny niesympatyczny
twór stworzony przez międzynarodowy kapitał. Tylko dolar rządzi w USA, a nie
prezydent, a kto jest ich maskotką , to każdy wie. J
Wtorkowy wstrząs, który miał
miejsce w kopalni ZG Rudna w Polkowicach na głębokości ponad 900 metrów,
to zdaniem komisji Okręgowego Urzędu Górniczego samoistne tąpnięcie -
poinformowała rzeczniczka prasowa KGHM Polska Miedź S.A. Anna Osadczuk.
W wyniku tąpnięcia pod ziemią zginęło dwóch górników - operatorów maszyn
górniczych: 43-letni mieszkaniec Polkowic i 27-letni głogowianin. Dwaj
inni z poważnymi obrażeniami, ale niezagrażającymi życiu trafiło tuż po
wstrząsie do szpitala. - Obecnie jeden z rannych ze złamaną nogę został
wypisany do domu. Drugi ze wstrząsem mózgu pozostaje w szpitalu - mówiła
Osadczuk.
W rejonie wstrząsu znajdowało się w sumie 15 górników, ale większość
zdołała wydostać się samodzielnie na powierzchnię.
Do wstrząsu doszło po godz. 15:00 we wtorek i był to jeden z
najsilniejszych wstrząsów w historii KGHM. W wyniku wstrząsu doszło do
obsypania ociosów i zawału skał. Akcja ratunkowa trwała ponad 2,5
godziny.
(PAP)
90. rocznica zaślubin Polski z Bałtykiem
- Teraz wolne przed nami światy i wolne kraje. Żeglarz polski będzie
mógł dzisiaj wszędzie dotrzeć pod znakiem Białego Orła, cały świat stoi
mu otworem - tak w Pucku, 10 lutego 1920 roku mówił gen. Józef Haller.
Tego dnia odbyły się symboliczne za zaślubiny Polski z morzem i nasze
okręty wróciły na Bałtyk. Dziś mija 90 rocznica tych wydarzeń
Na mocy Traktatu Wersalskiego Polska odzyskała dostęp do Morza
Bałtyckiego na odcinku 147 km: brzeg Półwyspu Helskiego - 74 km, morze
otwarte - 24 km i brzeg Zatoki Puckiej - 49 km. W jej granicach nie
znalazł się jednak żaden większy port. Gdańsk, miał być Wolnym Miastem,
pozostającym pod protektoratem Ligi Narodów.
Obejmowanie przyznanych jej terenów Rzeczpospolita mogła rozpocząć
dopiero po wejściu w życie postanowień wersalskich, tzn. od 10 stycznia
1920 r.
Na Pomorze wojska polskie wkroczyły 17 stycznia 1920 roku, 18 stycznia
zajęły Toruń, 23 Grudziądz, a 10 lutego dotarły do wybrzeża morskiego.
Tego dnia w Pucku zorganizowano uroczystości symbolicznych zaślubin
Polski z Bałtykiem.
Władze II Rzeczypospolitej nadały im wielką rangę. Dowódcy Frontu
Pomorskiego gen. Józefowi Hallerowi towarzyszyła 20 osobowa delegacja
Sejmu, przedstawiciele rządu, m.in. minister spraw wewnętrznych
Stanisław Wojciechowski, wicepremier Wincenty Witos, wojewoda pomorski
Maciej Rataj, kontradmirał Kazimierz Porębski oraz dyplomaci: szef misji
brytyjskiej i attache wojenno-morski USA.
Pociąg specjalny z gośćmi przybył najpierw na dworzec gdański, gdzie
starosta dr Józef Wybicki wręczył gen. Hallerowi dwa platynowe
pierścienie wykonane specjalnie na ceremonię zaślubin z morzem na koszt
gdańskiej Polonii. Później delegacja pojechała do Pucka.
Po uroczystości gen. Haller wjechał konno do morza i wrzucił w fale
jeden z wręczonych mu platynowych pierścieni. Drugi założył sobie na
palec.
Na pamiątkę zaślubin poświęcono i wbito w morze słup z wyrytym od strony
morza orłem Jagiellonów, a od strony lądu z napisem - Roku Pańskiego
1920, 10 lutego Wojsko Polskie z gen. Józefem Hallerem na czele objęło
na wieczyste posiadanie polskie morze.
Na zakończenie uroczystości podpisany został przez najważniejsze
osobistości akt erekcyjny zaślubin Polski z morzem.
(PAP)
“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8 Phone/Fax 204-589-7638
E-mail:
club13@mts.net www.PCAclub13.com
ZWYCIĘZCA MOŻE STAĆ SIĘ
KREZUSEM
Kanadyjskie złoto wyceniono na milion
Na kanadyjskich saneczkarzy czeka
milionowa nagroda
Czy wśród kanadyjskich saneczkarzy wybuchnie gorączka złota? Złoty medal
dla reprezentanta gospodarzy będzie oznaczał sowitą premię: sponsor
saneczkarzy z Kanady obiecał okrągły milion dolarów za olimpijski
triumf.
To tylko część sumy, o jaką może wzbogacić się złoty medalista z Kanady
w rywalizacji saneczkarzy. Najwyższy stopień podium jest jednak więcej
wart. Już wcześniej bowiem Kanadyjski Komitet Olimpijski obiecał nagrody
w wysokości 500 tys. dolarów - dla zawodników i związku.
Nie zapeszają
Trener reprezentacji, Niemiec Wolfgang Staudinger jest ostrożny w
prognozowaniu faworytów. - Największe szanse ma na pewno Alex Gough.
Myślę, że brąz jest w jej zasięgu, ale o więcej będzie trudno - ocenił.
Igrzyska w Vancouver rozpoczną się 12 lutego. Rywalizacja saneczkarzy
odbędzie się w oddalonym o prawie 120 km Whistler.
TVN 24, fot. www.luge.ca10 lutego w historii Kanady
Tego właśnie dnia, w odległości 78 lat od siebie, miały miejsce dwa
bardzo istotne wydarzenia historyczne.
Pierwsze wydarzyło się 10 lutego 1763 roku. To ważne wydarzenie to
podpisanie układu zwanego Treaty of Paris, na podstawie którego Francja
przekazała Kanadę Wielkiej Brytanii.
Układ pokojowy Treaty of Paris, zwany też Peace of Paris (Pokój
Paryski), został podpisany między Królestwem Wielkiej Brytanii, Francją
i Hiszpanią, z Portugalią wyrażającą na ten układ zgodę.
Francja oddała Wielkiej Brytanii tzw. Nową Francję, czyli Kanadę, a
także prawa do wszystkich ziem na wschód od rzeki Mississippi.
Hiszpania oddała Wielkiej Brytanii Florydę, otrzymawszy później od
Francji Nowy Orlean i francuską Luizjanę.
Francja zatrzymała sobie wyspy Saint Pierre i Miquelon i odzyskała
Guadelupę, Martynikę i St. Lucię, w zamian za Grenadę, Dominikanę, Saint
Vincent, Grenadiny i Tobago, które otrzymała Wielka Brytania.
Te i wiele innych przeszeregowań dokonanych na podstawie tego układu,
było początkiem ery brytyjskiej dominacji ma świecie. W sferze
brytyjskich wpływów znalazła się także Nowa Francja, czyli Kanada.
W połowie XVIII wieku Nowa Francja, zamieszkiwana przez 50.000
mieszkańców, była w konflikcie z brytyjskimi koloniami w Ameryce, gdzie
mieszkało prawie milion osób. Brytyjskie ataki na Nową Francję
powtarzały się systematycznie. W 1758 roku twierdza Louisbourg została
zdobyta przez Brytyjczyków, dając Brytyjczykom kontrolę nad rzeką Św.
Wawrzyńca. Droga do Nowej Francji została otwarta. W Ohio zaś zdobyto
fort Dequesne, broniący dostępu do Doliny Ohio. W ten sposób
przypieczętowano w zasadzie koniec Nowej Francji.
W 1759 roku nastąpił atak z morza i generał James Wolfe pokonał
Francuzów pod dowództwem generała Louis-Josepha de Montcalma w słynnej
bitwie zwanej bitwą na Równinie Abrahama (Battle of the Plains of
Abraham). Rok później Nowa Francja była już całkowicie w rękach
brytyjskich. A trzy lata później, właśnie na mocy układu podpisanego 10
lutego 1763 roku, Nowa Francja przeszła oficjalnie pod panowanie Korony
Brytyjskiej.
Drugim ważnym historycznie wydarzeniem, które miało miejsce także 10
lutego, tyle że w 1841 roku, było wejście w życie tzw. Act of Union, na
mocy którego doszło do połączenia Górnej Kanady (Upper Canada) i Dolnej
Kanady (Lower Canada) w jedną całość o nazwie Prowincja Kanady -
Province of Canada.
Na mocy aktu, Lower Canada została nazwana Canada East (Wschodnia
Kanada), a Upper Canada - Canada West (Zachodnia Kanada).
Pomysł stworzenia wspólnego kraju miał na celu włączenie frankofonów do
kultury brytyjskiej. Ten zamiar nie powiódł się.
Obie części miały jednakową reprezentację w legislaturze Prowincji. Od
pierwszego rządu przyjęto unikalny zwyczaj podwójnego premierostwa. Na
czele rządu zawsze stało dwóch premierów, jeden reprezentujący Wschodnią
Kanadę, drugi Zachodnią.
Pierwszą stolicą Prowincji Kanady było miasto Kingston. Później, po roku
1843, przeniesiono stolicę do Montrealu, a jeszcze później była ona
rotacyjnie w Toronto i w Quebec City. W roku 1866, ostatnia sesja
parlamentu Prowincji Kanady odbyła się w Ottawie w zbudowanych w 1865
roku budynkach parlamentu.
Wśród osiągnięć Prowincji Kanady wymienić należy między innymi
unormowanie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, budowa linii kolejowej
Grand Trunk Railway, poprawa systemu szkolnictwa w Kanadzie Zachodniej
dzięki Egertonowi Ryersonowi, wprowadzenie języka francuskiego jako
języka oficjalnego w parlamencie.
Prowincja Kanady przestała istnieć w chwili powstania Konfederacji w
1867 roku, kiedy wraz z brytyjskimi koloniami północnoamerykańskimi -
Nowym Brunszwikiem i Nową Szkocją stworzyła Dominion of Canada. Wówczas
z jednego tworu, jakim była Prowincja Kanady, powstały dwie osobne
prowincje Konfederacji - anglojęzyczne Ontario i francuskojęzyczny
Quebec.
Małgorzata P. Bonikowska Gazeta Dziennik Polonii w Kanadzie
Dziecko na wysypisku śmieci
Policja RCMP w Richmond w
Kolumbii Brytyjskiej aresztowała 20-letnią kobietę, która urodziła 21
stycznia dziecko - chłopca - w łazience w domu swego partnera w Richmond,
a następnie pozbyła się jego zwłok, porzucając je. Trafiły na wysypisko
śmieci na południe od Vancouver.
Przedstawicielka RCMP Jennifer Pound powiedziała, że partner kobiety nie
wiedział, iż jest ona w ciąży. W czasie gdy doszło do porodu, mężczyzna
spał.
Kobieta obudziła go i przekonała, że poroniła. Z jego pomocą owinęła
dziecko w ręcznik, włożyła ciało do worka na śmieci i wyrzuciła do
pojemnika na śmieci w pobliżu okolicznej szkoły.
Policja została powiadomiona przez anonimowego informatora o tym
wydarzeniu i rozpoczęły się poszukiwania prowadzone przez 35
funkcjonariuszy. Poszukiwania na wysypisku śmieci Burns Bog trwały trzy
dni i doprowadziły do znalezienia noworodka, który, jak stwierdzono, nie
był wcześniakiem.
Kobieta została zatrzymana, ale zwolniono ją kiedy zobowiązała się do
zgłoszenia się na wezwanie.
Kobieta została oskarżona o cztery czyny przestępcze: o to, że nie
korzystała z pomocy przy porodzie, narażając dziecko na zagrożenie, że
zabiła noworodka, ukryła ciało dziecka, a także dokonała profanacji
ludzkich zwłok.
Policja może przedstawić także zarzuty mężczyźnie.
Joanna Wójcik Gazeta Dziennik Polonii w Kanadzie
Załogi Międzynarodowej Stacji
Kosmicznej (MSK) i amerykańskiego wahadłowca Endeavour spotkały się na
orbicie okołoziemskiej. Jako pierwszy do MSK przez luki przejściowe
dotarł dowódca Endeavoura George Zamka, a za nim pozostali członkowie
załogi.
Połączenie Endeavoura i MSK odbyło się zgodnie z planem i przeprowadzone
zostało dzięki ręcznym manewrom. Operacją połączenia obu obiektów
kierował 47-letni pułkownik marynarki wojennej USA George Zamka.
Astronauta ten ma polskie korzenie i zabrał na pokład promu kosmicznego
kopię rękopisu Preludium A-dur op. 28 nr 7 Chopina, a także płytę z
koncertem Karola Radziwonowicza i Orkiestry Sinfonia Viva utworzonej
przez studentów i absolwentów Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w
Warszawie.
Po połączeniu MSK z Endeavourem na orbicie okołoziemskiej utworzono
tymczasowy zespół kosmiczny z 11-osobową załogą, w której skład wchodzą
przedstawiciele USA, Rosji i Japonii.
Wahadłowiec przywiózł na stację moduł Tranquility oraz kopułę
obserwacyjną. Moduł jest skupiskiem aparatury, zapewniającej astronautom
normalne warunki życiowe, m.in. urządzenia do oczyszczania powietrza z
dwutlenku węgla i produkcji tlenu oraz do przetwarzania moczu, a także
dodatkową toaletę.
Dzięki siedmiookiennej kopule załoga MSK będzie miała rozległy widok na
stację i jej otoczenie oraz możliwość wizualnej kontroli prac
wykonywanych zdalnie sterowanym wysięgnikiem. Centralny iluminator
kopuły o średnicy 79 centymetrów jest największym oknem, zainstalowanym
w aparacie kosmicznym.
Astronauci z Endeavora trzykrotnie będą wychodzić w otwartą przestrzeń
kosmiczną. Misja wahadłowca - z 6-osobową załogą - przewidziana jest na
12 dni i 18 godzin, a lądowanie powinno nastąpić 19 lutego. Załogę
stanowią wyłącznie obywatele USA, w tym jedna kobieta.
(PAP)
"Wybory na Ukrainie zostały sfałszowane"
Druga tura wyborów prezydenckich na Ukrainie została sfałszowana na
rzecz Wiktora Janukowycza - oświadczył Ołeksandr Turczynow, szef sztabu
wyborczego rywalki Janukowycza, Julii Tymoszenko. Janukowycz, zwycięzca
niedzielnych wyborów prezydenckich - według nieoficjalnych wyników
głosowania - wezwał swą konkurentkę Julię Tymoszenko do ustąpienia ze
stanowiska premiera i zwrócił się do rodaków już jako prezydent.
Wiktor Janukowycz, zwycięzca wyborów prezydenckich na Ukrainie, po
objęciu urzędu szefa państwa spotka się z przywódcami Rosji, Unii
Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, najpierw jednak chce, by jego
konkurentka, premier Julia Tymoszenko, ustąpiła ze stanowiska.
"Oficjalnie zwracam się do premier: proszę podać się do dymisji i
przejść do opozycji. Członków koalicji wzywam do ogłoszenia jej
rozwiązania, bym mógł rozpocząć rozmowy z klubami parlamentarnymi o
formowaniu nowego rządu" - napisał Janukowycz w odezwie do narodu
opublikowanej przez Partię Regionów, na czele której stoi.
Choć Centralna Komisja Wyborcza opublikowała na razie nieoficjalne
wyniki niedzielnej, drugiej tury wyborów, Janukowycz zwrócił się do
obywateli Ukrainy już jako prezydent.
"Jako nowy prezydent uważam, że zadanie odrodzenia Ukrainy można
zrealizować. (...) Zjednoczę Ukrainę, wprowadzę porządek we władzach,
dam każdemu Ukraińcowi możliwość życia i pracowania w stabilnym
państwie, które jest szanowane i przez sąsiadów i przez cały świat!" -
napisał.
Janukowycz obiecał reformy i rozwój, które przyniosą Ukrainie dobrobyt,
zaś partnerów zagranicznych zapewnił, iż Kijów będzie rozwijać z nimi
równoprawne relacje.
"Szanujemy niepodległość i jedność terytorialną wszystkich naszych
partnerów i liczymy, że ich stosunek do nas będzie taki sam" - czytamy w
odezwie. Janukowycz zadeklarował jednocześnie, że po objęciu urzędu
prezydenta będzie chciał się spotkać się z przywódcami Rosji, Unii
Europejskiej i Stanów Zjednoczonych.
"Potrzebujemy pomocy z Zachodu i Wschodu dla stabilizacji sytuacji
gospodarczej oraz restrukturyzacji zobowiązań finansowych. (...)
Priorytetem będą dla nas stosunki z Rosją oraz Wspólnotą Niepodległych
Państw. Nasze kraje połączone są ścisłymi więzami gospodarczymi,
kulturalnymi oraz historią" - zaznaczył Janukowycz.
"Wybory na Ukrainie zostały sfałszowane"
"Oświadczam, że w trakcie drugiej tury wyborów prezydenta Ukrainy doszło
do fałszerstw, które w istotny sposób wpłynęły na wynik głosowania i
pozwalają wątpić w jego ostateczny rezultat" - czytamy w udostępnionym
mediom oświadczeniu Ołeksandra Turczynowa, szefa sztabu wyborczego Julii
Tymoszenko.
- Przekazaliśmy Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) dokumenty z wnioskiem
o ponowne przeliczenie głosów w ponad 900 lokalach wyborczych -
powiedział Turczynow.
Bliski współpracownik Tymoszenko wyjaśnił, iż na ślady fałszerstw
wyborczych sztab Tymoszenko trafił w lokalach wyborczych na południu i
wschodzie Ukrainy, gdzie pozycja Janukowycza jest najsilniejsza.
Jak relacjonował, po ponownym przeliczeniu głosów w jednym z lokali
wyborczych w mieście Kercz okazało się, iż dane przekazane do CKW
wykazują o 8% głosów więcej dla Janukowycza, niż było w rzeczywistości.
- Następnie udało się nam wywalczyć ponowne liczenie głosów w jeszcze
sześciu lokalach. We wszystkich przypadkach miały miejsce podobne
fałszerstwa na korzyść kandydata Janukowycza. Jego przedstawiciele w
odpowiedzi zablokowali możliwość ponownego podliczenia głosów w innych
lokalach wyborczych - mówił Turczynow.
- Fakty te pozwalają nam mówić o systematycznym i masowym charakterze
podobnych naruszeń - podkreślił szef sztabu wyborczego Tymoszenko.
"Milczenie Tymoszenko to milczenie lwicy, która szykuje się do skoku"
Ukraińscy komentatorzy prognozują, że pani premier, która od dnia
wyborów nie pojawiła się publicznie, prawdopodobnie nie pogodzi się z
porażką. Jej otoczenie twierdzi, że wyniki wyborów mogą być zaskarżone w
sądach.
- Milczenie Tymoszenko nie jest milczeniem jagnięcia. Jest to milczenie
lwicy, która szykuje się do skoku, by bronić swych interesów - ocenił
ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko.
W środę, po przeliczeniu głosów ze wszystkich lokali wyborczych, CKW w
Kijowie poinformowała, że w niedzielnych wyborach Janukowycz uzyskał
48,95% głosów. Jego konkurentka otrzymała 45,47% poparcia. Wyniki te nie
są jeszcze oficjalne.
(PAP)
Andrzej Wajda króluje we Francji
W obecności Andrzeja Wajdy rozpoczęła się retrospektywa jego
twórczości w Filmotece Narodowej w Paryżu. Pierwszego wieczoru paryscy
widzowie obejrzeli film "Tatarak", który za tydzień wejdzie do
francuskich kin.
Jak podkreśla główny organizator cyklu paryska Filmoteka Narodowa, to
pierwszy we Francji przegląd niemal całego dorobku Andrzeja Wajdy. Do 21
marca paryscy widzowie będą mogli zobaczyć ponad 40 jego filmów
fabularnych, a także kilka zrealizowanych przez niego dokumentów.
W szczelnie wypełnionej sali Filmoteki wyświetlono najnowszy film
polskiego reżysera "Tatarak", wyróżniony w ubiegłym roku na
Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie - Berlinale nagrodą im.
Alfreda Bauera. Obraz ten od 17 lutego będzie wyświetlany we francuskich
kinach.
Specjalny pokaz otworzyli znany reżyser i prezes Filmoteki Narodowej
Costa-Gavras oraz ambasador RP w Paryżu Tomasz Orłowski. Po nich głos
zabrał sam Andrzej Wajda. - Nigdy się nie spodziewałem, że po tylu
latach będę mógł pokazać moje filmy we francuskiej Filmotece Narodowej -
powiedział. Przypomniał o swoich związkach z Francją i wyróżnieniach dla
jego filmów na festiwalu w Cannes. - Tu się zaczęła moja kariera, dzięki
Francji świat zwrócił na mnie uwagę - zaznaczył, poprawiając się po
chwili: "świat to może za dużo, raczej Europa", co wzbudziło na sali
śmiech.
Mówiąc o swoim ostatnim dziele, "Tataraku", Wajda zauważył, że był to
dla niego szczególnie osobisty film. - Robiąc go poczułem się
człowiekiem, który może zrobić coś niespodziewanego dla siebie samego.
Cieszę się, że się na to odważyłem - dodał, nawiązując do wątku
"Tataraku", złożonego z autobiograficznych wyznań Krystyny Jandy po
nagłej śmierci jej męża Edwarda Kłosińskiego. - Oceńcie sami, czy wolno
robić takie rzeczy w filmie - zwrócił się do widzów, zapraszając ich na
pokaz.
Po projekcji publiczność zgotowała polskiemu reżyserowi gorącą owację.
Główny twórca programu przeglądu Jean-Francois Rauger z francuskiej
Filmoteki Narodowej powiedział, że chciałby przyciągnąć na filmy Wajdy
także młodych francuskich widzów. - To prawda, że począwszy od lat 80.
Wajda jest we Francji nieco zapomniany. Ale ostatnio znowu zaczęło być o
nim głośno najpierw z powodu "Katynia" , a potem po sukcesie "Tataraku"
na Berlinale w ubiegłym roku - podkreślił Rauger. W jego opinii
Francuzi, którzy jeszcze nie znają twórczości Wajdy, mogą odnaleźć w
jego filmach wiele interesujących ich tematów, jak np. analizę
komunistycznej dyktatury, relacje niezależnych artystów i władzy czy
problem społecznej pamięci o czasach wojny.
W czasie półtoramiesięcznego cyklu oprócz klasycznych już pozycji
polskiego reżysera - w tym "Kanału", "Ziemi obiecanej", "Człowieka z
żelaza", "Panien z Wilka" - w Paryżu pokazane zostaną inne, dużo mniej
znane filmy. Wśród nich znajdą się francuskie "Biesy" z 1988 roku
(według powieści Fiodora Dostojewskiego z rolą Isabelle Huppert),
niemiecko-francuska "Miłość w Niemczech" z 1983 roku i "Smuga cienia" z
1976 roku. Dla znawców twórczości polskiego reżysera dużą atrakcją
będzie pokaz krótkometrażowej etiudy studenckiej Wajdy z łódzkiej
filmówki - 6-minutowego "Złego chłopca" z 1951 roku.
Swój udział w paryskich projekcjach zapowiedziały francuskie
osobistości: kompozytor muzyki filmowej Michel Legrand i reżyser
Costa-Gavras, a także polscy aktorzy Wajdy: Andrzej Seweryn i Wojciech
Pszoniak. Ten ostatni ma prezentować w ramach przeglądu film "Korczak",
w którym sam zagrał tytułową rolę.
Współorganizatorem retrospektywy, obok paryskiej Filmoteki Narodowej,
jest Instytut Polski w Paryżu.
(PAP)
W cyklu Podróż dookoła Polski - ciekawe miejsca...
przybliżamy najpiękniejsze regiony w Polsce- te znane i mniej znane.
Opowiadamy historię pięknych polskich miejsc, ale ponieważ
Polska to nie
porośnięty puszczą skansen, lecz rozwijający się dynamicznie, nowoczesny
kraj to pokazujemy też jak wyglądają różne zakątki Polski dziś.
Piekary Śląskie
to
dynamicznie rozwijająca się gmina, której kulturę i obyczaje ukształtowała
wielowiekowa tradycja. Obecnie Piekary Śląskie to miasto o statusie powiatu
grodzkiego, należące do województwa śląskiego. Pod względem wielkości
powierzchni (3967 ha) oraz liczby mieszkańców (59 tys.) Piekary Śląskie
zaliczane są do miast średniej wielkości w regionie.
Położenie miasta gwarantuje dobry
dostęp do rynków europejskich, co zapewniają trasy i węzły komunikacyjne,
instytucje zajmujące się handlem zagranicznym oraz połączenia telekomunikacyjne
o światowym standardzie. Dzisiejsze Piekary to gmina, która jest dogodnym
miejscem dla realizacji wszelkich pomysłów i zamierzeń inwestycyjnych. Piekary
Śląskie- miejscowość leżąca w północnej części Górnośląskiego Okręgu
Przemysłowego, w regionie Górnego Śląska. Najstarsze wzmianki o niej w
dokumentach pisanych pochodzą z II poł. XIII wieku, gdzie figuruje jako osada
służebna grodu bytomskiego. Piekary w dzisiejszym kształcie terytorialnym (z
dzielnicami Kozłowa Góra, Brzozowice - Kamień, Brzeziny i Dąbrówka Wielka)
funkcjonują dopiero od 1975 r., kiedy to - na mocy reformy administracyjnej
kraju - do miasta Piekary przyłączono miasto Brzeziny Śląskie.
W latach 1303-1318 wybudowano w Piekarach Śląskich pierwszy kościół. Najstarsza
parafia Apostołów Piotra i Pawła w Kamieniu została erygowana 4 października
1277 r. przez ówczesnego biskupa krakowskiego Pawła z Przemiankowa a dwa dni
później 6 października kościół został przez tego biskupa konsekrowany.
Wiek XV wraz z rozwojem górnictwa rud cynku i ołowiu zapoczątkował proces
ewolucji całej osady. W XIII-XVI w. Miasto było pod panowaniem zniemczałych
książąt śląskich. Dopiero krótka obecność króla Jana III Sobieskiego,
spieszącego na odsiecz Wiednia w 1683 r., ożywiła wśród tutejszej ludności
pamięć o zerwanych więzach z Polską. W następnych latach dochodziło do licznych
buntów chłopskich skierowanych przeciw władzy niemieckich magnatów. W 1697 r.
przebywał w Piekarach król August II Wettyn, który w miejscowym kościele
potwierdził konwersję na katolicyzm i zaprzysiągł pacta conventa.
W XIXw. nasiliła się germanizacja Piekar. Reakcją na to były dążenia do obrony
polskości. W 1842 r. proboszcz piekarski- ksiądz Alojzy Fiecek przystąpił do
budowy nowej, neoromańskiej świątyni według projektu Daniela Groetschla. W nowej
świątyni znalazło się godne miejsce dla słynącego cudami obrazu Matki Boskiej
Piekarskiej, choć warto nadmienić, że oryginał obrazu znajduje się od 1702 r. w
kościele św. Krzyża w Opolu. Dzisiejsze Piekary są duchową stolicą Górnego
Śląska, celem licznych pielgrzymek i miejscem spotkań religijnych. Tradycja
związana jest właśnie z obrazem MB Piekarskiej, które zyskało sławę w 1676 r.,
kiedy to w pobliskim mieście- Tarnowskich Górach wybuchła zaraza, która ustąpiła
po złożeniu przez mieszkańców ślubu odbywania corocznej pielgrzymki do Piekar.
W latach siedemdziesiątych XIX w., w pobliżu bazyliki na wzgórzu Cerekwica,
górnicy, hutnicy i robotnicy Górnego Śląska wznieśli Kalwarię Piekarską. Jest to
zespół 14 kaplic- stacji drogi krzyżowej, przedstawiających sceny przed
ukrzyżowaniem Chrystusa, neogotycki kościół Przemienienia Pańskiego oraz 15
kaplic różańcowych na obrzeżach muru. Piekary wraz z częścią Śląska powróciły do
Polski dopiero w 1922 r.
Piekarska Bazylika
Pałac Heroda – jedna z kaplic Kalwarii Piekarskiej
Witamy w Salonie Kultury i Sztuki
Polishwinnipeg promującym najciekawszych artystów, pisarzy, ludzi
kultury Polaków lub polskiego pochodzenia
działających w Kanadzie.
W tym salonie kultury i sztuki znaleźć będzie można twórczość
literacką, poetycką a także zdjęcia prac artystów, które zadowolą
różnorodne upodobania estetyczne. ZAPRASZAMY do częstego
odwiedzania tej stron.
PISARZE
Ksiądz
Krystian Sokal
urodził się i wychował w
Ząbkowicach Śląskich. Święcenia kapłańskie otrzymał
26 maja
1984 roku. Ksiądz Krystian Sokal słowo Boże głosił między
innymi na misjach w Zambii. 20 czerwca 2007 przyjechał do
Kanady i rok pracował wśród Indian w Fort Aleksander a
obecnie posługę kapłańską pełni w Carman.
Pierwsze wiersze ks. Krystian pisał już w szkole podstawowej
i średniej. Później w kapłaństwie zaczęły się głębsze
przemyślenia dotyczące życia i wiary, a także przyrody.
Halina Gartman
urodziła się w Lublinie. Po przyjeździe do Kanady w 1981
roku zaangażowała się w pracę społeczną. Między innymi
pracowała z Zuchami w Harcerstwie i prowadziła dziecięce
grupy artystyczne. Organizowała programy telewizyjne
,,Polacy Polakom" i "Telewizyjny Znak Wiary Środkowej
Kanady". Wieloletnia pracownica tygodnika "Czas". Utwory
poetyckie zaczęła pisać w szkole średniej. W 1995 roku
wydała tomik swoich wierszy zatytułowany "Wiersze do
Poduszki".
Małgorzata
Kobylińska przyjechała do Kanady w 1992 roku. Ukończyła
studia na Uniwersytecie Winnipeg w zakresie biznesu
i
pracuje w Manitoba Public Insurance. Od dawna pisze poezje i
sztuki sceniczne o tematyce religijnej, które wystawia w
parafii Św. Ducha w Winnipegu. Jak twierdzi to co pisze
oddaje jej "wewnętrzne przeżycia i
jest drogą do człowieka".
Aleksander
Radkowski pochodzi z Wrocławia,
a w Kanadzie przebywa od l8-stu lat. Z zawodu jest
elektromechanikiem i turystą-rekreatorem.
Przez dłuższyczas parałsię sportem. W
Kanadzie założyłrodzinęi ma jednącórkęKasię.
Pracuje w Szpitalu. Wypowiedźpoety: "Pisanie
jest to jeden z najlepszych sposobów wyrażania
swoich myśli
i odczuć. A
także
utrwalenia tego co w danej chwili sięprzeżywa
lub kiedyśprzeżywało,
a w jakiej formie to sprawa indiwidualna. Ja wybrałem
wiersz. Ta forma pisania najbardziej mi chyba odpowiada i w
niej czujęsię
stosunkowo dobrze".
Marek
Ring w wywiadzie dla polishwinnipeg o poezji mówi :"uważam,
że poezji wcale nie należy rozumieć - trzeba ja przyjąć,
przeżyć i niekoniecznie zaakceptować jako swój punkt
widzenia świata czy zjawisk. Ważne natomiast jest, żeby
poezja rozbudziła wyobraźnię i pewną osobistą uczuciowość,
która gdzieś zawsze drzemie w nas i niechętnie się ujawnia.
Często nie zdajemy sobie nawet sprawy z naszych odczuć i
poezja powinna pomoc nam je uczłowieczyć.
Maria
Kuraszkopochodzi
z okolic Chełma
Lubelskiego. Ukończyła Akademię
Rolniczą
we Wrocławiu,
gdzie pracowała
do czasu wyjazdu z Polski. W Winnipegu mieszka od 1990 roku.
Pracuje na Uniwersytecie Manitoba. Motto Marii Kuraszko: "Często
patrzę
i nie zauważam.
Często słucham
i nie zauważam.
Niekiedy tylko patrzę
i widzę,
słucham i słyszę."
Zofia Monika Dove (Gustowska)
pracuje w St. Boniface Hospital. Jednym z jej codziennych obowiązków
jest zorganizowanie czasu wolnego pacjentom oddziału
rehabilitacji. Jej pasją jest pisanie poezji.
Pisze poezje w języku angielskim i ma też nieodpartą
potrzebę dzielenia się tym, co napisała.
Stanisława Krzywdzińska członkini Stowarzyszenia
Polskich Kombatantów koło nr 13, harcerka,
poetka... Z Polski do Winnipegu wyemigrowała w
1948 roku. Za działalność dla społeczności
polskiej otrzymała dyplom uznania KPK okręg
Manitoba.Pierwszy
wiersz napisała jeszcze w szkole podstawowej tuż przed
wybuchem II wojny światowej
Wojciech Rutowicz na
pytanie co go inspiruje odpowiada:
Poezji potrzebna jest pożywka,
w okresie trudnym dla Polski obserwacja życia zwykłych
szarych ludzi inspirowała mnie najbardziej . Przyjaciele i
kręgi w których się poruszałem. Dywagacje na temat naszej codziennej egzystencji, no i
wreszcie ja sam , Wojtek Rutowicz i moja droga przez życie ,
politykę , miłości i rozczarowania. Trudno jest pisać poezję
w dobrobycie, dlatego też najlepsza poezja pochodzi z krajów
trzeciego świata, ale to jest moja opinia i obserwacja.
Wioletta
Los przyjechała do Kanady w 1993 roku. Jej
twórczość narodziła się właściwie w Polsce, kiedy to
zdecydowała się podjąć naukę w szkole artystycznej. Tam pod
kierunkami dobrze znanych artystów- profesorów Moskwy,
Solskiego, Gurguła, Moskały zdobyła wiedzę i doświadczenie,
które było niezbędne do wykonywania prac artystycznych. O
swoim malowaniu mówi "Maluję tak jak widzę, jak czuję a
przeżywam wszystko bardzo mocno. Jestem tylko artystką a
pędzel jest środkiem wyrazu, jaki niebo włożyło w moje ręce.
Malując zwykła filiżankę herbaty pragnę uczynić, aby była
obdarzona duszą lub mówiąc bardziej precyzyjnie wydobyć z
niej istnienie."
Małgorzata Świtała
urodziła się w Kanadzie i mieszka w Winnipegu. Ukończyła
sztukę reklamy na Red River Communitty College, kształciła
się również na lekcjach malarstwa olejnego w Winnipeg Art
Galery u znanej kanadyjskiej artystki. Ponad 20 lat rozwija
swój talent artystyczny pracując jako artysta grafik i
ilustrator. Pani Małgorzata prezentuje swoje obrazy na
licznych wystawach w Kanadzie, Islandii, Rosji a także kilka
razy w Polsce. Jej prace znajdują się w wielu prywatnych
kolekcjach w Kanadzie Stanach Zjednoczonych, Brazylii a
także w Europie.
Artystka maluje nieustannie zmieniając się i poszukując
środków artystycznego wyrazu. Początkowo w jej twórczości
dominowała martwa natura, pejzaże i kwiaty. Zainteresowania
zmieniały się przechodząc od realizmu do obecnie
surrealizmu.
Jolanta
Sokalska jest artystką, która tworzy w
szkle. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu na
wydziale szkła. Jak mówi
zawsze, odkąd pamięta, czuła się wyjątkowo dobrze w
obecności sztuki. Na pytanie, co ją inspiruje do twórczości
odpowiada: ”Wszystko i wszyscy są dla mnie inspiracją. Z
każdej sytuacji wyciągam "dane", które odkładam w umyśle,
potem konstruuje z nich konkretny projekt, koncepcje, która
przedstawiam wizualnie.” W Winnipegu Jolanta Sokalska ma
studio artystyczne w William Cre&eEry Art Complex przy 125
Adeladie St.
Jan Kamieński urodził się
w 1923 roku, swoje lata dzieciństwa i młodości spędził w
Poznaniu. Jako nastolatek przeżywa inwazje hitlerowską i
sowiecką na Polskę. Podczas wojny był cieżko ranny, jako 17.
latak czynnie działał w podziemiu. Wojenne doświadczenia
opisał w książce Hidden in the Enemy`s Sight. Talent
malarski kształcił na Akademii Sztuk Pięknych w Dreźnie skąd
w 1949 roku emigrował do Winnipegu. Od 1958 do 1980 roku
pracował w
Winnipeg Tribune jako dziennikarz, felietonista, krytyk
sztuki, publicysta i rysownik. Obrazy Jana
Kamieńskiego można oglądać w Winnipeg Art Gallery.
Ewa Tarsia to
utalentowana, wszechstronna artystka znana na arenie
międzynarodowej. Nie jest jej obce malarstwo, grafika, rzeźba,
tkanina, projektowanie i rysunek. Swoje prace prezentuje na
prestiżowych wystawach w Hiszpanii, Francji, Polsce, Austrii,
Stanach Zjednoczonych, Anglii, Niemczech i Korei. Jej dokonania
artystyczne w Kanadzie zostały docenione i od czerwcu 2007 roku Ewa
Tarsia jest członkiem
Royal Academy of Arts. Wyróżnienie to otrzymuje
bardzo niewielu artystów, w całej Kanadzie jest ich zaledwie 700.
Wanda Sławik ukończyła
Szkołę Plastyczną oraz Żeńską Szkołę Architektoniczną w
Warszawie.Z jej udziałem
buduje się w Winnipegu wiele obiektów między innymi lotnisko.
Ściśle współpracuje z architektami i ma ogromną przyjemność
w tworzeniu ich wizji.Kilka
lat robiła biżuterię ze skóry. Materiał, w którym pracowała
pozawalał na tworzenie malutkich bardzo unikalnych
„obrazów”. Wanda Sławik w zaciszu swojego domu maluje między
innymi niewielkie akwarelki z widokiem ukochanej Warszawy.
Współpraca
Polishwinnipeg.com z czasopismem
„Polki
w Świecie”.
Kwartalnik „Polki w Świecie” ma
na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających
z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek
Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów.
Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom
mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują
się Polki żyjące i działające poza Polską.
Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA.
Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska
zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w
Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.
Nasza
współpraca polega na publikowaniu wywiadów z kwartalnika „Polki
w Świecie”
w polishwinnipeg.com a
wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną
opublikowane w kwartalniku ”Polki
w Świecie”.
Jak zostałam rzeźbiarką
Beata Czapska
Rzeźba, rzeźba, rzeźba - jak zostałam rzeźbiarką? Przyczynił się do
tego szereg wydarzeń i sytuacji bez wyjścia. Gdy spoglądam wstecz,
jestem pewna, że rzeźba „goniła” mnie od zawsze, a ja robiłam uniki.
Z natury jestem pasjonatką. Gdy zabieram się za coś, to poświęcam
się temu bez reszty. Najpierw z pasją tłukłam się z chłopakami na
podwórku – wiedzą coś o tym koledzy, żyjący teraz w różnych
zakątkach świata. W szkole podstawowej z pasją zwalczałam
wychowawczynię – animozja była obustronna. Też w tym czasie z pasją
robiłam biżuterię z blachy miedzianej, której ścinki ojciec
przynosił mi z placu odbudowy Pałacu w Wilanowie i innych zabytków
Warszawy (jako inżynier budowlany pracował wtedy w Pracowni
Konserwacji Zabytków). W liceum z pasją zgłębiałam literaturę, na co
poświęcałam każdy możliwy i niemożliwy czas. Kontynuowałam tę pasję
dalej we Francji, kiedy uzupełniałam braki z książek niedostępnych
wcześniej w Polsce.
Zdałam maturę, ale do dzisiaj nie wiem, jak to się stało. Nie
starczało mi czasu na naukę. Studia, ale jakie? Tyle pasjonujących
fakultetów: archeologia śródziemnomorska kusiła odkrywaniem historii
o starożytnych krajach, medycyna - zagłębianiem się w zagadki nauki,
antropologia - roztaczaniem wizji odkrywania nowych plemion w
dorzeczu Amazonki. Wreszcie architektura, którą dosłownie i w
przenośni wyssałam z mlekiem matki, profesora na Wydziale
Architektury Politechniki Warszawskiej. Kochałam budynek tego
wydziału. Secesyjne mury kryły we wnętrzach niezliczone ilości
korytarzy i zakamarków. Na ścianach wisiały oprawione za szkłem
najlepsze prace studentów, począwszy od fragmentów budowli
antycznych, poprzez martwe natury, do współczesnych projektów
architektury awangardowej.
Z dostaniem się na studia było trochę gorzej. Po przeanalizowaniu
moich możliwości pozostała tylko architektura, gdzie na egzaminie
wstępnym był rysunek i matematyka - jedyne przedmioty, o których
miałam jako takie pojęcie. Po dwóch nieudanych próbach w Warszawie
rodzice wysłali mnie do krewnych, do Katowic, gdzie miałam zdawać na
Politechnikę Śląską. Do trzech razy sztuka. Tym razem udało się.
Zamieszkałam na stancji w Gliwicach i ponownie z pasją rzuciłam się
w wir nauki. Odkryłam narty. Doprowadzałam do szaleństwa koleżanki i
kolegów z SKN (Studencki Klub Narciarski), kiedy zapisywałam się na
zawody, nie umiejąc jeszcze jeździć. Ale bliskość gór zrobiła swoje.
W sobotę wstawałam o piątej rano, by jak najwcześniej wsiąść do
pociągu do Szczyrku i ustawić się w kolejce na Skrzyczne. Szybko
zrobiłam postępy. Pasja narciarska trwa do dzisiaj. Pomimo rzadkich
wypadów w góry i bolesnych brakach kondycji fizycznej w pierwszych
dniach pobytu, jazda na nartach sprawia mi ciągle ogromną
przyjemność.
Część lata spędzałam w stadninach, pracując jako chłopiec stajenny i
jeżdżąc na koniach. A także na Mazurach, pływając na żaglach. To
była zaleta tamtych czasów, że nie posiadając prawie żadnych
pieniędzy można było uprawiać różne sporty. W ciągu roku szkolnego
pracowałam społecznie w klubach, pomagając w organizacji imprez i
projektując plakaty, i dzięki temu nie musiałam płacić za obozy
letnie. Z moja przyjaciółką Julitą zaczęłam podróżować autostopem po
krajach tzw. demokracji, jak Czechosłowacja, Węgry, Rumunia czy
Bułgaria. I wtedy pierwszy raz pomyślałam, dlaczego nie wybrać się
jeszcze dalej, na zachód.
A konkretnie do Francji, co wiązało się z wychowywaniem moim w
kulturze francuskiej.
Nadszedł czerwiec 1974 - koniec studiów a przede mną jesienny
semestr dyplomowy. Był to ostatni moment, żeby starać się o paszport
i zajrzeć za „żelazną kurtynę”. Nie myślałam o emigracji, po prostu
chciałam zobaczyć, co „tam” się dzieje. Po dyplomie wyjazd był
praktycznie nierealny. Trzeba było „odpracowywać” wyższe studia.
Cudem dostałam przydział na sto dolarów, z dziesięciodniową wizą
francuską w plecaku i duszą na ramieniu ruszyłam autostopem pierwszy
raz sama.
Pierwszy etap - Monachium, miasto znienawidzone przez rządy
komunistów
z powodu siedziby w nim Radia Wolna Europa. Dziennik tego radia w
moim dzieciństwie i młodości usypiał mnie jak kołysanka do snu.
Ojciec nastawiał stację na cały regulator a jej dźwięk zagłuszania
dochodził do mojego łóżka. Ale nie z powodu Wolnej Europy chciałam
zatrzymać się najpierw w Monachium. Miałam tam dwóch kolegów ze
studiów, z których jeden został tam na stałe i kontynuował studia a
drugi zatrzymał się na parę miesięcy, wracając ze stypendium w
Anglii.
Była już druga połowa sierpnia i bardzo piękna pogoda. Bez większych
trudności dojechałam do Monachium I zakwaterowałam sie w domu
akademickim, gdzie mieszkali moi koledzy. Miasto od razu mnie
zauroczyło. Najstarsza część w stylu pruskim i nowsza, wzorowana na
stylu włoskim. Wzdłuż rzeki Izhar ciągnący się w nieskończoność park
angielski, egzotyczne restauracyjki ze stolikami na chodnikach,
ludzie leżący na trawnikach, wszędzie czysto i jasno oświetlone
wieczorem ulice - całość po prostu wdychałam.
Niejednokrotnie potem, mieszkając już we Francji, odwiedzałam to
miasto, zawsze z wielką przyjemnością. Było ono też pierwszą lekcją
o tym, czym jest Europa Zachodnia. Wizę tranzytową z uśmiechem i bez
problemu zamieniono na dowolną, jaką sobie wtedy wymarzyłam. To
miasto przyciągało mnie jak magnez. Nie dałam się jednak skusić -
przecież moim celem był Paryż, znany mi tak dobrze.
Genewa była następnym etapem. W drodze spotkałam bardzo miłą Polkę,
która tam mieszkała od dzieciństwa. Spędziłam u niej dwa tygodnie. I
tam też czekała na mnie pokusa zostania. Paryż to wielkie, trudne
miasto - mówiła z troską moja nowa znajoma. Tymczasem zaczynały się
jesienne słoty i czułam, że nadszedł czas, aby dojechać do celu.
Wreszcie Paryż, miasto wymarzone i tak bliskie poprzez Zolę, Balzaka,
Viktora Hugo, wtedy zanurzone w zimnej mżawce i trudno dostępne z
powodu mojej słabej znajomości języka wydało mi się koszmarem!
Na szczęście trwało to tylko kilka dni. Znalazłam pracę, jako fille
au pair w bardzo sympatycznej rodzinie francuskiej. On inżynier,
zatrudniony w zakładach Renault, a ona - była modelka, pracowała w
jednym z domów mody. Rano zajmowałam się dwójką ich małych dzieci, a
po południu szłam na lekcję w Alliance Francaise. Wieczorami razem
jedliśmy kolację, i wtedy opowiadałam moją nienajlepszą
francuszczyzną historie zza żelaznej kurtyny.
Na początku myślałam, żeby zostać tylko do Świąt Bożego Narodzenia,
ale wkrótce zdałam sobie sprawę, że mój semestr dyplomowy i tak już
przepadł, a na kolejny trzeba było czekać do października następnego
roku. Zdecydowałam, więc zostać do końca roku szkolnego i
kontynuować naukę języka, szczególnie, że mój francuski pozostawiał
jeszcze wiele do życzenia.
Pierwszy raz od przyjazdu do Francji, miałam dopiero okazję mówić po
polsku w połowie grudniu, kiedy Helena Faryaszewki, kuzynka
przyjaciół moich rodziców, będąc przejazdem w Paryżu, przywiozła mi
listy i jakieś drobiazgi z domu. To spotkanie przerodziło się w
trwającą do dzisiaj przyjaźń. Na najbliższe wakacje Helena zaprosiła
mnie na miesiąc do Hiszpanii. Potem byłam wielokrotnym jej gościem w
Brukseli, do czasu aż przeprowadziła się do Paryża.
Jeszcze wczesną wiosną poznałam mojego pierwszego męża - Krzysztofa.
Wtedy nie myślałam o zostaniu we Francji, ale po przyjeździe z
wakacji w Hiszpanii, już nie było mowy o powrocie do kraju.
Krzysztof właśnie otworzył swoją własną pracownię architektoniczną,
w której zaczęłam mu pomagać. Zamieszkaliśmy w pobliżu świeżo
zburzonych hal. Patrzyłam z podziwem na miasto, które prawie nie
zmieniło się od czasów „Brzucha Paryża” Zoli. Wciąż ci sami subiekci
uganiali się po hurtowniach pod czujnym okiem la partonne. Ci sami
ludzie spacerowali po Lasku Bulońskim, tylko wtedy inaczej ubrani.
W 1978 urodził się nasz syn Filip, a dwa lata później rozwiedliśmy
się. Zostałam z dwuletnim dzieckiem. Do tego postanowiłam zrobić
dyplom, korzystając z zachęty profesora i dziekana mojego Wydziału,
Tadeusza Gawłowskiego. Lata 1980/81 były trudnym czasem na
podróżowanie do kraju. Pomimo wszystko doprowadziłam do końca pracę
dyplomową dzięki troskliwej pomocy profesora. Obroniłam się pod
koniec marca 1981 roku i wróciłam do Paryża.
Były to trudne dla mnie czasy. Zaczęłam zajmować się projektowaniem
wnętrz i przebudową domów. Wykonywałam te prace, mając własną ekipę
remontową. Miałam bardzo dużo zamówień i zupełny brak czasu na
zajmowanie się dzieckiem, które wychowywała szkoła i opiekunki.
Do nielicznych miłych momentów w tamtych czasach należały sobotnie
wizyty w pracowni świeżo poznanego rzeźbiarza Rene Coutelle. Tam,
podczas lunchu, spotykali się ludzie z najrozmaitszych środowisk:
literaci, filozofowie, poeci, dyplomaci, matematycy, malarze.
Przysłuchiwałam się dyskusjom wokół sztuki, rozmowom o najnowszych
odkryciach astrofizyki; tam też uzupełniałam swoje braki
z literatury i poezji. Do pracowni przejeżdżali ludzie z całego
świata, żeby uczyć się pod okiem mistrza. Coutelle niekiedy wtrącał
– „Kiedy Pani zacznie rzeźbić?”
Ja i rzeźba? Nie! Dyskusji o sztuce jeszcze w rodzinnym domu
słuchałam z przyjemnością, natomiast samo słowo rzeźba wprowadzało
mnie w stan zdenerwowania. Zapewne przyczyniła się do tego pewna
historia. Przyjaciel domu, Stanisław Baran, z zawodu architekt, a z
pasji malarz i rzeźbiarz, namalował rodzicom portrety. „A Tobie –
powiedział - wyrzeźbię głowę”. A ja tak marzyłam o portrecie! Nie
miałam odwagi protestować, bo bardzo go lubiłam i przyjaźniłam się z
jego żoną. Do dzisiaj rzeźba ta stoi w domu rodziców, w Warszawie.
Później, jeszcze na studiach, miałam semestr rzeźby - portret w
glinie, ale z braku czasu i z powodu niechęci do przedmiotu, nie
chodziłam na zajęcia. Tylko dzięki sympatii profesora, Stanisława
Słodowego, który pozwoli mi wykonać autoportret, otrzymałam
zaliczenie. Kilka lat później to on właśnie wprowadził mnie do
pracowni Rene Coutelle.
Chcąc mieć więcej czasu dla Filipa rozwiązałam ekipę remontową i
zaangażowałam się, jako projektant, w pracowni architektonicznej. To
było złudne – miałam, co prawda wolne prawie wszystkie soboty i
niedziele, ale w tygodniu ciągle tak zwane „charettes”, czyli pilne,
terminowe projekty zatrzymywały mnie w biurze do późnych godzin
wieczornych. Na szczęście pracownię po trzech latach zlikwidowano.
Tak zwane „bezrobocie”, bardzo korzystne w owych czasach, pozwoliło
mi poświęcać więcej uwagi synowi i częściej bywać w atelier mistrza,
spoglądając coraz przychylniej na rzeźbę. Pracownia Coutella była
całkowicie zastawiona rzeźbami, wykonanymi
w różnych kamieniach, co mogło posłużyć za świetną lekcję z geologii.
Coutelle, bo tak go wszyscy nazywali, doskonały rzeźbiarz, poeta,
pedagog i społecznik, o wielkiej kulturze i wrażliwości, stał się od
tamtej pory moim przewodnikiem duchowym.
Później przez kilka lat współpracowałam ze świetnym, amerykańskim
rzeźbiarzem, Michael Prentice, potomkiem rodziny Rockefellerów,
mieszkającym wtedy w Paryżu. Była to postać wyjątkowa. Pełen energii
i pomysłów pracował głównie w czarnym granicie. Reprezentował
zupełnie inny świat.
Pracownię z mieszkaniem miał w przerobionej dawnej pralni. Lokal był
wielki i przestrzennie zagospodarowany. Przewijali się tu
najrozmaitsi ludzie. Dużo Amerykanów – towarzystwo zdecydowanie
różniło się od tego, spotykanego w pracowni Coutelle. Budowałam dla
niego willę na Majorce, wspólnie projektowaliśmy wnętrza i
przestrzenie miejskie. Fontanna koło la Defence, biurowej dzielnicy
Paryża, to też nasze dzieło.
Przez cały czas byłam częstym gościem atelier Coutelle’a. Chcąc
zrobić mistrzowi przyjemność, zabierałam się za robienie jakiejś
rzeźby. Już wtedy zdałam sobie sprawę, jak trudno jest stworzyć taką
formę, jaką się chce.
W tym czasie poznałam mojego trzeciego męża. Gilles, biznesmen,
spędzał cały tydzień w podróżach po Francji, załatwiając interesy.
Często jechałam razem z nim - drogie hotele, kasyna, najlepsze
restauracje, bawił mnie ten nowo poznawany świat. Nawet w Paryżu nie
jadaliśmy w domu. Miasto było do tego wymarzonym miejscem. Gilles
miał dar do wyszukiwania niezwykłych miejsc. Od tradycyjnych i
gwarnych, jak les Grandes Brasseries, gdzie w wielkiej sali,
zastawionej gęsto stołami z białymi obrusami, dominowały wielkie
bukiety kwiatów i niezliczona ilość kelnerów, uwijających się z
wielkimi półmiskami nad głowa. Do najlepszych paryskich restauracji,
jak Ritz czy Tour d’Argent (Gilles miał obok swoje biuro), gdzie
panowała elegancka cisza a kelnerzy mówili do siebie szeptem.
Chodziliśmy też do niewielkich restauracyjek z wyśmienitym i
wyrafinowanym jedzeniem. Poznawałam Francję prawdziwą i tradycyjną,
która lwią część wolnego czasu spędzała przy stole. Sama lubiłam
gotować i odkrywać nowe smaki, obserwować ludzi, co i jak jedzą.
Gilles mówił piękną francuszczyzną, o bardzo bogatym zasobie słów.
Przy mim odkrywałam wiele niuansów językowych.
W 1989 roku urodził się mój drugi syn, Karol. Pomysł na imię był
Gilles’a i jego mamy, w połowie Holenderki, a w połowie Francuzki,
urodzonej w Maroku, w Fezie. Rodzice Gillese`a z siedmiorgiem dzieci
mieszkali tam do 1956 roku. Teść, lekarz z powołania, postać znana i
ceniona, był dyrektorem szpitala w Fezie i osobistym lekarzem
królowej.
Przeprowadziliśmy się z dwumiesięcznym Karolem z Paryża do Amiens,
do małego pałacyku, gdzie Gilles zamieszkał z matką po śmierci ojca.
Uwielbiałam ten dom. Wjeżdżało się od ulicy przez bramę pod frontową
częścią budynku na zamknięte podwórko: z lewej strony była część
mieszkalna z wielką kuchnią, jadalnią i salonem oraz sypialniami na
piętrze; z prawej - część gospodarcza. Z podwórka widać było taras i
ogród przez wielkie okna salonu. Jedna z piękniejszych gotyckich
katedr Francji była o 200 metrów od domu.
Było lato i Karol całe dnie spał w wózku, w ogrodzie. Starszy syn,
Filip chodził do katolickiego, prywatnego college'u a ja zabrałam
się do odnawia naszego domu. Bardzo piękny, ale szalenie zaniedbany
szesnastowieczny pałacyk, tzw. Hôtel Particulier, z dwupoziomowymi
piwnicami z okresu katedr wymagał chociaż minimalnego remontu.
Gilles w międzyczasie założył spółkę polonijną wraz ze swoim bratem,
który znał Polskę z okresu swojej pracy w służbie dyplomatycznej.
Zasmakowałam życia na prowincji, gdzie czas płynął inaczej i inne
były priorytety. W weekendy zjeżdżali się bracia i siostry Gilles’a.
Do stołu siadało wtedy czternaście, szesnaście osób. Mama Gillesa,
doskonała kucharka, przygotowywała zwykle wyszukaną potrawę
marokańską. Czasem też, wracając ze swoich podróży do Fezu,
przywoziła na kilka tygodni miłą, młodą Marokankę, która chciała
poznać Francję. Różnorodność i ilość potraw na stole przekraczała
wtedy granice przyzwoitości. Przepadałam za tymi wyrafinowanymi
daniami, bogactwem jarzyn surowych czy gotowanych, przyrządzanych na
milion sposobów. Ten okres w moim życiu wpłyną na to, że parę lat
później zostałam wegetarianką.
Powolne życie na prowincji przerywały częste wyjazdy do Polski i
praca w stolarni, którą założyliśmy do spółki z Gillese`m. Tęskniłam
jednak do Paryża i jak tylko mogłam, wsiadałam do samochodu i po
półtorej godziny siedziałam już w pracowni Coutelle. Były to jednak
bardzo rzadkie wizyty, które pozostawiały ewidentny niedosyt. Wtedy
pierwszy raz poczułam ochotę osobistej konfrontacji z kamieniem.
Musiało jeszcze upłynąć trochę czasu, aby okoliczności dopomogły mi
zrealizować rodzącą się dopiero, kolejną pasję mojego życia.
Po trzecim rozwodzie sprzedałam stolarnię i wróciłam w końcu do
Paryża z dwuletnim, młodszym synem i trzynastoletnim, starszym. Na
początku nie bardzo wiedziałam, co mam robić. Na dodatek do
projektowania architektonicznego wkroczyły komputery. Niech Pani
przychodzi do pracowni rzeźbić – zaproponował mi Coutelle w taki
sposób, jakby to było zupełnie coś najbardziej oczywistego. I tak
zaczęłam regularnie pracować po okiem mistrza.
Gdyby wtedy ktoś powiedział mi, że zostanę rzeźbiarką, to uznałabym
to za dobry dowcip. Ale nie dlatego, że uważałam rzeźbienie za
niewystarczająco interesujące, lecz dlatego, że byłam przekonana, że
ja i rzeźba to dwa różne światy. Nie bardzo widziałam siebie
obsypaną codziennie pyłem. Lubiłam ubierać się i chodzić na wysokich
obcasach - jeszcze w Polsce szyłam ciuchy, przerabiając namiętnie
dla siebie wykroje z Burdy. Wciągało mnie życie towarzyskie, jako
pozostałość wyniesiona z domu rodzinnego, gdzie zawsze było pełno
gości. Natomiast w pracowni wszędzie było biało od pyłu, i ja
najczęściej też tak wyglądałam. Panował tam też ostry rygor. Trzeba
było przychodzić przed dziesiątą rano i zostawać co najmniej do
siedemnastej. Rozmawiać można było tylko w czasie lunchu, a
następnie podczas podwieczorku około szesnastej.
Codziennie rano wsiadałam na rower (w owych czasach nie miałam
pieniędzy na bilet do metra) i pokonywałam około osiemnaście
kilometrów, odległość, jaka dzieliła mój dom od pracowni. To była
przyjemność, ten codzienny przejazd przez miasto. Hemingway napisał
„Paryż to ruchome święto”. Prawie nikt jeszcze wtedy nie jeździł
rowerem. Spotykałam jedną, rzadko dwie osoby. Dopiero parę lat
później, w czasie dwumiesięcznego strajku komunikacji, ludzie
zaczęli masowo jeździć na rowerach.
Tak upłynęły mi trzy lata. Karol zaczął chodzić do szkoły, a Filip
kończył liceum Montaigne. I nagle pewnego dnia, rzeźbiąc zdałam
sobie sprawę, że tylko to chcę już w życiu robić. Nie byłam wtedy
świadoma, co to oznacza, ani nie miałam żadnych pomysłów, jak tego
dokonam.
Wynajęłam pracownię w dziesiątej dzielnicy przy ulicy St. Maur.
Spędzałam tam całe dnie. Tak powstała pierwsza, niemała kolekcja
moich prac, pozwalająca mi zacząć myśleć o wystawach indywidualnych.
Wcześniej brałam udział w wystawach zbiorowych. Moje szczęście
posiadania własnego miejsca do pracy nie trwało jednak długo,
ponieważ właściciel lokalu postanowił odzyskać je dla siebie.
Zorganizowałam się inaczej. Podnajmowałam pomieszczenia od innych
rzeźbiarzy, którzy nie mieli czasu na tworzenie, ponieważ
zatrudnieni byli na etatach. Szukałam też jakiejś galerii, żeby tam
sprzedawać swoje rzeźby – lecz bez przekonania i bez skutku. Nie
bardzo wiedziałam, co zrobić, żeby żyć z mojej pasji. Moja angielska
przyjaciółka, Vivienne, mieszkająca wtedy w Paryżu, mówiła: Nie
bardzo widzę, jak dasz sobie radę bez galerii. Chciała mi pomóc, ale
nie bardzo wiedziała, jak. Sama zajmowała się handlem antykami -
miała świetny gust i ogromne wyczucie w urządzaniu wnętrz. To ona
była pierwszą osobą, która zamówiła u mnie rzeźbę. Pamiętam do dziś
jej zachwyt, jak przyniosłam skończoną „Singe Bleu”. Vivienne wzięła
też moje pierwsze katalogi, robione ręcznie, do Londynu.
Organizowałam i brałam udział w kilku wystawach w roku. Na początku
było trudno. Ludzie wychodzili z nich z chęcią uczenia się rzeźby, a
nie kupna prac. Uświadomiłam sobie, że nie wystarczy być rzeźbiarką,
ale muszę nauczyć się nowego zawodu – marszanda. Sama skazałam się
na takie rozwiązanie. Miałam ochotę zmierzyć się z nowym wyzwaniem,
być samowystarczalną. Wtedy spotkałam Philippe’a Sorstein’a, który w
pewnym sensie został moim osobistym coach’em. Tym razem lekcje
dotyczyły walki z zakorzenionymi tabu, dotyczącym pieniędzy i ich
zarabiania. Wkrótce miałam pierwszych klientów.
W tym czasie razem z Kim’em Moltzer’em projektowałam przedmioty
codziennego użytku. Kim, baron austriacki, którego rodzina była
założycielem Bools’a, dzieciństwo i młodość spędził w Argentynie, a
latem z matką - aktorką podróżował po Europie. Odwiedzali teatry
wiedeńskie, praskie, petersburskie, przemierzając luksusowym
samochodem kraje komunistyczne.
Studiował na Politechnice w Zurychu, by w rezultacie skończyć Szkołę
Nauk Politycznych w Paryżu. W latach 50/60 miał pracownię
projektową, a modele jego foteli, stołów, lamp i krzeseł często
reprodukowane były w specjalistycznej prasie. Władał biegle
sześcioma językami, przyjaźnił się z Pompidou. Prowadzili z żoną
światowe życie, bywając w najświetniejszych domach starego i nowego
kontynentu. Posiadali piękny, renesansowy pałac w Normandii,
otoczony wielohektarowym parkiem, który w pobliżu budowli miał
charakter ogrodów francuskich, a reszta zaprojektowana była przez
Kim`a w stylu angielskim. Nieopodal pasły się na wybiegu konie rasy
arabskiej z Janowa Podlaskiego. Między tym wszystkim dostojnie
przechadzał się osioł.
Na przyjęciach bywali tu znani artyści, jak Salvatore Dali czy
Cezar, politycy, przemysłowcy przeplatali się z przedstawicielami
najstarszej arystokracji. W parku organizowane były wystawy rzeźby
monumentalnej, z czego niektóre, pozostawione przez artystów dzieła
wtapiały się powoli w pejzaż. Można tam było podziwiać rzeźby Nils
Udo, Erik’a Dietman’a czy Thierry Mouille.
Jego żona, markiza, była modelką u Coco Chanel, w czasach, gdy mogły
zajmować się tym tylko panny z najlepszych domów. Miała ogromne
wyczucie formy i koloru, a jej komentarze pozwalały tworzyć wspólnie
świetne modele przedmiotów, a także projekty ogrodów i wnętrz.
Zaprojektowaliśmy razem fontannę do NYC Oddanie projektu zbiegło się
z tragiczną datą 11 września, która zmieniła radykalnie plany władz
miasta.
Nasza współpraca trwała prawie dziesięć lat. Z żalem musiałam jej
zaniechać, ponieważ liczne wystawy i kontakty z kolekcjonerami
pochłaniały cały mój czas.
Z przyjemnością wspominam rozmowy o sztuce, architekturze,
pasjonujące komentarze do polityki z Kim`em, erudytą o rozległej
kulturze i wielkiej subtelności w postrzeganiu zjawisk. Dzięki
Kimowi i jego żonie zetknęłam się z innym światem, gdzie
arystokracja mieszała się z zamożnym mieszczaństwem, światem
biznesu, elitą artystyczną i polityczną. Kim świetnie gotował i z
wielka przyjemnością przyjmowałam zaproszenia na obiady. Wtedy
dowiedziałam się, że w świecie kulinarnym liczą się trzy kuchnie:
francuska, chińska i marokańska, konkurując ilością i różnorodnością
potraw.
Któregoś roku, w czasie wakacji zadzwoniła do mnie teściowa, mama
Gilles’a. Jak co roku spędzała czas w Fez. Tym razem podróż jej była
związana z wydaniem książki „Siedem wiosen Fez’u”. Składały się na
nią artykuły jej męża, ilustrowane jej zdjęciami. Miała też spotkać
się tam z Comtesse de Paris, z którą przyjaźniła się od czasów
marokańskich, a która przyjeżdżała specjalnie na promocję jej
książki.
Zaproponowała, abym przyjechała po nią samochodem, bo ilość bagażu w
drodze powrotnej nie pozwalała na powrót samolotem. Nie trzeba było
mnie do tego namawiać. Filip studiował już wtedy architekturę i z
kolegami spędzał czas na Korsyce. Sami z Karolem załadowaliśmy
samochód do pociągu i tak dojechaliśmy do Madrytu. Potem
autostradami przedostaliśmy się na południe, do Gibraltaru. Jakże
Hiszpania zmieniła się od czasów mojego pobytu w 1975 roku! Pod
wieczór dotarliśmy na prom, który płynął do Seuta, enklawy
hiszpańskiej na wybrzeżu afrykańskim. Następnie, nocą, pokonując
góry, dojechaliśmy do Tangieru, gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel.
Tanger, miasto legendarne, służyło znanym pisarzom do niezliczonych
powieści, jako miejsce akcji, z Bond’em włącznie. Są tam rezydencje
znanych postaci ze świata sztuki, literatury, filmu, Haute Couture,
jak Alain Delon i Mireille Darc, Yves Saint Laurent i wielu innych.
Już ranny spacer po mieście pozwolił mi spostrzec, jak kraj ten jest
różny od Algierii czy Tunezji, które znałam z innych podróży.
Posiadał, własną specyficzną magię i czar. Wszystko się na to
składało: ludzie, zwierzęta, przyroda, architektura, kolory,
światło, zapachy. Wszystko było inne, aniżeli gdziekolwiek indziej.
Fez, jedno ze świętych miast islamu. Rezydowała tam elita
spirytualna i intelektualna kraju. Spotykali się tam Sufici z całego
świata.
Uwiodła mnie Medina, stara część miasta, gdzie jedynym środkiem
lokomocji były osły. Bardzo wąskie uliczki dawały stały cień, który
pozwalał nawet
w największe upały zatrzymywać w domach przyjemny chłód. Było tu
skupisko najprzeróżniejszych rzemieślników, i każda specjalność
miała swoją dzielnicę.
Tych kilka tygodni spędziłam, jak „Alicja po drugiej stronie
lustra”. Żaden inny kraj nie wywarł na mnie takiego wrażenia. W
każdym innym miejscu, które zwiedzałam, była wyraźna granica
pomiędzy historią, a współczesnością. Tutaj wszystko umiejętnie
mieszało się, tworząc spójną całość. Długo po powrocie żyłam magią
tego kraju.
Tymczasem moje paryskie życie kwitło. Dzieliło się teraz na pracę
twórczą i tzw. public relations. Niejednokrotnie, otrzepawszy się z
pyłu, zarzucając marynarkę biegłam na coctail, wernisage czy
proszoną kolację. Poznawałam coraz to szersze kręgi ludzi. Szukałam
szczególnych miejsc na wystawy, które mogły przyciągnąć inną
publiczność aniżeli tą galeryjną.
Moja przyjaciółka, fotografka, Berangere Lomont miała w tym niemały
udział. Nie łatwo jest sfotografować rzeźbę tak, aby forma była
czytelna i pokazywała ukrytą magię dzieła. Dzięki niej powstała duża
kolekcja fotograficzna moich prac, stale powiększana o nowe okazy.
Zdjęcia Berangere wypełniały moje katalogi, zaproszenia na wystawy i
prezentują się znakomicie na mojej stronie internetowej. Jej zdjęcia
wielokrotnie pokazywałam w czasie moich wystaw.
Został mianowany w Paryżu nowy ambasador, Jan Tombiński, ogłoszony
później jednym z dziesięciu najlepszych ambasadorów polskich.
Oboje z żoną mieli wszechstronne zainteresowania i podtrzymywali
stare tradycje dyplomacji, organizując rauty i koktajle na przemian
z koncertami. Podczas tej kadencji salony ambasady często wypełnione
były gośćmi, gdzie elity francuskie mieszały się z elitami polskiej
emigracji.
Na jednym z wernisaży malarstwa w Instytucie Polskim, przy ul. Jean
Goujon, Jan Tombiński zaproponował mi wystawę w samej ambasadzie.
Hôtel de Monaco, siedziba ambasady, to jeden z najpiękniejszych,
osiemnastowiecznych pałaców paryskich. Raz w roku, podczas tzw. „Nocy
Muzeów” jest jednym z najbardziej obleganych obiektów, kiedy
wszystkie inne prestiżowe budynki, łącznie z Pałacem Elizejskim,
również są dostępne dla publiczności.
Wystawa ta miała odbyć się w maju i być początkiem tourne pt. „Podróże”,z
końcową serią wystaw w Polsce.
W połowie stycznia 2006 roku wyjechałam na dwa miesiące do Egiptu,
gdzie na zamówienie tamtejszego ministra kultury miałam zrealizować
moją pierwszą monumentalną rzeźbę w granicie. Pobyt w Asuanie to
jedno z najprzyjemniejszych moich wspomnień. Fantastyczny klimat,
gdzie przy upale 40 stopni Celsjusza można kuć w granicie, nie
odczuwając zmęczenia. Nie tak dawno jeszcze, angielska rodzina
królewska spędzała tu całą zimę, we wspaniałym „Old Catharacte”,
który do tej pory jest jednym z niewielu wyjątkowych pod każdym
względem hoteli na świecie.
Po powrocie został mi tylko miesiąc na zorganizowanie wystawy,
ale wszystko poszło bardzo sprawnie dzięki przychylności i pomocy
ambasadora i jego współpracowników. Nie mogłam wymarzyć sobie
wspanialszego wernisażu. 3-go maja, w piękną pogodę liczni goście
przechadzali się po salonach i ogrodach, kosztując wino i oglądając
moje rzeźby oraz fotografie Berangere. Przybyło około siedemset osób.
Wydarzenie to odbiło się szerokim echem, co bardzo pomogło mi
w rozwijaniu mojej działalności.
Po dwóch miesiącach wystawy rzeźby pojechały do kraju, gdzie
kolejno zaprezentowane zostały w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku,
w Krakowie
i w Warszawie. To były moje pierwsze wystawy w Polsce. Byłam
wzruszona szerokim zainteresowaniem i ilością odwiedzających, w
szczególności w warszawskiej galerii Traffic, prowadzonej wtedy
przez Basię Kochańską. Pośród gości była też właścicielka
PracowniGalerii, przy Emilii Plater, Jola Czajka. Nic wtedy nie
zapowiadało, że to spotkanie przerodzi się w długoterminową
współpracę, a nasza znajomość w przyjaźń. Nie marzyłam nawet wtedy,
że znajdę kogoś w Warszawie, kto potrafi energicznie, z fantazją i w
sposób nowoczesny, a jednocześnie myśląc w kategoriach europejskich,
prowadzić galerię. Na podstawie mojego doświadczenia i obserwacji
rynku sztuki, wiedziałam, że znalezienie kogoś, kto będzie miał
podobną organizację pracy, i podobne poczucie estetyki w urządzania
wystaw, jest praktycznie niemożliwe. Zdawałam sobie też jednocześnie
sprawę, że mieszkając w Paryżu nie osiągnę wyników w Polsce, jeżeli
ktoś się tym solidnie nie zajmie.
Od naszego spotkania minęły tylko trzy lata i aż trzy lata wspólnych
wystaw i wspólnych sukcesów. Jednym z ważnych momentów była wystawa
w Rezydencji Ambasadora Maroka, która potwierdziła moje przekonanie,
że tak, jak muzyka łagodzi obyczaje, to sztuka ułatwia kontakty. W
obecności dzieł sztuki atmosfera łagodnieje, a wzajemne porozumienie
między zaproszonymi, wynika samo z siebie.
Ukoronowaniem naszej współpracy z Jolą jest roczna wystawa w
Ambasadzie Francuskiej w Warszawie, która rozpoczęła się w grudniu
2009 roku.
W wielkim, nowoczesnym, przeszklonym holu zaprezentowanych zostało
jedenaście prac, głównie w kamieniu (marmurze, granicie,
alabastrze), w drewnie i brązie. Te ostatnie wykonane zostały we
francuskiej odlewni artystycznej SUSSE FONDEUR. Całość zwieńcza cykl
wielkich fotografii, które wypełniają szklaną fasadę ambasady.
Zdjęcia pomysłu i autorstwa Berangere Lomont pokazują kolejne etapy
powstawania jednej z moich prac. W ogrodach, pomiędzy ambasadą a
Rezydencją pojawiły się trzy inne rzeźby, monumentalne WOLF’S DREAM,
GARDIEN, OTARIE - ta ostatnia wykonana w brązie, w Gliwickiej
odlewni GZUT. Od frontu czystością bieli przyciąga zespół trzech
LOTOSÓW (LOTOS GROUPE).
Ta ekspozycja to wynik naszych rocznych przygotowań, ogromnego
wkładu pracy twórczej i organizacyjnej, ale także wsparcia firm: AXA
i STUDIO64, jak też życzliwej współpracy odlewni brązu w Polsce i
Francji, pomocy ECLIPSE-Machintoch.
Jest to jeszcze jeden etap w moim wędrownym życiu twórczym. Brak
własnej pracowni powoduje, że dużo czasu spędzam w Orońsku, Centrum
Rzeźby Polskiej. Najczęściej pracuję tam, przygotowując się do
wystaw w Polsce. Jest to unikalne i idealne miejsce w Europie i na
świecie do pracy dla rzeźbiarzy.
Wystawy w rozmaitych miastach i krajach zmuszają mnie do częstego
przemieszczania się. Z radością jednak wsiadam do samochodu, by
przemierzyć 1600 kilometrów, które dzielą Paryż od Warszawy.
Świetnie czuję sie w Polsce. Jestem jednak nieodłącznie związana z
Francją, gdzie urodzili się moi synowie i gdzie jest mój dom.
W planach wystawowych z przyjemnością umieszczam inne stolice, jak
Londyn, Berlin, Nowy Jork czy Brukselę, miasto, gdzie zawsze
istniało szczególne zainteresowanie rzeźbą.
Pisząc to, uświadamiam sobie, jak wiele mam już za sobą – ponad
pięćdziesiąt wystaw i ponad sto rzeźb w kolekcjach prywatnych,
publikacje w prasie, słownikach, wywiady w radio i telewizji.
Przypomniał mi się z młodości, ciągle powracający sen: upalny,
słoneczny dzień, ponad dachami z czerwonej dachówki widać palmy i
południową zieleń, za białym murem słychać rytmiczny odgłos dłut,
kujących w kamieniu. Kiedyś myślałam, że to Rzym. Czyżby ten sen był
zwiastunem tego, co zdarzyło się wiele lat później i realizuje się
teraz w moim życiu?
Daniel Szymański członkiem chóru
Sokół
jest od niedawna, ale zdążył
już zabłysnąć
podczas Koncertu Kolęd ciekawym
wykonaniem "Oj Maluśki". To młody i
utalentowany muzyk, który jest
również członkiem zespołu
Antiphony. Zespół w tym roku
został wyróżniony zaproszeniem
przez Carnegie Hall w Nowym
Yorku do udziału w Distinguished
Concert Singers International .
Zespół zaprasza 19 lutego na:
19 lutego 2010 r.
godz. 19:30
Daniel Szymański członkiem chóru Sokół
jest od niedawna, ale zdążył
już zabłysnąć
podczas Koncertu Kolęd ciekawym wykonaniem "Oj
Maluśki". To młody i
utalentowany muzyk, który jest
również członkiem zespołu Antiphony.
Zespół w tym roku został wyróżniony zaproszeniem
przez Carnegie Hall w Nowym Yorku do udziału w
Distinguished Concert Singers International .
Zespół zaprasza 19 lutego na:
7 marca 2010 r.
Kongres Polonii Kanadyjskiej okręg Manitoba, Polskie Towarzystwo
Muzyczne im. I.J. Paderewskiego, PTG Sokół
Winnipeg, Polishwinnipeg.com zapraszają Polonię na
Benefis dla uhonorowania dorobku Profesora Edmunda Kuffla
z okazji otrzymania tytułu Doktora Honoris Causa
Politechniki Poznańskiej
Benefis odbędzie się 7 marca 2010 r. w PTG Sokół
Winnipeg przy 117 Manitoba Avenue o godz. 17:00.
Bilety w cenie $ 25 można nabyć (w cenie biletu
obiad):
- Józef Biernacki tel. 338- 95 10
- Polsat Centre
- M&S
Meat Market
Cały dochód (po pokryciu wydatków) będzie przekazany na Lektorat
Języka Polskiego przy U of M.
Bilety należy nabyć przed uroczystością, nie będzie możliwości
nabycia biletów na miejscu.
Polonia w Kanadzie
zna działalność i dokonania prof. Edmunda Kuffla a
ich lista jest długa. Obecność na uroczystości to podkreślenie faktu
iż jesteśmy dumni iż taki Polak żyje wśród nas a także dobra okazja
do złożenia Profesorowi osobistych gratulacji.
Sylwetka Profesora
Edmunda Kuffla:
Prezentacja opracowana przez Politechnikę Poznańska
Need to recruit volunteers?
Post opportunities on Volunteer Manitoba's free
recruitment website free of
charge! Current listings
are sent to media, universities,
colleges, high schools, trade schools, and selected
agencies on a weekly basis. We
see an increase in “website traffic” each January,
so post your positions in time for the New Year!
Step
1: Log on to
mbvolunteer.ca and click on Create an Account link.
Step
2: Fill in the
form provided and click Send Registration when
complete.
Step
3: Activate
your new account. An activation email will be sent
to you.
Step
4: Go to
mbvolunteer.ca and click on Login in the menu. Enter
your user name and password.
Step
5: Click on the
Post a Position link in the menu (or on the homepage).
The Posting Form will appear.
You can choose to have your
opportunity appear on both of our websites!
Step
6: Click Submit
when form is completed. It will be posted on our
site within 2 business days.
Need to recruit youth
volunteers? Manitoba Youth Volunteer Opportunities
(MYVOP) is also a free recruitment tool for
organizations. Visit
www.myvop.ca or en français
www.myvop.ca/fr and follow the steps above to
recruit youth volunteers ages 13-30.
Please do not hesitate to
contact us for further information!
I am the Program Assistant of
the University of Winnipeg's
English for Specific Purposes
Program. Please find attached a
poster for our upcoming Winter
session of courses for
internationally educated
professionals or for immigrants
who would like to improve their
English and academic skills to
enter university. We would be
very grateful if you would
place this poster in an area
where members of your ethnic
community will see it. Our
courses are free to qualifying
immigrants.
If you have any further
questions, please do not
hesitate to contact me.
If you are delivering
an application in-person,
please drop it off at the
English Language Programs
offices at 491 Portage Avenue in
the Rice Building (Lobby), and
mark it "Attention: Carolynn
Smallwood--English for Specific
Purposes."
If you are delivering
an application in-person,
please drop it off at the
English Language Programs
offices at 491 Portage
Avenue in the Rice Building
(Lobby), and mark it "Attention:
Carolynn Smallwood--English
for Specific Purposes."
Piszę do Państwa z ofertą podjęcia współpracy z oktetem
wokalnym OCTAVA. Oktet wokalny OCTAVA wykonuje na
najwyższym poziomie muzykę wokalną a cappella,
posiadając w swoim repertuarze przedewszystkim muzykę
polską wszystkich epok, przedstawiając słuchaczom
podczas swoich koncertów obraz polskiej tradycji,
kultury i historii zawartej w utworach muzycznych.
Oktet wokalny OCTAVA szybko uzyskał wiodącą pozycję
wśród polskich zespołów kameralnych, zostając uznanym
przez krytyków muzycznych za jeden z najciekawszych
polskich zespołów wokalnych młodego pokolenia. Zespół
składa się z ośmiu profesjonalnych śpiewaków powstał w
2004 z inicjatywy studentów oraz absolwentów Akademii
Muzycznych, i już zdobył wszystkie najważniejsze nagrody
na konkursach i festiwalach chóralnych w całej Polsce! Z
wielu warto wymienić zdobyte przez zespół wszystkie
możliwe nagrody na 39’ Ogólnopolskim Festiwalu Chórów
„LEGNICA CANTAT”, pokonując zespoły z całej Polski.
Oktet wokalny OCTAVA na co dzień uczestniczy, będąc
zapraszanym, w najbardziej znaczących festiwalach
muzycznych na terenie całego kraju współpracując z
najważniejszymi instytucjami kultury m.in. Polskie
Radio, Radio Kraków, Filharmonia im. K. Szymanowskiego w
Krakowie, Cappella Cracoviensis, Akademia Muzyczna w
Krakowie, Urząd Miasta Krakowa, Urząd Marszałkowski
Województwa Małopolskiego i wiele, wiele innych.
W ostatnim czasie zespół nagrał płytę CD dla najbardziej
prestiżowej wytwórni zajmującej się nagraniami muzyki
klasycznej na polskim rynku. Płyta zawiera utwory
kompozytorów tworzących w czasach świetności Królewskiej
Katedry na Wawelu i spotyka się z pochlebnymi recenzjami
w najbardziej znaczących portalach internetowych oraz
tytułach ogólnopolskiej prasy (Gazeta Wyborcza, The
Times – Polska, Onet.pl).
W załączniku znajdują się szczegółowe informacje o
zespole. Więcej dodatkowych informacji jak i nagrania
zespołu znajdują się na naszej stronie internetowej
www.oktetoctava.pl
Reklama w Polonijnym Biuletynie
Informacyjnym w Winnipegu
Zapraszamy do reklamowania się w naszym
Biuletynie, który odwiedza z miesiąca na miesiąc coraz
więcej internautów.
Nasza strona nabiera popularności. Tylko w Grudniu 2008, (miesiącu o stosunkowo
małej ilości imprez polonijnych) Polishwinnipeg.com odwiedziło
niemal 7000 internautów. Już w styczniu 2009 niemalże 8000.
Wykres ilości
użytkowników
strony Polishwinnipeg.com za okres październik 2007 do stycznia 2009.
Wykres odsłon stron Polishwinnipeg.com za okres
październik 2007 do stycznia 2009
Reklama na naszych łamach to znakomita
okazja do zaprezentowania swojej działalności i usług -
oferujemy Państwu kilka podstawowych, skutecznych
reklamowych form, których cena znajduje się poniżej.
Zainteresowanych - prosimy o wysłanie do nas maila bogdan@softfornet.com
Cennik
reklam:
1. Reklama (kopia wizytówki biznesowej,
logo firmy z tekstem reklamującym o wymiarach wizytówki,
tekst reklamujący również w wymiarach wizytówki..., jest
doskonale widoczna, gwarantuje skuteczność przekazu.
Czas wyświetleń
Cena promocyjna
Cena regularna
Rok
$200
$400
Pół roku
$120
$240
Miesiąc
$90
$180
Dwa wydania
$40
$80
2. Reklama indywidualna w promocji $200
Twoja reklama trafi do internautów zapisanych na
naszej liście jako
jedyna wiadomość w mailu od nas.
3. Artykuł na zamówienie w promocji $200
Napiszemy i opublikujemy na stronie Biuletynu artykuł o
Twoim biznesie
lub serwisie.
4. Sponsorowanie działów naszego
Biuletynu,
np. Polonijny Kącik Kulinarny sponsowrwany przez
Restaurację
XXX
Czas wyświetleń
Cena promocyjna
Cena regularna
Rok
$200
$500
Pół roku
$120
$300
5. Sponsorowanie Polonijnego Biuletynu
Informacyjnego w Winnipegu $500/rok
Sponsorzy Biuletynu będą umieszczeni na
specjalnej stronie zbudowanej przez nas.Strona
będzie uaktualniana na życzenie sponsora bezpłatnie do
10 zmian na rok.
Link do strony sponsora będzie się znajdował w
każdym wydaniu biuletynu.